Jabłka zamiast mebli
15 lutego, 2016 2023-11-24 7:48Jabłka zamiast mebli
Rozmowa z Leszkiem Wójcikiem, właścicielem Fabryki Mebli Stolpłyt, Wójcik Fabryki Mebli i Żuławskiej Fabryki Mebli, właścicielem marki Meble Wójcik.
Rozmowa opublikowana została w książce „Wizjonerzy i biznesmeni” (t. 1), wydanej przez Wydawnictwo meble.pl w 2015 r. Poniżej siódmy rozdział tego wywiadu. Szosty rozdział można przeczytać tutaj: Leszek, pa pałam?
Gdy skończył się handel z Rosją, w 1998 roku, to ilu ludzi zatrudniałeś?
Koło stu.
To – mówiąc w przenośni – trochę śmierć zajrzała Ci w oczy, bo gdy jednego dnia straciłeś cały rynek zbytu, to…
Tylko, wiesz… Czy ja rzeczywiście miałem wtedy setkę ludzi? No może i setka była. Z ludźmi nie było wtedy aż tak tragicznie, można z nimi pogadać, wyjaśnić, dogadać się.
I co im powiedziałeś?
To samo, co parę lat później, po pożarze. Ludzie też dostali pensje, bo miałem pieniądze. Zresztą było parę okresów takich, że płaciłem ludziom, a maszyny stały. A później, jak skończyła się Rosja… Brałem udział we wszystkich targach, jakie były na Bałkanach, bo to był, można powiedzieć, nasz drugi rynek po rosyjskim – bałkański.
Ale nie rozwiązywał Ci przecież problemów?
No, dramat był – nie będę ukrywał. To był taki okres, że miałem chyba ze trzy miesiące przerwy, handlowaliśmy wtedy różnymi rzeczami, do Niemiec jeździliśmy, woziliśmy jabłka, pomidory, jakieś multiwitaminy. Kupę różnych rzeczy woziliśmy, sprzedawaliśmy i znów jechaliśmy po towar.
Chcesz powiedzieć, że handlowałeś owocami i warzywami?
No tak. I różnymi innymi rzeczami.
A kto to woził? Ty? Twoi pracownicy?
Było parę przerw, takich trzymiesięcznych, że płaciłem ludziom, ludzie siedzieli w domu, a ja brałem na przykład kuzynów i jeździliśmy handlować. Do Berlina, do Hamburga… Tam były dziesiątki hektarów różnych targowisk, zbierało się towar, ładowało i w drogę.
Poczekaj, poczekaj. Bo jeszcze chcę wrócić do pewnej sytuacji. Bo jest tak: produkujesz meble, sprzedajesz je przez trzy lata z powodzeniem na Wschód, aż tu nagle praktycznie sto procent rynku tracisz.
Tak. I to w jeden dzień.
I co wtedy zrobiłeś, gdy się dowiedziałeś o tej sytuacji? Zebranie z pracownikami, którym powiedziałeś: „Panie i panowie, nie mamy rynku, Rosja nie będzie od nas odbierała już mebli, firma może upaść.”?
Wtedy nie mówiło się o żadnej upadłości. Powiedziałem, że zamykamy produkcję na jakiś okres, ale nie wiem, na jaki. I ruszamy szukać nowych rynków: do Rumunii, do Czech, na Słowację, na Bałkany… Najpierw, po załamaniu w Rosji, była Rumunia. Ruszyłem z Rumunią, ruszyłem później z Czechami, ze Słowacją.
Powiedziałeś, że Bałkany to był Wasz drugi rynek – po rosyjskim. Czyli Stolpłyt wcześniej z Bałkanami handlował?
Tak, ale to mimo wszystko dla nas był jakiś margines. Rynek bałkański był takim płytkim rynkiem. Może niezbyt dużym, ale na nasze możliwości produkcyjne, to był właściwie rynek wystarczający, bo my wprawdzie byliśmy już dość sporą firmą, ale ciągle jeszcze bardziej mniejszą niż większą.
Powiem Ci szczerze, że jak śledziłem tę Waszą historię, to byłem zadziwiony, że tak dość płynnie udało się Wam przejść ze Wschodu na Południe.
Ale, wiesz, to Południe to były małe rynki. Mówiłem Ci, że brałem udział chyba we wszystkich targach, jakie były na Bałkanach. Ze dwa czy trzy razy wystawialiśmy się w tamtym czasie w Bukareszcie.
A pamiętasz, jak duże mieliście tam stoiska?
Czy ja wiem? Nie pamiętam dokładnie. Po sześćdziesiąt metrów, może sto metrów. Nieduże, sto metrów to chyba naprawdę było największe stoisko. Niezależnie od tego, czy wystawialiśmy się w Rumunii, Czechach, Słowacji czy na Bałkanach.
Mówiłeś, że z Waszej perspektywy Południe to były niewielkie rynki. A kim byli tamtejsi klienci?
To Południe to były małe rynki i takie – powiedziałbym – bardzo chimeryczne rynki. Na przykład w Chorwacji czy Słowenii były sklepy, kilka sklepów, a wszystko było takie rozbite, takie bardzo małe. Z niektórymi do dzisiaj współpracujemy. Ale w Chorwacji to mnie oszukał jeden drań. Pamiętam – z miejscowości Varaždin, gdzieś przed Zagrzebiem.
Ale, jak rozumiem, klienci z Południa raczej nie przyjeżdżali do Ciebie, tak jak Rosjanie. Raczej Ty musiałeś ich wynajdywać, jeżdżąc choćby na targi.
Raczej tak, ale trochę też przyjeżdżało do nas. Zresztą do dzisiaj sporo firm do nas przyjeżdża, choćby właśnie z Chorwacji.
To Południe pozwoliło Wam zatem przetrwać najgorszy okres?
Tak, pozwoliło nam trochę się odbić i stanąć na nogi. To było takie właśnie przejście: ze Wschodu na Zachód. Przez Południe. Mi się wydaje, że jak weszliśmy do NATO, w 1999 roku, to zaczęła się współpraca z Niemcami. Niemcy zaczęli wtedy nam, ze Wschodu, bardziej ufać i doceniać.
ROZMAWIAŁ: Marek Hryniewicki
Ciąg dalszy wywiadu z Leszkiem Wójcikiem w rozdziale: Wywalczona tożsamość