Branża

Może wszystko rzucić i wyjechać w Bieszczady?

Anna Gąsiorowska, właścicielka firmy Negocjator.

Może wszystko rzucić i wyjechać w Bieszczady?

Bieszczady są piękne o każdej porze roku. I pewnie dlatego tak często słyszymy albo sami mówimy: A może by tak wszystko rzucić i wyjechać w Bieszczady?

Reklama
Banner All4Wood 2024 - 750x100

Te przysłowiowe Bieszczady to dla wielu synonim braku problemów, kraina, w której czas płynie wolniej, miejsce, gdzie człowiek jest bliżej natury, z daleka od zgiełku wielkich miast, polityki. Istny raj, w którym nie liczy się to, ile i co kto ma, ale jakim jest człowiekiem. Tylko czy koniecznie musimy wszystko rzucać i wyjechać w Bieszczady? Możemy do sprawy podejść zupełnie inaczej. Możemy na weekend wyłączyć komórki, możemy nie czytać maili, wyłączyć telewizję. I znaleźć swoje własne Bieszczady, choćby miały być one na działce, kilka kilometrów za rogatkami miasta.

Dzisiejszy świat wymaga od nas życia na pełnych obrotach. Wiecznie biegniemy, ścigamy się. Nie mamy na nic czasu. Nawet poranną kawę bardzo często bierzemy ze sobą „na drogę”, a tę popołudniową, ze względu na natłok obowiązków, bardzo często pijemy już zimną. I zupełnie się temu przestaliśmy dziwić. Tak już jest. Ten, kto się nie ściga, przegrywa, odpada.

Tylko czy wiecznie biegnąc, starczy nam sił? Czy nie padniemy na którymś z etapów w drodze na sam szczyt? Nie mam tu nawet na myśli kwestii zdrowotnych, ale przede wszystkim – psychicznych. Dobrze jest znaleźć sobie jakiś cel poza samą pracą i zarabianiem pieniędzy. Niech to będzie wolontariat, rozumiany nie tyle, jako przekazywanie datków, ale jako danie części siebie. Może to być sport – na Rio już się pewne nie załapiemy, ale na lepsze zdrowie, rozładowanie emocji już tak. Niech to będzie ta wspomniana już działka i kilka rządków warzyw czy kwiatów. Niech to będzie cokolwiek, co nie jest związane z naszą pracą.

Przy odzyskiwaniu długów dużą rolę odgrywa odpowiednie podejście psychologiczne. Zarówno do siebie, jak i do dłużnika. Będąc w ciągłym biegu, często zapominamy, że o swoje samopoczucie psychiczne też trzeba zadbać. A zmęczony negocjator, to nie jest dobry negocjator. Mało tego, jeśli nie nastawimy się odpowiednio na negocjacje, często niełatwe, nasza pozycja w rozmowie będzie już na starcie słabsza. Marnym pocieszeniem jest to, że posiadanie długów również jest mocnym obciążeniem psychicznym i także druga strona negocjacji musi sobie umieć poradzić ze swoimi emocjami.

Każdy może wyjechać w swoje Bieszczady

Tak więc każdy z nas musi znaleźć swoje Bieszczady, do których będzie mógł wyjechać. Świat się nie zawali, jeśli na chwilę zwolnimy. Więc dlaczego tego nie robimy? Mam wrażenie, że przemawia tutaj nasz egoizm – to my jesteśmy najważniejsi w firmie, nikt sobie bez nas nie poradzi. Musimy wszystkiego pilnować, trzymać zawsze rękę na pulsie. Przemawia tutaj także nasz brak pewności siebie – boimy się, że gdy my zwolnimy, to nagle okaże się, że znajdzie się ktoś, kto zrobi coś za nas (a częściej: pod naszą nieobecność) lepiej, szybciej. Przemawia tutaj także nasz brak zaufania do ludzi. Nie tylko współpracowników, ale do wszystkich ludzi – „chcesz coś zrobić dobrze, zrób to sam”, a w realnym życiu będzie to: „chcesz coś zrobić dobrze, dopilnuj innych, by to dobrze zrobili”.

Nie jesteśmy pępkami świata. Nawet nie jesteśmy pępkami swoich firm, mimo wysokich stanowisk. Sami, w pojedynkę nigdy nie osiągnęlibyśmy sukcesu. Ale sami w pojedynkę możemy zadbać, byśmy mogli się tym sukcesem cieszyć. Do tego jednak potrzebny jest dystans, którego nie nabierzemy ciągle walcząc i biegnąc. Dystans nabierzemy tylko wtedy, gdy nauczymy się zwalniać, odpoczywać.

Niedawno w Poznaniu odbył się bieg „Wings For Life”, w którym to meta goni zawodników. W Polsce wygrał amator. Człowiek, który zaczął biegać, by schudnąć, potem biegał, by wygrać jakiś bieg w swoim rodzinnym mieście. Stawiał sobie jasne cele i je konsekwentnie realizował. W jednym z wywiadów powiedział, że imprezy, w których bierze udział, wybiera pod kątem rodziny – jeśli żona i dziecko nie mogą z nim jechać, nie jedzie, wybiera inną imprezę. By wygrać „Wings For Life” musiał umiejętnie rozłożyć siły. Nie mógł narzucić sobie zbyt wysokiego tempa, bo wiedział, że to będzie długi i ciężki bieg.

My już biegniemy, we własnym biegu. Pozostaje tylko pytanie, czy bieg ten jest biegiem dla życia, czy jedynie dla kasy? Czy nasze obecne tempo pozwoli nam ukończyć ten bieg? A może już nas łapie kolka lub zadyszka? Czasem wolniej znaczy dalej. Pamiętajmy o tym, gdy zechcemy wyjechać w nasze własne Bieszczady.

TEKST: Anna Gąsiorowska