Branża

Nieprzyjęta propozycja wojewody

Leszek Wójcik.

Nieprzyjęta propozycja wojewody

Rozmowa z Leszkiem Wójcikiem, właścicielem Fabryki Mebli Stolpłyt, Wójcik Fabryki Mebli i Żuławskiej Fabryki Mebli, właścicielem marki Meble Wójcik.

Reklama
Banner All4Wood 2024 - 750x100

Rozmowa opublikowana została w książce „Wizjonerzy i biznesmeni” (t. 1), wydanej przez Wydawnictwo meble.pl w 2015 r. Poniżej dziesiąty rozdział tego wywiadu. Dziewiąty rozdział można przeczytać tutaj: Z dymem poszło to, co najlepsze…

Była pewna sytuacja, która wprawdzie nie dotyczyła w żaden sposób Ciebie, ale z racji, że to ten sam region, to same województwo, to myślę, że się jej przyglądałeś. Upadek grupy Schieder, bo o niej mówię, był chyba jednym z bardziej dramatycznych momentów dla polskiego meblarstwa: kilkanaście fabryk w Polsce, a w nich kilkanaście tysięcy ludzi, którzy nagle dowiadują się, że ich przyszłość stanęła pod bardzo dużym znakiem zapytania…

Wiesz, ja się tak mocno temu nie przyglądałem, chociaż to był nasz konkurent. Ale dziwię się bardzo mocno, że Pan Demuth i zarząd Schiedera podejmował tak złe decyzje, bo przecież miał do dyspozycji niemalże nieograniczony rynek. Owszem – miał w tych fabrykach stare maszyny, sprowadzał stare, mimo że mając takie możliwości, powinien mieć nowe maszyny, powinien zrobić taką wydajność, by nikt nie miał z nim szans konkurować, szczególnie na rynku niemieckim. Przecież on miał ten rynek, on praktycznie kreował cały rynek niemiecki i europejski.

Leszek Wójcik i pracownicy. Jubileusz 15-lecia firmy Stolpłyt, 2001 r.
Leszek Wójcik i pracownicy. Jubileusz 15-lecia firmy Stolpłyt, 2001 r.

Od Was też Schieder brał?

Od nas nie, nie brał. To była nasza konkurencja. Firma chyba doszła do wniosku, że ma taką siłę, że nie musi obawiać się konkurencji. Myśleli, że na tych starych maszynach będzie można prowadzić efektywną produkcję i wytwarzać konkurencyjne produkty, a tymczasem okazało się, że my byliśmy od nich lepsi. O wiele lepsi.

Ale wiedziałeś o Schiederze i o tym, jak ta firma funkcjonuje. Nie domyślałeś się, że może mieć kłopoty?

Mnie to nie interesowało. Powiem szczerze: nie interesował mnie Schieder. Współpracowałem już wtedy z firmą Bega Ditera Hilperta.

A Ty nie myślałeś, by kupić którąś z polskich fabryk Schiedera?

Jak to się rozpadło i Schieder ogłosił w Niemczech upadłość, to jakieś propozycje zakupu mieliśmy.

I powiedziałeś, że nie jesteś zainteresowany?

Dokładnie tak. Powiedziałem, że nie chcę, bo musiałbym taką fabrykę głęboko zrestrukturyzować, praktycznie budować od nowa. Wtedy byłem też bezpośrednio po zakończeniu swojej inwestycji. Od roku miałem już drugą fabrykę – Wójcik Fabrykę Mebli. Uznałem, że mam wystarczająco dużo mocy produkcyjnych i nie ma sensu, aby brać sobie na głowę taki kłopot.

A ta fabryka w Elblągu, której ostatecznie nie kupiłeś, istnieje? Ktoś ją kupił?

Działa tam spółka Home Concept.

Jak popadały zakłady Schiedera, to się pojawiło na rynku trochę wykwalifikowanych pracowników. Skorzystałeś z tej sytuacji?

Akurat ja nie skorzystałem z tej sytuacji, bo w Elblągu właściwie nikogo nie było, przejąłem może dwóch-trzech pracowników, ale też były takie rozmowy: „Panie Leszku, ja całe życie tam pracowałem, od chłopaka, przecież ja wierzę tylko w państwową fabrykę, ja nigdy nie chciałem u prywatnego pracować, ja się tego strasznie boję”. Ja mu wszystko tłumaczyłem, ale to był człowiek starszy ode mnie o dziesięć lat i nie wierzył prywatnemu właścicielowi.

Targi „Meble” w Poznaniu, od lewej: Piotr Wójcik, Adam Bartyś, Leszek Wójcik, 2003 r.
Targi „Meble” w Poznaniu, od lewej: Piotr Wójcik, Adam Bartyś, Leszek Wójcik, 2003 r.

Wiesz co, jak sięgam pamięcią, to też mam takie wrażenie, że przed 1989 rokiem u prywatnych właścicieli ludzie nie bardzo chcieli pracować, bo się obawiali. Obawiali się, że prywatne to nietrwałe, że władze zamkną zakład. Z drugiej strony wiedzieli, że prywatny właściciel będzie od nich wymagał rzetelnej pracy.

Dzisiaj przez bardzo wielu ludzi jesteśmy nadal źle postrzegani, bo wielu prywatnych właścicieli nie płaci na czas albo nie płaci ZUS-u, coś kombinuje. W każdym razie ja na upadłości Schiedera nie skorzystałem, bo uważałem, że nowe to jest jednak nowe i nie ma sensu kupować tak starego zakładu.

Z nagrodą Prezydenta Miasta Elbląg (Leszek Wójcik – drugi z lewej), 2003 r.
Z nagrodą Prezydenta Miasta Elbląg (Leszek Wójcik – drugi z lewej), 2003 r.

A powiedz, czy po upadku Schiedera na rynku niemieckim zrobiło się trochę luźniej?

To był dobry okres, wielu zaczęło wtedy pracować z nami. Na pewno wtedy mocno poluzowało się na rynku niemieckim.

Wiesz – jednak duża firma przestała istnieć.

No duża, duża. Ale jakie miała wydajności i jak efektywnie pracowała, to już trudno ocenić.

Ale były przecież i inne fabryki – w Polsce do Schiedera należały zakłady produkujące meble tapicerowane: Mazur Comfort, Mazur Look, fabryki w Kobylnicy, w Gniewkowie, w Grupie były też Bydgoskie Fabryki Mebli, FS Favorit Furniture w Szczytnie – w sumie kilkanaście zakładów. I przecież wszystkie miały dobre, pewne rynki zbytu.

No miały rynki, masz rację. Dziwię się, że takie błędy Pan Demuth popełnił, bardzo się dziwię, bo miał doświadczonych dyrektorów fabryk, którzy znali się na produkcji, miał technologów, sztaby profesjonalnych pracowników. W każdym razie szkoda każdego, kto upada, szkoda pracowników, którzy stracili pracę.

ROZMAWIAŁ: Marek Hryniewicki

Ciąg dalszy wywiadu z Leszkiem Wójcikiem w rozdziale: Wigilijna decyzja