Design

Wszyscy zostaliśmy astronautami

Joanna Jurga, była komandor misji kosmicznej w Habitat Lunares, projektantka, innowatorka, twórczyni systemu „Matrice”.

Wszyscy zostaliśmy astronautami

Joanna Jurga, była komandor misji kosmicznej w Habitat Lunares, projektantka, innowatorka, twórczyni systemu „Matrice”, o projektowaniu dedykowanym poczuciu bezpieczeństwa w przestrzeni.

Punktem wyjścia naszej rozmowy jest projekt „Matrice relax” zaprezentowany na tegorocznym Łódź Design Festival. Dlaczego zdecydowała się Pani na jego premierę w Łodzi?

Reklama
Banner targów IFFINA 2024 750x109 px

System „Matrice” jest zwieńczeniem mojej pracy doktorskiej i wieloletnich prac badawczych nad budowaniem poczucia bezpieczeństwa. Zależało mi na tym, żeby nie trafiły one na zakurzone półki bibliotek. Z organizatorami ŁDF znamy się od lat, współpracowaliśmy niejednokrotnie. Uważam, że festiwale są niezwykle demokratyczne i pozwalają publiczności doświadczyć rzeczy, których w innych okolicznościach nigdy by nie dotknęli. Galerie czy muzea bywają odstraszające, a festiwale wciągają miasta do życia. Tegoroczna edycja ŁDF, była różnorodna, w znacznym stopniu hybrydowa. Sprawiła, że po lockdownie, ludzie spragnieni wydarzeń chcieli doświadczać miasta.

Czym właściwie jest „Matrice”?

„Matrice relax” jest eksperymentalną przestrzenią terapeutyczną służącą wyciszeniu zmysłów i relaksacji. Pokazuje, jak działać na nasze bodźce zmysłowe, żeby relaksować ciało. Zebrałam wszystkie wnioski z mojej pracy badawczej i zamknęłam je w obrębie małej przestrzeni kontenera. Przestrzeń „Matice relax”, została zaprojektowana tak, żeby wszystkie bodźce, które trafiają do naszego mózgu podświadomie nas relaksowały.

Na potrzeby festiwalu zostały zaprojektowane trzy sesje relaksacyjne. Pierwsza czerpała inspiracje z natury, ze spaceru po lesie: światło było ciepłe, jak o zachodzie słońca, zapach nawiązywał do lasu, a muzyka do śpiewu ptaków. „Morning glory” poświęcona była porankom, kiedy należy wstrzymać działanie melatoniny – była to sesja, którą można stosować zamiast porannej kawy. 15-20 minut służące porannej koncentracji. Sesję charakteryzowało jasne błękitne światło, świeży zapach prania oraz muzyka wykorzystująca śpiew wielorybów.  Trzecia sesja – wieczorna, poświęcona zasypianiu, była dedykowana przebywaniu w przestrzeni kosmicznej. Na ilustracjach pojawiły się zdjęcia kosmosu. O relaksie przypominał też zapach kojarzący się odbiorcom z watą cukrową. Światło było różowo-fioletowe.

Wchodząc do przestrzeni „Matrice relax” mogliśmy wybrać sesję, na którą mamy ochotę. Kiedy zamykaliśmy za sobą drzwi, kładliśmy się na wielkich, wygodnych pufach pokrytych aksamitem, uważanym za jedną z najprzyjemniejszych tkanin tapicerskich. W tracie sesji, niektórzy skupiali się na oddechu, inni pozwalali sobie po prostu być. Telefony były poza zasięgiem. Poprosiliśmy, żeby nie nagrywać sesji, nie dlatego, żeby się tym nie dzielić, tylko na chwilę wyłączyć się ze świata zewnętrznego, pobyć samemu ze sobą w ciszy. Z moich badań wynika, że bardzo rzadko jesteśmy sami ze sobą i niewiele mamy czasu, żeby tak naprawdę odpocząć. Jesteśmy skupieni na pracy i ciągłym „byciu w kontakcie” . W „Matrice relax” wszystko zostało zaprojektowane tak, aby wejść w stan bycia tu i teraz.

Dlaczego zdecydowała się Pani na formę kontenera?

Postanowiłam stworzyć małą, mobilną przestrzeń i oddać ją użytkownikom. Wybrałam formę kontenera, bo jest ona mobilna – łatwa w transporcie. Mamy w planach wysłanie kontenera w świat, zależy nam aby pokazać projekt na kolejnych festiwalach. Kontener to bardzo prosta, zamknięta kubatura, którą wyposażyliśmy w rodzaj przedsionka, gdzie można zostawić rzeczy prywatne. Wchodzi się do wnętrza wykończonego sklejką, lnem i przyjemnymi materacami. W środku są odpowiednie bodźce dźwiękowe, muzyka, animacja, aromaterapia, odpowiednia wilgotność i temperatura powietrza. Wszystko po to, żeby wyciszyć umysł.

Jakie były reakcje użytkowników?

Wnioski były bardzo ciekawe, bo ludzie nie wiedzieli na co się piszą, a na doświadczanie tej przestrzeni obowiązywały zapisy. Część osób miała już wcześniej do czynienia z oddechem, medytacją, wizualizacją i relaksacją. Niektórzy spokojnie oddychali, zasypiali i wychodzili zregenerowani, ale była też grupa, która mówiła: przecież tam się nic nie dzieje. Takie też było założenie, bo jesteśmy za bardzo nakręceni ilością bodźców, które odbieramy codziennie z otoczenia. W momencie, kiedy nam się te bodźce ogranicza, nasz mózg reaguje strachem. Podsumowując, przestrzeń się sprawdziła. Udało nam się przeprowadzić ponad 60 sesji. Mamy też bardzo ciekawy feedback, co dla ludzi jest relaksem.

Jak wyglądała Pani droga do Systemu „Matrice”?

Właśnie złożyłam pracę doktorską i czekam na wyznaczenie obrony. Mam wrażenie, że na miejsce, w którym jestem wpłynęła cała moja droga życiowa. Wszystko zaczęło się od wyjścia z niezwykle liberalnego i empatycznego domu. Jestem dzieckiem lekarzy, którzy zawsze byli nieprawdopodobnie wyczuleni na potrzeby innych ludzi. Wyczucie drugiego człowieka było w naszym domu bardzo naturalne. Później dużo jeździłam po świecie, przeszłam Azję Piechotą, zjechałam Azję Mniejszą i odwiedziłam zarówno północą jak i południową Afrykę. Kraje nierozwinięte, o których mówi się powszechnie, że to kraje trzeciego świata, to one nauczyły mnie ogromnego zrozumienia drugiego człowieka i akceptacji inności.

W trakcie 8-miesięcznej podróży przez Azję, nie spadł mi z głowy przysłowiowy włos, a dostałam dużo więcej ciepła i uważności, niż zdarza mi się to w rodzinnej Warszawie. Zaczęłam podróżować tuż przed maturą i była to dla mnie ważna lekcja. Studia dały mi otwartość na innych i ich potrzeby, ale to w strefach wojny uczyłam się, co tak naprawdę jest ważne. To była kolejna cegiełka do tego, kim jestem dziś. Do tego – mam głód życia, uczenia się nowych rzeczy. Zawsze ciągnęły mnie sporty ekstremalne. Miałam wielką przyjemność jeżdżenia w amatorskich rajdach samochodowych po świecie. Mam w sobie taką ciekawość, która powoduje, że nie ma dla mnie granic nie do przekroczenia. Jeśli coś wykoncypuję, to nie ma mocnych, żeby miało mnie tam nie być.

Nawet w kosmosie!

Tak, trochę tak było z przygodą z kosmosem. Napisałam założenia pracy doktorskiej i stwierdziłam, że chcę pracować nad poczuciem bezpieczeństwa w przestrzeni, ale nie w kontekście kamer i czujników, a nad zmysłowym poczuciem bezpieczeństwa. Zdałam sobie sprawę, jak ogromnym problemem są dla nas przestrzenie, zarówno otwarte, jak i zamknięte, z zaburzoną akustyką, oświetleniem, z ogromnym chaosem wizualnym.

Napisałam do ówczesnej dyrektor naukowej Habitatu Lunares, Która wówczas była jedną z mentorek w konkursie Jutronauci. Pracowałyśmy w innych dziedzinach, bo ja jestem projektantką i architektką, a ona biologiem. Moje zgłoszenie gdzieś przepadło i wydawało mi się, że nic z tego nie będzie. Kontynuowałam badania, jak projektować z ważnością na działanie ludzkich zmysłów. Niecały rok później, w moje urodziny dostałam maila: witamy w Habitacie Lunares. Pomyślałam, że ktoś mi zrobił psikusa.

Habitat Lunares to specjalistyczna placówka do symulacji załogowych misji kosmicznych na Księżycu i Marsie. W trakcie misji w habitacie pracują dwa zespoły: jeden, tzw. Analogowych Astronautów, którzy wchodzi w izolację oraz drugi zespół zewnętrzny, monitorujący wyniki badań. Marzyłam o tym, jak cudownie byłoby wejść na pokład, i być członkiem załogi symulującej życie na Księżycu. Zdałam sobie sprawę, że najbardziej interesuje mnie rozwiązywanie tematów skrajnych, czyli wszelkiego rodzaju izolacje. Wiedziałam, że jeżeli stworzę rozwiązania, które sprawdzą się w sytuacjach ekstremalnych, to pomogą one też zwykłym ludziom. Działo się to na długo przed lockdownem.

Najpierw składaliśmy propozycje badań w habitacie, później podzielono nas na załogi, a finalnie przyszła informacja o przydziale stanowisk. Pamiętam ogromne zaskoczenie, kiedy przeczytałam: Joanna Jurga, commandor of the mission. Wydało mi się to nieprawdopodobne. Zastanawiałam się, jak będę zarządzać ludźmi z tak skrajnych środowisk i o tak różnym doświadczeniu. Umiem zarządzać ekipą budowlaną albo linią produkcyjną, ale jak będę zarządzać grupą naukowców tym habitacie? Wszystko się jednak udało.

Rok później miałam przyjemność prowadzić jeszcze jedną misję, od tego czasy przygoda z habitatem od dwóch lat jest light motivem wszystkiego co robię. Habitat Lunares jest jedyną placówką tego typu w Europie. Większość rzeczy, które udało mi się przepracować w habitacie, włącznie z audytem designu, który mówił o tym, co należy zrobić, żeby astronautom żyło się lepiej, zostały wprowadzone w życie.

Dlaczego skupiła się Pani na tematyce poczucia bezpieczeństwa?

Z perspektywy projektantki obserwowałam, że robimy sobie straszną krzywdę przestrzenią. Jednak zawsze możemy otworzyć drzwi i pójść do lasu. Możemy wyjść z domu, który bardzo często jest przestrzenią narzuconą i wrócić do natury, która jest atawistyczną przestrzenią człowieka.  Światło słoneczne i zieleń drzew są nieprawdopodobnie potrzebne dla naszego zdrowia psychicznego. W normalnych realiach spacer zawsze pozostaje w zasięgu naszych możliwości.

Izolacja kosmiczna, czy jakakolwiek inna izolacja, zamyka nas w czterech ścianach. Musimy w nich spełnić wszystkie narzucone nam zadania, zadbać o siebie i innych członków załogi, oraz z dala od bliskich i naturalnego środowiska nie zwariować. Mając zapewnione odpowiednie bodźce zmysłowe łatwiej nam jest się koncentrować i sprostać zadaniom, które dostajemy, również relaks czy sen są bardziej efektywne, a to niezwykle ważne podczas życia w ekstremalnym otoczeniu. Przebywanie w przestrzeni, która za pomocą bodźców daje nam poczucie komfortu, jest nieprawdopodobnym podniesieniem jakości życia.

Ze wszystkich materiałów badawczych, do których miałam dostęp wynika, że astronauci przebywający w międzynarodowej stacji kosmicznej skarżyli się, że jest ona zimna i sterylna, głównie ze względu na powszechnie stosowane światło jarzeniowe. Biel jest w porządku, jeśli oświetlimy ją ciepłym światłem, daje poczucie przytulności. Ze wszystkich rozmów z astronautami wynikało, że najlepiej czuli się w biolabie, czyli przestrzeni w której po za eksperymentami biologicznymi hoduje się również, albo przed wszystkim rośliny.

Po pierwsze, było tam inne światło, po drugie, były tam rośliny i można było być za nie odpowiedzialnym. Nasz mózg tego potrzebuje. W trakcie mojej misji wszyscy chcieli mieć dyżury w biolabie, ponieważ sama obecność wśród roślin działa terapeutycznie. Później przeniosłam to na dalsze obserwacje i wnioski. Zieleń jest bardzo potrzebna, co było widać również przy pierwszym lockdownie. Kiedy posiadamy rośliny, którymi można się zająć,  daje nam to namiastkę lasu, nieprawdopodobnie podnosi morale i daje szansę na normalność.

Badanie tego, czym jest poczucie bezpieczeństwa sprowadza się do bardzo prostych rzeczy, takich jak: odpowiednia temperatura światła, odpowiednie materiały wykończenia, akustyka czy temperatura i wilgotność powietrza. Skupiłam się na tych wszystkich rozwiązaniach. Niewielką zmianą jesteśmy w stanie podnieść jakość naszego życia, co w rezultacie daje większe poczucie komfortu pracy i życia nie tylko w izolacji.

Później te obserwacje sprawdziły się także w warunkach szpitalnych.

Dużo czasu spędzałam w szpitalach z pacjentami i z personelem służby zdrowia. Potem przyszedł lockdown i okazało się, że jest wielu ludzi, którzy nie radzą sobie w swoich zamkniętych przestrzeniach.

Okazało się, że wszyscy staliśmy się astronautami.

Tak, okazało się, że izolacja dotyczyła nas wszystkich. Astronauci są jednak szkoleni do życia w zamknięciu. Są wybierani na podstawie wielogodzinnych testów psychologicznych. Jeżeli chodzi o zwykłych zjadaczy chleba, to nie wszyscy mamy takie super moce, co powoduje, że znalezienie się w sytuacji tak ekstremalnej jak życie w izolacji, dla części z nas okazało się niezwykle trudnym doświadczeniem. Zostaliśmy zamknięci, często w przepięknych mieszkaniach projektowanych przez architektów, niedostosowanych jednak do doświadczenia, wielozadaniowego, wielozmysłowego i  wspólnego życia w izolacji często 24 godziny na dobę 7 dni w tygodniu, bez możliwości wyjścia, złapania dystansu i zmiany otoczenia.

Czy da się stworzyć uniwersalną definicję poczucia bezpieczeństwa?

To jest bardzo indywidualne. Są rzeczy uwarunkowane kulturowo, chociaż są też uniwersalne przesłanki, co daje nam atawistyczne poczucie szczęścia. Kontakt z zielenią daje nam poczucie bezpieczeństwa, choć wielu ludzi boi się dziś iść samotnie do lasu. Bardzo dobrze odbieramy tkaniny i powierzchnie, które są naturalne. Nie jesteśmy w stanie oszukać dotyku. Możemy oszukać wzrok, ale w dotyku tego nie przeskoczymy. Dotyk drewna zawsze robi nam dobrze.

To samo dotyczy światła. Lubimy światło ciepłe, bo kojarzy nam się ze światłem świec czy ogniskiem. Ono nas otula, nie daje ostrych kontrastów, zmiękcza rzeczywistość wokół nas. Jak się jedzie przez Polskę, widać w jak wielu domach jest zimne jarzeniowe światło. Nie uczymy użytkowników, jak wiele można zmienić żarówką, a to jest jedna z najprostszych zmian, jaką możemy zrobić w domu.

To samo dotyczy wentylacji i utrzymania odpowiedniej temperatury. Lepiej nam się śpi w zimnych pomieszczeniach. Sypialnia powinna być najzimniejszym pomieszczeniem w domu (po za piwnicą czy garażem). Większość z nas ma niesamowicie sucho w domu. Wilgotność powinna wynosić między 50 a 60%, wtedy nie wysychają nam śluzówki, możemy swobodnie oddychać. Nawilżając powietrze, nawet najprostszymi metodami, możemy włączyć olejki eteryczne, które uspokajają w sytuacjach stresowych i są rozwiązaniami niskobudżetowymi. W prosty sposób podnoszą jakość życia.

Kolejna stara mądrość – dywany. Te z naturalnego włosia wygłuszają i pozwalają utrzymać wilgotność powietrza. Warto wrócić też do zasady, że kiedyś były dwa zestawy zasłon – ciężkie aksamitne kotary, stosowało się zimą, żeby utrzymać akustykę i zachować ciepło oraz lekkie lniane zasłony na lato chroniące przed ostrym słońcem i pyłem. Daleka jestem od tego, że meble i elementy wyposażenia wnętrz muszą być z najnowszych kolekcji, że muszą być drogie. Mamy w tej chwili tak ogromną dostępność designu lat minionych. Tak naprawdę, produkty mogą być też z drugiego obiegu.

Jak zaprojektować bezpieczeństwo w domach tak wielofunkcyjnych, jak dziś.

W momencie, kiedy dom jest przestrzenią wielofunkcyjną, musimy opracować harmonogram, stworzyć element przejścia. Na przykład, kiedy rozpoczynamy pracę – o określonej godzinie pijemy kawę. Mamy tendencję do zacierania granic między tym co jest pracą, a co jest domem. Co powoduje frustrację u wielu ludzi. Pracujemy dłużej niż zwykle, co mija się z sensem, bo wydajnie jesteśmy w stanie pracować 6-8 godzin dziennie, nie więcej. Ważna jest powtarzalność, żeby organizm wiedział, że o 8.00 dostanie śniadanie, a o 13.00 lunch. Ciało się uczy. To pozwoli mu dobrze zarządzać energią. Harmonogram jest niezwykle pomocny, choć może być trudny w realizacji szczególnie tam, gdzie są dzieci.

W budowaniu poczucia bezpieczeństwa ważne jest też wydzielenie stref w domu. Konkretnie, np. ten kawałek stołu służy mi do pracy od 9.00 do 17.00. Istotne jest również wstawanie do pracy, tzn. że nie pracujemy w łóżku. Warto być konsekwentnym. W czasie pracy jestem w pracy. Zachowujemy się tak, jakbyśmy pojechali do biura. To pozwala zachować nam zdrowie psychiczne. W trakcie misji kosmicznych bardzo pilnuje się harmonogramu, to plan na każdy dzień reguluje cykl życia ma stacji czy w habitacie. Wyznaczanie schematów, rytuałów, momentów przejścia, ram na funkcjonowanie w przestrzeni, pozwala dużo sprawniej funkcjonować.

Na co jeszcze szczególnie warto zwrócić uwagę w czasach domowej izolacji?

Wielu z nas przez wiele lat traktowało domy jak sypialnie, do których się wpadało na chwilę. Potrafiliśmy żyć w dużym chaosie. Warto zacząć od uporządkowania przestrzeni wokół siebie. Wtedy naturalnie pojawi się miejsce, które możemy zaaranżować na nowo, np. na miejsce do pracy. Warto też zrobić listę, czego potrzebujemy, żeby moja przestrzeń była wielofunkcyjna. Może lampki do biurka, może poprzestawiania mebli.

Czy projektowanie synestetyczne ma przyszłość?

Myślę, że design synestetyczny, czyli oparty o bodźce zmysłowe to nie tylko przyszłość, ale konieczność. Śledząc to wszystko co się dzieje na świecie uważam, że nie możemy się oprzeć tylko na tym, co widzimy, czyli trwać w okulocentryźmie. Oczywiście, 80% bodźców zmysłowych przyjmujemy za pomocą wzroku, dlatego świat oparty na wizualności nadal będzie ważny. Jednak ilość zaburzeń psychofizycznych wynikających z problemów z sensoryką, w tym z zaburzeniami zmysłu dotyku powoduje, że coraz więcej z nas szuka alternatywnych rozwiązań.

Uważam, że współczesny projektant musi być typem holistycznego twórcy, który patrzy nie tylko na piękno czy geniusz obiektu, ale umie go odnieść do potrzeb człowieka. Jestem przekonana, że można to przenieść na każdą dziedzinę. Tak, jak mamy design synestetyczny, tak mamy też neuroarchitekturę, czyli dziedzinę zajmującą się tym, jak nasz mózg funkcjonuje w przestrzeni. Ludzie łakną tej wiedzy i ona się rozwija. To znaczy, że jest taka potrzeba.

Jestem przekonana, że dla projektantów mebli i obiektów codziennego użytku, to są bardzo ważne obserwacje Żeby pomóc ludziom funkcjonować w przestrzeni musimy im dawać poczucie komfortu. Nie tylko oferować obiekty pięknie wyglądające na Instagramie, ale przede wszystkim rzeczy, które mogą nas otulić, które mają funkcje terapeutyczne. Myślę, że projektant powinien być osobą, która łączy różne wątki, jest obserwatorem, a jego pomysły służą ludziom. Pracując ze studentami, uczę ich uważności na drugiego człowieka.

Zwracam uwagę, że użytkownik może planować zakup produktu, który widział w social media, ale finalnie zdecydować się na wybór czegoś innego, bo dotknął tego w salonie. Pierwszym, najbardziej rozwiniętym zmysłem w momencie narodzin jest zmysł dotyku. W przypadku meblarstwa jest to niezwykle ważne. Ludzie zaczynają mieć świadomość, że materiał ma znaczenie. Myślę, że powrót do rzemiosła, szacunku do materiału, kupowania rzeczy lepszych jakościowo i droższych, ale w mniejszych ilościach, będzie potrzebą społeczną. To jest bardzo osadzone w designie synestetycznym, żeby rzeczy były zmysłowo dla nas odpowiednie i atrakcyjne.

Dziękuję za rozmowę.

ROZMAWIAŁA: Diana Nachiło

Wywiad opublikowany został w miesięczniku BIZNES.meble.pl, nr 12/2020