Branża

O wszystkim decydują chwile

Po zawodach w ósemce, Janusz Mikołajczyk – trzeci od lewej.

O wszystkim decydują chwile

Rozmowa z Januszem Mikołajczykiem, założycielem i właścicielem firmy Mikomax.

Reklama
Banner reklamowy reklamuj się w BIZNES.meble.pl listopad 2024 750x200

Rozmowa opublikowana została w książce „Wizjonerzy i biznesmeni” (t. 2), wydanej przez Wydawnictwo meble.pl w 2018 r. Poniżej drugi rozdział tego wywiadu. Pierwszy rozdział można przeczytać tutaj: Medal o małe kółeczko

Czy jako sportowiec z sukcesami na arenie krajowej miał Pan jakieś fory przy zdawaniu na Politechnikę?

Mogłem pójść na AWF bez egzaminu, natomiast na Politechnikę musiałem normalnie zdawać egzamin.

Czyli nie miał Pan żadnych dodatkowych punktów z tytułu odniesionych sukcesów sportowych?

Nie, natomiast rzeczywiście wtedy było tak, że jak ktoś był mistrzem Polski, to mógł iść bez egzaminu na AWF.

Reklama
Banne 300x250 px Furniture Romania ZHali Imre

Ale tylko na AWF? Inne uczelnie nie wchodziły w grę?

Tak, tylko na AWF. Z czego ja oczywiście zrezygnowałem i uważam, że chyba dobrze zrobiłem.

Dlaczego?

Jednak wykształcenie politechniczne jest wykształceniem, które w biznesie zdecydowanie bardziej się przydaje. Do dzisiaj, gdy widzę rysunki techniczne, bryły, to nie są one dla mnie żadną tajemnicą. A gdy patrzę na mebel choćby przez pryzmat statyki tego mebla, to jestem w stanie sobie wyobrazić, czy on się będzie chwiał, czy nie.

Dobrze, ale do zarządzania firmą wiedza techniczna nie jest chyba specjalnie potrzebna?

Zgoda, przy czym później kwestia poznania księgowości czy finansów też nie jest dla inżyniera jakimś wielkim problemem, bo przedmioty ścisłe – matematyka, fizyka – były na Politechnice Warszawskiej na bardzo wysokim poziomie. Natomiast takim przedmiotem, którego nie szło się nauczyć i na którym większość moich kolegów i koleżanek się wykładała – a który później też się przydaje – była geometra wykreślna.

Czyli odwzorowanie na płaszczyźnie figur przestrzennych. Ona rzeczywiście jest taka trudna?

Oczywiście. Ja to na przykład widzę dzisiaj po moim synu, który skończył stosunki międzynarodowe. On jak patrzy na rysunki techniczne, to – mam takie wrażenie – nie do końca wszystko widzi. To są jednak pewne umiejętności, które kiedyś się nabyło. Jeżeli na przykład przenika się ostrosłup z graniastosłupem i trzeba to rzucić na trzy płaszczyzny, to takich rzeczy nie można się nauczyć ot tak. I to bezwzględnie jest ten plus ze studiów na Politechnice, który może później procentować.

W którym roku zaczął Pan studia?

W 1975.

Te pięć lat studiów…

Nie pięć, cztery, bo ja przerwałem studia, ponieważ wyjechałem na tak zwane saksy do Niemiec.

Do pańskich wyjazdów do Niemiec może przejdziemy za moment, natomiast chciałbym jeszcze na chwilę wrócić do studiów. Czy te – jak mnie Pan poprawił – cztery lata pobytu na Politechnice Warszawskiej upływały Panu wyłącznie na nauce, czy też znajdował Pan też czas na inne formy aktywności. Przecież studenci mieli możliwości dorobienia: w kraju działały spółdzielnie studenckie, były stypendia fundowane przez przedsiębiorstwa, były możliwości wyjazdów do innych krajów, oczywiście tych słusznych.

Tak, były spółdzielnie. Ja już na trzecim roku studiów byłem żonaty, czyli mając dwadzieścia dwa lata ożeniłem się…

Z panią Anną…

No, wówczas – panną…

Też studentką Politechniki?

Nie, studentką rusycystyki na Uniwersytecie Warszawskim. Podrywałem ją na rosyjski. A spotkaliśmy się w pociągu – ja jechałem do Budapesztu, a ona jechała do Bratysławy.

Przypadek?

Kompletny przypadek. Jeżeli spyta mnie Pan o to, co w życiu decyduje, to odpowiem, że decydują chwile, na które nie mamy wpływu. Ktoś kogoś spotyka, ktoś z kimś zaczyna rozmawiać, ktoś coś dostrzega, czego inni nie dostrzegają. Oczywiście trochę szczęścia także trzeba mieć, ale to szczęście chyba polega między innymi na tym że rozglądając się widzi się rzeczy, których być może inni nie dostrzegają.

Tak jest też według Pana z biznesem?

Tak. Ludzie często zadają pytanie: Co jest potrzebne do sukcesu w biznesie? Oczywiście: praca, praca, praca – zgadzam się z tym w całej rozciągłości. Ale mimo wszystko trzeba trochę tego szczęścia mieć. Ja nie wiem, na czym to polega, ale kilka razy miałem w życiu takie sytuacje, że o powodzeniu jakichś przedsięwzięć decydowało to, że kogoś akurat poznałem, z kimś zacząłem rozmawiać. Totalny przypadek.

ROZMAWIAŁ: Marek Hryniewicki

Ciąg dalszy wywiadu z Januszem Mikołajczykiem w rozdziale: Na czarno w Niemczech