Branża

Zakład przejęty w biegu

Jan Szynaka odbiera z rąk Waldemara Pawlaka, wicepremiera i ministra gospodarki nagrodę Lider Polskiego Biznesu, 2011 r.

Zakład przejęty w biegu

Rozmowa z Janem Szynaka, właścicielem Grupy Meblowej Szynaka, której początki sięgają 1957 r., kiedy to powstał mały zakład rzemieślniczy prowadzony przez ojca – także Jana.

Reklama
Banner reklamowy reklamuj się w BIZNES.meble.pl listopad 2024 750x200

Rozmowa opublikowana została w książce „Wizjonerzy i biznesmeni” (t. 1), wydanym przez Wydawnictwo meble.pl w 2015 r. Poniżej dziesiąty rozdział tego wywiadu. Dziewiąty rozdział można przeczytać tutaj: Konkurencja i współpraca

W 2003 roku kupił Pan Wolsztyńską Fabrykę Mebli. Skąd nagle ten Wolsztyn, to przecież zupełnie inny region Polski?

W 2002 roku produkcja, którą realizowałem dla Swedwoodu w Zbąszyniu i Zbąszynku była tak duża, że zaczęły się kłopoty magazynowe. Musiałem jakoś rozwiązać ten problem. Dyrektor Swedwoodu podpowiedział mi, że niedaleko w Wolsztynie znajduje się upadająca fabryka produkująca kuchnie. Długo nie czekając, odwiedziłem zakład oraz spotkałem się z burmistrzem i starostą. Rzeczywiście, okazało się, że firma przygotowana jest do upadłości.

No właśnie. Wolsztyńska Fabryka Mebli, powstała w 1945 roku na terenie niemieckiego przedsiębiorstwa Hoyer-Holz Hallenbau, produkowała najpierw meble szkolne, a później – meble kuchenne. W latach dziewięćdziesiątych przedsiębiorstwo zostało sprywatyzowane i włączone do skandynawskiego koncernu budowlanego Skanska.

Tak, to była dziwna sprawa. Zakład przejęła Skanska, a potem przekazała go jakiejś niemieckiej grupie.

Reklama
Banne 300x250 px Furniture Romania ZHali Imre

To była Grupa Poggenpohl, zresztą wtedy należąca do koncernu Skanska. Ale Skanska postanowiła sprzedać Grupę. Fabryka w Wolsztynie została wyłączona z Grupy i trafiła w ręce szwedzkich, indywidualnych inwestorów. Wkrótce jednak, w 2002 roku, ogłosiła upadłość.

Już nawet nie pamiętam tego tak dokładnie. Cała sytuacja była nie do końca zrozumiała. Zakład w Wolsztynie miał coś produkować do ich budynków, ale to nie przyniosło korzyści, więc postanowiono się tego po prostu pozbyć. Zresztą i tak funkcjonowało to fatalnie. Gdy kupiłem zakład, zabrałem się za przegląd maszyn. Pokazano mi kabiny. Powiedziałem: „W porządku, ale gdzie jest lakiernia?”. I kiedy znowu pokazano mi kabiny, to odpowiedziałem: „To jest kabina, ale gdzie jest lakiernia? Gdzie urządzenia?”. W odpowiedzi usłyszałem tylko: „No, tak to kupiliśmy”.

Jak to rozumieć? Nie wiedzieli, co kupują?

To było wyprowadzanie pieniędzy z zakładu poprzez zakup starych sprzętów. Tak właśnie działa w większości zachodni kapitał w Polsce. Owszem, inwestuje się pieniądze, ale co z tego, skoro zaopatruje się fabryki w stare maszyny, a reszta pieniędzy po prostu znika.

No, wie Pan, nie tylko w Wolsztynie był stosowany ten mechanizm.

Ma Pan rację, dlatego wychodzę z założenia, że ten, kto myśli poważnie o rozwoju swojej firmy, to rzeczywiście inwestuje środki pieniężne w maszyny, technologie, a przede wszystkim w kadrę.

Wolsztyńska Fabryka Mebli, stan obecny.
Wolsztyńska Fabryka Mebli, stan obecny.

Czy w Wolsztynie był przetarg na fabrykę?

Owszem, był u syndyka. Otrzymałem od niego pismo, że jeżeli jestem zainteresowany zakupem zakładu, to muszę postępować zgodnie z narzuconą ścieżką prawną i stanąć do przetargu. Odpowiedziałem, że jestem zainteresowany, a nawet mogę wydzierżawić od razu część zakładu i zatrudnić pracowników po to, żeby nie nastąpiło rozkradzenie tego majątku.

I syndyk na to się zgodził?

Tak. Z tym, że w zakładzie ja miałem swoich ludzi i tak samo syndyk, żeby jeden drugiego mógł kontrolować.

Widzę, że w Państwa relacjach obowiązywała zasada bardzo ograniczonego zaufania. A kto płacił tym ludziom?

Większość kosztów była po mojej stronie. Chodziło o pilnowanie majątku i porządku w zakładzie.

A tego Wolsztyna nikt nie chciał kupić oprócz Pana? Nie było zainteresowania?

Owszem, było kilku chętnych, ale chcieli kupić tylko część firmy. Nasza oferta była jedyna, która obejmowała całość. Wygrałem ten przetarg i wypełniliśmy wszystko to, do czego zobowiązaliśmy się w umowie.

Tam wtedy dużo osób pracowało?

Chyba około stu ludzi.

W czasach rozkwitu fabryka zatrudniała nawet tysiąc dwieście osób.

Możliwe, ja pamiętam ten zakład z czasów, gdy zatrudniał ponad osiemset osób. Obiecałem, że przyjmę nawet tych ludzi, którzy zostali zwolnieni przez syndyka, który redukował koszty. Złożyłem taką deklarację oficjalnie, bo widziałem jak bardzo zależy pracownikom na tym zakładzie.

Liczne nagrody przyznawane firmie Szynaka Meble.
Liczne nagrody przyznawane firmie Szynaka Meble.

Powiedział Pan, że pracownicy chcieli ten zakład utrzymać, a wcześniej wspomniał Pan o wizycie u burmistrza i starosty. Jak lokalne władze zapatrywały się na los Wolsztyńskiej Fabryki Mebli i na Pańską chęć kupna tego przedsiębiorstwa?

Mieliśmy poparcie samorządu, bo prowadziliśmy oficjalne rozmowy z miastem i powiatem. Staraliśmy się, żeby wszystko było jawne i zgodnie z prawem. Oferowaliśmy legalne zatrudnienia, dobre umowy oraz adekwatne do umiejętności zarobki.

W jakim stanie był wtedy zakład w Wolsztynie?

Zakład został przejęty w pośpiechu. A z maszyn, które tam były, zostało bardzo niewiele.

Czyli musiał Pan zainwestować w nowy park maszynowy?

Nie stawiałem tam nowych maszyn, tylko takie, które przeszły całkowite renowacje i były w dobrym stanie. W ogóle to zaraz po przejęciu zakładu rozpoczęliśmy generalny remont. Ludzie byli przestraszeni, mówili: „Zakład nam niszczą”. Wszystko zostało wyburzone: ścianki działowe, kantorki. Jednak, kiedy zobaczyli pierwszą, wyremontowaną halę oraz odnowione maszyny: centra obróbcze, linie do rozkroju, to zaakceptowali zmiany. Wstawiliśmy dobre oświetlenia, systemy odpylania, a pracownikom zapewniliśmy ubrania robocze, co zwiększyło bezpieczeństwo pracy. Dzięki tym wszystkim staraniom zarówno mieszkańcy, jak i pracownicy przekonali się do nas. Dwa czy trzy lata później byliśmy wśród najlepszych przedsiębiorstw w Wielkopolsce. Szefowa tamtejszego urzędu pracy wielokrotnie podkreślała nasze zasługi dla rozwoju regionu. Zresztą widać to było po zatrudnieniu i obrotach firmy. To była udana inwestycja, która bardzo szybko nam się zwróciła bez większych problemów.

Ile osób tam pracuje obecnie?

W tej chwili około sześciuset osób.

A produkcja skierowana jest głownie na eksport?

Z założenia, tak jak wspominałem wcześniej, Wolsztyn miał uzupełnić produkcję dla IKEA. Jednak zobaczyliśmy, że produkowane tam kuchnie są naprawdę piękne, mają pewną renomę i rynek zbytu. W związku z tym stwierdziłem: „Zostawiamy tę produkcję, a uzupełniamy ją o naszą dla IKEA”.

I jak wyglądają obecnie proporcje między produkcją kuchni a produkcją dla IKEA?

Dzisiaj, mniej więcej, produkcja kształtuje się po połowie. Kuchnie z założenia mają być z najwyższej półki. Nie zależy mi na tym, aby mocno obniżać koszty. Chcemy pokazać najwyższy standard, jakość, funkcjonalność i wzornictwo. Pozostała produkcja to meble dla IKEA – teraz na przykład produkujemy tam na ich potrzeby meble biurowe.

ROZMAWIAŁ: Marek Hryniewicki

Ciąg dalszy wywiadu z Janem Szynaka w rozdziale: Wakacje, których nie było