Branża

Jeszcze nowszy ład

Zdzisław Sobierajski.

Jeszcze nowszy ład

Dawno, dawno temu, w latach 80. ubiegłego wieku, kiedy jeszcze rządziła „jedynie słuszna partia”, jechałem taksówką.

Reklama
Banner All4Wood 2024 - 750x100

Jak to onegdaj bywało, pan taryfiarz był bardzo rozmowny. Był kryzys, więc rozmowa zeszła na tematy gospodarcze. Wysłuchałem wywodu o tym jak to się nie opłaca jeździć taryfą. Paliwo drogie, części drogie, no i te podatki. Taksówkarz utwierdzał mnie w przekonaniu, że właściwie, codziennie dokłada do tego interesu.

Zapytałem go czy jeździ w niedziele? Usłyszałem że w niedziele nie jeździ, bo to jest jedyny dzień, który poświęca czas rodzinie. – „No to widzi pan” – zażartowałem – „Skoro w niedzielę nie trzeba dokładać, to jednak trochę pieniędzy na życie zostaje”.

Na koniec trzeciego kwartału 2023 roku, około 20% płatników składek miało zaległości wobec ZUS, a łączna kwota niezapłaconych składek osiągnęła prawie 19 miliardów złotych. Tendencja jest rosnąca i wynosi około 4% rocznie. W tym tempie, w połowie 2024 roku co czwarty płatnik składek będzie miał zaległości w ZUSie. Dzieje się tak pomimo tego, że płatności do ZUSu mają bardzo wysoki priorytet i znajdują się na drugim miejscu, zaraz po wypłatach wynagrodzeń pracownikom. Widać, jak od wielu lat narasta nam problem systemowy, którego przedsiębiorcy sami nie rozwiążą, a politycy nie dostrzegają. Koszty prowadzenia działalności gospodarczej systematycznie rosły już od lat 90.

W Polsce mamy około dwa miliony osiemset tysięcy płatników składek. 90% z nich to samozatrudnieni, oraz firmy zatrudniające do 20 pracowników. To oni są najczęściej podwykonawcami kilku procent większych firm. Gdy duże przedsiębiorstwo przeżywa wahnięcie, to setki małych mają trzęsienie ziemi. Politycy doprowadzili do sytuacji, w której co piąty z nich, podobnie jak wspomniany pan taksówkarz, ma problem z zarobieniem pieniędzy na opłaty i daniny, a przecież dochód osobisty właściciela jest na końcu kolejki płatności jego firmy. 

W 2023 ZUS ma płacić za wszystkie zwolnienia chorobowe. Niby wielka zmiana, ale ci którzy rozpoczynali działalność gospodarczą w latach 80. pamiętają, że ZUS płacący za czas choroby pracownika, to była wtedy norma. Normą była też składka na ZUS w wysokości 18% wynagrodzenia pracownika. To zmieniło się dopiero w 1991 roku.

Potem kolejne rządy przerzucały na barki przedsiębiorców obciążenia socjalne, wcześniej wypłacane z danin publicznych. Kulminacją tego procederu jest dzisiaj dodatkowy 9% podatek, przewrotnie nazwany „składką zdrowotną”. Mam wrażenie, że gdyby na takich zasadach jak przedsiębiorcy musieli funkcjonować nasi parlamentarzyści to prowadziliby permanentny strajk okupacyjny przeplatany protestacyjnymi głodówkami.

Staram się promować hasło, że „każde państwo jest tylko lepiej, lub gorzej zaprojektowaną usługą dla ludności”. W końcówce 2023 roku zdecydowaliśmy o zwolnieniu starych projektantów naszej rzeczywistości i zatrudniliśmy nowych. Ciekawe czy zaprojektują nam przewidywalny system podatkowy i proste zasady ubezpieczeń społecznych. Przedsiębiorcy którzy zakładali biznesy w 1989 roku, pamiętają tak zwaną „ustawę Wilczka”. Spisane na kilku kartkach proste zasady prowadzenia działalności gospodarczej wprowadzały ryczałtowy system naliczania podatku, płatność do ZUS-u za pomocą jednego przelewu i system ewidencji tak prosty, że początkujący biznesmen nie potrzebował księgowej. Tak rozpoczął się wielki polski boom gospodarczy lat 90. Skoro wtedy to zadziałało, to może dziś już nie warto poprawiać kawałków tego co jest, a lepiej zaprojektować system całkiem nowy? Tylko czy ktoś to jeszcze potrafi?

TEKST: Zdzisław Sobierajski

Felieton ukazał się w miesięczniku BIZNES.meble.pl, nr 1/2024.