Branża

Co to znaczy podobne?

Gala rozdania nagród Red Dot 2017. Na zdjęciu od lewej: Peter Zec (prowadzący galę), Janusz Mikołajczyk (prezes Zarządu Mikomax Smart Office), Tomasz Augustyniak (projektant) i Lu Lam Lesli (juror).

Co to znaczy podobne?

Rozmowa z Januszem Mikołajczykiem, założycielem i właścicielem firmy Mikomax.

Reklama
Banner All4Wood 2024 - 750x100

Rozmowa opublikowana została w książce „Wizjonerzy i biznesmeni” (t. 2), wydanej przez Wydawnictwo meble.pl w 2018 r. Poniżej dwunasty rozdział tego wywiadu. Jedenasty rozdział można przeczytać tutaj: Zaklęty krąg

Nie ma Pan najlepszego zdania o polskich projektantach. Czy rzeczywiście jest aż tak źle?

Jest taki temat, jak zastrzeżenia wzorów. Polscy projektanci kompletnie sobie nie zdają sprawy, jakie to ważne, dlatego, że może Pan zastrzec wzór przemysłowy jaki tylko Pan chce.

Wszystkiego chyba nie można zastrzec?

Wszystko. To znaczy zgłosić może Pan wszystko.

A, zgłosić – tak.

I teraz sytuacja jest taka – nie mówię, której firmy to dotyczyło – firma wystawia się na targach, przychodzi jakiś smętny pan i mówi: Proszę pana, ale ja dziesięć lat temu taki wzór zastrzegłem. No to wystawca na to: Ale pan tego nie produkuje. Pan na to: Nie, nie produkuję, ale ten produkt jest podobny do mojego.

Do tego, którego nie produkuje?

Tak, bo on wymyślił, zastrzegł, ale nie produkował, bo nie było technologii i czegoś tam jeszcze. I jest problem, bo produkt wdrożony, poniesione koszty. Jeżeli chodzi o patenty, to patent jest Pan w stanie zweryfikować, natomiast wzorów przemysłowych są miliony, bardzo różnych. Nie wiadomo, jak ich szukać: po nazwiskach? po firmach? Może być tak – to co my dzisiaj robimy – że zastrzegamy dziesięć wzorów i jeden produkujemy, a dziewięciu nie produkujemy. To jest broń, którą trzeba nauczyć się posługiwać. Tacy na przykład Skandynawowie wszystko zastrzegają. Wszystko. I tylko chodzą po targach, a później przychodzi pismo od prawnika, że jest zastrzeżenie i koniec dyskusji.

No dobrze, a jak to wygląda w przypadku, gdy kupuje Pan gotowy projekt?

Mi przez cały czas wydawało się, że jak kupujemy prawa autorskie, to sprawa jest załatwiona. Guzik prawda. Może Pan kupić prawa autorskie, ale gdzieś na drugiej półkuli ktoś może wpaść na dokładnie taki sam pomysł, niezależnie od projektanta, od którego Pan kupił projekt i Pan nic z tym nie zrobi. Chyba że Pan udowodni, że ktoś się inspirował, skopiował Pański projekt. Natomiast jeżeli ktoś zastrzegł wzór przemysłowy, to jego kompletnie nie interesuje, że ktoś wpadł na dokładnie taki sam pomysł, bo on ma na to papier. Po prostu – ma Pan pecha, bo Pan nie zastrzegł, a ja zastrzegłem. I dziękuję.

Prawa autorskie wtedy nie pomogą?

Nie. Ja już nie chcę tłumaczyć, jakie jeszcze są rzeczy, jakie okresy, jakie są uwarunkowania, ale to naprawdę jest taki element, który trzeba brać pod uwagę, bo poważne firmy, które dużo robią, jak widzą coś podobnego do swoich produktów, to pierwsza rzecz, którą robią, to wysyłają pismo od swojego prawnika.

Pan miał takie sytuacje?

My nie mieliśmy, natomiast… To znaczy mieliśmy, ale akurat firma nie miała racji, dlatego, że mieliśmy wcześniej tak zwaną publikację. Bo jeżeli ktoś zastrzeże, ale wcześniej była tak zwana publikacja, to takie zastrzeżenie nie jest ważne. Dostaliśmy pismo i oczywiście trzeba było udowodnić, kiedy była nasza publikacja. Myśmy to opublikowali trzy lata wcześniej, było to w Internecie i – dziękuję – wasze zastrzeżenie nie jest ważne. Ale gdybyśmy tego nie mieli?

A co to znaczy publikacja? Zamieszczenie zdjęcia na stronie internetowej?

Udostępnienie publiczne. Różnie: na targach, na stronie internetowej, wszędzie tam, gdzie można to zobaczyć.

Czyli krótko mówiąc, jak we wrześniu opublikuje Pan w gazecie zdjęcie swojego mebla…

To jest dzień publikacji.

…a za rok ktoś do Pan przyjdzie i powie: Hola, hola, ale ja tu mam zastrzeżenie, to wówczas prawo jest po Pańskiej stronie?

Musi być więcej niż rok, bo jeżeli to będzie rok lub mniej, to on ma rację.

No to powiedzmy, że nie po roku, a po półtora się zgłasza. To wówczas może mu Pan powiedzieć: Proszę wyjść?

Przedstawiam dokumenty, że jest publikacja i na tym koniec. Ale jeżeli z kolei upublicznię i w ciągu roku nie zastrzegę, to nie mam ochrony. I już nie zastrzegę, bo mam na to tylko rok.

Przyznam, że nie rozumiem.

Załóżmy, że wystawiam się na targach. Dzisiaj. To mam rok na zrobienie rejestracji. Ale jeżeli ktoś wczoraj upublicznił taki sam mebel, to on był wcześniej niż ja i ja już nie mogę tego zastrzec, ponieważ jego publikacja była wcześniejsza niż moja. Od opublikowania mam rok na rejestrację. Tylko, że warunek jest taki, że nikt wcześniej przed moją publikacją nie mógł pokazać podobnego produktu. Jeżeli pokazał choćby dzień wcześniej niż ja opublikowałem, to już nie mogę zastrzec tego wzoru.

Ale Pan nie wie, że on to pokazał. I Pan zastrzega…

Tak, tak, oczywiście, że nie wiem.

I co wtedy?

Wtedy przychodzi do mnie i mówi: Twoje zastrzeżenie jest nieważne. To był właśnie przykład naszej sytuacji. Tylko że to nie był dzień, ale to były dwa lata. I myśmy powiedzieli: Proszę państwa, jest publikacja. A jeszcze z takich ciekawostek, bo to jest ciekawy temat: co to znaczy podobne?

Większość krzeseł jest do siebie podobnych – mają siedzisko, oparcie i cztery nogi.

Oczywiście są pewne cechy, których nie można zastrzec, one były kiedyś upublicznione i są znane. Czyli nie można zastrzec koła. Bo koło było. Musi być coś innego. Natomiast jeśli chodzi o podobieństwo, to procesy się toczą o to, że coś robi podobne wrażenie.

Wrażenie jest przecież kwestią subiektywną.

Ale tak wyglądają rozprawy sądowe. Jedna strona bierze fachowców, druga strona bierze fachowców i jedni mówią, że to jest podobne, a drudzy, że nie jest podobne. I to są procesy, które się toczą latami. Przy okazji tej sytuacji zainteresowaliśmy się tym problemem i stwierdziliśmy, że to jest pole minowe. Dlatego, że zaczynam produkcję, raptem ktoś do mnie przychodzi, kupuję prawa autorskie – a przecież ci projektanci też nie wiedzą, że ktoś zaprojektował coś podobnego…

No właśnie – kto tu jest winien? Producent czy projektant?

Wygląda to tak, że mnie ścigają, a ja mam regres w stosunku do projektanta.

Chociaż w tej całej sytuacji Pan jest najmniej winien, bo kupił Pan w dobrej wierze projekt, który okazał się plagiatem?

Tak, ja w dobrej wierze kupuję, podpisuję umowę, a ktoś później przychodzi i mówi: Panie, ja mam zastrzeżenie.

Ten projektant…

Ten projektant nie jest w stanie tego sprawdzić, oczywiście zakładamy, że on świadomie nie skopiował i mówi, że sam to wymyślił. No tak, ale ktoś ma zastrzeżenie. I co ja mogę w tej sytuacji zrobić?

Dochodzimy do pewnego rodzaju absurdu, bo podstawowym obowiązkiem projektantów będzie wertowanie książek, czasopism, katalogów czy stron internetowych i sprawdzanie, czy ktoś już tego nie wymyślił. Przecież projektów są miliony.

Wie Pan, jak żeśmy się przestraszyli tych projektantów? Nikt z nich w ogóle nie wiedział, że coś takiego jest. Im się wydawało, że oni mają prawa autorskie i koniec. Z prawa autorskiego można dochodzić swoich racji, ale to jest dużo, dużo trudniejsze. A jeżeli ktoś ma papier, zastrzeżony wzór, to dziękuję, po sprawie. Nie ma tematu.

Ta niewiedza, o której Pan mówi jest zadziwiająca. Przecież tego powinno się uczyć na studiach – przynajmniej w jakimś minimalnym stopniu, dającym przynajmniej jakąś minimalną wiedzę.

A jednak nie wiedzieli. Nie wiedzieli. Ja też byłem zdziwiony, że nie zdawali sobie sprawy, iż wzory przemysłowe mają taką moc prawną. Proszę sobie zatem wyobrazić taką sytuację: ma Pan ciekawy produkt, produkuje Pan, a toczy się rozprawa sądowa i nie wiadomo, jak się skończy. I jest ból.

No tak: produkować, nie produkować? Są zamówienia – co z nimi robić?

Tak, tak. Oczywiście można zabezpieczyć powództwo, często firmy reagują na zasadzie: podobne, nie podobne – kierujemy sprawę do sądu, niech on się martwi. Przerzucamy problem gdzie indziej. I Panu coś takiego wrzucają, Pan musi kombinować. My na szczęście nie mieliśmy problemu – pokazaliśmy publikację i dziękuję. Ale to jest rzeczywiście problem.

Powiedział Pan, że wiedzy na ten temat nie mają projektanci, a jak jest w tej kwestii z producentami?

Moim zdaniem w polskim przemyśle meblarskim jeżeli chodzi o wzory przemysłowe, to mało kto ma świadomość tej sytuacji. Tylko niektórzy wiedzą – na pewno Profim, na pewno Nowy Styl, Balma chyba też, reszta – nie wiem, czy sobie zdaje z tego sprawę. Szczególnie przy produktach, które mogą funkcjonować kilka lat, już nie mówiąc o inwestycjach. A to są ogromne koszty – wdrożenie nowego modelu krzesła kosztuje milion złotych co najmniej. Albo kilka. I ktoś mówi: Panie, ale to jest podobne! A Pan tego nie wie nawet, bo przecież tych zastrzeżeń wzorów – ich baza znajduje się w Alicante – jest kilka milionów.

ROZMAWIAŁ: Marek Hryniewicki

Ciąg dalszy wywiadu z Januszem Mikołajczykiem w rozdziale: Czy ten produkt jest komuś potrzebny?