Branża

Biznes po polsku

Zdzisław Sobierajski.

Biznes po polsku

Każde nasze działanie zawsze przekłada się na przyzwyczajenie, przyzwyczajenie na charakter, a charakter przekłada się na sens.

Reklama
Banner targów IFFINA 2024 750x109 px

Pewnie dlatego pytając właściciela firmy w Stanach o to co robi w pracy, usłyszymy, że robi biznes i zarabia pieniądze na rozwój swojej firmy. Gdy to samo pytanie zadamy polskiemu przedsiębiorcy, zapewne usłyszymy, że póki co robi koszty i czeka na zaległe przelewy. Ale też ma nadzieję, że już w niedalekiej perspektywie, być może dostanie dotację „na innowację”.

W odróżnieniu od nastawionej biznesowo Ameryki, innowacyjność dotowana wydaje się specyfiką działalności gospodarczej w Polsce. Młodzi przedsiębiorcy zakładają start-upy, by szukać udziałowców w funduszach inwestycyjnych. A ci trochę starsi, z ugruntowaną już pozycją na rynku, mozolnie piszą kolejne wnioski do PARPu i NCBiRu, o finansowe wsparcie dla ich „polskiej innowacji”.

Niedawno nasz rząd „odmroził” przedsiębiorcom imprezy targowe. Już jesienią pod dachy hal w Poznaniu, Nadarzynie, Warszawie i innych miastach, zostaną wpuszczeni zarówno wystawcy, ozdrowieńcy, jak i zaszczepieni zwiedzający. Właściciele hal mają pewnie wrażenie, że wiatr właśnie powiał w ich biznesowe żagle. Przeglądając swoje bazy danych  codziennie wysyłają do przedsiębiorców zaproszenia na przekładane wiele razy imprezy targowe. W branży targowej szykuje się jesienna kumulacja. Złota, polska jesień wydaje się zbyt krótka, żeby wszystkie te imprezy zmieścić i sfinansować.

Wyobrażam sobie, jak odrabiając wystawiennicze i targowe zaległości, polski przedsiębiorca co tydzień pojedzie na długo oczekiwaną, „właśnie odmrożoną” edycję, przekładanej już dwa razy, targowej imprezy. Wszak z czasów mojej młodości, pamiętam hasła typu: „pięciolatka w jeden rok”, więc wiem, że od strony propagandowej to jest możliwe. Przy pozyskanej wcześniej dotacji na  kreowanie marki, nawet może być pożądane, zarówno przez instytucje dotujące beneficjentów. W praktyce może to być mocno wątpliwe biznesowo.

Targowy biznes po polsku

Ciekaw też jestem, jak zostanie zaprojektowana synergia pomiędzy potrzebami właścicieli hal targowych, a strategiami biznesowymi wystawców? Na szczęście w „międzyczasie” będą wakacje, podczas których potencjalni wystawcy będą mieli czas na podjęcie strategicznych dla rozwoju swoich marek decyzji. Bujając się na fali pod żaglami, czy przemierzając świat wynajętym kamperem, będziemy mieli dużo czasu na opracowanie tegorocznej strategii negocjacji cen za stoiska targowe.

To będzie trudne zadanie, ponieważ dotychczasowe statystyki na których właściciele hal opierali ceny za wynajem metra kwadratowego powierzchni, już rok temu legły w gruzach. Z dziesiątek tysięcy zwiedzających, zostało zero zwiedzających na imprezach, które się nie odbyły.

Nikt dzisiaj nie ma zielonego pojęcia, ilu zwiedzających odwiedzi wznowione po pandemii imprezy targowe i obejrzy nasze kilkudniowe, zbudowane za kilkadziesiąt lub kilkaset tysięcy złotych stoiska. A może właściciele hal targowych uwzględnią dzisiejszą specyfikę rynku oferując przedsiębiorcom jesienny cennik, oparty na policzonej realnej frekwencji, z opcją negocjacji kosztów wynajmu stoiska już po imprezie?

Niestety, obawiam się, że dzisiaj nie potrafimy już zaprojektować i kreować zmian, a skupiamy się wyłącznie na „PR-owych, medialnych wydmuszkach”? Jeśli tak jest, to nawet Aniołom Biznesu opadną skrzydła, a dotacje na innowacje też niewiele pomogą.

Czy jest jakaś trzecia droga? Pewnie jest, ale decydując którą drogą iść, zawsze warto pamiętać, że jak pójdziemy tą drogą którą poszli wszyscy, to dojdziemy tylko tam, gdzie wszyscy przed nami już byli.

No, taki design!

TEKST: Zdzisław Sobierajski