Branża

No bo jakość

Monika Struska i Tomek Matejczyk, właściciele marki Nobonobo.

No bo jakość

Monika Struska i Tomek Matejczyk, właściciele marki Nobonobo, o znaczeniu powtarzalności procesu, budowaniu komfortu i konkurencyjności.

Przeszli Państwo wspólną drogę od branży motoryzacyjnej do branży meblarskiej. Jak ona wyglądała?

Reklama
Banner All4Wood 2024 - 750x100

Monika Struska: Pracowaliśmy w firmie, która w Bielsku-Białej produkowała części do zawieszeń samochodów. Spotkaliśmy się tam 15 lat temu. Wszystkie doświadczenia, które zdobyliśmy pracując przy jakości, stały się mocnym fundamentem i filarem tego, na czym dzisiaj opiera się nasza firma. Od początku opieramy się na jakości traktując ją bardzo szeroko: zaczynając od surowców, które kupujemy i stosujemy w produkcji, skończywszy na zasadach, jakimi kierujemy się zarządzając naszą firmą.

Dlaczego zdecydowali się Państwo skomercjalizować jakość i oprzeć na niej model biznesowy?

Monika Struska: Po części dlatego, że zajmowaliśmy się tym w firmie automotive. To była moja pierwsza praca po studiach. Studiowałam zarządzanie jakością, więc ten temat był mi bardzo bliski.

Można powiedzieć, że była to bardzo naturalna droga.

Monika Struska: Tak. Gdybyśmy dziś zajmowali się produkcją materacy, czy czegokolwiek innego, albo realizowali usługi, to również dążylibyśmy do tego, żeby to był produkt wysokiej jakości.

Tomek Matejczyk: Monika pewnie inaczej rozumie jakość niż ja. Nasze definicje się uzupełniają. Marka Nobonobo jest postrzegana jako meble wysokiej jakości. Ale z drugiej strony, utrzymujemy jakość, bo mamy wdrożone procesy i procedury. Utrzymując je, jesteśmy w stanie zrobić dobry produkt, powtarzalny. To jest klucz do tego jak finalnie wygląda produkt. Zachowanie detalu, czy istotnej cechy mebla jest możliwe dzięki temu, że nasi pracownicy trzymają się pewnych zasad i reguł estetyki.

Monika Struska: Są to wysokie standardy jakości.

Tomek Matejczyk: Ważny jest standard danego procesu. Teoretycznie, każda firma może stworzyć produkt wysokiej jakości. Jednak, jeśli ten proces nie zostanie powtórzony, to produkt nie będzie powtarzalny. Można wyprodukować produkty w rok, można wytworzyć w dzień. Wszystko zaczyna się od procesów, których użytkownik finalny nie widzi. On ocenia jakość oglądając produkt. Widzi jego cechy wizualne, odczuwa cechy, jak np. komfort, miękkość, twardość, praktyczność w użytkowaniu, ale nie widzi procesów, które prowadzą do tego, żeby ten produkt powstał.

Czy są w Polsce firmy, które działają na tym samym poziomie? Nie chodzi tylko o jakość produktu finalnego, ale całość, o której Państwo mówią.

Tomek Matejczyk: Od początku chcieliśmy być inni niż wszyscy. Pracujemy nad komfortem, który jest unikalny. Zdarza nam się siedzieć na meblach konkurencji. Szanujemy ją i uważamy, że też tworzą świetne produkty. Staramy się oferować meble, których komfort jest inny. Niezapomniany. Staramy się pracować nad tym, abyśmy tym właśnie się wyróżniali.

Jak moglibyśmy w kilku zdaniach opisać te procesy?

Tomek Matejczyk: Ja je nazywam niewidzialną jakością.

Monika Struska: Myślę, że należy podkreślić, że u nas są działy: stolarni, klejarni, szwalni, tapicerni. Na żadnym z tych działów nie ma standardowego akordu. Uważamy, że jeżeli chcemy mieć wysokojakościowy produkt, to nie ma w ogóle mowy o akordzie. U nas nie ma linii produkcyjnej, na której stoi kilka osób i każdy zajmuje się tą samą powtarzalną czynnością. Tapicer tapiceruje mebel od początku do końca, nadaje mu kształt, formę. Jeżeli widzi jakieś niejasności, to je od razu zgłasza. Nie ma sytuacji, żeby nie było czasu na poprawki. Tak jest na każdym dziale, na każdym etapie. Jeśli ktoś coś wychwyci, to pracownik nie jest za to karany. Nawet się cieszymy, że jak jakaś wada, usterka zostanie wykryta, to my to wolimy wewnętrznie naprawić w firmie, niż gdyby się to zdarzyło u klienta. Gdyby pracownicy byli nagradzani za wyprodukowany mebel, to istniałaby obawa, że będą pewne wady ukrywać i do klienta trafi produkt niższej jakości.

Na podstawie jakich kryteriów budują Państwo zespół? Widziałam, że Nobonobo i Państwo mają opinię dobrego pracodawcy. Jak wygląda w tej chwili rynek pracy?

Monika Struska: Mamy osoby pracujące w firmie od początku jej istnienia. To są bardzo stabilni specjaliści i mistrzowie fachu. Niezwykle ich cenimy i szanujemy. Oni dają jakość, komfort. Kiedy zatrudniamy, zdarza się, że proces rekrutacyjny jest trudny, bo jest problem z nowymi pracownikami. Nie ma szkół zawodowych kształcących w kierunku tapicerskim czy stolarskim. Staramy się dobierać zespół, który jest doświadczony, ale zdarza się, że przychodzą ludzie, którzy dopiero uczą się wszystkiego u nas i im też poświęcamy czas. Szkolimy, uczymy i wierzymy, że takie osoby zostaną u nas na dłużej.

Tomek Matejczyk: Zdarza nam się zatrudniać tapicera, który pracował w innej firmie. Potrzebujemy sześciu miesięcy, roku, żeby się wdrożył w inny poziom tapicerowania. Zwracał uwagę na coś, czego wcześniej nie dostrzegał. Ostatnio zatrudniliśmy tapicera, który kompletnie zaskoczył nas jakością linii prostej.

Monika Struska: To było totalne zaskoczenie dla nas.

Tomek Matejczyk: Efekt odczucia ekskluzywności mebla tapicerowanego był tak duży, że ułożenie tkaniny i poczucie luksusu wydało nam się większe od tego, co mieliśmy. Jak przychodzą ludzie, którzy produkowali tańsze meble tapicerowane, to nie mają takiego poczucia estetyki.

Dlaczego zdecydowali się Państwo na produkcję mebli w Polsce?

Tomek Matejczyk: Ja wcześniej miałem firmę akwarystyczną. Z meblami zetknąłem się, jak zaczęliśmy produkować szafki pod akwarium. Tak się w to zaangażowałem, że pojawiły się włoskie projekty. Pojawił się design. Zaczęliśmy się nim interesować z pasji.

Ile mają Państwo lat, jako firma?

Tomek Matejczyk: Jako firma ok. 12 lat, ale jako Nobonobo ok. 4 lat.

Skąd taka nazwa i dlaczego się Państwo zdecydowali na powołanie tego brandu?

Monika Struska: Zaczęło się od współpracy z Tomkiem Rygalikiem. Tomek był naszym dyrektorem artystycznym, ale zaprojektował też dla nas pierwszą kolekcję autorską marki Nobonobo. Jego funkcja w firmie była podwójna. Kiedy miała się wydarzyć premiera pięciu zaprojektowanych dla nas mebli, uznaliśmy z Tomkiem, że jest to idealny moment na zmianę nazwy marki. Szukaliśmy krótkiego słowa, ale bez polskich znaków, łatwego do wypowiedzenia przez obcokrajowca. Już wtedy byliśmy na rynkach eksportowych. Chcieliśmy, żeby była to nazwa łatwa do zapamiętania, powtarzalna, rytmiczna.

Tomek Matejczyk: Padło na słowa no bo. Chcieliśmy stworzyć formę reklamową: no bo komfort, no bo jakość. Okazało się, że Nobo jest zastrzeżone na rynku europejskim. Nic się nie dało z tym zrobić i padło hasło Nobonobo.

Monika Struska: Spotkaliśmy się następnego dnia z Tomkiem i on mówi: może by podbić nazwę do Nobonono. Na początku wydała się śmieszna, ale jak zaczęliśmy ją powtarzać, to po kilku godzinach zaczęła mi się podobać bardziej niż Nobo.

Premiera Nobonobo przebiegała równolegle do współpracy z Tomkiem Rygalikiem. Czy mieli Państwo opracowaną również koncepcję biznesową?

Monika Struska: Koncepcja była już wcześniej, bo mieliśmy firmę, która miała swoją sieć dystrybucji w Polsce i za granicą.

Rozumiem, że to też były meble tapicerowane?

Monika Struska: Tak, to były meble tapicerowane, tylko marka była inna.

Jaka?

Monika Struska: To była marka Inspirium.

Czy już wówczas współpracowali Państwo z innymi projektantami?

Tomek Matejczyk: Projekty były wymyślane wewnątrz firmy. Nie było zewnętrznych designerów. Od Tomka zaczynaliśmy współpracę z projektantami, gdzie kupiliśmy licencję z nazwiskiem, a nie licencję produkcyjną.

Dlaczego firma Nobonobo zdecydowała się wejść we współpracę z designerami?

Tomek Matejczyk: Bo w Polsce nie ma takich firm. Jesteśmy pod wrażeniem zagranicznych marek, a mało promujemy meble polskie. Na początku myśleliśmy, że będziemy bazować na projektantach z kraju, ale okazało się, że unikalne wyczucie designu mebli domowych mają projektanci z zagranicy. Mamy w Polsce wielu dobrych projektantów, ale bardziej specjalizują się oni w designie pod kontrakty. To według mnie wynika z nauczania szkół. Bardziej jest ono ukierunkowane na meble kontraktowe, biura, a jest bardzo mało produktów domowych.

Jak podpisywali Państwo umowy z projektantami z zagranicy?

Tomek Matejczyk: Mamy podpisane z nimi wyłączne umowy licencyjne na 70 lat. Dzisiaj już nie briefujemy projektanta pod naszą markę, tylko staramy się wyszukać co on ma w portfolio. Zaczęło się od współpracy z Tomkiem. Wtedy odezwał się do nas pierwszy z zagranicznych projektantów. Zadziałało to tak, że dostrzegliśmy jedną osobę i z automatu odezwało się pięciu następnych. W tym roku będziemy przedstawiać najmocniejsze nazwisko. To jest projektant, który projektował dla wielu włoskich marek. Zaufaliśmy mu i zaryzykowaliśmy wprowadzenie produktu, który w początkowej ocenie wydał nam się niekomercyjny. Przekonał nas, że dopóki się nie wprowadzimy go na rynek, to nie dowiemy się czy ma potencjał handlowy. Chcemy zrobić promocję podczas otwarcia showroomu.

W budowie oferty jest potrzebne ryzyko i trochę otwartości?

Tomek Matejczyk: Jak teraz patrzymy na rynek, także ten międzynarodowy, to te większe marki są mocno klasyczne. Na cały Mediolan jest kilka marek, które wyróżniają się awangardą. My chcemy iść w produkty awangardowe i współpracować z projektantami, którzy mają inną myśl projektową. Trochę przyszłościową, dla młodych ludzi, którzy lubią się otaczać innymi produktami, nie takimi jakie ma np. sąsiad.

Czy to jest idea kształtowania pozycji Nobonobo?

Monika Struska: Teraz oferta jest kształtowana w produkty awangardowe, czyli takie których nie mają inni producenci. Być może będziemy innych inspirować.

Czy można powiedzieć, że jest grupa produktów, w których są Państwo i firma Nobonobo najmocniejsi?

Monika Struska: Meble miękkie. Zdecydowanie sofy.

W czym czują się Państwo konkurencyjni?

Monika Struska: W gwarancyjności produktu i specyficznym komforcie. Na czym jest zbudowany. Na czym polega. Jakie daje odczucia. Wiadomo, że każdy odbiera go inaczej. Staramy się wytłumaczyć, czym nasz komfort jest inny od konkurencji. Jako marka pokazujemy również pewien styl życia. Klient który decyduję się na naszą markę, wybiera produkt, ale również wybiera styl życia.

Tomek Matejczyk: Myślę, że będziemy coraz bardziej konkurencyjni designem. Będzie troszeczkę bardziej oderwany od tego, co jest w Polsce.

Jak dystrybutorzy Nobonobo zareagowali na nową markę? Jak powstanie nowej marki zweryfikowało Państwa kontakty handlowe?

Monika Struska: Bazowaliśmy na sieci, która była już zbudowana, ale doszły salony, które w swojej ofercie mają tylko marki autorskie. Zmiana została bardzo dobrze przyjęta przez naszych dystrybutorów, ale też przez odbiorców, którzy nas obserwują. Klienci dzwonią i mówią, że od dłuższego czasu obserwują nasz rozwój, że w fajnym kierunku idziemy.

Tomek Matejczyk: Klienci mówią, że nazwa marki jest niesamowicie chwytliwa. I jest to na tyle pozytywne, że się zastanawiają skąd jesteśmy.

Kim są dystrybutorzy Nobonobo? To są punkty sprzedaży? Galerie?

Tomek Matejczyk: To są showroomy, do maksymalnie 1 tys. m2. Jesteśmy w specyficznych miejscach. Na przykład, w grupie Internity, która nie wywodzi się z mebli, tylko z ceramiki. Tam jest nasz klient – architekt. Może nie docelowy, ale jednak nasza marka jest sprzedawana głównie przez polecenia architekta.

Monika Struska: To jest dla nas wygodne, bo przychodzi z architekt z klientem i wybierają wszystko: podłogi, oświetlenie, meble. Z drugiej strony, mamy takie punkty dystrybucyjne, gdzie w ofercie są tylko meble. Tam przychodzi klient bez architekta i indywidualnie decyduje o zakupie.

Tomek Matejczyk: To są pojedyncze zamówienia.

Monika Struska: Teraz szykujemy się do otworzenia flagowego punktu w Bielsku-Białej, niedaleko naszego zakładu produkcyjnego. To będzie nasz flagowy showroom, concept-store. Obecnie brakuje takiego miejsca. Przyjeżdżają do nas potencjalni kontrahenci czy dystrybutorzy z zagranicy. Chcą zobaczyć nie tylko produkcję, ale i wizję, jak my pokazujemy meble.

Kiedy planują Państwo otwarcie?

Monika Struska: Jesienią tego roku, lub wiosną przyszłego.

Tomek Matejczyk: Wierzymy, że uda nam się w listopadzie. Showroom będzie w starej fabryce.

Zapowiada się ciekawie architektonicznie. Czy wyposażenie będzie się czymś wyróżniało?

Tomek Matejczyk: Showroom jest w stylu kamienic w Mediolanie. Zlokalizowany jest w budynku po fabryce wódki i likieru w Bielsku-Białej. Jest to miejsce z klimatem. Wszędzie są łuki z cegły po tzw. beczkowni. Mamy tam dużo elementów metalowych, które teraz też odnawiamy. Są wielkie zamykane okiennice. Cieszymy się, że nam się udało pozyskać budynek z historią.

Powiedzieli Państwo, że współpraca z architektami to główny kanał zbytu. Czy stąd te udogodnienia, które są na stronie internetowej? Jakiego typu są materiały dedykowane architektom?

Tomek Matejczyk: To są bryły 3D, specyfikacje techniczne 2D.

Monika Struska: Mamy formularz, przez który architekt może się zarejestrować. Może napisać, czego potrzebuje. My mu dajemy dostęp do pełnej bazy materiałów, ale również wysyłamy architektom wzorniki tkanin. Opracowaliśmy dla nich specjalny box, więc tych materiałów jest naprawdę bardzo dużo. To samo dotyczy dystrybutorów, którzy mogą pobrać logotyp, wszystkie packshoty, zdjęcia z sesji – wszystko to, co mogą umieścić na swojej stronie na kanałach sprzedażowych.

Tomek Matejczyk: Teraz jeszcze pracujemy nad obrazem rzeczywistości rozszerzonej. Mamy nadzieję, że uda nam się go uruchomić w tym roku. Rzeczywistość rozszerzona już istnieje w wielu sklepach meblowych. To będzie o tyle nowoczesne, że nikt chyba nie ma takiego systemu modułowego, gdzie architekt będzie mógł w ciągu 2-3 minut przedstawić na budowie pełną sofę w takiej konfiguracji, jak sobie wymarzy klient. Jednocześnie, wrzucić w to pomieszczenie, w którym się obecnie znajduje z dokładną tkaniną, kolorem. Każdy klient będzie mógł, praktycznie na żywo, zobaczyć mebel w pełni modułowy.

Czy są Państwo zadowoleni z zaangażowania się w działanie stowarzyszenia Kolektywni?

Monika Struska: Idea była bardzo fajna, bo ona też powstała w trudnym czasie pandemicznym. Myślę, że każdy producent zastanawiał się, jak będzie wyglądała jego przyszłość. I my również mieliśmy dużo obaw. Tak naprawdę zaczęło się od wspólnych rozmów.

Tomek Matejczyk: Kiedyś pomyślałem o takiej inicjatywie w naszym segmencie. Zadzwoniłem do Mateusza Nowotnika z Miloni i okazało się, że on już ma cztery takie firmy. Dołączyliśmy do Kolektywnych.

Monika Struska: Efekty na pewno są. Przygotowujemy się do pokazania naszych mebli jako grupa Kolektywni na targach „Warsaw Home” w październiku. Będziemy mieć wspólne stoisko, które teoretycznie będzie podzielone na tych 5 marek, ale będzie też część wspólna.

Tomek Matejczyk: Myślę, że będzie bardzo ciekawie, bo nikt jeszcze czegoś takiego nie stworzył.

Monika Struska: Na pewno nie mamy wymiernych korzyści finansowych. Są takie korzyści jak wymiana doświadczeń: choćby rozmowy na temat dostępności surowców, czy rozmowy jakościowe. Na pewno są one dużą korzyścią.

Tomek Matejczyk: Jest wspólna reklama, więc chcąc nie chcąc są też korzyści finansowe. Można mówić o korzyści biznesowej.

A propos dostępności surowca. Czy firma Nobonobo odczuwała problemy z jego dostępnością?

Monika Struska: Były ogromne trudności. Jest troszeczkę lepiej, ale to cały czas nie jest stan sprzed pandemii. Na jej początku był duży problem, choćby z dostępnością pianek tapicerskich. Teraz są już dostępne. Oczywiście, już nie wspominając o bardzo wysokiej cenie. Nadal są problemy. Musimy się mocno zatowarowywać. Przed pandemią mieliśmy towaru na kilka tygodni, a teraz musimy mieć na okres kilku miesięcy. Już nawet nie chodzi o to, czy surowiec jest dostępny czy nie, ale chodzi o cenę. Jeżeli się coś trafi w atrakcyjnej cenie, to my to zamawiamy. Chcemy mieć towar u siebie na magazynie, bo nie wiemy co będzie za miesiąc, za dwa.

Tomek Matejczyk: Najtrudniej jest teraz z drewnem. Z dobrej jakości drewnem. Na szczęście, mieszkamy w górach, gdzie jest pełno tartaków. Nie wiemy w jakiej cenie będzie drewno, ale wierzymy, że będzie dostępne.

Monika Struska: Nasza produkcja nie skupia się na produktach drewnianych, tylko na tapicerce. Dla nas twarde drewno nie jest aż tak bardzo istotne.

Tomek Matejczyk: Używamy go. Staramy się, jako firma patrząca na ekologię kupować dużo materiału odpadowego, która dla nas jest w 100% dobrym produktem, a dla danej branży jest odpadem.

Czy w przypadku tkanin obiciowych też zwracają Państwo uwagę na ekologię?

Tomek Matejczyk: Jeśli chodzi o ekologię, to kilka lat temu stworzyliśmy własną kolekcję tkanin sprototypowaną we Włoszech. Jest to kolekcja tkanin naturalnych. Wcześniej przedstawiono nam propozycję tkanin recyklingowanych. W Polsce klient do recyklingu jest jeszcze bardzo sceptycznie nastawiony. Mamy takie tkaniny w ofercie, ale widzimy, że one nie pracują. Rynek nie jest na nie gotowy. Zdecydowaliśmy się na manewr, który niekoniecznie opłaca się firmie biznesowo – wszystkie nasze tkaniny techniczne są z recyklingu.

Monika Struska: Te w częściach niewidocznych.

Tomek Matejczyk: To wszystko jest z recyklingu. Nie zauważyliśmy przeniesienia, że jeśli Nobonobo jest eko, to wybieramy Nobonobo. My to po prostu robimy. Używamy tysiące metrów tkaniny recyklingowej. Więc uważamy, że jest jakiś plus dla środowiska z naszej strony.

Jaki jest klient Nobonono?

Tomek Matejczyk: My tę półkę nazywamy średnia plus. Ale patrząc na polskie brandy, chyba jesteśmy obecnie najdrożsi.

Monika Struska: Albo jedni z najdroższych.

Mają Państwo wyobrażenie, jaki jest ten klient?

Tomek Matejczyk: Myślę, ze w 80% to jest osoba, która ma duży apartament ok. 100 m2, albo dom.

Monika Struska: Wynika to choćby z tego, że widzimy pracę architektów, którzy wprojektowują nasze meble w swoje prace. Trafiają one do apartamentów lub domów.

Tomek Matejczyk: Mamy bardzo mało mebli z funkcją spania. Nasze meble są rozbudowywane. Średnia naszego produktu jest bardzo duża. Łączy się kilka elementów. Jeśli sprzedajemy łóżka, wiemy, że nie ma możliwości, żeby to było w mieszkaniu w bloku.

Czy podzielają Państwo opinię, że rynek się będzie polaryzował na produkty z wyższej półki i produkty tanie?

Monika Struska: W niewielkim stopniu obserwujemy tę niższą półkę.

Tomek Matejczyk: Patrząc na to, że niska półka musi korzystać z elementów, z których my korzystamy, to uważam, że, przy tym co się dzieje, może wejść w pewnym momencie w półkę średnią. Bardziej w tym kierunku może się potoczyć ewolucja.

Na ile mocny jest ten sektor pod względem budownictwa, zapytań ofertowych?

Monika Struska: Wydaje się nam, że trochę przystopował i będzie hamował w związku z sytuacją związaną z kredytami. Ludzie tracą zdolność kredytową, przez to średnia półka może trochę zanikać.

Tomek Matejczyk: Jak patrzymy na polski rynek, to jesteśmy Premium w Polsce. Na Zachodzie jesteśmy średnim plus. Zauważamy, że nasz klient kupuje produkty za gotówkę. Uważamy, że ten, który ma kupić nasz produkt, to raczej go kupi.

Czyli kryzys w tym sektorze może być mniej odczuwalny.

Tomek Matejczyk: Jak patrzymy na wojnę, to przez dwa tygodnie było wyhamowanie, ale sprzedaż już powoli wraca do normy, przynajmniej w segmencie wyższym, chodź non stop pracujemy nad pozyskiwaniem nowych klientów.

Dziękuję za rozmowę.

ROZMAWIAŁA: Diana Nachiło

Wywiad opublikowany został w miesięczniku BIZNES.meble.pl, nr 8/2022