Tu na razie jest ściernisko
3 sierpnia, 2019 2023-12-28 14:08Tu na razie jest ściernisko
Rozmowa z Tomaszem Defratyką, założycielem i właścicielem firmy Deftrans.
Rozmowa opublikowana została w książce „Wizjonerzy i biznesmeni” (t. 2), wydanej przez Wydawnictwo meble.pl w 2018 r. Poniżej szósty rozdział tego wywiadu. Piąty rozdział można przeczytać tutaj: Najpierw był „Michałek”
Czy w latach dziewięćdziesiątych, w okresie tych dużych wzrostów firma była ciągle jeszcze lokalnym producentem, czy też sprzedawaliście swoje meble w całej Polsce?
To nie były lata dziewięćdziesiąte, to już było po roku 2000. Wtedy obsługiwaliśmy cały kraj, oczywiście z różnym natężeniem w różnych regionach, ale cały. Mniej więcej w tym samym czasie zaczęły się pierwsze wysyłki na eksport.
Dokąd?
Pierwsze były Węgry i Holandia. Jeden z tych klientów kupuje zresztą od nas po dziś dzień.
A jak Pan trafił na odbiorców na Węgrzech czy w Holandii? Gdzieś się wystawialiście na targach?
Tak, to były nasze pierwsze targi w Poznaniu. Tam pozyskaliśmy tych odbiorców. Później pojawił się klient z Anglii, jeszcze później rozpoczął się u nas rozwój działu eksportu. A potem odbiorcy zaczęli pojawiać się właściwie lawinowo.
Są wzrosty sprzedaży – raz większe, raz mniejsze – widać potencjał tej branży. Domyślam się, że w pewnym momencie stanął Pan przed takim oto dylematem, że właściwie te tysiąc dwieście metrów kwadratowych to już zdecydowanie za mało.
Muszę Panu powiedzieć, że to się stało bardzo szybko. Te metry kwadratowe spożytkowaliśmy w dwa, może dwa i pół roku. Nie było możliwości rozwoju, bo ta działka była –otoczona dookoła przez innych właścicieli i dalszy rozwój w tym miejscu był niemożliwy. Zaczęły się zatem poszukiwania, by znaleźć coś większego. Szukaliśmy miejsca, w którym moglibyśmy się rozwinąć.
To był chyba 2003 rok?
Tak. Wspólnie z żoną jeździliśmy po okolicy, to tu, to tam, jakoś jednak nie mogliśmy trafić na nic ciekawego. Aż w końcu przypadek – już nie pamiętam dokładnie, jak to było – przejeżdżaliśmy przez Odolanów, położony niespełna trzydzieści kilometrów od Milicza i czy ktoś nam o tym wspominał, czy może była jakaś reklama, dość powiedzieć, że w końcu trafiliśmy na działkę.
To była prywatna działka?
Gminna. Szybkie spotkanie z burmistrzem – muszę Panu powiedzieć, że nie byłem do tej pory nauczony, by władza sprzyjała inwestorom, bo w Miliczu było raczej na odwrót, co skutkowało samymi problemami.
Jakimi na przykład?
Obszar Milicza – całe miasto – znajduje się na terenie Parku Krajobrazowego Doliny Baryczy, co powoduje, że cokolwiek się chce zrobić, potrzeba odpowiednich decyzji i tak dalej, i tak dalej. Nomen omen Odolanów też znajduje się na obszarze objętym ochroną w ramach programu Natura 2000, tylko że tam ktoś pomyślał i miasto oraz wybrane tereny wokół są z niego wyłączone. A w Miliczu ówczesna władza podjęła decyzję, że całe miasto zostaje włączone do programu Natura 2000.
Jak przebiegało spotkanie z burmistrzem Odolanowa?
Przede wszystkim nie trwało długo. Burmistrz zaproponował określoną cenę i przedstawił określone warunki, zaproponował ulgę w podatku, podpisaliśmy akt notarialny, wszystkie papiery. A ponieważ był plan zagospodarowania przestrzennego, to te wszystkie formalności były błyskawiczne.
Działka – jak rozumiem – była przeznaczona na cele budowlane?
I tak, i nie. Grunt w papierach figurował jeszcze jako grunt orny, chociaż w planie zagospodarowania przestrzennego był to już grunt przemysłowy. Trzeba było go zatem przekształcić, ale to już poszło szybko i sprawnie. Na tym właśnie polegała ta różnica, że w Odolanowie było wszystko przygotowane.
Trochę jak w słowach piosenki: Tu na razie jest ściernisko, ale będzie San Francisco.
Coś takiego. W sierpniu 2003 roku podpisaliśmy akt notarialny, dla mnie był to podwójnie pamiętny dzień, bo rano podpisałem akt notarialny, a o godzinie piętnastej – tego właśnie dnia – urodziła nam się córka. A w lutym 2006 roku ruszyła produkcja – z fabryki wyjechały pierwsze meble.
Aż trzy lata to trwało?
No, tak dwa i pół roku.
I ile tutaj ma Pan hektarów?
W pierwszej transzy kupiliśmy cztery z groszem.
Przy czym mówimy oczywiście o działce, nie o hali?
Tutaj nic nie było, sam grunt
Powiedział Pan, że w pierwszej transzy kupiliście ponad cztery hektary. Rozumiem zatem, że później dokupiliście?
Tak, ale to już od prywatnych właścicieli. Z czasem dokupiliśmy kolejne grunty żeby nie popełnić wcześniejszego błędu i mieć ciągle przestrzeń do rozwoju.
Ile obecnie zajmuje cały ten obszar?
Cały obszar ma teraz z piętnaście hektarów. Ale nie wykorzystujemy jeszcze całości.
Wracając jeszcze do sierpnia 2003 roku. Mamy taką oto sytuację: podpisuje Pan akt notarialny, staje się Pan właścicielem gruntu, wiadomo, że trzeba na tym gruncie budować fabrykę. Dla Pana jest to nowe doświadczenie, bo wcześniej hale albo Pan dzierżawił, albo kupował już istniejące. Miał Pan wtedy koncepcję, wizję, jak ta inwestycja ma wyglądać?
Nie powiem oczywiście, że wszystko wiedziałem, ale po doświadczeniu milickim –wiedziałem natomiast na pewno, jak to powinno wyglądać, jak ma funkcjonować zakład. Te pierwsze szlify już były, zacząłem też coraz więcej jeździć po różnych fabrykach – bo były takie możliwości od chociażby dostawców sprzętu – i oglądać tu i tam, jak to wygląda, jak jest zorganizowane. Tak więc koncepcja już była.
I jak rozumiem hala nie została wzniesiona jakimś chałupniczym sposobem, tylko przez profesjonalną ekipę?
Tak, wszystko zostało wybudowane od zera.
Jaką powierzchnię miała ta hala?
Cztery i pół tysiąca metrów.
Czyli taki powiedziałbym dość duży skok – prawie razy cztery.
Tak. I wtedy mocno ruszyliśmy z produkcją. W tamtych latach mieliśmy po dwadzieścia-trzydzieści procent wzrostu sprzedaży rok do roku.
A jak przebiegały kolejne inwestycje?
W lutym 2006 roku było otwarcie, w tym samym roku, w sierpniu było dziesięciolecie firmy i już na tym dziesięcioleciu był stan surowy kolejnej hali, która w pierwszym okresie była halą magazynową, ale z czasem –przeradzała w produkcyjną. I tak wypierała ten magazyn, aż w końcu powstał nowy magazyn, który na tę chwilę jest wyłącznie magazynem.
A później?
Później już fabryka powiększana była mniejszymi inwestycjami. Ale właściwie nadal jesteśmy w stanie permanentnej budowy. Nie było roku – od 2006 – żebyśmy czegoś nie budowali.
Dzisiaj zatem ile ma Pan pod dachem?
Dwadzieścia dwa tysiące metrów kwadratowych, z czego produkcja to jakieś siedemnaście tysięcy metrów.
ROZMAWIAŁ: Marek Hryniewicki
Ciąg dalszy wywiadu z Tomaszem Defratyką w rozdziale: DSM-y i ASM-y