Branża

A bierz pani te meble…

Anna Gąsiorowska, właścicielka firmy Negocjator.

A bierz pani te meble…

Są takie windykacje, których się nie zapomina, mimo upływu lat… Jedną z takich windykacji było niewątpliwie zlecenie od pewnej firmy meblarskiej. Zrealizowała ona zamówienie dla pewnego przedsiębiorstwa, jednak mimo upływu terminu płatności, po pieniądzach nie było śladu, a zamawiający przestał odbierać telefony.

Reklama
Banner All4Wood 2024 - 750x100

Jak to bywa w takich sytuacjach, najpierw musiałam dowiedzieć się czegoś o dłużniku. Nie było to łatwe, bo wyobraźcie sobie Państwo, że można prowadzić biznes w dzisiejszych czasach bez strony internetowej, bazując jedynie na ogłoszeniach drobnych na różnych portalach. Czym zajmowała się ta firma? Świadczyła usługi porządkowe – począwszy od sprzątania biur, poprzez mycie okien na wysokościach, na pielęgnacji terenów zielonych kończąc.

Pierwszy telefon do firmy – po przedstawieniu się i podaniu informacji, z jaką sprawą dzwonię, mój rozmówca odłożył słuchawkę. Kolejne telefony wyglądały tak samo. Trzeba było wybrać się do firmy osobiście. Adres miałam z formularza zamówienia od firmy meblarskiej. Na próżno było go szukać w Internecie. Pod podanym adresem zastałam… siedzibę innej firmy, z całkowicie innej branży oraz… nierozpakowane meble od wierzyciela, jeszcze w kartonach, do samodzielnego montażu.

Krótkie śledztwo i wszystko jasne

Firma, która zamawiała meble to firma syna właściciela, która dzieli adres z firmą ojca. Syn chciał „pójść na swoje”, a że jego firma nie potrzebowała siedziby, to podczepił się pod ojca.  Rozmowa z ojcem jeszcze bardziej rozjaśniła mi sytuację. Jego syna przerosły wydatki na początek działalności. Zakup środków niezbędnych do prowadzenia firmy przerosły jego finansowe możliwości i oczekiwania. A te meble? To była fanaberia syna. Chciał mieć swoje biuro, z ekstra meblami, skórzanym fotelem. Ojciec stwierdził, że nie odpowiada za poczynania swojego syna – skoro chciał mieć własną firmę, niech bierze za nią odpowiedzialność. Nie chce słuchać jego rad, doświadczonego przedsiębiorcy, który utrzymuje się na rynku od wielu lat, to niech sam sobie radzi. Jedyne co może zrobić, to sprowadzić go do firmy, by ze mną porozmawiać.

I tak też zrobił. Syn przyjechał po około godzinie. Nie wiedział, że na niego czekam. Gdy się przedstawiłam, zaprosił mnie do biura. Nie, nie swojego, ale biura ojca. Tam powtórzył to, co ojciec: że przerosły go początkowe koszty prowadzenia biznesu. Na końcu dodał: „A bierz pani te meble, będę miał kłopot z głowy”. Na to jednak przystać nie mogłam. Z kilku powodów – przede wszystkim firma meblarska to nie wypożyczalnia mebli. Oni przecież sprzedają meble, by na tym zarobić. Po drugie – choć meble były nierozpakowane, nikt nie da mi gwarancji, że są w takim stanie, w jakim wyszły z fabryki. Kto wie, co się z nimi działo przez ten czas, gdzie były przekładane, mogły być rzucane itp. Po trzecie – były to meble na wymiar, a nie z katalogu. Prawie niemożliwa byłaby ich ponowna sprzedaż.

Syn w dalszej kolejności zaproponował, że spłaci te meble w naturze – swoimi usługami. Propozycja była dość niecodzienna, ale także niemożliwa do zaakceptowania – firma wierzyciela funkcjonowała doskonale i nie potrzebowała tego typu usług. Jedyna opcja, jaka wchodziła w grę, to zapłacenie za meble gotówką. Syn jednak nie miał kilku tysięcy złotych. I raczej mało prawdopodobne było, by w najbliższym czasie zdobył taką gotówkę. Spytałam, czy ojciec by mu nie pożyczył pieniędzy. Odpowiedział, że z ojcem „rozmawia tyle, ile musi”.

Dalej było jak w „Trudnych sprawach”

Syn stwierdził, że tą firmą chciał udowodnić ojcu, że może coś więcej, że chciał osiągnąć coś sam, a nie jedynie czerpać z osiągnięć swojego taty. Nie udało mu się – zamówień jak na lekarstwo, bo źle ocenił zapotrzebowanie na tego typu usługi, koszty zakupu środków czystości, sprzętu były zbyt wysokie. Zaproponowałam mu, żeby szczerze i otwarcie porozmawiał z ojcem. Posłuchał jego rad  – często bowiem rada doświadczonego przedsiębiorcy warta jest więcej niż największa góra pieniędzy.

Ustaliliśmy termin kolejnego spotkania za tydzień i się pożegnaliśmy. Po pięciu dniach odebrałam telefon od syna: Tata spłaci jego wszystkie długi. Ucieszyło mnie to bardzo. Jednak nie mogłam się powstrzymać, by zapytać, co dalej z jego biznesem. „Tata mi pomoże rozruszać firmę. Polecił mnie już kilku znajomym. Mogłem go od razu o to poprosić”.

TEKST: Anna Gąsiorowska