Branża

Po kilku latach tłustych nastały chude…

Grzegorz Kalinowski, dyrektor handlowy w firmie Libro.

Po kilku latach tłustych nastały chude…

Grzegorz Kalinowski, dyrektor handlowy w firmie Libro, o aktualnej sytuacji na rynku handlu meblami w Polsce.

Reklama
Banner All4Wood 2024 - 750x100

Z dużą uwagą zapoznałem się artykułem redaktora naczelnego, pana Marka Hryniewickiego, przedstawiającym wyniki handlu meblami opublikowanym w dodatku „Złota 200 – zestawienie największych salonów mebli i oświetlenia” do grudniowego wydania „BIZNES meble.pl”. Jako praktyk i wieloletni uczestnik handlu meblami na rynku polskim chciałbym podzielić się kilkoma własnymi uwagami.

Moje przemyślenia opieram nie tylko na wspomnianych wyżej publikacjach, które jednak dotyczą już dosyć odległego roku 2011, ale także – będąc dostawcą mebli do wielu salonów w kraju – na moich doświadczeniach z roku 2012 oraz planach i założeniach na rok bieżący.

Zgadzam się z opinią p. Hryniewickiego, że salony meblowe funkcjonowały w 2011 roku na granicy opłacalności. Rok 2012 – w moim odczuciu – przyniósł jeszcze gorsze wskaźniki dla podmiotów z branży. Także rok 2013 nie napawa optymizmem. Nie zapominajmy jednak, że kilka poprzednich lat było dla branży bardzo korzystnych i można zaryzykować stwierdzenie, że po kilku latach tłustych nastały chude….

Wyniki handlu meblami: a jednak kryzys

Wszyscy, którzy handlują meblami na rynku krajowym nie mają już złudzeń, że od wielu miesięcy mamy do czynienia ze znaczącym zmniejszeniem popytu na meble mieszkaniowe i krótkie, kilkutygodniowe odbicia sprzedaży, które miały miejsce, nie mają wiele wspólnego ani z tradycyjnym wysokim sezonem sprzedaży mebli w drugiej połowie roku, ani z jakimś trwałym trendem, który mógłby napawać kupców optymizmem.

Sytuacja na rynku stała się bardzo trudna i ma to szereg przyczyn, o których wszyscy wiemy. Nie oczekiwałbym w bieżącym roku znaczącej poprawy na rynku. Firmy raczej będą zmuszone włożyć mnóstwo wysiłku w utrzymanie dotychczasowych swoich pozycji i udziałów w rynku. Nie wszystkim się to uda, więc sytuacja niektórych podmiotów handlujących bądź produkujących meble może być bardzo trudna. Oczywiście, nie wszystkich trudna sytuacja dotknie w jednakowym stopniu i część firm na pewno zyska.

Najwięksi sobie poradzą

Z zestawienia największych salonów mebli i oświetlenia wynika, że kilkuprocentowe wzrosty odnotowują firmy sieciowe, czyli największe. Osiągane przez nie wzrosty sprzedaży też „nie powalają” – są raczej wynikiem kolejnych otwarć, czyli powiększania powierzchni handlowych oraz bardzo agresywnych i dobrze przeprowadzonych kampanii reklamowych o zasięgu ogólnopolskim. Czołówka (IKEA, JYSK, Agata, Meble Black Red White, Abra) osiągnęła już taki poziom opanowania rynku, że opłacalna stała się reklama w mediach ogólnopolskich, w tym – w głównych kanałach telewizyjnych i czołowych rozgłośniach radiowych.

W kontekście tego należałoby zatem zadać pytanie: dlaczego zatem wzrosło tak mało? Ale o sieci w nadchodzącym okresie jestem spokojny. Poradzą sobie przede wszystkim dlatego, że mają coś, o czym wielu zapomina i nie dostrzega. Mają ogromną wiedzę i dużo doświadczenia. A to, w połączeniu ze stojącym za nimi kapitałem, musi gwarantować im sukces. Nawet w trudnych czasach.

ZOBACZ TAKŻE: Będzie gorzej czy inaczej?

Z rankingu, jak również z moich rozmów z właścicielami salonów, wynika, że osiągane marże, o ile rosną, to nie nadążają za wzrostem kosztów działalności, wobec czego maleje opłacalność handlu meblami. Widzę dwie główne przyczyny takiego stanu rzeczy. Pierwsza to wspomniane sieci handlowe, które stały się na tyle mocne, że – zwłaszcza w miastach, w których mają swoje hale – dyktują poziom cen mebli dla wszystkich salonów.

Drugim czynnikiem jest Internet i niższe ceny mebli, tych samych lub porównywalnych, kupowanych „on-line”. Internet popsuł już handel stacjonarny w wielu branżach i mam nadzieję, że nie popsuje go w meblach. Pożyjemy, zobaczymy… Z drugiej strony, za całkowicie normalne należy uznać, że to rynek określa ceny mebli, a nie kupcy i producenci. Ceny sugerowane, jakkolwiek do niedawna bardzo popularne w branży, stają się przeżytkiem, na dodatek pachnącym tzw. zmową cenową [sic!].

Nikt nie mówi, wszyscy wiedzą

Tajemnicą poliszynela jest nasza rodzima meblarska szara strefa. Dzięki niej utrzymuje się na powierzchni wielu małych, rodzinnych producentów mebli oraz wiele małych i średnich sklepów. Problem dotyczy głównie mebli tapicerowanych, ale nie tylko. Tracą na tym, nie licząc budżetu państwa, duzi producenci. Nie jesteśmy konkurencyjni, bo drożsi aż o dwa podatki: VAT i podatek dochodowy właściciela salonu. Przy okazji psuje się też rynek, na którym pojawiają się bardzo tanie meble.

Często bardzo podobne (lub identyczne) do produktów uznanych firm i marek, gdyż oczywiście nikt się nie przejmuje takimi drobiazgami, jak prawa do wzorów, znaków itd. Skuteczność ścigania ewidentnych naruszeń praw własności intelektualnej jest niewielka: bo przecież nie ma dokumentów związanych z obrotem towarem, więc udowodnienie czegokolwiek jest niezmiernie trudne. Jako Libro odczuliśmy to na własnej skórze, więc wiem o czym piszę. Trudna sytuacja, w jakiej znajduje się handel obecnie może nasilać to zjawisko. Pokusa jest duża, a ryzyko, o czym wszyscy wiemy – raczej niewielkie.

Konsolidacja rynku jest potrzebna, ale niezmiernie trudna do zrealizowania. Mieliśmy już w Polsce kilka prób, wspomnę chociażby Grupę Polskich Kupców Meblowych, która w pierwszych latach działalności zupełnie dobrze sobie radziła. Na dłuższą metę wszystkie te projekty nie przyniosły spodziewanych efektów, zarówno ich członkom, jak i producentom mebli. Na przeszkodzie stoi przede wszystkim ogromne rozdrobnienie handlu meblami w Polsce i bardzo małe potencjały zakupowe większości firm.

Dlaczego wyniki handlu meblami są słabe?

Do tego coraz bardziej widoczny staje się brak kapitału obrotowego spowodowany utrzymującą się sytuacją na rynku. Szczerze kibicuje takim przedsięwzięciom, ale wiem, że salonom będzie bardzo ciężko stworzyć skuteczną grupę kupiecką, która byłaby atrakcyjnym partnerem dla dużych fabryk mebli. Na tyle silnym, aby wypracować swój własny asortyment, stworzyć markę i podjąć skuteczne działania promocyjno-marketingowe.

Być może jest to też związane ze specyfiką polskiej branży meblarskiej. Mam na myśli bardzo dużą i silną produkcję oraz porównywalnie bardzo mały i słaby rynek wewnętrzny, a więc handel. Powoli się to zmienia, ale mam wrażenie, że to producenci „trzęsą” polskim rynkiem meblowym. Nie bez znaczenia pozostaje też fakt, że kilku czołowych producentów mebli ma bardzo prężne sieci handlu detalicznego. To m.in. Black Red White, Bodzio itp..

TEKST: Grzegorz Kalinowski

Artykuł został opublikowany w miesięczniku BIZNES.meble.pl, nr 2/2013