Osiem milionów krzeseł rocznie
26 marca, 2016 2024-06-12 12:47Osiem milionów krzeseł rocznie
Rozmowa z Jerzym Krzanowskim, wiceprezesem Zarządu, dyrektorem inwestycji i zakupów, współwłaścicielem Grupy Nowy Styl.
Rozmowa opublikowana została w książce „Wizjonerzy i biznesmeni” (t. 1), wydanej przez Wydawnictwo meble.pl w 2015 r. Poniżej jedenasty rozdział tego wywiadu. Dziesiąty rozdział można przeczytać tutaj: Funkcjonalne zarządzanie
Wspomniał Pan o przejęciach. W maju 2011 roku Grupa Nowy Styl dokonała pierwszej akwizycji, kupiła niemieckiego producenta Sato Office, sprzedającego pod marką Grammer Office na rynku profesjonalnym. Skąd wiedzieliście o możliwości zakupu firmy?
Wie Pan co, Sato to był prosty temat, bo akurat właścicielem Sato był nasz grecki klient. Grecy, którzy mieli poważne problemy u siebie, szukali aktywów, które mogliby zbyć. Nieważne jakie, chodziło o to, by jakkolwiek ratować sytuację u siebie. Jeździliśmy do tego klienta już dużo wcześniej, przed igrzyskami olimpijskimi w Atenach, dostarczaliśmy krzesła na igrzyska – właśnie przez niego. Wtedy zrezygnowaliśmy z części biznesu tureckiego, a ta spółka turecka, którą niedawno przejęliśmy…
TCC The Chair Company?
Tak. To spółka-córka niemieckiego Grammera, tylko na początku sprzedana do menedżera tureckiego, a potem myśmy się tą spółką zainteresowali i przejęli.
Dwa lata później, w czerwcu 2013 roku Grupa Nowy Styl przejęła markę Rohde & Grahl, producenta wysoko pozycjonowanych mebli i krzeseł. Jak z kolei wpadliście na tę firmę?
Rohde & Grahl to były kontakty Adama i pewnie Romka Przybylskiego z właścicielem. To był pan po siedemdziesiątce i przyglądał nam się jako takiej rozsądnej firmie, w dużym stopniu rodzinnej, która idzie w dobrym kierunku i rozwija się. Jak zobaczył, że przejęliśmy z sukcesem Sato i to fajnie funkcjonuje, my to utrzymujemy, to uznał nas za takiego sukcesora zewnętrznego, który rozwinie tę firmę, a nie zwinie. Mówił na przykład, że nigdy żadnym Amerykanom nie sprzedałby tej firmy. I on w ogóle na rynek nie wszedł z tą firmą, rozmawiał tylko z nami na temat sprzedaży swojej firmy. Myślę, że on patrzył na to w ten sposób, że jak coś przez czterdzieści lat tworzył, to chciałby spokojnie dożyć starości i patrzeć, jak się dalej rozwija i funkcjonuje jego dzieło niż widzieć, że ktoś to przejmuje i po chwili robi jakieś błędy, firma pada czy coś w tym rodzaju.
Czyli, jak rozumiem, były to dwie różne sytuacje, także pod względem emocjonalnym ich właścicieli: z jednej strony Grecy, którzy…
…potrzebowali pieniędzy.
Potrzebowali pieniędzy i powiedzieli: zabierajcie.
Oczywiście.
I nie obchodzi nas, co z tą firmą zrobicie, możecie ją rozwijać, możecie sprzedać – co wam się tylko podoba.
Tak.
A z drugiej strony Rohde & Grahl i starszy pan, który tę swoją firmę traktował niemalże jak bliską osobę.
Dokładnie. To kiedyś były dwie firmy: firma Rohde i firma Grahl. I Peter Rohde, czyli ten dżentelmen, który nam sprzedawał, w kryzysie w 2008 roku kupił Grahla. To były firmy odległe od siebie o dziesięć kilometrów. W ten sposób miał w rękach i producenta mebli biurowych, i producenta krzeseł. Ale potem był problem z sukcesją.
Nie miał następców?
Miał. Ale sam powiedział, że widzi, że jego dzieci tego kompletnie nie pociągną, bał się im to zostawić i wolał się w ten sposób zabezpieczyć. Żeby wziąć jakieś pieniądze i dać im pieniądze, a firma by poszła w dobre ręce.
A w jakiej kondycji były te dwie firmy w momencie zakupu?
W dobrej. Obie. Zresztą, wie Pan, my byśmy nie chcieli kupować trupów i restrukturyzować ich. I teraz, jak szukamy nowych firm do przejęcia, to szukamy firm, które są zdrowe.
Dużo zapłaciliście za te przejmowane firmy?
To były rozsądne ceny. Nie chcę podawać kwot, ale to były rozsądne pieniądze jak na te firmy. Uczciwe ceny. Na pewno, gdyby taka firma poszła na rynek – mam tu na myśli Rohde & Grahl – i szukała inwestora zewnętrznego, nieważne jakiego, to cena tej sprzedaży byłaby dużo wyższa.
Od przejęcia Sato minęły już cztery lata, od przejęcia Rohde & Grahl – dwa lata. Można już jakoś podsumować efekty akwizycji?
Wszystkie funkcjonują. Każda marka jest inna. Grammer Office to są krzesła ergonomiczne ze specjalnym, opatentowanym i wymyślonym wewnętrznie mechanizmem Glide-Tec, bardzo niszowe, ale to są tylko krzesła. Rohde & Grahl to firma, która funkcjonuje w dużym stopniu w segmencie projektowym, sprzedająca rozwiązania. To są często bardzo skomplikowane, wysoce ergonomiczne rozwiązania.
Na przykład?
Krzesła z oparciem Duo Back, w formie skrzydeł, gdzie kręgosłup sam układa się pod nie. Wiele ciekawych projektów, na przykład wyposażenie policji w Holandii, bo ta firma ma też swój oddział i showroom w Holandii, zresztą notuje na tym rynku dobre wyniki. Te marki funkcjonują. Dobrze funkcjonują. Nie chcemy ich w żadnym stopniu sprzedawać, ale rozwijać.
A od strony wyników sprzedażowych jak wygląda ich sytuacja?
Obie się rozwijają, ale zdecydowanie szybciej rozwija się Rohde & Grahl. Wie Pan, bo to jest jednak dużo bardziej podobny model biznesu do naszego. Porównując pierwszy kwartał tego roku do pierwszego kwartału ubiegłego roku, mamy czterdziestoprocentowy przyrost.
No, to wynik imponujący.
To przyrost kompletnie nienormalny, bo w warunkach normalnej gospodarki, kiedy rynek jest względnie stabilny, urosnąć o czterdzieści procent nie jest łatwo. A my te czterdzieści procent w pierwszym kwartale mamy i uważamy, że nadal utrzymamy wysoki procent wzrostu, więc pewnie o trzydzieści procent rok do roku ta organizacja, jaką jest Rohde & Grahl, urośnie. I przy tym wzroście pewnie powiększymy dwu-, dwuipółkrotnie zysk operacyjny. Grammer Office też funkcjonuje, ale to są rozwiązania niszowe bardzo ergonomicznych krzeseł. A w Rohde & Grahl są kompletne rozwiązania biurowe, które dają nam szansę – łącznie z jakimś polskim produktem do tego – do rośnięcia w Europie w nieskończoność. Dlatego robiąc w tym roku dziewięćdziesiąt milionów euro, a tyle zrobimy mniej więcej na rynku niemieckim, uplasujemy się tam bardzo wysoko.
A proszę powiedzieć, przez jakie marki generowana jest ta kwota?
Przez wszystkie. Z ciekawostek – choć nie dotyczy to rynku niemieckiego – robimy teraz stadion olimpijski w Lyonie. Kilka dni temu zapadła decyzja, że robimy stadion w Nicei – kolejny stadion we Francji. A proszę mi wierzyć, że niełatwo wchodzić na te rynki, bo tam też są lokalni gracze. I potrafimy z nimi wygrać, i niekoniecznie ceną.
W 2014 roku Grupa Nowy Styl kupiła pięćdziesiąt procent udziałów w tureckiej firmie TCC The Chair Company, producenta i dystrybutora krzeseł biurowych, audytoryjnych, kinowych, dedykowanych obiektom sportowym. Jak doszło do tej transakcji?
To była spółka Grammera, czyli Sato. Na etapie przejęcia tej części niemieckiej myśmy części tureckiej nie chcieli przejąć. I co oni zrobili? Sprzedali to lokalnemu menedżerowi, a my po trzech latach pomyśleliśmy, że – ze względu choćby na biznes ukraiński i fakt, że możemy tam dostarczać trochę produktów i z Polski, i z Ukrainy, a poza tym Turcja to duży rynek: sto milionów ludzi – warto mieć tam przyczółek. A TCC się dobrze rozwijało, więc zaproponowaliśmy mu przejęcie w pięćdziesięciu procentach. On się zgodził, jesteśmy w tej firmie pięćdziesiąt na pięćdziesiąt.
Przejęcie było niedawno, za wcześnie zatem jeszcze na jakiekolwiek oceny?
Na pewno nie słyszałem o niczym niepokojącym, co by się tam pojawiło. Żeby tam zaczęło mocno rosnąć, jak w Niemczech, trzeba zrobić strategię na to. Czterdzieści procent to byłyby fajne przyrosty, ale zakładamy, że rynek jest interesujący, mamy tam przyczółek i zobaczymy.
Grupa Nowy Styl jest dziś graczem globalnym. Jakie zatem jest jej miejsce w światowych rankingach?
W krzesłach nie ma w Europie nikogo, kto by produkował tyle, co my.
Czyli: numer jeden?
W krzesłach na pewno. Osiem milionów krzeseł rocznie – nikt tyle nie produkuje w Europie.
A biura?
Globalnie, w oficjalnym rankingu FEMB, jesteśmy na czwartym miejscu producentów rozwiązań meblowych, czyli biorąc pod uwagę krzesła i meble, największy jest Steelcase, drugi Kinnarps, trzecia Vitra, a na czwartym miejscu – my. Piąta pozycja jest dość daleko za nami.
ROZMAWIAŁ: Marek Hryniewicki
Ciąg dalszy wywiadu z Jerzym Krzanowskim w rozdziale: Fabryka wielka jak sześć boisk piłkarskich