Branża

Japonią zauroczona

Violetta Kowalczyk.

Japonią zauroczona

Wydaje się niemożliwe, by tak żywiołową osobę, której życiowa dewiza brzmi: „Rozmach w marzeniach i odwaga w ich realizacji” zauroczyła Japonia. Bo czy można pogodzić wodę z ogniem? Czy człowiek, który nie potrafi usiedzieć w miejscu spokojnie ani chwili może podziwiać innych ludzi za spokój i perfekcyjną organizację? Violetta Kowalczyk, współwłaścicielka podpoznańskiej firmy Metalmex, na każdym kroku zdaje się burzyć utarte schematy.

Reklama
Banner All4Wood 2024 - 750x100

Violetta Kowalczyk. Z zawodu ekonomistka, absolwentka Akademii Ekonomicznej w Poznaniu. Współwłaścicielka prężnie rozwijającej się firmy rodzinnej związanej z branżą meblarską – Metalmex. Prezes Stowarzyszenia Metal Merge wspierającego i promującego działalności artystyczną w świecie biznesu. Inicjatorka czwartkowych spotkań z cyklu „Mariaż Sztuki z Biznesem”.

Violetta Kowalczyk na Times Square. Ze szczytu szerokich podświetlanych, czerwonych schodów roztacza się piękny widok na cały plac.
Violetta Kowalczyk na Times Square. Ze szczytu szerokich podświetlanych, czerwonych schodów roztacza się piękny widok na cały plac.

Zwolenniczka powiązań sieciowych oraz wszelkich inicjatyw mających na celu przywrócenie Wielkopolsce pozycji lidera polskiego meblarstwa oraz zaistnienia jako stolica designu. Od 2006 roku aż do końca działania związana z Wielkopolskim Klastrem Meblarskim. Inicjatorka i członek powstałego w maju 2011 roku Wielkopolskiego Klastra Mebel Design. Lista przedsięwzięć, w które się angażowała jest długa, a ta przedstawiona powyżej – niepełna…

Niedoszły prawnik

Miała być prawnikiem. Niestety, na prawo w Poznaniu się nie dostała, a jedyną osobą, która z tego powodu nie ubolewała był jej ojciec. Z racji tego, że w jego rodzinie większość to ekonomiści, właśnie te studia uważał za najlepsze dla mnie. Posłuchałam Głowy Rodu i aby nie tracić roku pojechałam do Wrocławia. Tam okazało się, że jedynym kierunkiem, na którym mogłam „przezimować” była cybernetyka. To był szalony rok: kucie, kucie, kucie. Tam właściwie narodziły się moje zainteresowania Japonią, choć w niezwykłych okolicznościach. Otóż jedynym przedmiotem nie do zdania na pierwszym roku była algebra przestrzenna. Pierwszy egzamin – oblałam, poprawkę – też. I gdy nadszedł termin egzaminu komisyjnego – a w takiej sytuacji jak ja było trzy czwarte mojego roku – dowiedzieliśmy się, że nasz profesor od algebry przestrzennej wyjechał niespodziewanie na sympozjum do Japonii

ZOBACZ TAKŻE: Inwestowanie w sztukę: czy można zarobić?

W takich okolicznościach większości z nas udało się zdać ten egzamin. A ja sobie wtedy pomyślałam, że mam swoisty dług wdzięczności wobec Japonii. Poszłam do biblioteki, przeczytałam kilka książek o Japonii i od tego momentu zaczęłam interesować się tym krajem. Już wtedy wiedziałam, że pojadę do Japonii. Nie zastanawiałam się, kiedy, nie zastanawiałam się, jak to się stanie, ale byłam pewna, że tam w końcu dotrę – wspomina początki swojej największej pasji Violetta Kowalczyk. 11 lat temu odwiedziła Japonię po raz pierwszy. Dziś ma za sobą pięć wypraw do tego kraju i – jak zapewnia – to jeszcze nie koniec.

Trzy decyzje ojca

Po roku studiów we Wrocławiu przeniosła się na Akademię Ekonomiczną w Poznaniu. Chociaż mogła startować na prawo raz jeszcze, ostatecznie jednak posłuchała ojca i skończyła Organizację i Zarządzanie. Przez półtora roku pracowała na uczelni, na horyzoncie nawet – jak dodaje – zaczęła rysować się perspektywa doktoratu…

Ojciec od roku 1984 był właścicielem działającego na Starym Rynku w Poznaniu sklepu z artykułami metalowymi. Na moją decyzję o pozostaniu na uczelni kręcił nosem. Mówił, że uczelnia to żadne pieniądze, a ponieważ uruchamiał właśnie hurtownię przy ul. Perzyckiej, zaproponował etat i trzykrotnie wyższe wynagrodzenie. I tak po prostu kupił mnie. Do dzisiaj powtarzam, że ojciec miał wpływ na moje trzy ważne decyzje życiowe: wybrał mi kierunek studiów, miejsce pracy, a także miejsce zamieszkania. Tak przeszłam do firmy ojca.

Violetta Kowalczyk i miasto w mieście, czyli Rockefeller Center.
Violetta Kowalczyk i miasto w mieście, czyli Rockefeller Center.

Początki nie były łatwe, była to firma rodzinna, bez kapitału. Mój ojciec jest osobą zachowawczą. Ma pomysły – zresztą mówi się o nim: Pomysłowy Dobromir, ale cechuje go – tak jak i zresztą moją siostrę – ostrożność. Po nim właśnie odziedziczyłam zdolność strategicznego myślenia, ale wsparta jest ona u mnie większym zdecydowaniem. Może po prostu łatwiej podejmuje się odważne kroki, kiedy ma się silniejszą, ustabilizowaną pozycję na rynku! Co by nie powiedzieć – uzupełniamy się. Tak, jestem osobą żywiołową – to po mamie – jedno zajęcie mi nie wystarczy. Oprócz biznesu parałam się działalnością samorządową i polityczną. Byłam między innymi członkiem rady nadzorczej Poznańskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Byłam i nadal jestem członkiem Platformy Obywatelskiej, choć raczej obecnie mało aktywnym.

Na Starym Rynku robi się za ciasno

W połowie lat 90. zapadła decyzja o zmianie profilu działalności Metalmexu – artykuły metalowe i instalacyjne zastąpiły typowe akcesoria meblowe. Sklep przy Starym Rynku, ze względu na lokalizację w podwórzu, stracił rację bytu. Przez wiele lat firma działała przy ul. Perzyckiej, jednak 200 m2 powierzchni handlowej przestało wystarczać i nie dawało możliwości rozwoju.

Ojciec kupił działkę w okolicach Wysogotowa – ponad 5 tys. m2 i w lipcu 2007 r. przenieśliśmy tam swoją siedzibę. Mamy tutaj ponad 2 tys. m2 powierzchni – przestronny salon wystawienniczy i hale magazynowo-produkcyjne. Działalność handlowa została poszerzona o usługi cięcia i okleinowania płyt. Przed nami budowa kolejnej 400-metrowej hali, ale przedtem – 12 września otwarcie 140-metrowego multiroomu – sali szkoleniowo-konferencyjno-wystawienniczej – pierwszego przedsięwzięcia w ramach Centrum Kreatywności.

Odkryć co nieodkryte

Violetta Kowalczyk uważa się za osobę o szerokich horyzontach myślowych i rozległych zainteresowaniach. Japonia, Galapagos, spektakle baletowe, Eifman, Roland Petit, rapsodia z opery Igor Kniaź, oratoria organowe, Eminem, Keny West, Muse, jazda konna, łyżwiarstwo, rower, polityka, wystawy fotograficzne, malarstwo, architektura, automatyka i elektronika w budownictwie, projektowanie mebli, trendy w designie, przelewanie myśli na papier, przygotowywanie potraw, pieczenie ciast, żółwie, małpy, kaktusy… a poza tym tysiące innych rzeczy i ciągle coś nowego przykuwa moją uwagę: Norwegia, Boliwia z Incahuasi, substytuty drewna, roltop, hybryda, podniebne przestworza – wymienia jednym tchem.

Violetta Kowalczyk w Nikko, miejscu pamięci wielkiego sioguna Tokugawy Leyasu. Zdjęcie zrobione przed sanktuarium Futarasan, poświęconym bóstwom góry Natai
Violetta Kowalczyk w Nikko, miejscu pamięci wielkiego sioguna Tokugawy Leyasu. Zdjęcie zrobione przed sanktuarium Futarasan, poświęconym bóstwom góry Natai

Cenię szczerość i otwartość, nie lubię kłamstwa i krętactwa. Mam zalety, ale też wady, z których zdaję sobie sprawę, nie szukam ideałów i prostych rozwiązań, bo świat nie jest rajem, chociaż chciałabym, żeby był. Staram się, mimo rutyny dnia codziennego, umieć dostrzegać piękno i to zarówno w tym, co trwałe, jak i w tym, co eteryczne i ulotne. Jestem urodzoną optymistką, lubiącą się śmiać, bawić, żartować i płatać figle. Aby się cieszyć nie muszę mieć luksusowego samochodu przed domem, biletu w daleką podróż czy wizji awansu. Umiem się radować z drobiazgów: z nagranej, fajnej płyty, z wypitej w miłym towarzystwie herbaty, z kupionych żółtych rękawiczek, z niedzielnej porannej jazdy na łyżwach. Lubię ludzi i muszę mieć z nimi kontakt, coś się musi dziać. Cisza mnie męczy. Gdy pracuję, muszę mieć w tle jakąś muzykę – dodaje.

Violetta Kowalczyk i jej marzenia

Pytana o życiową dewizę odpowiada bez chwili namysłu: rozmach w marzeniach i odwaga w ich realizacji. Należy śmiało nakreślać cele, brać pod uwagę nawet te, które wydają się na pierwszy rzut oka mało realne i ruszać do przodu nie po trupach, ale uparcie. I nigdy się nie zniechęcać – wyjaśnia. Mądrość życiowa? W życiu ważne jest wszystko, wszystko ma sens i czemuś służy, czy to akceptujemy, czy też nie – i to, co ukryte, i to co widoczne, to co dobre i to co złe. Marzenia? Odkryć co nieodkryte, zaznać co nieznane.

Chciałabym zobaczyć Astanę, obecną stolicę Kazachstanu. Ciekawi mnie, jak żyje się w miejscu, które jeszcze nie tak dawno było małą, biedną, stepową mieściną, natomiast dziś jest wielkim szklanym miastem z działającymi potężnymi, zachodnimi korporacjami. Interesuje mnie, jak ludność tubylcza – w tak krótkim czasie, jaki jej dano – poradziła sobie psychicznie w starciu z drapieżnym kapitalizmem, czy podołała i zaakceptowała zmiany, ile trudu ją to kosztowało?

Violetta Kowalczyk na krążowniku Aurora w Petersburgu.
Violetta Kowalczyk na krążowniku Aurora w Petersburgu.

Chciałaby też pojechać do Ascot, z racji rozgrywanych tam wyścigów konnych Royal Ascot Racecourse. Niestety, procedura zdobycia zaproszenia jest tak skomplikowana, że póki co zadawala się Derbami Arabów i Wielką Warszawską na Służewcu, ale oczywiście z tego tytułu nie narzeka.

Sztuka, biznes i Violetta Kowalczyk

Biznes i sztuka to dwa różne światy, nie przekreśla to jednak możliwości nawiązania współpracy i czerpania obopólnych korzyści. Sztuka powinna być inspiracją dla innowacyjnych pomysłów w biznesie i jednocześnie uczyć się od niego filozofii handlu. Chcieliśmy stworzyć platformę, która by to połączyła. Obecne czasy stawiają zupełnie inne wymagania i dobrze, gdy udaje im się sprostać. Dzisiaj ludzie oczekują, że w jednym miejscu znajdą wszystko, stąd popularność centrów handlowych. Pamiętam swoje zdziwienie, gdy dwa lata temu w warszawskich Złotych Tarasach zobaczyłam wystawę „World Press Photo”. Kiedyś Stanisław August Poniatowski organizował obiady czwartkowe, pomyślałam, by nawiązać do tej tradycji.

Tak oto narodziła się unikatowa inicjatywa, którą zatytułowano „Mariaż sztuki z biznesem”. Co 1-2 miesiące (zawsze w czwartki po południu) siedziba firmy Metalmex zmienia się w małą galerię sztuki. Stawiamy na kreatywność i oryginalność, na to, co interesujące, a nie w pełni znane i doceniane – na przykład decentryzm. Chcemy wspierać działalność artystyczną i przy pomocy sztuki konsolidować środowisko biznesowe. W tym roku mamy w planach osiem spotkań, cztery już za nami – wyjaśnia.

Japonia, jakiej nie znają Japończycy

Trochę niemieckiej – tak, trochę słowackiej – też, ale w moich żyłach na pewno japońska krew nie płynie – śmieje się Violetta Kowalczyk. Uważa, że w życiu nie ma przypadków. To, że poznała koleżankę, która – jak się okazało – ma nie tylko bratową Japonkę, ale też syna na stypendium w Japonii, takim przypadkiem nie mogło być. I to ona mi zaproponowała: lecę do Michała, jak chcesz, to możesz lecieć ze mną. 4 lutego 2002 r. poleciałam z nią do Japonii. To były niezapomniane 2 tygodnie – wspomina.

Miyajima – miejsce uświęcone już od ponad 1.500 lat, z pięknym shintoistycznym sanktuarium i wielką, wspaniałą, unoszącą się nad wodą bramą torii – symbolem Japonii.
Miyajima – miejsce uświęcone już od ponad 1.500 lat, z pięknym shintoistycznym sanktuarium i wielką, wspaniałą, unoszącą się nad wodą bramą torii – symbolem Japonii, równie często jak wulkan Fudżi umieszczanym na różnorakich zdjęciach.

Moją córkę, zeszłoroczną absolwentką szkoły baletowej, też los rzucił do Kraju Wschodzącego Słońca. Pięć lat temu nawiązała ona współpracę z agencją modelek i pierwszy wyjazd, jaki jej zaproponowano to była… Japonia. Ponieważ miała wtedy kilkanaście lat, zapytano mnie, czy bym z nią nie pojechała na miesiąc. Wstrzymałam wtedy oddech i pomyślałam, że to chyba za dużo szczęścia jak na jedno życie. Syn i córka podzielają tę pasję, choć w znacznie okrojonej formie.

Nie ukrywa, że – oprócz podstawowych zwrotów, głównie grzecznościowych – właściwie nie zna japońskiego. Ale Japonię zna lepiej niż zna ją przeciętny Japończyk. Z utartych turystycznych szlaków zeszła już dawno. Każda kolejna wizyta była odkrywaniem Japonii, o jakiej nie piszą przewodniki. Nie dotarła tylko na Okinawę i na północne krańce Kraju Kwitnącej Wiśni. W Osace, w której spędziła najwięcej czasu, czuje się dziś prawie jak u siebie, w Poznaniu.

Dlaczego Japonia?

Podziwiam Japończyków za spokój i wewnętrzną siłę, bo przecież żyją z oddechem groźnego przeciwnik na plecach: erupcje wulkanów, trzęsienia ziemi, tsunami, tajfuny! W Japonii ma miejsce ok. 2 tys. wstrząsów rocznie, sama przeżyłam dwa! Po kataklizmach w 2011 r., zastanawiam się, czego jeszcze może doświadczyć ten znoszący wszystko, co los przyniesie naród i to z konfucjańskim spokojem? Hemingway powiadał, że człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać, może dlatego naród japoński jeszcze istnieje – na przekór wszystkim i wszystkiemu.

Dolina Wielkiego Wrzenia w Japonii jest pełna poszarpanych skał, kraterów i bulgocącego błota, a z ziemi wytryskuje para i unoszą się opary siarki.
Dolina Wielkiego Wrzenia w Japonii jest pełna poszarpanych skał, kraterów i bulgocącego błota, a z ziemi wytryskuje para i unoszą się opary siarki.

Tak poukładanego społeczeństwa i tak karnych ludzi nie spotkałam nigdzie. Odnosi się wrażenie, że żyją, by drugiemu nie przeszkadzać. Rozpychający się przechodnie, dzwoniąca komórka, rozmowy telefoniczne, płaczące dzieci czy też szczekające psy to w miejscach publicznych naprawdę rzadkość. Spóźnienia pociągów czy metra nie przekraczają 5 sek. Proszę sobie wyobrazić, jaka to jest organizacja. Na peronach, by upłynnić ruch pasażerski zaznacza się miejsca postojowe dla podróżujących, które przypadają dokładnie w miejscach drzwi zatrzymującego się metra czy kolei. Nikt się nie przepycha, nie usiłuje wejść poza kolejnością.

Japończycy generalnie nie zażywają kąpieli słonecznych – pamiętam, gdy kilka lat temu opalałam się na plaży, to oprócz mnie było tam jeszcze… tylko trzech Czechów. Rozmawialiśmy trochę o wrażeniach – ci Czesi stwierdzili, że Japończycy są narodem trochę naiwnym, nie zakładają u nikogo złej woli.

Fascynująca Japonia

Na potwierdzenie tej tezy opowiedzieli sytuację, której kiedyś byli świadkami: MacDonald w Pradze, wchodzi do niej trzech Japończyków, dwóch udzie do toalety, trzeci zostawia kamerę na stoliku i idzie złożyć zamówienie. Po kilku chwilach wraca do stolika, a tam nie ma kamery, więc co robi? Rozgląda się po lokalu, bo dochodzi do wniosku, że pomylił stoliki, przez myśl mu nie przeszło, że tę kamerę ktoś ukradł… A mi w tym momencie przypomniała się sytuacja z moim udziałem: będąc w tym roku w Japonii zostawiłam okulary słoneczne na stoliku na wieży widokowej w Kobe – przeleżały tam pół dnia, nikt ich nawet nie dotknął, a obsługa miała cały czas „na oku”, bo czuła się odpowiedzialna za nie.

Japońskie Beppu, najbardziej geotermiczne miasto świata, to raj dla miłośników kąpieli w gorących, wulkanicznych źródłach, których liczby nie sposób tu zliczyć.
Japońskie Beppu, najbardziej geotermiczne miasto świata, to raj dla miłośników kąpieli w gorących, wulkanicznych źródłach, których liczby nie sposób tu zliczyć. Nad miastem unosi się para wydobywająca się niemal zewsząd i przez całą dobę. Wraz z krzykliwymi reklamami i kolorowymi domami tworzy atmosferę jak ze świata fantastyki.

Dlaczego zachwyca się Japonią? Bo jest fascynująca, niepowtarzalna i jedyna w swoim rodzaju. To niezwykłe połączenie tradycji z nowoczesnością, niesamowita synteza natury i postępu technologicznego, wprost genialne przenikanie się powagi ze spontanicznością. Jest pełna paradoksów. Trudna do opisania w kategoriach Zachodu. Samuraj, gejsza, sumo, sushi, origami, ogrody japońskie, zielona herbata, sake z jednej strony, a winscap, rolltop, player i inne cuda techniki z drugiej.

Kraj Wschodzącego Słońca z lubością rozkoszuje się w rytuałach i zwyczajach opartych na pamiętającym czasy samurajów konfucjanizmie, który głosił, że zbudowanie idealnego społeczeństwa i osiągnięcie pokoju na świecie jest możliwe pod warunkiem przestrzegania obowiązków wynikających z hierarchii społecznej oraz zachowywania tradycji, czystości, ładu i porządku.

Violetta Kowalczyk i jej Japonia

Do dnia dzisiejszego japońskie dzieci są niezwykle karne i pilnie się uczą, pracownicy wykazują lojalność wobec pracodawców, a ci z kolei dbałość w podnoszeniu ich kwalifikacji, wszyscy natomiast wyjątkowym szacunkiem darzą osoby podeszłe wiekiem – jednym słowem pełna harmonia i co ważne mająca społeczne i ekonomiczne przełożenie.

Transakcja kupna-sprzedaży w jednym z centrów handlowych w Osace. Na zdjęciu ostatni jej etap, czyli podziękowania za dokonanie zakupu połączone z ukłonami.
Transakcja kupna-sprzedaży w jednym z centrów handlowych w Osace. Na zdjęciu ostatni jej etap, czyli podziękowania za dokonanie zakupu połączone z ukłonami. Po tym następuje odprowadzanie klienta do wyjścia.

To właśnie tutaj z prostych czynności czyni się rytuał. Parzenie i podawanie herbaty, picie sake, dekorowanie stołów, pakowanie prezentów, fantazyjne układanie kwiatów, powitania i wymiana wizytówek, korzystanie z kąpieli to niemal ceremoniały, nie wspominając o jedzeniu stanowiącym źródło niekończących się doznań wizualno-smakowych.

Japonia to przykład na to, że istnienie robotów rozmawiających z ludźmi, rozpoznających ich twarze, zmieniających zachowanie w zależności od tego, jak są traktowane czy tańczących do odtwarzanej przez siebie z iPoda muzyki nie kłóci się z przemykającymi ulicami Kioto gejszami – pięknymi, wykształconymi i powabnymi niczym boginie kobietami, bez których nie można wyobrazić sobie żadnego ważnego przyjęcia, że mknące z ogromną prędkością Shinkanseny, zwane pociskami, czy automatycznie sterowane pociągi stanowią ciekawe uzupełnienie dla wszechobecnych tradycyjnych rowerów, których liczbę najlepiej uwidaczniają wielopoziomowe parkingi.

Japonia może być dumna, iż w dobie powszechnej globalizacji – mimo chwilowego niegdyś idealizowania wszystkiego co amerykańskie – udaje się jej zachować odrębność kulturową. Dbałość o utrwalanie swej nieszablonowość uczyniła z tego kraju jedno z najbardziej interesujących miejsc na świecie.

TEKST: Marek Hryniewicki

Artykuł został opublikowany w miesięczniku BIZNES.meble.pl, nr 9/2013