Branża

Przedsiębiorco! Strzeż się dizajnu!

Zdzisław Sobierajski.

Przedsiębiorco! Strzeż się dizajnu!

Niemiecki kwartalnik „Design Report” co tydzień przysyła mi newsletter, w którym zawsze są oferty pracy dla dizajnerów.  Firmy zza Odry zgłaszają zapotrzebowanie na Junior Designera, Senior Designera, Industrial Designera, Product Designera. Niemiecki designer zawsze jest „jakiś” lub „do czegoś”.

Reklama
Banner All4Wood 2024 - 750x100

Przedsiębiorca zna różnicę pomiędzy kompetencjami Industrial i Product Designera. Wie za co będzie płacił i jakiego standardu usługi może oczekiwać. Obie strony znają swoje obowiązki. To daje efekt synergii współpracy. Dlatego trudno jest wskazać niemieckie produkty, które nie zostały zaprojektowane.  

Nasz rynek ma jednak słowiańską specyfikę. Przez wiele lat promocji dizajnu nie stworzyliśmy kryteriów kompetencyjnych. Gdy polski inwestor słyszy teorie o zbawiennej roli dizajnu we wzmacnianiu pozycji rynkowej swojego przedsiębiorstwa, to jakoś nie widzi przykładów siły sprawczej naszych dizajnerów w tym zakresie. Na różnych konferencjach, prelegenci od lat w kółko prezentują przykłady, jak to świetnie się dizajn sprawdził w brytyjskich lub amerykańskich przedsiębiorstwach. Jednak polskich przykładów ciągle brak. Może w Polsce dizajn się jeszcze nie sprawdził? Może dopiero próbuje?

Środowisko akademickie produkuje ponad pięć setek magistrów wzornictwa rocznie, unika zdefiniowania podstawowych pojęć procesu projektowo-wdrożeniowego. Jedynym miejscem, gdzie takie definicje znajdziemy jest moja prywatna strona www.DefinicjeProjektowe.pl. Niestety, ta inicjatywa w pełni nie zaspokaja zróżnicowanych potrzeb wszystkich polskich inwestorów. Brak jednorodnych kryteriów kompetencyjnych, w połączeniu z ogromną nadpodażą niewykwalifikowanych dizajnerów, dezorientuje inwestora. Jego niepokój przekłada się potem na niskie stawki oferowane za projektowanie produktów.  Do takiej ostrożności skłaniają inwestora cienkie portfolia kandydatów do pracy oraz powszechny brak wiedzy technologicznej absolwentów polskich szkół dizajnu. Corocznie widać przykłady, gdzie naukowe tytuły magistra wzornictwa, rozdawane są za projekty lamp z patyków lub mebelków z płyty OSB.

Ponieważ tytuł magistra, doktora czy profesora wzornictwa, nie daje wymiernych gwarancji, to z punktu widzenia inwestora nie ma większej wartości. Inwestora interesuje raczej dorobek wdrożeniowy kandydata do pracy. Akademie kształcą w złudnym przeświadczeniu, że tytuł magistra wzornictwa wystarczy. Podczas zwiedzania wystaw absolwentów, przy eksponatach widzimy czasem wizytówki, na których czytamy słowo „projektant”. Zadziwia mnie, że ludzie którzy jeszcze niczego nie zaprojektowali i nie wdrożyli, mają wpojone nieracjonalne przekonanie o tym, że już są projektantami. W komunikacji sektora kreatywnego do środowiska polskiego biznesu panuje dziwaczne rozwarstwienie. Wśród niewykwalifikowanych magistrów wzornictwa trudno wyszukać oferty projektantów, których właśnie potrzebujemy. Jednak pomimo tego, że na rynku mamy nadpodaż amatorszczyzny, wyraźnie widać symptomy pozytywnych zmian.

Wiele firm meblarskich, funkcjonując dotychczas jako podwykonawcy zamówień zagranicznych marek lub dostawcy OEM, dzisiaj na bazie własnego potencjału technologicznego kreuje swoje marki.  Te firmy, oprócz eksportu tysięcy palet fornirowanej płyty, chcą sprzedawać własne, dobrze zaprojektowane, wysokomarżowe, autorskie produkty. To zjawisko dało się wyraźnie zauważyć na zeszłorocznych targach meblarskich w Kolonii.  Dlatego będzie rosło zapotrzebowanie na wykwalifikowanych projektantów.

Jednak żaden przedsiębiorca nie zaryzykuje solidnej zapłaty jedynie za obietnicę zaprojektowania przyszłych sukcesów sprzedażowych. Inwestor od dizajnera oczekuje gwarancji na jakość projektu. I tu mamy w Polsce paradoksalny rozdźwięk pomiędzy potrzebami przedsiębiorców, a kompetencjami wielu magistrów wzornictwa. Nasi niemieccy koledzy potrafią precyzyjnie delegować kompetencje, bo przez lata współpracy wypracowali system kryteriów i hierarchię wartości. W Polsce jesteśmy dopiero na początku tej drogi. Dlatego projektowaniem polskich produktów właściciele firm, często z konieczności, zajmują się sami. A chętnych do współpracy stylistów i upiększaczy,  poszukują dopiero w końcowym okresie procedowania wdrożeń. Czy taka „słowiańska strategia” projektowania konkurencyjności naszych produktów i firm jest skuteczna? Spytajmy o radę niemieckich kolegów, bo propagatorów sukcesów polskiego dizajnu, którzy posługują się jedynie zagranicznymi przykładami, pytać raczej nie ma o co. Taki mamy dizajn!

A o tym, że młodzi potrafią projektować, o korzyściach z zatrudniania stażystów i praktykantów oraz o tym czy zatrudnić stylistę czy projektanta, napiszę w następnym felietonie.

TEKST: Zdzisław Sobierajski