Branża

Z kuźni na kolej

Jan Lenart, właściciel firmy Dig-Net Lenart.

Z kuźni na kolej

Rozmowa z Janem Lenartem, założycielem i właścicielem firmy Dig-Net Lenart.

Reklama
Banner All4Wood 2024 - 750x100

Rozmowa opublikowana została w książce „Wizjonerzy i biznesmeni” (t. 2), wydanej przez Wydawnictwo meble.pl w 2018 r.

Czy w Twojej rodzinie były jakieś tradycje przedsiębiorczości?

Ojciec miał gospodarstwo rolne, był też kowalem i miał swoją kuźnię. Podobnie dziadek Jan – również był kowalem. Tak więc duch przedsiębiorczości był w mojej rodzinie od dawna. Ja natomiast zawsze byłem człowiekiem, którego wszystko interesowało, stąd w latach szkolnych wizytowałem – jak to się wówczas mówiło – demoludy. Odwiedziłem chyba wszystkie kraje z naszego bloku wschodniego. Dzięki temu mogłem zobaczyć, jak ten świat w różnych miejscach wygląda.

Akurat demoludy trudno uznać za różne miejsca – w krajach bloku wschodniego więcej chyba było podobieństw niż różnic.

Owszem, masz rację, lecz mimo wielu podobieństw każdy kraj miał swoją tożsamość kulturową, a co za tym idzie – trochę inny sposób na życie. Można było czerpać z tej odmienności. Na moje postrzeganie świata największy wpływ miało to, że w 1978 roku wyjechałem do Anglii – na zaproszenie wujka, brata mojej mamy, który tam mieszkał od czasów drugiej wojny światowej. W kolejnych latach jeździłem do Anglii jeszcze dwa razy. Tam zobaczyłem zupełnie inny świat, innych ludzi, inne środowisko. Wszystko było inne i dla mnie – kilkunastoletniego chłopaka z Polski – niezmiernie ciekawe.

Co Cię przede wszystkim zaintrygowało?

Przede wszystkim kolorowy Londyn, pełen uśmiechniętych, miłych i aż nadto uprzejmych ludzi. Czuło się pozytywną energię tego miasta, do którego zjeżdżał cały świat. Ludzie różnych kultur, koloru skóry, wszyscy ciekawi świata i innych ludzi. Było czuć w nich chęć poznania, zdobywania wiedzy, kultury.

Czy tych kilka wizyt w Anglii miało charakter turystyczny, czy też może jeździłeś tam do pracy?

Mój wujek miał dwa hotele w centrum Londynu, w których, w miarę możliwości pomagałem. Ale przy okazji zwiedzałem Londyn i okolice.

Mówiłeś, że wujek mieszkał w Anglii od zakończenia wojny. Domyślam się zatem, że był żołnierzem Polskich Sił Zbrojnych za Zachodzie.

Tak. Wujek służył w wojskach powietrznodesantowych.

Może w Pierwszej Samodzielnej Brygadzie Spadochronowej generała Stanisława Sosabowskiego?

Niestety nie wiem, w jakiej służył jednostce. Nie rozmawiałem z wujkiem na ten temat. Wówczas, jako młody chłopak, nie interesowałem się historią. Zawsze bardziej interesowały mnie zagadnienia współczesne, poznawcze, jak zaistnieć w tym nowym, innym od tego, jaki znałem świecie. Jak się poruszać, przemieszczać, jak funkcjonować, jak kontaktować – to były dla mnie, młodego chłopaka ważniejsze sprawy od historii. Bardziej interesował mnie sprzęt elektroniczny, którego w Londynie się naoglądałem, a to z racji zawodu, którego się uczyłem. Bo ja z zawodu jestem elektronikiem.

A Ty Janie który jesteś rocznik?

Najlepszy, czyli 1962.

A skąd pochodzą i gdzie mieszkali Twoi rodzice?

Rodzice pochodzą z Mroczenia i tutaj mieszkali przez całe swoje życie.

Czyli to właśnie w Mroczeniu ojciec miał gospodarstwo rolne i zakład kowalski?

Tak.

To było duże gospodarstwo?

Nie, około siedmiu hektarów plus dzierżawy. W sumie było jedenaście, może dwanaście hektarów.

Ale, jak sądzę, nawet w tym niezbyt dużym gospodarstwie – niezależnie od szkolnych zajęć – także i Ty miałeś co robić.

Zawsze musieliśmy ciężko pracować, a było nas czworo rodzeństwa. Mieliśmy swoje obowiązki, czy to w gospodarstwie, czy w kuźni. Trzeba było pomagać przy podkuwaniu koni, przy pracach ślusarskich.

Jan Lenart (z gitarą) podczas rodzinnego występu wraz z bratem Marianem, ok. 1968 r.
Jan Lenart (z gitarą) podczas rodzinnego występu wraz z bratem Marianem, ok. 1968 r.

Można zatem powiedzieć, że z domu rodzinnego wyniosłeś nie tylko przedsiębiorczość, ale i pewien taki etos ciężkiej pracy…

Dokładnie. Pomoc w gospodarstwie i w warsztacie były wpisane w naszą codzienność. Ale było też sporo luzu. Ja wychowałem się – można tak powiedzieć – na boisku do piłki nożnej i na kolarzówce, bo wtedy, w latach siedemdziesiątych, naszym idolem był Ryszard Szurkowski, a na boisku Deyna, Szarmach, Lato i Gorgoń, a dopiero potem można było zasiąść do odrabiania lekcji.

Kolarzówkę kupili Ci rodzice za pomoc w gospodarstwie, czy może za dobre wyniki w nauce?

Wiesz co, odkąd pamiętam, kolarzówka była w naszym rodzinnym domu. To nie tak, że dostałem ją od rodziców w nagrodę za coś.

Czyli nie była to jakaś transakcja wiązana? Rodzice nie powiedzieli: Kupimy ci rower, jak pomożesz w polu czy coś podobnego?

Nie, nie. Takich transakcji nie było, po prostu w polu musieliśmy tak czy siak pomagać.

Jak tak sobie szybko liczę, to czasy Twojej szkoły podstawowej przypadały na lata siedemdziesiąte. Skończyłeś szkołę podstawową i co dalej?

Wymyśliłem sobie, że zostanę elektronikiem i szukałem szkoły: najpierw w Dzierżoniowie, później we Wrocławiu. Ostatecznie trafiłem do Wrocławia, znalazłem szkołę, złożyłem papiery i dostałem się. A nie było łatwo, bo na jedno miejsce było wtedy dziesięciu chętnych.

Jan Lenart (drugi z prawej) z drużyną, która 2 razy zdobyła mistrzostwo województwa kaliskiego i zajęła 5. miejsce na Mistrzostwach Polski szkół podstawowych, lata 1975-1977.
Jan Lenart (drugi z prawej) z drużyną, która 2 razy zdobyła mistrzostwo województwa kaliskiego i zajęła 5. miejsce na Mistrzostwach Polski szkół podstawowych, lata 1975-1977.

Co to była za szkoła?

Technikum elektroniczne, w którym strojem obowiązkowym był garnitur i to bordowy, szyty na miarę w Intermodzie.

To była szkoła z internatem?

Nie, nasza szkoła nie miała internatu. Internat musiałem sobie znaleźć w jakiejś innej szkole. Ale fajnie trafiłem, bo miałem najbliżej z klasy. Internat bo była w pierwszym roku prawdziwa szkoła życia, ale przetrwałem i to dało mi siłę.

I tam mieszkałeś przez pięć lat?

Najpierw mieszkałem w internacie, a później, pod koniec – na stancji.

Skończyłeś szkołę w wieku dwudziestu lat, mamy zatem rok 1982, w kraju stan wojenny…

Dokładnie tak, z tego powodu nie mieliśmy na przykład studniówki, ze względu na godzinę milicyjną, która we Wrocławiu obowiązywała od godziny dwudziestej do szóstej rano. Pod tym względem jesteśmy pokrzywdzonym rocznikiem. A później: poszukiwania pracy, nawet w kilku sąsiednich województwach, jakieś krótkie praktyki. Tak się złożyło, że nie zaczepiłem się nigdzie w swoim zawodzie. O mojej późniejszej karierze zawodowej zadecydował właściwie przypadek.

To znaczy?

Otóż miałem kolegę, który chciał się dostać do pracy w jednym z zakładów naprawczych z branży kolejowej, który znajdował się w okolicy Kępna. Tak się jednak złożyło, że nie miał jak tam dojechać. Zawiozłem go, a na miejscu zaczepił mnie naczelnik, pytając, w jakiej sprawie przyjechałem. A ja na to, że w żadnej sprawie, tylko kolegę przywiozłem. Jednak jak tylko dowiedział się, że jestem elektronikiem, powiedział: Ale my elektroników potrzebujemy, bo coraz więcej elektroniki jest w tych naszych maszynach, może więc chciałby pan u nas pracować. Zaproponował mi jakąś grupę…

Przerwę Ci na chwilę. Powiedziałeś, że ten zakład był w okolicy Kępna. A dokładnie jaka to była miejscowość?

To był Hanulin koło Kępna. Baza Napraw Maszyn i Sprzętu Mechanicznego w Hanulinie, należąca do Śląskiej DOKP. Inni pracownicy, których znałem dziwili się, co robię na kolei, przyznam szczerze, że ja również nie spodziewałem się takiego obrotu spraw. Jednak gdy uświadomili mi, że naczelnik zaproponował mi stanowisko, na które niektórzy czekają dziesięć lat, postanowiłem zostać.

W ten oto sposób syn rolnika i kowala, zamiast kontynuować rodzinne tradycje, trafił na kolej, do państwowego zakładu.

Owszem, jednak dzisiaj mogę powiedzieć, że wiele się tam nauczyłem. I to nie tylko w swoim zawodzie – elektronika, ale i w zawodzie ślusarza, i w zawodzie stolarza. Dlatego, że tam musiałem być wszystkim po trochu. Jak przyjeżdżały maszyny na przeglądy, musiałem się nimi zająć od początku do końca. To pozwalało mi poszerzać wiedzę w różnych dziedzinach.

ROZMAWIAŁ: Marek Hryniewicki

Ciąg dalszy wywiadu z Janem Lenartem w rozdziale: Robotnicze wojsko