Branża

O wciskaniu kreatywnego kitu

Zdzisław Sobierajski.

O wciskaniu kreatywnego kitu

Wraz z „Wawa Design Festiwal” zakończył się  sezon festiwalowy. Organizatorzy imprez starali się zainteresować nas rolą designu w naszym życiu.

Reklama
Banner targów IFFINA 2024 750x109 px

Festiwale designu powielane co roku metodą „kopiuj-wklej”, po raz kolejny zaoferowały przedsiębiorcom intelektualną zagwozdkę. O co w tym designie chodzi?  Co to jest ten design? Jak go zrozumieć? Jak na nim zarobić?

Przedsiębiorcy jak zwykle nie otrzymali odpowiedzi. Mam wrażenie, że  kuratorzy wystaw po raz kolejny próbowali udowodnić tezę,  że ludzie biznesu jeszcze nie dojrzeli do zrozumienia sensu designu. Może od promotorów designu już czas wymagać, by wreszcie przestali wpędzać nas w poczucie intelektualnego deficytu? Może potrafią zaproponować jakieś proste komunikaty, które przedsiębiorcy zdołają zrozumieć? A może jakieś studia przypadków pokażą? Jakieś przykłady firm, które inwestując w polskich designerów zarobiły krocie. Może chociaż jeden konkret?  

Niestety, od wielu lat słyszymy różne „kreatywne gadki-szmatki”, natomiast przykładów  firm zarabiających na designie brak. Mam wrażenie, że wystawy kuriozalnych produktów o zerowej przydatności rynkowej są „passe”.  Z wyjątkiem kuratorów, wszystkim to już się chyba znudziło.  Żaden inwestor się na to nie nabierze. Brnąc nadal w rutynę, organizatorzy festiwali skazują się na uczestnictwo jedynie studentów, akademików oraz licznych pretendentów do zawodu designera. Ludzie z poważnego biznesu raczej nie znajdą czasu, by na tych imprezach szukać inspiracji.

Promotorów designu solennie zapewniam, że każdy przedsiębiorca, prędzej zainteresuje się  zrobioną w Excelu prozaiczną tabelką z sensownym biznes planem, niż efekciarską wystawą prezentującą przykłady kreatywnej, designerskiej, bezproduktywnej, ekonomicznej niemocy. Uporczywie od wielu lat prezentowane innowacyjne mebelki ze sklejki, lampy z patyków, czy inne kuriozalne bibeloty nie podparte analizą rynku i konkretnym biznes planem, pozostaną przez ludzi z przemysłu nie docenione. Podobnie jak debaty, na których designerzy rozmawiają o sensie designu z designerami, nie wzbudzą już zainteresowania zapracowanych ludzi z gospodarki.

Festiwale designu inaczej

Dotowanym festiwalom od kilku lat rośnie rynkowa konkurencja, a właściciele komercyjnych imprez targowych zaoferowali nam podejście pragmatyczne. Prezentowali konkretne przykłady dobrze zaprojektowanych przestrzeni do życia. Imprezy, takie jak katowickie „4Design Days”, czy „Warsaw Home”, konsekwentnie marginalizują w przestrzeni medialnej dotowane imprezy „festiwalowe”. Na komercyjnych targach oprócz możliwości poznania handlowej oferty wystawców, uczestnicy otrzymują szeroką ofertę edukacyjną. Debaty, szkolenia, pokazy i warsztaty dla projektantów wnętrz, stały się naturalnym uzupełnieniem imprez targowych. Z kolei na imprezach festiwalowych, prelekcje i debaty nadal są „przewodnią osią każdego festiwalu”, uzupełnioną zazwyczaj miałką ofertą wystawienniczą.

Sądzę, że w najbliższych latach nie doczekamy się progresu, a metoda „kopiuj-wklej” będzie podstawą organizacji kolejnych edycji polskich festiwali. Nie zmieni tego wysiłek organizatorów „Gdynia Design Days”, którzy w tym roku postanowili promować popełnianie błędów jako sedno „designerskiej” misji. Design semantyczny po raz kolejny zdominował wizerunek tej imprezy. Dobrze, że w Gdyni o designie pogadano, ale niewiele dla wdrażania designu jako czynnika rozwoju gospodarki z tego gadania wynikło. Festiwalowy design semantyczny i festiwale designu ludziom z biznesu nic konkretnego nie oferują. Na wrześniowym festiwalu „Wawa Design Festiwal”, akcentów rynkowych też próżno było szukać.

Długa droga do sukcesu

Wydaje mi się, że organizatorzy warszawskiego wydarzenia mają jeszcze długą drogę przed sobą. Może potrzebują jeszcze więcej dotacji, by zaprezentować coś, co mogłoby zainteresować ludzi z poza mikroskopijnego środowiska kreatywnego. Obserwując dotychczasowe wysiłki organizatorów mam wrażenie, że rynek blogerów i ludzi pretendujących do zawodu designera, został już zagospodarowany. Niestety, design komercyjny nadal jest gdzieś bardzo daleko poza zasięgiem ich możliwości. Przedsiębiorcy mogą mieć wrażenie, że ilość „kitu” wciskanego nam na polskich festiwalach designu przez ostatnich dziesięć lat, już dawno powinna przekroczyć masę krytyczną. Niestety, co roku pojawiają coraz to nowe obszary „kreatywnego wciskania kitu”. Oderwanych od rynku pomysłów nie brakuje.

Na szczęście każdy polski przedsiębiorca wie dobrze, że tylko tyle kitu można mu wcisnąć, ile sam sobie wcisnąć pozwoli, a jakość designera nigdy nie wynikała z ilości debat i wystaw, ale z sukcesem zrealizowanych wdrożeń. Wyraźnie widać, jak dzięki stosowanym metodom, po dziesięciu latach takiej promocji, mamy dzisiaj dwa równoległe rynki zapotrzebowania na design. I pole minowe między nimi.

Taki design!

TEKST: Zdzisław Sobierajski