Branża

I jak Wasze postanowienia noworoczne? Zaczęliście biegać?

Anna Gąsiorowska.

I jak Wasze postanowienia noworoczne? Zaczęliście biegać?

I jak Wasze postanowienia noworoczne? Przecież taka okazja zdarza się bardzo rzadko. Nie dość, że 1 stycznia, to na dodatek – poniedziałek, czyli kumulacja dwóch „idealnych” momentów na zmiany w swoim życiu.

Reklama
Banner All4Wood 2024 - 750x100

Zaczęliście już biegać czy może czekacie na noworoczne wyprzedaże, aby kupić dobre buty? Rzuciliście już palenie, czy może przez to, że parę minut po północy zapaliliście kolejnego papierosa, postanowiliście poczekać do kolejnego poniedziałku lub kolejnego pierwszego dnia miesiąca? Zaczęliście już oszczędzać czy może pierwsza wypłata w 2024 roku pójdzie na spłatę świąteczno-noworocznych długów i pożyczek? Zaczęliście już odchudzanie, czy może wygrało stwierdzenie „jedz to, co zostało po świętach i Sylwestrze, bo się zmarnuje”?

Chodzicie regularnie na siłownię czy może najpierw musicie kupić odpowiedni dres?

Paradoks postanowień polega na tym, że jeśli chcemy naprawdę coś zmienić, to nie potrzebujemy magicznych dat, odpowiedniego momentu. Równie dobrze zdrowy styl życia możemy rozpocząć od środy, a oszczędzanie pieniędzy – w czwartek popołudniu, gdy pieniądze, których nie wydaliśmy na przysłowiowe awokado albo kawę na stacji benzynowej, odłożymy do skarbonki albo zrobimy przelew na swoje konto oszczędnościowe. Te symboliczne daty nie mają większego znaczenia. To my ich potrzebujemy, ale tylko wtedy, gdy nasza wewnętrzna motywacja jest zbyt słaba.

Z racji zawodu bliskie mi jest zarządzanie finansami. Zazwyczaj mamy bardzo silną motywację do tego, aby mieć więcej pieniędzy. Mam wrażenie, że zależy nam na tym bardziej, niż na przykład na schudnięciu. Dlaczego zatem to nie wychodzi? Przede wszystkim to efekt tego, że rzadko kiedy wiemy, jak tak naprawdę wygląda nasz budżet. Zazwyczaj wiemy, ile zarabiamy, potrafimy przewidzieć, kiedy otrzymamy premię, kiedy będziemy mogli zarobić dodatkowe pieniądze. Wyzwaniem jest określenie wydatków. Część z nich jest stała – opłaty za media, czynsze, raty kredytów, itp. i to nie sprawia nam kłopotów. Gorzej wychodzi nam określenie swoich wydatków „na życie”. Zakupy spożywcze – 1.000 zł, paliwo – 500 złotych, nie wiadomo na co – 1.500 złotych.

Znacie to, prawda?

Gdy rozpoczynam negocjacje windykacyjne, zaczynam je zawsze od określenia faktycznego stanu finansów, czy to firmy, czy osoby prywatnej. I wcale nie jest to takie oczywiste. Zazwyczaj punktem wyjścia jest to, że wydatki przekraczają dochody. Właściwie to jest geneza bardzo wielu długów. Oczywista oczywistość, prawda? Przecież gdyby dłużnik zarabiał więcej niż wydawał, nie byłby dłużnikiem… Wystarczy jednak głębiej przeanalizować finanse i okaże się, że np. firma ma zamrożone pieniądze w niezapłaconych fakturach, które dolicza do dochodu, a którymi nie może dysponować. W przypadku osób prywatnych – nad wieloma pieniędzmi nie mamy kontroli i świadomości ich „uciekania”, na przykład poprzez wiele zakupów na niskie kwoty, które ujawniają się dopiero przy podsumowaniach.

Zróbcie eksperyment

Jeśli często płacicie kartą lub Blikiem, wejdźcie na swoje konta, ustawcie sobie filtr na kwoty od zera do pięćdziesięciu złotych. I ile Wam wyszło takich transakcji w ciągu miesiąca? Nie analizujemy takich drobnych pieniędzy, wydanie 20 czy 30 zł nie sprawi, że zabraknie nam na zapłatę jakieś faktury czy rachunku. Jeśli jednak je zsumujemy – zapewne będzie to kwota rzędu kilkuset złotych. A to już ma znaczenie. I bardzo łatwo będzie nam z tych wydatków zrezygnować, bo zazwyczaj – będą to nasze zachcianki, kaprysy, zakupy pod wpływem impulsu.

TEKST: Anna Gąsiorowska

Felieton ukazał się w miesięczniku BIZNES.meble.pl, nr 1/2024.