Branża

Sukces trzeba wypracować, a pracuje się na niego latami

Zbigniew Kaczorowski, założyciel firmy Wersal.

Sukces trzeba wypracować, a pracuje się na niego latami

Zbigniew Kaczorowski, założyciel firmy Wersal, o konsekwencjach wojny w Ukrainie, podwyżkach cen, wynikach sprzedaży oraz sukcesji w firmie.

Nie ukrywam, że przygotowując się jakiś czas temu do rozmowy z Panem szykowałem – przynajmniej częściowo – inne pytania. Od 24 lutego mamy jednak w Europie, w Ukrainie, regularną wojnę. Sytuacja za naszą wschodnią granicą rodzi pytania m.in. o jej gospodarcze konsekwencje. Co – Pańskim zdaniem – ten konflikt oznacza dla polskich meblarzy, w tym także dla firmy Wersal?

To fakt – konflikt na wschodzie wstrząsnął nami, przede wszystkim jako ludźmi. Spowodował też, a nawet powoduje w dalszym ciągu, zamieszanie w gospodarce. Sytuacja, w której się znaleźliśmy wraz z wybuchem pandemii nauczyła nas patrzeć poza schematy i szukać ciągle lepszych, korzystniejszych rozwiązań. Obecnie, okazuje się, że ta wiedza może być nam niezbędna. Mamy bowiem do czynienia z kolejnym, poważnym zagrożeniem dla wielu segmentów gospodarki.

Skupiając się na rynku meblarskim w Polsce, obserwujemy dwie niezależne tendencje. Pierwsza dotyczy wzrostu atrakcyjności i popularności polskich produktów na rynkach zagranicznych. Atrakcyjność cen wschodnich produktów została zniszczona poprzez brak ich dostępności, ciągłości dostaw, a często nawet brak kontaktu z producentem. Dystrybutorzy zachodnioeuropejscy i eksportowi, zaopatrujący się w krajach Europy Wschodniej (Ukraina, Białoruś, Rosja), w momencie rozpoczęcia konfliktu przekierowali swoje zainteresowanie na polskie meble. Pamiętajmy, że medal ma dwie strony. Wojna tworzy przede wszystkim niezliczoną ilość problemów i ograniczeń. Poprzez konflikt na Ukrainie, z łańcucha dostaw surowców niezbędnych do produkcji mebli, wyłączone zostały przynajmniej dwa potężne ogniwa. W związku z tym zmniejszyła się dostępność płyt, produktów drewnopochodnych. Co za tym idzie – pojawiła się tendencja podwyżek cen surowców, które na rynku pozostały.

Od wielu miesięcy, a właściwie od niemal dwóch lat notowaliśmy regularne podwyżki komponentów, przy czym zakładaliśmy ich koniec czy choćby stabilizację wraz z końcem COVID-19. Nasze oczekiwania okazały się jednak marzeniem, a konflikt na Wschodzie tylko spotęgował to zjawisko. Nie pamiętam, aby kiedykolwiek wcześniej surowce osiągały tak wysoki poziom cen. Konsekwencji konfliktu, jak widać, jest wiele, ale tak naprawdę powinna nas zainteresować jedna – jak w takiej sytuacji zachowa się przeciętny Kowalski, jaka będzie reakcja społeczeństwa na ceny mebli i czy w obecnej sytuacji, społeczeństwo będzie mogło sobie pozwolić na taki produkt – a tej odpowiedzi możemy się spodziewać w najbliższych miesiącach.

Reklama
Banne 300x250 px Furniture Romania ZHali Imre

Rosja, Białoruś, Ukraina nie były kluczowymi rynkami dla eksportu mebli z Polski, choć oczywiście trochę mebli tam polscy producenci sprzedawali. Z drugiej strony z tych Państw importowane były do Polski np. drewno czy płyty. Na ile zerwanie tych kontaktów gospodarczych jest dla polskich meblarzy problemem?

Dokładnie tak – jak już wyżej wspomniałem, kraje te, ze względu też na spore zasoby surowca, ale i dość tanią siłę roboczą, charakteryzowały atrakcyjne ceny produktów. Dlatego możemy je bardziej kojarzyć jako kraje produkujące meble, niż importujące. Podobnie jak meble, na Wschodzie mogliśmy zaopatrywać się właśnie w drewno i produkty drewnopochodne. Oba kanały zakupów zostały rozwiązane wraz z końcem lutego. Aktualnie wielu polskich producentów boryka się z problemami związanymi z surowcem czy z kosztami, jakie ponieśli poprzez utratę dostaw.

Czy zatem można sobie wyobrazić powrót do relacji sprzed wojny? Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ nie mamy czy nie mieliśmy dostawców zza wschodniej granicy. Warto jednak pamiętać, że obecnie producenci płyty nie są w stanie na ten moment zabezpieczyć w pełni zapotrzebowania. Istnieje więc prawdopodobieństwo, że firmy, które przez lata pracowały ze Wschodem powrócą do dawnych relacji. Biznes opiera się przede wszystkim na liczbach, bo na emocje nie wszyscy mogą sobie pozwolić. My na szczęście mamy ten komfort.

Jak to wygląda w przypadku Państwa firmy? Czy na rynki ukraiński, białoruski i rosyjski trafiały Państwa meble? Jeżeli tak, to czy były to duże ilości i czy macie Państwo pomysł, jak te rynki zastąpić?

Naturalnie – wśród tak licznej puli państw, w których można spotkać nasze meble nie mogło zabraknąć naszych sąsiadów. Produkując, a nawet projektując narożniki, sofy, łóżka kierujemy się trendami zachodnioeuropejskimi lub ogólnoświatowymi, które nie zawsze wpisując się w rynki wschodnie. Stąd też niewielki odsetek sprzedaży właśnie tam. Ilości eksportowanych na Wschód  mebli nie były na tyle duże, abyśmy musieli podejmować dodatkowe działania, mające na celu uzupełnienie tej luki. Moce produkcyjne naturalnie zostały przekierowane na potrzeby innych naszych odbiorców.

W Polsce pracę – mam na myśli okres sprzed wojny – znalazło wielu Ukraińców, choćby w transporcie czy w branży budowlanej. Sporo ich pracowało także w zakładach meblarskich. Wielu z nich wróciło do Ukrainy, by walczyć o wolność swojej Ojczyzny. Czy dla branży meblarskiej w Polsce oznacza to problemy kadrowe? Jak wygląda to w Państwa firmie?

Wiele osób pochodzenia ukraińskiego znalazło nie tylko pracę w Polsce, ale i swój dom na lata. Od wielu lat obserwujemy, że ludzie, którzy pierwotnie przybyli do naszego kraju za pracą, ostatecznie sprowadzili swoje rodziny bądź założyły je tutaj. Możemy więc powiedzieć, że przybyli tu Ukraińcy dzielą się na dwie grupy – tych, którzy chcą wrócić do Ojczyzny i walczyć za nią i tych, którzy jako swój dom uważają już Polskę. Akurat tak się złożyło, że wielu naszych pracowników należy do tej drugiej grupy, więc nie borykamy się z większymi problemami kadrowymi. Oczywiście, wiele osób bierze czynny udział w pomocy swoim rodakom, ale nie wpływa to na Nasz system pracy i nie powoduje problemów w organizacji.

Wiem, że Państwo eksportują meble m.in. do USA. To rynek, na który z Polski trafia jeszcze stosunkowo niewiele mebli, ale to rynek, budzący coraz większe zainteresowanie polskich meblarzy. Czy Państwo także wiążecie z amerykańskim rynkiem jakieś większe plany eksportowe?

Od wielu lat współpracujemy z amerykańskimi firmami, jednak od dwóch lat zdecydowanie ta sprzedaż weszła na inny poziom. To prawda, że zainteresowanie naszymi produktami z roku na rok rośnie, a poprzez ogólnoświatową sytuację, konkurencyjne ceny, ciekawy design i przede wszystkim olbrzymie możliwości produkcyjne – są one coraz bardziej atrakcyjne dla importerów. My, jako fabryka, również odnaleźliśmy swoje miejsce na tym rynku i skłamałbym mówiąc, że nie wiążemy z nim przyszłości. Biorąc pod uwagę nasz rozwój, ale i ambicję naszego zespołu, chcemy, aby marka Wersal była rozpoznawana na całym świecie. W tej sytuacji USA jest idealnym kierunkiem – z potencjałem, chłonnością, a także zbliżoną kulturą do europejskiej, dzięki czemu tutejsze wzornictwo również wpisuje się w zachodnią modę. Dlatego, wszyscy zgodnie uważamy, że należy skorzystać z tych okoliczności i jak najbardziej, rozwijać eksport do Ameryki.

Ubiegły rok był w Polsce rekordowy jeśli chodzi o produkcję mebli. Czy rekordowy był także w firmie Wersal?

Co roku odnotowujemy w fabryce wzrosty, dwa ubiegłe lata to zdecydowanie spory krok naprzód. Ubiegły rok był o tyle lepszy od 2020, że nie byliśmy już na tyle ograniczeni z tytułu pandemii i związanych z nią restrykcji. Dwunastomiesięczna praca w pełnym składzie zaowocowała wspaniałymi wynikami na koniec roku, więc to tylko potwierdzenie moich słów. Nie możemy jednak zapominać, że wielkość produkcji i sprzedaży mebli miała ścisły związek w tym, że wykorzystując czas, w jakim się znaleźliśmy, ludzie zamiast w podróże zaczęli zdecydowanie bardziej inwestować w nieruchomości – a następstwem tych inwestycji był zwiększony popyt na meble właśnie. Dzięki temu, cała branża meblarska miała pełne ręce pracy – począwszy od mebli twardych, po miękkie i akcesoria.

Rekordowa sprzedaż na pewno musi cieszyć, ale rekordowe ceny surowców i komponentów (a także energii, paliw itp.) spędzają sen z powiek chyba wszystkim producentom. Jak Państwo sobie radzicie z tymi wzrostami cen?

Żartobliwie powiem, że nauczyliśmy się z tym żyć, bo lawina podwyżkowa rozpoczęła się już w 2021 roku i niestety – trwa do dziś. Ale prawda jest taka, że nikogo nie cieszy wzrost kosztów i rzeczywiście – czasem spędza sen z powiek. W przedsiębiorstwie produkcyjnym, takim jak nasze wzrósł niemal każdy koszt – od śruby po energię i paliwo. Wszelkie surowce i komponenty regularnie drożeją a my, jako producent, zmuszeni jesteśmy te podwyżki, choć w jakiejś części, przekładać na ceny mebli. Stąd już o jakiegoś czasu obserwujemy jak wszystkie meble, niezależnie od rodzaju czy fabryki, zwyczajnie drożeją.

Rosnące ceny to jedna strona medalu, druga to zerwane łańcuchy dostaw i mniejsze-większe kłopoty z dostępnością surowców i materiałów. Jak dużym problemem ta sytuacja jest dla Państwa?

Na początku rozmowy wspomniałem, że przez ostatnie lata nauczyliśmy się patrzeć szeroko – między innymi na rynek zakupów. Spotykamy się z różnymi sytuacjami związanymi z dostawami – opóźnieniami, problemami z dostępnością a czasem ceną nie do zaakceptowania, co skutkuje zerwaniem współpracy. A pamiętajmy, że na dobry biznes ma wpływ każdy z tych czynników, włącznie z poprawną komunikacją. Dlatego, gdy jakiś czynnik zakłóca poprawne funkcjonowanie, szukamy nowych rozwiązań. Rynek zakupów jest nieograniczony – w dzisiejszych czasach mamy do dyspozycji cały świat – a nasz dział zaopatrzeni korzysta z tych możliwości. Odpowiadając na Pana pytanie – obie strony medalu powodują problemy, ale to od nas zależy, jak sobie z nimi radzimy. A Wersal radzi sobie dobrze.

Jak to wszystko (wzrosty cen, trudności z dostawami, ale też presja na wzrost wynagrodzeń itp.) wpływa na marże producentów mebli? Czy produkcja mebli jeszcze w ogóle się opłaca?

Czy gdyby się nie opłacała, rozmawialibyśmy o rekordach sprzedaży i ekspansji na inne kontynenty? Musi się opłacać, na tym polega Nasza praca. Oczywiście, odbiorcy nadal oczekują odpowiednich cen, ale z drugiej strony mają świadomość tego, co na rynku się dzieje. Obie strony, zarówno producenci, jak i odbiorcy muszą w pewien sposób dopasować się do ogólnej sytuacji i znaleźć rozwiązanie, tak, aby obie strony były względnie zadowolone a i produkt spełniał oczekiwania konsumentów.

Ponad 30 lat temu Pan zaczynał ten biznes, dzisiaj na czele firmy stoi Pański syn. Czy sukcesja w firmie Wersal już w pełni się dokonała, czy też Pan nadal angażuje się w zarządzanie firmą?

Powiedziałbym, że sukcesja dokonała się niemalże w pełni. Mój syn, Łukasz, silną ręką kieruje fabryką i jestem zadowolony z jego pracy i zaangażowania. Sam jednak nie jestem jeszcze gotów, aby zostawić ten zakład „w spokoju”. Dlatego nadal uczestniczę w najważniejszych procesach w firmie, jestem mocno związany ze stroną inwestycyjną i finansową przedsiębiorstwa – optymalizacje produkcji, rozbudowa parków maszynowych czy inwestycje budowalne – tym się teraz zajmuję. W rozwoju firmy i jej automatyzacji właśnie wspomagam syna, który prężnie kroczy do przodu – a młoda krew i coraz to nowsze pomysły tylko go napędzają. Sam podążam za tą ideą! Jednocześnie cieszy mnie, że cały zespół może i chce bazować na moim doświadczeniu.

Czy jest Pan – kończąc już naszą rozmowę – zadowolony z sukcesji? W jakim miejscu widzi Pan Wersal za kolejnych 30 lat?

Myślę, że lepszego następcy nie mógłbym sobie wymarzyć. Trzydzieści lat to bardzo długo, niemal połowa mojego życia, więc wiem, jak wiele może się zmienić i wydarzyć. Obserwuję też świat i widzę, jak on sam się zmienia. Mimo to, zawsze mierzyliśmy wysoko – liczę że trzy dekady pozwolą osiągnąć tej firmie o wiele, wiele więcej, niż dotychczas. Pamiętajmy, że tę firmę tworzą przede wszystkim ludzie – wieloletni pracownicy, często przyjaciele, znajomi, którzy pamiętają początki tej drogi. Wytrwałość, praca, zaangażowanie nas wszystkich – od kilku osób w małym zakładzie, po setki w ogromnych halach, odpowiedzialne są za ten sukces. Sukcesu nie da się wymarzyć, narysować – trzeba go wypracować, a pracuje się na niego latami.

ZOBACZ TAKŻE: Siła tkwi w ludziach, przyszłość w technologii

Nie wyobrażam sobie, abym był w innym składzie, w innym miejscu gdyby nie ci ludzie. Nowe maszyny, technologie, wiedza pomagają nam w codzienności, ale by osiągnąć wynik potrzeba też pary rąk. I tak, myślę, że póki będziemy jednym, zgranym zespołem, może być tylko lepiej. A to, jak daleko uda Nam się zajść przez te 30 lat – czas pokaże.

Dziękuję za rozmowę.

ROZMAWIAŁ: Marek Hryniewicki

Wywiad opublikowany został w miesięczniku BIZNES.meble.pl, nr 5/2022