Branża

Wszędzie podkreślamy, że jesteśmy polską marką

Kinga Smardz-Gawłowska, właścicielka marki borcas.

Wszędzie podkreślamy, że jesteśmy polską marką

Kinga Smardz-Gawłowska, właścicielka marki borcas, o sile rzemiosła, świadomym wprowadzaniu nowych produktów, budowaniu relacji z projektantkami i projektantami oraz otwieraniu się na nowe rynki.

Jest Pani projektantką, ale i właścicielką firmy, założycielką marki borcas. Jak do tego doszło, że jako projektantka zdecydowała się Pani na założenie własnej marki? Od tego czasu minęło już 8 lat, prawda?

Reklama
Banner All4Wood 2024 - 750x100

Tak, marka borcas działa już 8 lat. Zakończyłam wówczas pracę w swojej poprzedniej firmie. Byłam tam zatrudniona jako kierownik na budowach. Po ponad 7 latach pracy zrobiłam sobie chwilę przerwy, aby zastanowić się nad tym, co naprawdę chciałabym robić w życiu.

W poprzedniej pracy wielokrotnie miałam styczność ze stolarzami, bo zdarzało się nam, jako firmie, wykonywać na przykład prace przy zabytkowych założeniach parkowych. Gdy poddawaliśmy renowacji jakiś zabytkowy park, miałam kontakt ze stolarzami, którzy byli podwykonawcami moich projektów elementów przestrzeni publicznej. Od zawsze gdzieś tam we mnie było zamiłowanie do pracy rzemieślnika, wykonywanej ręcznie z dbałością o detale. Zawsze mi się to podobało i zachwycało mnie.

Ponadto, zbiegło się to z czasem, gdy z mężem wprowadziliśmy się do domu i szukaliśmy mebli. Trochę to było tak, że bardzo podobały mi się meble różnych marek, na przykład włoskich. Natomiast jednym z ich wyróżników, oprócz jakości i designu, była też spora cena. Trzeba również przyznać, że polskich marek było wtedy znacznie mniej. To nie był taki czas jak teraz, że mamy naprawdę dużo bardzo dobrych polskich marek. Mamy również polskie wzornictwo. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że obecnie nastała moda na to, żeby kupować rzeczy made in Poland.

To prawda, można taką tendencję zaobserwować.

Zaczęłam się nad tym wszystkim poważnie zastanawiać. Moje pierwsze szkice to były meble, które miały się przydać do urządzenia naszego domu. Dałam sobie rok od momentu rozpoczęcia pracy nad projektami do oficjalnego założenia firmy. To był czas na stworzenie kolekcji mebli, która będzie miała jakiś wyróżnik. Nie zależało mi na tym, by zrobić kolejne biurko, czy kolejny regał, bo jednak te rzeczy już są na rynku.

Ponad rok pracowałam nad kolekcją Oslo i uważam, że ona rzeczywiście do dzisiaj wyróżnia się na rynku. Łączymy w niej drewno z metalem, ale co ważne, tam nie ma żadnych widocznych elementów. Nie ma żadnych śrubek. Klient dostaje monolit. To są meble 360°. Obojętnie, jak je Pani odwróci, to zawsze będzie – nazwijmy to – prawa strona. Nie ma tych takich gorszych pleców, elementów, które wyglądają nieestetycznie i trzeba je schować, że tak to ujmę.

Ponad rok zajęło Pani projektowanie? A modelowanie, pierwsze prototypy?

Gdy pierwsza kolekcja była już na ukończeniu postanowiłam spróbować i założyć własną markę. Nie ukrywam, że było to dość śmiałe, a nawet nieco szaleńcze, ponieważ ja nie mam żadnych tradycji stolarskich w rodzinie. Założyłam firmę jako kobieta. Oprócz projektowania nie potrafiłam fizycznie, przy użyciu maszyn, chociażby stolarskich, stworzyć takiego mebla. Założyłam tę firmę motywując się pasją do tego co tworzę, mając opracowane wzory i wiarę, że uda się wszystko zorganizować i wykonać.

Sam początek był taki, że korzystałam z pomocy zaprzyjaźnionych stolarzy, firm ślusarskich, a u mnie w firmie przygotowaliśmy taki przysłowiowy garaż. Nawet dosłownie, to był garaż. To u nas odbywał się montaż mebli, które później pakowaliśmy i wysyłaliśmy do klientów. Oczywiście z czasem to się zmieniło, bo wiadomo, że fachowcy, z którymi ja współpracowałam byli też zajęci swoimi realizacjami.

A w międzyczasie firma borcas rosła.

Na samym początku nie byłam w stanie zapewnić ciągłości produkcji, więc stolarz, który ze mną współpracował, imał się również innych zajęć. Robił dla kogoś kuchnię czy inne meble, a moje projekty schodziły na drugi plan. Zamówień jednak było coraz więcej. Wraz z rosnącymi potrzebami, przede wszystkim produkcyjnymi, wraz ze wzrostem zamówień, postanowiliśmy stworzyć własną przestrzeń do produkcji. Zainwestowaliśmy i powstała u nas stolarnia oraz lakiernia. Do dzisiaj tak funkcjonujemy. Oczywiście korzystamy z pewnych komponentów, ale zdecydowaną większość prac wykonujemy samodzielnie w naszym zakładzie.

Firma borcas ma swoją siedzibę w Ostrowie Wielkopolskim. Powiedziała Pani, że w rodzinie nie było tradycji stolarskich, a czy tradycje wielkopolskiego meblarstwa miały jakikolwiek wpływ na założenie przez Panią firmy?

Zgadza się, tak jak wspomniałam, w mojej rodzinie rzeczywiście nie było tradycji stolarskich. Natomiast co do samej lokalizacji firmy, to uważam, że zakład znajduje się w dobrym miejscu. Po pierwsze – wciąż silna jest tradycja mebli tworzonych w Wielkopolsce. Dzięki temu możemy korzystać z umiejętności świetnych rzemieślników, ponieważ więcej osób się w tym specjalizuje. Moja firma działa na terenie parku technologicznego. Wiele osób jest naprawdę zaskoczonych, gdy nas odwiedza. Pytają, jak można prowadzić stolarnię na piątym piętrze. (śmiech) Ale proszę mi uwierzyć – można.

Po drugie – fakt, że firma znajduje się na terenie parku technologicznego. Na parterze mamy lakiernię proszkową, zakłady ślusarskie, co powoduje, że taki logistyczny ciąg materiałów jest bardzo krótki. Korzystamy z drewna, które pozyskujemy z okolicznych lasów, a tartak jest zaledwie 20 km od stolarni. Nie zdarzają nam się sytuacje, że musimy ściągać cokolwiek z drugiego końca Polski. Mamy naprawdę świetne relacje z lokalnymi dostawcami i jest to korzystne rozwiązanie dla obu stron. Dzięki temu cały łańcuch logistyczny jest skrócony i niemal wszystko jest robione na miejscu.

Skoro korzystają Państwo z drewna z okolicznych lasów, to co Pani sądzi o tym, że Lasy Państwowe odchodzą od certyfikacji FSC? A wiem, że certyfikaty mają dla Państwa duże znaczenie.

Tak, jest to zdecydowanie problem, a w mojej ocenie jest to błąd. Dzisiaj, jako marka, oprócz działań na rynku polskim sprzedajemy dużo produktów na rynku niemieckim. W tym roku byliśmy obecni na targach Maison & Objet w Paryżu,  otwieramy się na rynek francuski, a zapytania o certyfikat pojawiają się bardzo często.

Pani słowa są potwierdzeniem moich rozmów z producentami mebli.

Tak, to jest jednak dla potencjalnych klientów showroomów oraz dystrybutorów bardzo ważna informacja, czy firma korzysta z produktów certyfikowanych.

Poruszyła Pani temat dystrybucji, a wcześniej rynku niemieckiego, a ja przeglądając stronę borcas zauważyłam bardzo dużo punktów sprzedaży właśnie w Niemczech. Nawet nie wiem, czy nie więcej niż w Polsce…

Tak, zgadza się. Wychodzimy również do klientów poza Polską, ponieważ daje to nam bardzo duże możliwości.

Dlaczego rynek niemiecki jest tak ważny dla Państwa?

Ten ruch, to następstwo pewnych zachowań konsumenckich. My, jako Polacy, zmieniamy meble dość rzadko. Natomiast na rynku niemieckim chęć posiadania nowych produktów jest zdecydowanie większa. Poza tym mam wrażenie, że niemiecki konsument potrafi zapłacić więcej za meble, które są rzemieślniczo wykonane z naturalnych materiałów. Takie, które po latach można odnawiać. Dla nich te rzeczy są bardzo istotne. U nas też zaczynam zauważać zmiany na tej płaszczyźnie, jednak w dużej mierze, to ciągle cena jest tym elementem, który znacząco wpływa na decyzję o zakupie. Prowadzimy również opiekę posprzedażową, z której w Niemczech klienci bardzo chętnie korzystają. W Polsce powoli również zaczyna stawać się to standardem. Dla przykładu, po 2-3 latach od zakupu, klient zwraca się do nas z pytaniem, czy moglibyśmy mu odnowić blat np. w biurku.

Absolutnie nie jest to żadnym problemem. Produkt jest do nas wysyłany, my go szlifujemy, lakierujemy i generalnie odświeżony mebel odsyłamy klientowi. Wracając do rynku niemieckiego – jest dla nas niezmiernie ważny. Takich punktów, jak Pani zauważyła, mamy dość sporo. Dla mnie osobiście bardzo ważny jest fakt, że w tych salonach oprócz dużych i znanych marek znajduje się też miejsce na polskie marki rzemieślnicze. To jest wspaniałe uczucie, bo na każdym kroku, a w zasadzie wszędzie, gdzie się pojawiamy, podkreślamy, że jesteśmy w 100% polską marką.

Jeśli chodzi o otwieranie się na inne rynki, to mówiła Pani o obecności na targach Maison & Objet, czyli o Francji. Wiem też, że są Państwo w Austrii, w Grecji czy jeszcze jakieś nowe rynki są w kręgu Państwa zainteresowań?

Jeżeli chodzi o showroomy, to mamy punkty, w państwach o których Pani mówi. Cały czas prowadzimy również rozmowy. Proces pozyskiwania nowych dystrybutorów to nie jest jednak łatwa sprawa.

Tegoroczne targi Maison & Objet to była już kolejna edycja podczas której prowadziliśmy rozmowy z właścicielką showroomów w Rzymie oraz Mediolanie. Spotkaliśmy się wcześniej na targach w Kolonii, teraz spotkaliśmy się na targach w Paryżu, czyli ponownie była możliwość obejrzenia naszych produktów, głównie nowości. Osobiście bardzo mi na tym zależy, bo chciałabym mieć ekspozycję mebli właśnie we Włoszech, ponieważ od myśli o włoskich meblach wszystko się zaczęło. Rynek włoski jest dla mnie taką wisienką na torcie.

To tego Pani życzę. Zatrzymajmy się na chwilę przy nowościach. Muszę przyznać, że bardzo rozsądnie podchodzą Państwo do wprowadzania nowości na rynek. Z założenia mają to być dwa, trzy meble w roku? Z czego to wynika?

Teoretycznie nie byłoby problemem wprowadzenie kolejnej komody, kolejnego regału czy biurka na rynek. Ja jednak postawiłam sobie inny cel – chciałabym, żeby to były dwa, trzy meble rocznie. Zależy mi na tym, aby były to produkty przemyślane i wyróżniające się na rynku. Pracując nad nowościami pragnę skupić się na wprowadzeniu mniejszej liczby nowości, ale za to dopracowanych w każdym detalu.

Niedawno wprowadziliśmy do oferty zestaw mebli rosnących z dzieckiem – krzesło i biurko Rise. Tak jak w większości naszych nowych projektów, ich pojawienie się na rynku to odpowiedź na realne potrzeby naszych klientów. Bardzo często rozmawiamy z klientami, z naszymi handlowcami, z przedstawicielami sklepów, z którymi współpracujemy. Pytamy ich o to: z czym zgłaszają się do nich klienci? Jakich rozwiązań na rynku brakuje? Nie chcę tworzyć kolejnych mebli, ponieważ moim założeniem jest stworzenie produktów, które faktycznie ułatwiają i upiększają codzienność.

Natomiast w przypadku tego zestawu rosnącego z dzieckiem, to był też trochę mój prywatny zamysł na kolejny mebel. Myślałam o tym jako mama pięciolatka. Meble, które mieliśmy już w ofercie, nie były jeszcze dostosowane do wieku mojego syna. Zależało mi na tym, żebyśmy mieli meble do jego pokoju, które posłużą mu dłużej. Syn ma teraz 5 lat i trochę żałuję, że te projekty nie powstały półtora roku temu, bo mógłby już wcześniej korzystać z najniższego rozmiaru biurka.

Z tego zestawu dziecko może korzystać przez cały pobyt w szkole podstawowej. Zastosowaliśmy w nim proste rozwiązanie dokręcania wałeczków, które aż trzykrotnie zmieniają wysokość mebla. Całość została wykonana z wytrzymałego dębu, a w trakcie użytkowania możemy bez najmniejszego problemu odnowić mebel. Dla maluchów przewidziana jest nakładka na blat, po której dzieci mogą śmiało rysować kredą, bo ta powierzchnia jest zmywalna. Gdy do biurka dołożymy dostawki, otrzymujemy w sumie największy rozmiar blatu biurka w naszej ofercie, bo aż 1,5 m. Tak naprawdę to biurko może służyć o wiele dłużej, niż tylko podczas nauki w pierwszych klasach szkoły podstawowej.

To jest projekt, któremu świetnie sprostała Ewa Półtorak. Wiele jej projektów zdobywa uznanie oraz nagrody. Nie ukrywam też, że w procesie projektowym znajduje się nasza ostatnia, tegoroczna nowość. Autorką również jest Ewa Półtorak, według mnie niesamowicie utalentowana projektantka.

Ta nowość będzie miała premierę jeszcze w tym roku?

Tak, będziemy się starać, żeby premiera odbyła się jeszcze w tym roku. W zasadzie będzie to kilka wariantów mebla. To pierwszy taki projekt, który powiedziałabym, że jest mocno osadzony w trendach. Nasze projekty nigdy nie powstają w momencie, w którym dany materiał czy forma są modne. Mogę śmiało powiedzieć, że są one ponadczasowe. Meble, które zaprojektowałam na początku działalności, czyli 8 lat temu, nadal są w sprzedaży i ciągle znajdują swoich odbiorców. To nie są formy, które za dwa lata staną się niemodnym kiczem. Biorąc dodatkowo pod uwagę, że do produkcji wykorzystujemy naprawdę dobre materiały, a meble można poddać renowacji, uważam, że tworzymy ponadczasowe meble na lata.

Projekt, nad którym pracujemy z Ewą da początek nowej kolekcji hiszpańskiej, a utrzymany w tej estetyce będzie meblem, który wpisze się w obecne trendy wnętrzarskie.

Wcześniej, przez wprowadzenie do oferty szafki nocnej Troost, zaprojektowanej przez Agatę Nowak, odpowiedzieli Państwo na potrzebę bycia offline.

Tak, to był okres jeszcze przed pandemią. Nie ukrywam, że do mnie opcja bycia offline w wybranych przeze mnie momentach, bardzo przemawia.

To tu się zgadzamy – do mnie także.

Cóż, jestem osobą, która trzyma telefon blisko łóżka, jak chyba większość z nas. Kiedy mogę skorzystać z tej rewelacyjnej kieszeni blokującej zasięg, to mam czyste sumienie i czuję się znacznie lepiej. Telefon cały czas jest w pobliżu, ale nie mogę łączyć się z Internetem i jestem poza zasięgiem – to rewelacyjne rozwiązanie. Agata Nowak już wcześniej miała doświadczenie w tym temacie. Rozwiązanie, które sprawiało, że jest się poza zasięgiem sieci komórkowej widziałam podczas wystawy w Mediolanie. Wtedy był prezentowany fotel, który zaprojektowała Agata. Kojarzy go Pani?

Tak – fotel Offline.

Ta specjalna kieszeń to fantastyczna sprawa. Dwa lata później Agata się do mnie odezwała. Nasza współpraca zaczęła się od stworzenia z Agatą lampy Ogen. Później powstała właśnie ta szafka nocna Troost, o której Pani wspomniała. Uważam, że to mebel z bardzo fajną funkcją. Kolejny nasz produkt powstały we współpracy z Agatą to konsola Hal.

Marka borcas ma już na swoich koncie współprace z kilkoma utalentowanymi polskimi projektantkami i projektantami, takimi jak: Agata Nowak, Ewa Półtorak, Wojciech Mierzwa. Pani samej też zdarza się przecież projektować. A na jakiej zasadzie wybiera Pani projektantów i projektantki, z którymi Pani współpracuje?

Bardzo często to projektanci szukają marek. Najczęściej jest bowiem tak, że projektanci mają w portfolio gotowe projekty i poszukują producenta, który je wdroży. Ja natomiast przeglądam projekty, które są już wdrożone na rynku. Kluczowa jest rozmowa z projektantką lub projektantem, ponieważ współpracując związujemy się ze sobą na dłuższy czas. Jeżeli dany projekt powstaje od podstaw, to jest to minimum rok. Naprawdę, tyle czasu trzeba poświęcić na konsultacje nad projektem i prototypowanie.

Bardzo ważne jest znalezienie wspólnego języka. Dla mnie istotne jest porozumienie z projektantem na trzech płaszczyznach: projektowej, materiałowej i warsztatowej. Oczywiście, niezmiernie ważny jest brief z wytycznymi, który przygotowuje producent. To jest tak, że my mamy pomysł na dany mebel, przygotowujemy brief, na podstawie którego projektant tworzy koncepcję mebla, rysunki i tak dalej. W tym przypadku ważne są również wcześniejsze prace projektanta, jego zmysł artystyczny oraz poczucie estetki. Nie ukrywam, że bardzo lubię współpracować z kobietami. Cieszę się, że w designie jest coraz więcej kobiet i mamy bardzo utalentowane projektantki.

A gdy Pani myśli teraz o sobie i zadaje sobie pytanie: kim jestem? To co jest na pierwszym miejscu? Czy czuje się Pani bardziej projektantką, czy bardziej właścicielką marki borcas?

Biorąc pod uwagę fakt, że od jakiegoś czasu nie projektowałam nowych mebli, to zdecydowanie bardziej czuję się właścicielką marki i osobą, która prowadzi firmę. To jest trochę tak, że jeżeli zakres obowiązków jest mniejszy, to jest więcej przestrzeni w głowie na to, żeby móc poświęcić się projektowaniu. Poza tym jestem bardzo ciekawa, jak myślą młodzi ludzie, młodzi projektanci. To dla mnie niesamowita przyjemność móc z nimi współpracować.

Wszystkie te współprace, które mamy na koncie marki, są niezwykle satysfakcjonujące. Z każdej jestem bardzo zadowolona. Każda z nich wiele wniosła do naszej firmy i uważam, że powstały fajne rzeczy.

Od dwóch lat marka Borcas należy do grupy Kolektywni. Dlaczego się Pani zgodziła na udział w działaniach tej grupy.

Zadzwonił do mnie Mateusz i opowiedział o całym pomyśle. Pomyślałam – „dlaczego nie!”.

I jak znam Mateusza, to nie było wyjścia (śmiech).

Trochę nie było wyjścia. (śmiech) To jest tak, że najpierw pojawił się koronawirus. W tym czasie właśnie skontaktował się ze mną Mateusz z Miloni i powiedział, że w sumie można byłoby coś razem zrobić. Jakby nie patrzeć, podczas pandemii wszystko trochę zwolniło.

Na samym początku nie bardzo wiedzieliśmy, w którą stronę pójść. Dużo sklepów było wówczas zamkniętych. Na polskim rynku był jeszcze ruch, ale na przykład tu, gdzie jest dla nas tak istotna sprzedaż – na rynku niemieckim – showroomy były przez długi czas pozamykane.

Rzeczywiście z rynku niemieckiego docierały do polskich producentów mebli niepokojące informacje o przedłużających się lockdownach.

Dokładnie. Dlatego też zadzwonił Mateusz i powiedział, że może zorganizujemy wspólną reklamę lub jakąś inną akcję. Pomyślałam – w sumie dlaczego nie? Znamy się, jesteśmy z jednej branży, więc bardzo fajnie jest móc się spotkać i wymienić doświadczeniami, szczególnie, że to był trudny czas. Zaczęło się od pomysłu na reklamę, skończyło się na grupie. Zobaczymy, w którą stronę to się rozwinie, bo jednak jest to pięć marek i same silne osobowości.

Kibicuję każdej z tych firm. Wszystkich członków Kolektywnych bardzo cenię i lubię, również prywatnie. Ważną kwestią dla nas jest fakt, że nawet pod względem biznesowym bardzo często mamy wspólnych dystrybutorów, a nasze produkty są w tych samych punktach sprzedaży. Możemy wymieniać się informacjami z rynku, w razie potrzeby wspomagać materiałowo, więc to nie jest tylko wspólna reklama, ale to są także działania stricte biznesowe.

A na ile istotna była przy podejmowaniu decyzji o dołączeniu do Kolektywnych promocja polskiego rzemiosła? To przecież jedno z założeń tej grupy.

Tak, to bardzo ważny punkt, bo jednak u podstaw mojej firmy jest rzemiosło, ręczna praca człowieka. I w pozostałych firmach, które wchodzą w skład Kolektywnych, jest podobnie. To nie są firmy masowo tworzące dane produkty. To są firmy, w których za każdym wykonanym projektem stoi człowiek – można poczuć przywiązanie do detalu, przywiązanie do materiału. Korzystamy z naturalnych materiałów, bo wyrażamy w ten sposób poszanowanie dla środowiska.

Co się zmieniło w prowadzeniu firmy przez te 8 lat? Z jakimi problemami Pani, jako przedsiębiorczyni, musi się teraz zmagać?

Cóż, na rynku zauważalny jest trend spadkowy, jeżeli chodzi o sprzedaż mebli. O tym w sumie się teraz mówi i to jak najbardziej można odczuć. Zakładam jednak, że nie jest to aż tak dużym zagrożeniem, jeżeli wprowadzamy na rynek produkty, których klienci realnie potrzebują. Zobaczymy, w którą stronę ten trend spadku zamówień będzie się rozwijał w przyszłym roku. Właśnie teraz jest ten okres, czyli drugie półrocze, w którym my, jako firma, mamy najwięcej pracy.

Obawiałam się też odrobinę wzrostu cen w nowym roku, ze względu na zwiększenie kosztów stałych, gdyż o tym również się mówi, lecz jestem dobrej myśli.

Koszty utrzymania pracowników?

Oczywiście koszty utrzymania pracowników są istotne. Obawiam się również wzrostu cen komponentów po nowym roku. Te zmiany wpływają praktycznie na każdą płaszczyznę i ma to swoje odzwierciedlenie w cenach.

Powiedziała już Pani, że jeszcze jedna kolekcja pojawi się na rynku w tym roku. A jakie jeszcze inne plany, o których może nam Pani powiedzieć, ma borcas? Może jest to np. udział w targach?

Jeśli chodzi o takie plany, to jestem jeszcze na etapie zastanawiania się. W tym roku mieliśmy dwie ważne imprezy. Nie ukrywam, że pod względem logistycznym oraz finansowym jest to dość wyczerpujące.

Na pewno chcielibyśmy na początku roku skupić się na pomysłach projektowych, na produkcji nowych mebli. Tak jak mówiłam, chodzi o dwa, trzy wzory w roku – to wszystko, aby dopracować każdy szczegół. Aktualnie ważne jest rozwijanie sprzedaży na rynku francuskim i mam nadzieję, że wreszcie na rynku włoskim. To są priorytety, na których chcę się skupić.

A rynek polski ciągle jest w rozwoju, czy status quo też Państwa zadowala?

Bardzo uważnie śledzę trendy i statystyki, bo jednak następuje pewna zmiana tego marketplace’u. Pojawia się bardzo dużo sklepów internetowych, w których, które chcą sprzedawać nasze produkty. Jednym udaje się to w mniejszym stopniu, innym idzie trochę lepiej. Z moich obserwacji wynika, że sprzedaż mebli coraz bardziej przenosi się do Internetu. Jesteśmy do tego przygotowani i  nie stanowi to problemu. Wszystkie nasze produkty są pakowane w płaskie paczki i bardzo często ich waga nie przekracza 30 kg. Najpopularniejsze meble są po prostu przysłowiowo „brane pod pachę przez kuriera”, a więc idealnie sprawdzają się do takich wysyłek.

Oczywiście, na polskim rynku są showroomy, w których sprzedajemy nasze produkty, ale też bardzo prężnie rozwija się sprzedaż online.

Wiem, że nazwa borcas to skrót od nazw miast. Mogłaby Pani powiedzieć, od jakich nazw miast?

B jak Berlin i mamy w ofercie kolekcję Berlin. O jak Oslo – to jest właśnie ta pierwsza kolekcja, której jestem autorką. R – jak Rzym. C… to tutaj w języku angielskim miał być Cracow, czyli Kraków. A jak Amsterdam i S jak Sevilla. No i właśnie ten projekt, którego się spodziewamy jeszcze pod koniec roku będzie już z tej kolekcji z takim hiszpańskim sznytem.

Czyli w dużym stopniu udało się ten plan zrealizować.

Tak, chociaż nie mamy jeszcze wypełnionych wszystkich liter, to nadal wszystko przed nami.

Tego życzę – by udało się je wypełnić i bardzo Pani dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.

ROZMAWIAŁA: Anna Szypulska

Wywiad ukazał się w miesięczniku BIZNES.meble.pl, nr 12/2023