Edukacja

Kto się boi konsolidacji?

Czy konsolidacja to przyszłość branży meblarskiej w Polsce?

Kto się boi konsolidacji?

Powołując się na kryzys, media nieustannie karmią ludzi strachem m.in. przed konsolidacją. Nie ma jednak powodów do obaw. Zapowiadane lub dokonywane niemal we wszystkich innych branżach fuzje i przejęcia, do branży meblarskiej – co dziwne, ale prawdziwe – nie docierają. Czy to powód do zmartwień, czy do radości – zadecyduje rynek.

Reklama
Banner reklamowy reklamuj się w BIZNES.meble.pl listopad 2024 750x200

Rozdrobniona struktura branży meblarskiej w Polsce zostanie zachowana, przynajmniej w najbliższym czasie. Dlaczego konieczność przemian i konsolidacja, może nie tak widoczne i pilne w czasach hossy, nie stały się nagląca w kryzysie? Przecież błędy w strategii i zarządzaniu, które uchodzą w czasach prosperity, bywają zabójcze, gdy nadchodzi recesja. A zasady rynkowej konkurencji w każdej sytuacji odsiewają liczących na łut szczęścia czy sprzyjające warunki.

Rozdrobnienie = konkurencyjność?

Tomasz Wiktorski, właściciel B+R studio i ekspert Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Producentów Mebli, jest zdania, że rozdrobnioną strukturę produkcji i handlu meblami można zaobserwować w Europie chociażby w krajach południowych, takich jak Włochy, Hiszpania, Portugalia.

Uważam, że nie jesteśmy ewenementem – mówi Tomasz Wiktorski. Oczywiście musimy pamiętać o młodej historii naszego wolnego rynku. Po okresie gospodarki centralnie sterowanej i wrogości do działalności gospodarczej obywateli w czasach PRL, po przemianach wszyscy chcieli próbować kapitalizmu na własnej skórze. Wiele osób zrobiło to z sukcesem i stąd mamy rozdrobnienie produkcji i handlu. Dla rynku to jednak dobra cecha. Szybko następuje weryfikacja możliwości poszczególnych firm, a miejsce tych, którzy sobie nie radzą zajmują natychmiast bardziej konkurencyjni. Z drugiej strony nadmierne rozdrobnienie utrudnia inwestowanie w nowoczesne technologie, dla których w małych zakładach trudniej zapewnić maksymalne wykorzystanie i szybkę amortyzację. Trudniej też obsługiwać dużych partnerów, jak choćby z rynku amerykańskiego.

Reklama
Banne 300x250 px Furniture Romania ZHali Imre

Na rozdrobnienie rynku handlu meblami, zarówno w województwie lubelskim, jak i w Polsce, zwraca uwagę Tadeusz Rekiel, prezes Zarządu firmy Otex. Podobnie jest w sferze produkcji, w regionie lubelskim możemy mówić tylko o jednym przykładzie koncentracji zakładów Black Red White, firmy której udział w sprzedaży mebli w kraju wynosi około 11% – oznajmia Tadeusz Rekiel. Wiele zakładów mniejszych w woj. lubelskim zniknęło dawno z rynku.

Prezes Zarządu Otex przywołuje regulacje prawne, które doprowadziły do takiego stanu rzeczy. Do strukturalnego rozdrobnienia przyczyniła się między innymi polityka gospodarcza prowadzona od początku lat 90., kiedy rozpoczęte zostały procesy prywatyzacyjne w ramach transformacji ustrojowej. Do rozbijania wielkich podmiotów gospodarczych przyczyniły się nowe regulacje prawne, w tym między innymi ustawa z dnia 13 lipca 1990 r. oraz uchwała Rady Ministrów w sprawie małej prywatyzacji w handlu, która limitowała bezpośrednio prywatyzację przedsiębiorstw w zakresie zatrudnienia do 500 osób – mówi.

Plusy dodatnie i plusy ujemne

W branży nie brakuje jednak osób, które potrafią znaleźć pozytywne aspekty rozdrobnienia, a konsolidacja nie budzi entuzjazmu.

Moim zdaniem, dobrą stroną rozdrobnienia w handlu jest i będzie w przyszłości większa specjalizacja oferty, którą można lepiej i szybciej dopasować do potrzeb i stylu głównie lokalnych konsumentów – mówi Andrzej Marek, prezes Zarządu firmy Kler. W Polsce ten model ma przed sobą przyszłość. Wspierają go już dziś swoim działaniem lokalni wytwórcy mebli, wielu prowadzi przecież swoje własne sklepy lub zaopatruje mniejszych odbiorców detalicznych. Rozdrobnienie produkcji daje niewątpliwie większy impuls do poszukiwań nowych wzorów i rozwiązań. To dobra strona konkurencji. Czas reakcji na potrzeby klientów, z uwagi na mniejsze skomplikowanie działalności, jest krótszy. A krótsze serie wcale nie muszą być droższe. Większość mniejszych firm produkcyjnych ma bowiem stosunkowo niskie koszty własne i elastyczniejszych pracowników.

ZOBACZ TAKŻE: Nowa era fuzji i przejęć

Zdaniem Piotra Wójcika wiceprezesa Fabryk Mebli Stolpłyt i Wójcik, rozdrobnienie i konkurencyjność rynku produkcji mebli powoduje potężną podaż, a nawet nadprodukcję na rynku krajowym, a także bardzo szeroką ofertę mebli, dlatego że liczba podmiotów jest znacząca.

Na rynku jest relatywnie niewiele firm dużych, a rynek meblarski usiany jest mniejszymi producentami – zauważa Piotr Wójcik. Skutkuje to między innymi niższymi marżami producentów, dlatego że konkurencja jest bardzo wysoka. To jest oczywiście korzystne zjawisko dla samego handlu, ponieważ faktycznie oferta jest bardzo szeroka, a meble są na dobrym poziomie cenowym i wzorniczym. Reasumując: handel otrzymuje bardzo niskie ceny, bardzo duży przekrój produktu, ale musi współpracować z wieloma producentami, większymi, średnimi, mniejszymi. Praktycznie nie otrzymuje on z jednej firmy kompleksowej oferty. Negatywne dla handlu jest zapewne to, że istnieje konieczność nawiązywania współpracy z dziesiątkami firm, aby skompletować swoją ofertę.

Małe jest piękne…

Wiele publikacji z zachwytem wskazuje drobną przedsiębiorczość jako panaceum na wszystko – dostrzega Tadeusz Rekiel. Jak podał GUS pod koniec 2010 r. osiągnięto „niebywały sukces” bowiem zarejestrowano ponad 3,2 mln firm. Z tego ponad 1,3 mln to firmy mikro oparte o samozatrudnienie. Tylko 1% firm ma zatrudnienie ponad 50 osób. Podobną strukturą charakteryzują się firmy zajmujące się handlem i dystrybucją produktów przemysłu meblarskiego. W obiegowym przepływie informacji przez długi czas utrwalano hasło „małe jest piękne”, zaś z obiegu publicznego wyeliminowano, że „duży może więcej”.

Właśnie takim ciekawym przykładem na terenie woj. lubelskiego było dokonanie podziału dużego przedsiębiorstwa państwowego, zajmującego się między innymi meblami, na 5 małych przedsiębiorstw, które kolejno poddano procesowi prywatyzacji. Dzisiaj utrzymują się na rynku tylko dwa, a pozostałe uległy likwidacji, szczególnie te, które przylgnęły do NFI. Miejscowa prasa, śledząc procesy rozdrobnienia, publikowała informacje o „rozpadającym się kolosie”, który stał się synonimem anachronicznych struktur i mało sprawnych podmiotów gospodarczych. Przez okres niemal 20 lat rynek, nie znosząc próżni, wypełnił się nowymi małymi podmiotami, w tym także małymi firmami zajmującymi się handlem meblami – dodaje Tadeusz Rekiel.

Ale duży może więcej

Dwie strony medalu odkrywa również Marcin Depa, dyrektor handlowy mebli tapicerowanych Grupy IMS. Stwierdza on, że rozdrobnienie w handlu to dla producenta zarówno plusy, jak i minusy. Niewątpliwym plusem jest dywersyfikacja ryzyka we współpracy – przekonuje Marcin Depa. Niepowodzenie w negocjacjach z jednym mniejszym klientem nie jest aż tak bardzo odczuwalne w całym portfelu zamówień. Minusem natomiast jest konieczność budowania wieloosobowych struktur handlowych do kontaktu z klientami, koordynowanie pracy przedstawicieli handlowych itp.

Z kolei Martina Sonysz, kierownik sprzedaży krajowej HM Helvetia Meble, uważa, że dużym plusem takiej sytuacji, jest możliwość posiadania wystaw w wielu salonach, czy też sklepach meblowych, w przeróżnych miejscowościach, poczynając od tych całkiem małych, a kończąc na tych dużych.

Konsolidacja czy rozdrobnienie?

Dzięki rozdrobnieniu często to producenci decydują, w którym salonie chcą wystawiać swoje wyroby, mają możliwość wyboru – podkreśla Martina Sonysz. Z drugiej strony salony meblowe próbują wymuszać wyłączność w danych miejscowościach, a nawet okolicach. Wtedy na pewno należy szukać kompromisu, aby meble nie powielały się w kilku położonych obok siebie salonach. Takie sytuacje przynoszą często więcej problemów, niż korzyści. Związane jest to przede wszystkim z walką cenową prowadzoną przez salony meblowe. Duże, zadbane salony mające dobrze zaaranżowane ekspozycje ponoszą większe koszty utrzymania, przez co nie mogą szarżować ze swoją marżą udzielając każdemu klientowi rabatu, co niestety często czynią salony mniejsze, nie mające typowych aranżacji. Rozdrobnienie ma więc wpływ na ceny panujące na rynku meblowym. Ale plusem takiego rozdrobnienia jest praktycznie żadna możliwość negocjacji cen przez odbiorców.

Jak przekonuje Martina Sonysz, każdy reprezentuje tylko i wyłącznie swoje interesy. Przez to ceny zaproponowane przez producentów przyjmowane są z reguły bez żadnych prób negocjacji.

To nienajgorszy model – wtóruje jej Andrzej Binkowski, właściciel firmy Mebin. Pozwala on na funkcjonowanie małym podmiotom, których działanie cechuje elastyczność i mobilność oraz możliwości realizacji nietypowych zamówień. Małe firmy, aby rozwijać się potrzebują środków na inwestycje, szczególnie w nowe technologie. I tutaj najczęściej napotykają trudności z uwagi na stosunkowo niewielkie możliwości finansowe i utrudniony dostęp do kredytów. Z kolei duże przedsiębiorstwa zaznaczają swoją przewagę konkurencyjną poprzez stosowanie nowoczesnych metod produkcji, organizacji pracy i kontroli jakości. Mają również możliwość negocjacji cen z dostawcami i łatwiejszy dostęp do rynków zagranicznych. Choć do przestrzegania przepisów zobowiązane są wszystkie firmy, to jednak od dużych spółek wymaga się dochowania znacznie bardziej restrykcyjnych procedur, choćby w zakresie prawa pracy, czy też ochrony środowiska.

Trudno, czyli normalnie

W czasach prosperity polscy producenci mebli i właściciele salonów meblowych niechętnie słuchali negatywnych prognoz niektórych analityków. Niektórzy z nich mogą czuć się winni, dali się porwać hurraoptymizmowi, uwierzyli, że cud świetnej koniunktury będzie trwał przez lata. Upadek z wysokiego konia był bardzo bolesny, choć też potrzebny – otrzeźwiający. A teraz na pytanie o problemy w prowadzeniu działalności, można usłyszeć odpowiedź: Kłopoty? Kto ich nie ma?

Jak słusznie zauważa Tadeusz Rekiel wiele małych firm w dniu dzisiejszym postrzeganych jest jako podmioty o niskim standardzie, działające w lokalach wynajętych, nawet często stanowiących siedliska brzydoty. W warunkach trwającego kryzysu i słabnącego popytu wewnętrznego przeżywają pewien „uwiąd w rozwoju” lub stagnację.

On sam reprezentuje obecnie firmę, która powstała właśnie z podziału przedsiębiorstwa państwowego, dźwigając się ze zgliszcz pozostających po zarządzie komisarycznym. Poddana prywatyzacji weszła na rynek lubelski z dwoma sklepami meblowymi, zaś po 20 latach funkcjonowania dysponuje już własnym majątkiem w trzech wielkich ośrodkach handlowych i posiada dwa wielkie centra handlu meblami.

Trudności wymuszą zmiany

Każdy przejaw kryzysu w danej branży powoduje wykruszanie się słabych jednostek – stwierdza Andrzej Binkowski. Mocniejsze marki wypierają słabsze. Gdy rynek się kurczy warunki dyktują ci, którzy są do tego najlepiej przygotowani. Dla nich kryzys może być okresem wzrostu, między innymi poprzez przejęcia i fuzje.

Trudności ostatnich lat zapewne spowodują zmiany. To konsolidacja, która w jakiejś mierze została zapoczątkowana kilka lat temu, lub też wyspecjalizowanie się w niszowych produktach wysokiej jakości, wymagających surowca o specyficznych i jednolitych cechach odmianowych.

Bolesna lekcja globalnej ekonomii i uwierające niejednokrotnie poczucie, że jest się niewielkim trybem w machinie światowego rynku, z oporami przedzierają się do świadomości właścicieli firm.

Jak zauważa Tomasz Wiktorki na rynku meblarskich najwięcej w obszarze fuzji i przejść działo się w latach 90., kiedy to na przykład Forte przejęło Furnel. Poza tymi przykładami nie słychać o spektakularnych upadkach lub przejęciach. Konsolidacja dzieje się raczej w zaciszu gabinetów – stwierdza Tomasz Wiktorski.

Konsolidacja znaczy przetrwanie?

Nie dla wszystkich naturalne wahnięcie w dół koniunktury jest dramatem, bo kryzys to niezły czas na fuzje i przejęcia. Jeśli teraz konsolidacja nie będzie miała miejsca, to kolejny kryzys zdziesiątkuje branżę – słychać wśród meblarzy głosy. Chociaż nietrudno w Polsce o przykłady skonsolidowanych branż – choćby finansowa, produkcja piwa, soków, które to najlepiej oparły się kryzysowi, to nie tylko dobry przykład, by mobilizować do działań konsolidacyjnych. Jeśli nie po dobroci, to stając oko w oko z łączącym się szybko handlem i dystrybucją.

Tymczasem w tym momencie konsolidacja w branży niemal zamarła, bo nie ma wsparcia takich inicjatyw. Idea funduszy unijnych przeczy konsolidacji, bo nie są one przeznaczone dla większych podmiotów. To nieporozumienie, które odbije się czkawką przy rosnącej konkurencji na rynkach światowych. Fuzje i przejęcia niosą za sobą szereg możliwości rozwoju przedsiębiorstwa. Konsolidacja umożliwia zmiany struktury kapitałowej, poprawę sytuacji finansowej oraz wzmocnienie pozycji na rynku.

Konsolidacja już trwa

Andrzej Marek twierdzi, że konsolidacja na dużą skalę w polskiej branży meblarskiej trwa już przynajmniej od 3 lat. Więksi stają się dużo silniejsi, rozbudowują potencjał i zdobywają nowe rynki. Pokazują to dane finansowe kilkunastu największych firm z branży – wskazuje Andrzej Marek. Niestety, coraz więcej mniejszych firm będzie musiało się zmierzyć z realiami – zakończy działalność lub mocno ją ograniczy. Wydaje mi się jednak, że o ile bardziej prawdopodobne jest wchłanianie słabszych, ale wartościowych, przez silniejszych w handlu, o tyle w produkcji duże firmy szybciej będą uzyskiwać korzyści rozwijając się organicznie, inwestując we własne moce i poprawiając wewnętrzną efektywność.

Prezes Zarządu firmy Kler wierzy jednak, że najbardziej innowacyjne, elastyczne i wyspecjalizowane mniejsze firmy będą znajdować swoje nisze rynkowe, swoich odbiorców i dla nich rozwijać ofertę. Jego zdaniem są bowiem duże segmenty rynku mebli i wyposażenia wnętrz, gdzie konsumenci oczekują indywidualnych rozwiązań, indywidualnej obsługi i są gotowi za te standardy płacić. Sądzę, że za jakiś czas znów będziemy obserwować wzrost znaczenia dobrych marek producentów – konkluduje Andrzej Marek.

Na razie jednak z rynku docierają sygnały o nielicznych, co prawda, przykładach przejęć i fuzji. Rzeczywiście, od kilkunastu miesięcy można zauważyć tego typu pojedyncze zdarzenia. Jednakże póki co nie podejrzewam, aby na rynku producentów mebli taki scenariusz się ziścił. Natomiast patrząc na rynek dystrybutorów, możemy zaobserwować problemy oraz nieliczne likwidacje salonów meblowych – stawia sprawę jasno Marcin Depa.

Czekając na…

Piotr Wójcik jest zdania, że jeśli chodzi o produkcję, na chwilę obecną konsolidacja nie ma miejsca w branży meblarskiej.

Firmy raczej rozwijają się samodzielnie, organicznie. Na pewno tutaj pomogły dotacje z Unii Europejskie, dzięki którym rzeczone firmy się usprzętowiły, zautomatyzowały, rozwinęły technologicznie. Na rynku rzadkie są przypadki wykupów firm, akwizycji czy fuzji. Według mnie zjawisko rozdrobnienia raczej pozostanie. Jeśli chodzi o handel, tutaj widzimy tendencję nawiązującą do zjawiska panującego na rynkach Zachodnich. Najbardziej kompleksową i konkurencyjną ofertę są w stanie przedstawić wyłącznie sklepy wielkopowierzchniowe, które mają bardzo zróżnicowany asortyment, przez co mogą zaproponować klientowi wyposażenie całego mieszkania lub domu. Klienci często decydują się na wybór bardziej oddalonego salonu, jeżeli tam są w stanie znaleźć całą koncepcję wyposażenia wnętrza. Uważam więc, że przyszłością branży handlu meblarskiego są większe sklepy z szerszą ofertą produktową. Na pewno wpłynie to na likwidację mniejszych i oferujących słabszych standard punktów sprzedaży. Podsumowując – salonów w przyszłości powinno być mniej, ale większych i z kompleksową ofertą dla klienta – mówi.

Tego zdania jest również Martina Sonysz, która zwraca uwagę na to, że młodzi ludzie, którzy meblują swoje często pierwsze „M”, mają mało czasu, albo po prostu nie mają pieniędzy na korzystanie z usług dekoratorów, czy też projektantów, dlatego bardzo chętnie korzystają z rozwiązań proponowanych przez salony meblowe.

Klienci często kupują całe sypialnie: nie tylko meble, ale pościel, lampy, dywany, a nawet te same tapety czy kolor ściany. Myślę, iż w najbliższych latach wygrają właśnie tego typu salony. Stare, zaniedbane powierzchnie, zimą często nieogrzewane, na których meble tylko stoją, znikną w najbliższych latach. Jeżeli nie wszystkie, to na pewno nie będzie można w nich znaleźć liczących się producentów, którzy chcą, aby ich wyroby prezentowały się należycie, aby były zaaranżowane, aby przyciągały wzrok klientów – dzieli się swymi spostrzeżeniami kierownik sprzedaży krajowej HM Helvetia Meble.

Konsolidacja szansą dla sieci?

Jak podkreśla Martina Sonysz nie zauważamy symptomów konsolidacji, czy „wchłaniania” przez inne firmy. Na pewno jednak na rynku najwięcej do powiedzenia mają najwięksi. Dzisiaj są to sieci – w Polsce mamy takich już kilka. Mają po kilka, kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt sklepów i z pewnością liczący się producenci chcą z nimi współpracować. Są też producenci mający własne salony firmowe w liczbie kilkuset. Sytuacja jest bardzo zróżnicowana. Tak jak powiedziałam już wcześniej, z pewnością zbliża się do nas scenariusz zachodni, gdzie właściwie mamy do czynienia tylko i wyłącznie z sieciami sklepów meblowych (tak zwane związki meblowe), a małe sklepy właściwie nie istnieją. Tych malutkich pewnie w przyszłości nie będzie, nikt nie będzie chciał wchodzić do ciemnego, zimnego sklepu. Zakup mebli to zakup przemyślany, często dokonany dopiero po kilku wizytach w sklepie. Myślę, iż częściowo przejmiemy styl zachodni, ale uważam, iż jest to scenariusz dalekiej przyszłości, nie na nadchodzące kilka lat.

Pomijając kwestie fuzji i przejęć, współpraca pomiędzy firmami np. z komplementarną ofertę wciąż jest rzadkością. Owszem tego typu kooperacje pojawiają się, najczęściej jednak, gdy w jakiś sposób wymusza to sprzedaż produktów, na pewno w sytuacji, gdy brak nawiązanej współpracy uniemożliwia sprzedaż produkty. W innych przypadkach trudno o przełamanie bariery niechęci. Jak jednak spostrzega właściciel B+R studio i ekspert Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Producentów Mebli, można mówić o znaczącej poprawie.

Niechęć do współpracy wynikała w dużej mierze z doświadczeń poprzedniego systemu, ale również niepewności czasów, partnerów – uważa Tomasz Wiktorski. Dziś to wszystko trochę okrzepło i widać więcej wspólnych pomysłów na przedsięwzięcia. Zdecydowanie tego nam potrzeba.

Lekcja będzie bolesna?

Jak informuje Tomasz Wiktorski liczba dużych firm w branży meblarskiej jest raczej ustabilizowana. W ostatnim roku o 3% zmniejszyły się grupy firm średnich, małych i mikro. W każdej z grup ubyło odpowiednio: 20, 56 i 600 firm. Nie oznacza to, że te firmy upadły (chociaż jest to też możliwe), ale raczej ze względu na ograniczenie zatrudnienia średnie zostały przekwalifikowane na małe, małe na mikro, a mikro się zamknęły. Generalnie sytuacja nie przedstawia się optymistycznie – podsumowuje Tomasz Wiktorski.

Jednak, jak mówi właściciel B+R Studio: Nie przewiduję żadnego tsunami, a weryfikacja poszczególnych firm odbywa się każdego dnia. Z pewnością w ciągu roku wielu przedsiębiorców będzie musiało sobie odpowiedzieć na pytanie czy to się nadal opłaca. Szczególnie dotyczy to producentów mebli z płyty i drewna. Patrząc jednak na statystyki stwierdzam, że zamówienia i klienci są i chcą kupować. Deklarowane wykorzystanie mocy produkcyjnych jest aktualnie na wysokim poziomie. Więc należy podnosić ceny. Być może niektórzy zrezygnują z zakupów, ale marżą powinna zostać poprawiona.

Trudne kryzysowe czasy to często bolesna, ale potrzebna lekcja. Nie wszyscy właściciele firm z branży lekcję tę odrobili. Upadki najsłabszych są przykre, ale w dłuższej perspektywie korzystne dla rozdrobnionej branży meblarskiej. Sukcesy odnoszone niewielkim kosztem w dobrych czasach rozleniwiają. Kryzys zaś pobudza do myślenia i działania, tworzenia strategii. Tylko ile firm będzie mogło podsumować 2012 r. stwierdzeniem, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło?

TEKST: Anna Andrejczuk

Artykuł został opublikowany w miesięczniku BIZNES.meble.pl, nr 4/2012