Branża

Bezpieczeństwo w cenie

Marcin Rębacz, znawca realiów życia i prowadzenia biznesu na Białorusi.

Bezpieczeństwo w cenie

Marcin Rębacz, znawca tematyki białoruskiej, o realiach życia i prowadzenia biznesu na Białorusi.

Czy za swobodną rozmowę o Białorusi w białoruskiej kawiarni można byłoby trafić do więzienia?

Reklama
Banner targów IFFINA 2024 750x109 px

Bez przesady. Na Białorusi można swobodnie spotkać się w kawiarni, porozmawiać, pośmiać się. Istnieją tam portale internetowe i niezależne gazety, które nie powtarzają propagandy, a często są krytyczne wobec białoruskich realiów. Za to nie idzie się do więzienia. Z drugiej strony można tam trafić za każde sformułowanie czy wypowiedź, która zdaniem sądu albo prokuratury szkodzi wizerunkowi Białorusi. Mimo realnych problemów białoruskiej opozycji i białoruskiego społeczeństwa często przesadzamy w wyobrażeniach o białoruskim reżimie. Nam dyktatura kojarzy się ze stanem wojennym z 1981 roku, kiedy ludzi więziono za to, że milicja w ich piwnicy znalazła ślady po farbie drukarskiej. Dla przeciętnego Białorusina sytuacja nie jest aż tak dotkliwa, co nie oznacza, że jest dobra, gdyż ta dyktatura psuje państwo, gospodarkę, jakość życia już od 19 lat.

ZOBACZ TAKŻE: Kraina z czarną perłą

Łukaszenka jest bardzo brutalny wobec liderów opozycji. Są to osoby zdolne do kształtowania opinii publicznej, więc niebezpieczne. Tak traktowane są też niezależne media. Bardzo brutalne represje dotykają młodzieży zaangażowanej w ruchy opozycyjne.

Czy na Białorusi niezależna informacja jest łatwo dostępna?

Jest tak dostępna, jak dostępny jest Internet. Dostęp do elektronicznego obiegu informacji ze względu na wysokie ceny długo był utrudniony. To się jednak zmienia. Istotną rolę w przekazywaniu Białorusinom niezależnych informacji pełnią media nadające z Polski. Radio Racja ma siedzibę w Białymstoku, a swoim zasięgiem obejmuje m.in. regiony położone przy zachodniej granicy Białorusi. Słucha nas ok. 1,5 mln mieszkańców Grodzieńszczyzny i ziemi brzeskiej, ponadto radio nadaje w Internecie, uruchomiło aplikacje mobilne na telefony. Podobną misję ma również niezależna telewizja Biełsat. Niestety, dziennikarze obu mediów nie otrzymują akredytacji prasowych na Białorusi.

Co dla nas może być wiarygodnym źródłem informacji o tym, co dzieje się za granicą?

Białoruś jest trochę krajem-tajemnicą. Oficjalne statystyki niewiele mówią. Często są oderwane od rzeczywistości.

Jak możemy sobie wyobrazić poziom życia na Białorusi?

Można powiedzieć, że w ostatnich 2 latach bardzo się zmienił. Nastąpiła dewaluacja białoruskiego rubla i wszystko się przewartościowało.

Dlaczego doszło do dewaluacji białoruskiej waluty?

Aleksander Łukaszenka złożył kiedyś obietnicę, że do 2010 roku (to był rok kolejnych wyborów prezydenckich) średnia pensja krajowa wyniesie 500 dolarów. Zależało mu na tym, by przed wyborami w grudniu 2010 roku nie pojawiły się w społeczeństwie nastroje rewolucyjne. Dotrzymał słowa, ale to wiązało się z koniecznością utrzymania nierealnego kursu wymiany dolara. Takie operacje są kosztowne, więc później rubel musiał być zdewaluowany. Jednak skala dewaluacji zaskoczyła wszystkich.

Sięgnięto po pieniądze, które nie istniały…

Dodrukowano pieniądze, a później trzeba było zrobić korektę finansową. To, co się teraz dzieje to jest właśnie ta korekta…

Która prowadzi do coraz większego zadłużania się Białorusi.

Białoruś jest cały czas dotowana przez Rosję, która od pewnego czasu dąży do przejęcia białoruskiej gospodarki. Sprzedano Beltransgaz, mówi się też o przejęciu kopalni soli potasowej w Soligorsku, co jeszcze bardziej uzależni Białoruś od Rosji.

Czy proces ten jest odwracalny?

Wygląda to coraz gorzej. Nie chcę przesądzać, bo mogą zdarzyć się rzeczy nieprzewidywalne, ale Białoruś stopniowo osuwa się w ramiona Rosji.

Czy przy takich posunięciach finansowych, jak w 2010 r. można mówić o polityce gospodarczej?

Dewaluacja już się skończyła. Białorusini zarabiają znacznie mniej niż bezpośrednio po kampanii Łukaszenki ukierunkowanej na przeciwdziałanie negatywnym nastrojom społecznym.

Czy na Białorusi można mówić o istnieniu wolnego rynku i obecności sektora prywatnego?

Zjawiska te występują w marginalnym stopniu. Przedsiębiorcom utrudnia się życie poprzez dotkliwe kontrole, od których nie ma odwołania. Ich wynik jest często kwestią uznaniową.

Jak bardzo uciążliwa jest konieczność posiadania wiz?

Dla przedsiębiorców nie jest to tak bardzo uciążliwe, jak mogłoby się wydawać, ale kontakty zwykłych ludzi i rozwój turystyki bardzo ogranicza.

Z jednej strony mówi się o niskich zarobkach, ale z drugiej strony, większość klientów białostockich hipermarketów i galerii handlowych to Białorusini.

Białorusini przyjeżdżają na zakupy do Polski, bo u nas jest taniej. Wyobrażenie o dobrych zarobkach zaczyna się już od tysiąca złotych, a ceny podstawowych produktów na Białorusi są wyższe przy jakości uważanej przez samych Białorusinów za niższą.

Czy na Białorusi budżet domowy często zasilany jest przez rodzinę pracującą za granicą?

Tak. Część Białorusinów wyjeżdża do pracy zarówno na Ukrainę, jak też do Rosji. Część osób pracuje w dwóch, trzech miejscach, dorabia na handlu zagranicznym, ludzie wciąż uprawiają ogródki warzywne na daczach. Białorusini to bardzo pracowity i zaradny naród.

Czy białoruskie społeczeństwo chciałoby zmian?

Z niezależnych badań wynika, że Łukaszenkę popiera obecnie ok. 20% Białorusinów. Jeszcze nigdy poparcie nie było tak niskie. Ludzie uważają, że to władza jest odpowiedzialna za złą atmosferę w państwie. Przestali też wierzyć w oficjalnie przekazywane statystyki poziomu zadowolenia społecznego. Ideologia przestała działać, a ekonomia się załamała. Jest kryzys.

Co dalej?

O Białorusinach często mówi się, że są bardzo tolerancyjni. I jest to prawda. Generalnie jest to cecha pozytywna, ale może przerodzić się w konformizm. Przy takim sposobie myślenia, kryzys nie jest impulsem do zmiany i nie powoduje wzrostu aktywności. Następuje raczej adaptacja o charakterze redukcjonistycznym, tzn.: jest źle, to będziemy mniej konsumować.

To jest typowe dla mieszkańców krajów byłego bloku wschodniego?

Możliwe. Może Ukraińcy tego nie mają, ale Rosjanie raczej tak. Białorusini, na pewno. Silne jest też przekonanie, że bez demokracji nie ma zmian ekonomicznych. Tymczasem, wiele obszarów życia jest kontrolowanych przez państwo, a to hamuje przedsiębiorczość. Wytworzono atmosferę braku zaufania do partnerów biznesowych. To jest sprzeczne z otwartą i przedsiębiorczą naturą Białorusinów. Są skłonni wprowadzić zmiany, jeśli się ich przekona, że przyniosą one poprawę.

Nie ma nikogo takiego na Białorusi?

W sensie politycznym nie ma. Opozycja jest rozdrobniona. Nie ma prawdziwego lidera. Każda osoba ogniskująca większą uwagę jest niszczona przez Łukaszenkę.

Czy z rosyjskiego punktu widzenia Aleksander Łukaszenka jest dobrym prezydentem?

Jest wygodny. Rosja dopłacając do Białorusi stosunkowo niewiele cały czas utrzymuje ten kraj w obszarze swoich wpływów. Łukaszenka jest idealnym człowiekiem, aby Europa nie była w stanie z nim współpracować. Poza tym, wykonuje bardzo dobrą robotę z punktu widzenia Rosji – a mianowicie – rusyfikuje naród. Wynika to myślenia Rosji, że Rosja jest tam, gdzie się mówi po rosyjsku. Z działań Łukaszenki wynika, że zdaje sobie sprawę, że kiedy całkowicie przekaże wpływy Rosji, przestanie jej być potrzebny. Celowo spowalnia więc ten proces. Z punktu widzenia Rosji, wymiana lidera przed zakończeniem rozpoczętych już procesów jest bezsensowna. Europa wydaje się być w tej relacji bez szans. Żeby dostać się na Białoruś Europa musi stanąć po wizę, a Rosja już tam jest.

Dlaczego utrzymanie tożsamości narodowej jest problemem większości Białorusinów?

Cofanie białorutenizacji jest procesem postępującym. Język białoruski jest oficjalnie wrogi Łukaszence, bo on sam dobrze odnajduje się w kulturze sowieckiej. Im więcej sowieckiej mentalności, tym mniejsza możliwość buntu. Bunt można zorganizować tylko w oparciu o jakąś świadomość, odrębność. Łukaszenka wszystko to stara się zlikwidować. Nieprzypadkowo, pierwszym podpisanym przez niego dekretem było wycofanie ze szkół i uczelni podręczników wydrukowanych po 1991 roku, kiedy Białoruś stała się krajem niepodległym. Nakazał również wycofanie biało-czerwono-białej flagi państwowej i godła z Pogonią – białoruskim symbolem narodowym sięgającym korzeniami do Wielkiego Księstwa Litewskiego.

Sowieckimi emblematami zastąpił tradycyjne symbole Białorusi, a język rosyjski wypiera język białoruski.

Jeżeli chcę zaszokować kogoś ze znajomych to mówię, że w Grodnie więcej dzieci uczy się w szkołach po polsku niż po białorusku. Bardzo trudno jest utworzyć klasę z białoruskim językiem nauczania. Oczywiście oficjalnie równoprawne są dwa języki, ale jeśli przychodzi pismo urzędowe tylko nagłówek jest w dwóch językach. Treść jest już tylko po rosyjsku.

Co zdecydowało o tym, że Aleksander Łukaszenka został prezydentem w 1994 roku?

Trzeba byłoby zrozumieć niestabilną sytuację w kraju, niezadowolenie z ówczesnej władzy i kryzys. Być może ruch demokratyczny okazał się wtedy zbyt słaby. Demokracja musi opierać się na poczuciu tożsamości narodowej, a ta na Białorusi okazała się za słaba. Zapewne byłoby inaczej, gdyby były kontynuowane zmiany rozpoczęte w 1991 roku, kiedy Rada Najwyższa przyjęła ustawę o niezależności państwowej Białorusi. Kraj zaczął się odradzać duchowo. Wróciła wolność, a razem z nią białoruski język i symbolika.

Czy wizja demokracji przeraziłaby dziś Białorusinów?

To zależy w jakich warunkach miałoby się to odbyć. Myślę, że nie jest to możliwe bez poważnego kryzysu w Rosji. Nie oszukujmy się. My też uzyskaliśmy demokrację dzięki poważnemu kryzysowi Związku Radzieckiego.

Chyba nie jest łatwo być Białorusinem.

Jest to naród, który ma ogromne problemy. Są też jednak przykłady, że jak się chce, to można wiele.

Czy to wystarczający powód, żeby zainteresować się na poważnie Białorusią?

Są osoby, które robią tam poważne interesy. W prywatnych rozmowach często narzekają na kłopoty z brakiem wykwalifikowanej kadry. Generalnie, jest to kraj bezpieczny. Nie ma powodów, żeby bać się jeździć po białoruskich drogach. Może są mniej uczęszczane niż w Polsce, ale dzięki temu wydaje się, że są w lepszym stanie.

Dziękuję za rozmowę.

ROZMAWIAŁA: Diana Nachiło

Wywiad został opublikowany w miesięczniku BIZNES.meble.pl, nr 7-8/2013