Branża

Przestawianie wajchy

Piotr Voelkel w School of Form, 2013 r.

Przestawianie wajchy

Rozmowa z Piotrem Voelkelem, przedsiębiorcą, promotorem polskiego designu, mecenasem wielu projektów kulturalnych i edukacyjnych, współwłaścicielem Grupy Kapitałowej Vox.

Reklama
Banner All4Wood 2024 - 750x100

Rozmowa opublikowana została w książce „Wizjonerzy i biznesmeni” (t. 1), wydanym przez Wydawnictwo meble.pl w 2015 r. Poniżej jedenasty rozdział tego wywiadu. Dziesiąty rozdział można przeczytać tutaj: Filozofia mebla

Dość krytycznie wypowiadał się Pan o polskich projektantach. Czy dlatego założył Pan swoją szkołę wzornictwa?

Projektanci w Polsce i w części Europy uczą się w szkołach artystycznych. To nie jest dobre miejsce dla ich poprawnego kształcenia. Częściowo ma to przyczyny historyczne, bo kiedyś projekty opakowań, ładnej porcelany zlecano grafikom, rzeźbiarzom… Dziś, w dobie nowych technologii oraz pracy w zespole projektant musi umieć porozumieć się z technologami, handlowcami, ale też z antropologiem, psychologiem. Wiedza o potrzebach potencjalnych odbiorców jest niezwykle ważną inspiracją dla dobrego produktu. Artyści mają inną sytuację. Swój talent mogą wykorzystać dla prezentowania własnych idei, dla realizacji własnych marzeń. Projektant ma sprostać marzeniom klienta. Kreatywność ma być zaprzęgnięta w służbie użytkowników, a nie dla osobistych, artystycznych celów. Trzeba przestawić tę wajchę.

W School of Form przestawił Pan tę wajchę?

W School of Form uczymy antropologii, filozofii, psychologii i socjologii. To daje przyszłym projektantom wrażliwość na potrzeby innych, dzięki tym zajęciom mają oni wiedzę o człowieku i jego rozwoju. Mamy wiele warsztatów, w których uczą się różnych technologii, np. programowania robotów. Jest ślusarnia, stolarnia, szwalnia, małe studio filmowe i pracowania ceramiczna. Wiele projektów studenci wykonują w zespołach, żeby nabyć umiejętności pracy w grupie. Umieją, w zależności od zadania, zbudować potrzebny i skuteczny zespół.

Nawet do zaprojektowania – no, powiedzmy łyżeczki – powoływany jest zespół?

Jeżeli to ma być banalna kopia tego produktu, to nie trzeba nikogo. Ale jeżeli zadaniem jest zaprojektowanie łyżeczki, która sprosta jakimś nowym oczekiwaniom, która ma być wyjątkowa, to potrzebni są różni ludzie, specjaliści z różnych dziedzin. Najprostsze rzeczy wymagają najbardziej genialnych rozwiązań. A to się osiąga albo dzięki pracy w zespole, albo trzeba szukać jednoosobowego geniusza pokroju Leonardo da Vinci. Takich jednostek jest mało.

Wie Pan, ktoś kiedyś powiedział, że geniusz to dziesięć procent zdolności i dziewięćdziesiąt procent pracowitości.

No tak, ale czasami też bardzo wszechstronne kompetencje, bo geniusz to też ktoś, kto umie łączyć informacje z bardzo różnych obszarów: humanistyki, technologii, psychologii. Najczęściej to są ludzie multidyscyplinarni. A my zafundowaliśmy sobie świat specjalistów. Rozwiązaniem problemu jest posadzenie tych specjalistów przy jednym stole, bo wtedy suma ich kompetencji zaczyna być genialna. Na tym polega idea School of Form, na tym polega idea design managementu, którego też uczymy i na tym polega idea projektowania zespołowego, którą stosujemy w firmach.

Te roczniki, które kiedyś zaczynały School of Form, już są absolwentami?

Teraz kończą szkołę. Mają dyplomy. W czerwcu i październiku.

System „Smart”, prod. Meble Vox.
System „Smart”, prod. Meble Vox.

Trudno zatem mówić o jakiejś ocenie kompetencji i przygotowania tych młodych ludzi?

Ja mam z nimi kontakt. Większość z nich ma już pracę albo założyła własne firmy. Uważam, że wielu z nich to wspaniali, doskonale przygotowani do pracy projektanci. Wszyscy mają gotowość do pracy w zespole, co jest wyjątkowe na polskim rynku projektowym. Zrobią kariery. To jest dobry projekt, uważam, że bardzo wiele zrobiliśmy jak na te trzy lata. Smutne jest to, że nie możemy liczyć na pomoc państwa.

A kto wykłada u Pana?

Co? Gdzie?

No choćby w School of Form. Podbiera Pan wykładowców z publicznych uczelni?

SWPS istnieje już dwadzieścia lat i mamy większość kadry na pierwszym etacie. Właściwie nie ma na drugim, to pojedyncze przypadki. W School of Form są polscy projektanci. Industrialem zarządza Oskar Zięta, który jest architektem, ma własne biuro projektowe, jest znaną postacią. Modą, czyli fashion, zarządza Wojtek Dziedzic. Domestic zarządza Agnieszka Jacobson-Cielecka. To są znani ludzie, którzy dzielą czas między pracą w szkole a swoją własną karierą. Teraz są nabory, szukamy nowych wykładowców.

Z dobrym skutkiem?

W Polsce przybywa ludzi, którzy rozumieją, o czym mówimy. Humanistów mamy trochę swoich z SWPS-u, część z innych uczelni. Przychodzą do nas, bo mamy jasną ścieżkę kariery. Cenią sobie klarowne reguły, wsparcie szkoły dla ich zawodowych ambicji.

Czy edukacja, szkolnictwo to dla Pana biznes czy filantropia?

Chyba ani jedno, ani drugie. Biznes to nie może być, bo zysk szkoły nie jest mój. Szkoła jest jak fundacja: nie płaci podatku dochodowego, ale też ja nie mam prawa do dochodu – pieniądze muszą być przeznaczone na rozwój szkoły.

Ale szkoła kształci ludzi, którzy później mogą się zatrudnić u Pana w firmie, więc jest to jakaś forma pośredniej korzyści.

No tak, ale to byłoby absurdalne, bo oznaczałoby, że pobudowałem browar, by wypić kilka piw. W SWPS jest piętnaście tysięcy studentów, a ja nie potrzebuję takiej rzeszy ludzi do pracy. Natomiast nie jest to też filantropią. Zainwestowałem sporo w szkoły, w ich siedziby i rozwój, ale na co dzień uczelnie same się utrzymują. Szkoła zarabia, ma zysk, dobrze się jej wiedzie, co roku zwiększa nabory. Wyzwania, które stawia przede mną szkoła, to przede wszystkim intelektualna przygoda. Praca z wieloma wybitnymi osobami, konieczność podejmowania co raz to nowych wyzwań spowodowała, że jestem innym człowiekiem. Inwestując w SWPS, zainwestowałem w siebie i swój rozwój. Czy pan zrobiłby ze mną wywiad, gdybym był jednym z wielu stolarzy?

Sypialnia „4you”, prod. Meble Vox.
Sypialnia „4you”, prod. Meble Vox.

Raczej nie, choć oczywiście nie wykluczałbym takiej możliwości, bo nawet stolarz pracujący w niewielkim zakładzie mógłby mieć jakieś wyjątkowo interesujące wspomnienia czy przemyślenia.

Praca w biznesie, współpraca z artystami, budowanie prywatnych uczelni dało mi wiele niecodziennych okazji do poznania wyjątkowych ludzi. To jest mój cenny dorobek. Jestem dumny z wielu przyjaciół z tych różnych środowisk.

Pytanie, na ile to są przyjaciele, podobno prawdziwych poznaje się w biedzie.

Kiedyś byłem biedny i też miałem przyjaciół. Tych, których dziś zaliczam do tego grona, jestem pewny. To szlachetne i bliskie osoby.

A gdzie Pan na takich pomnikowych ludzi trafił? Coraz trudniej chyba o takich.

Tak, ale jeszcze ciągle są. Marek Kamiński, Wojtek Eichelberger, Tomasz Dostatni – dominikanin. Wspaniali, niezwykli ludzie, sprawdzeni przyjaciele.

ROZMAWIAŁ: Marek Hryniewicki

Ciąg dalszy wywiadu z Piotrem Voelkelem w rozdziale: Trudno być prorokiem wśród swoich