Branża

Warto dobrze wykorzystać te dwa tłuste lata

Krzysztof Rybiński, profesor i rektor Wyższej Szkoły Ekonomiczno-Informatycznej w Warszawie. W latach 2004-2008 wiceprezes NBP. Był również partnerem w Ernst & Young i głównym ekonomistą w kilku bankach.

Warto dobrze wykorzystać te dwa tłuste lata

Krzysztof Rybiński, profesor i rektor Wyższej Szkoły Ekonomiczno-Informatycznej w Warszawie, o tym, jaka jest aktualna kondycja polskiej gospodarki.

Jaka jest aktualna kondycja polskiej gospodarki? Czy nadal jesteśmy „zieloną wyspą” w Europie, czy też może ta zieleń nieco już przybladła? Proszę potraktować pytanie także w kontekście tego, co może czekać polską gospodarkę w 2011 r.

Reklama
visby.pl banner z promocją na łóżko

Jaka jest kondycja polskiej gospodarki? Na pewno Polska już nie jest „zieloną wyspą”, inne kraje również odnotowują solidny wzrost gospodarczy. Ciągle jednak jesteśmy jedną z najszybciej rozwijających się gospodarek w Europie. Rok 2011 i 2012 będą dobre, bo na te lata przypada szczyt wydatkowania środków unijnych. Wyzwaniem dla Polski mogą być lata 2013-2014.

W listopadzie 2010 r. skupieni w Kongresie Przedsiębiorczości przedstawiciele organizacji biznesowych oraz samorządu gospodarczego wystosowali do Prezydenta RP „Listę najpilniejszych spraw gospodarczych”. Co – Pana zdaniem – w polskiej gospodarce wymaga najszybszych, a  co – najbardziej radykalnych zmian?

Trzeba pilnie dokończyć reformę emerytalną. Wydłużyć i zrównać wiek emerytalny, objąć powszechnym systemem emerytalnym wszystkie grupy zawodowe, w szczególności służby mundurowe. Trzeba poprawić regulacje i przepisy, bo obecne są wrogie dla przedsiębiorców. Trzeba radykalnie odchudzić administrację publiczną, trzeba zacząć inwestować w infrastrukturę energetyczną, bo za kilka lat zabraknie prądu, trzeba… Jak Pan widzi lista jest długa, niestety nic się w tych sprawach nie dzieje. Czasami się cofamy, jak w przypadku zmian w systemie emerytalnym.

Bankructwo – de facto – Grecji, praktycznie też Irlandii, a w kolejce „ustawiły się” już Hiszpania i Portugalia… Kto następny? Jakie zagrożenie płyną z tego dla uzależnionej od europejskiego rynku polskiej gospodarki, także w kontekście polskiej prezydencji w UE?

Następne w kolejce są Włochy, Belgia i Francja. Jeżeli kryzys nie zostanie opanowany, co jest możliwe tylko dzięki radykalnym reformom, to za kilka lat strefa euro może doświadczyć kolejnego kryzysu – tym razem zadłużenia – i kolejnej recesji. Niestety, nie można wykluczyć, że zawirowania na rynkach finansowych będą miały miejsce podczas polskiej prezydencji. To oznacza także, że w nowej perspektywie finansowej będzie znacznie mniej środków dla biednych krajów, bo bogate kraje same będą miały poważne problemy finansowe.

Wymienione przeze mnie w poprzednim pytaniu kraje mają jeszcze jeden wspólny mianownik: ich walutą jest euro. Co zatem z tej sytuacji może wynikać dla strefy euro w ogóle? Czy (i ewentualnie kiedy) Polska powinna wprowadzić euro, skoro przynajmniej jeden z argumentów przytaczanych przez zwolenników wspólnej europejskiej waluty padł w starciu z życiem: wprowadzenie euro nie spowoduje samoczynnej reformy finansów publicznych w Polsce?

Polska ma olbrzymi deficyt finansów publicznych, przekraczający 8% PKB i szybko rosnący dług publiczny, który wkrótce może przekroczyć 60% PKB. To oznacza, że nie spełniamy kryteriów członkostwa w strefie euro. Ale nawet jeżeli spełnimy te warunki – co nie będzie łatwe – i tak trzeba poczekać, aż w strefie euro zapanuje spokój. To może potrwać kilka lat, dlatego nie należy oczekiwać, że Polska wejdzie do strefy euro przed 2015 rokiem, myślę że będzie to bliżej 2020 roku.

Na ile realnie ocenia Pan zakładane w projekcie tegorocznego budżetu: wzrost PKB o 3,5%, średnioroczną inflację na poziomie 2,3%, bezrobocie na koniec br. w wysokości 9,9%, deficyt finansów publicznych w wysokości 5% PKB? Kolejny wyborczy rok sprzyja raczej „rozdawaniu” obietnic i pieniędzy niż „zaciskaniu pasa”. Można zatem przypuszczać, że kondycja polskiej gospodarki nie polepszy się…

Budżet to tylko wycinek finansów publicznych. W 2010 roku deficyt budżetowy wyniósł 45 mld, a deficyt finansów publicznych 120 mld złotych. Nasze finanse publiczne są jak olbrzymi durszlak, pieniądze przeciekają tysiącem dziur, można oczekiwać, że w roku wyborczym tempo przeciekania przyspieszy. W roku wyborczym nie zaciska się pasa, tylko popuszcza. Niestety…

Na ile realna wydaje się Panu prognozowana przez ministerstwo finansów na 2011 r. wysokość długu publicznego względem PKB (54,2% PKB)?

Minister finansów może stosować wiele zabiegów z obszaru kreatywnej księgowości, i może otrzymać taki poziom długu, jaki sobie zaplanuje. Już schował 30 mld długu w Krajowym Funduszu Drogowym, już manipulował kursem walutowym w grudniu, żeby sztucznie obniżyć poziom zadłużenia. Za to w długim okresie dług będzie rósł, za 10-15 lat przekroczy 100% PKB, o ile nie przeprowadzimy głębokich reform.

Gdy we wrześniu ub.r. prof. Leszek Balcerowicz uruchomił w Warszawie Licznik Długu Publicznego zadłużenie Polski przekraczało 720 mld zł. Co oznacza dla polskiej gospodarki rosnący dług publiczny?

Dług jest obciążeniem dla gospodarki. Odsetki rosną i trzeba je spłacać zamiast przeznaczać te środki na badania i rozwój. Na przykład obecnie wysokość spłacanych odsetek wynosi 3% PKB rocznie, a wydatki na badania i rozwój 0,3% PKB, dziesięć razy mniej. To ogranicza potencjał rozwojowy Polski. Zbyt duży dług może prowadzić do kryzysu, jak w Grecji, czy w Polsce 30 lat temu.

Spróbujmy na koniec zabawić się we wróżkę (jakkolwiek jest to wróżenie z fusów). 31 grudnia 2011 r. Polska będzie…

Krajem, który odnotuje solidny wzrost gospodarczy w granicach 4%. To będzie dobry rok, być może przedostatni taki rok. Potem, jak odstawimy unijne dopalacze w 2013-2014 roku, zaczną się kłopoty, bo żyjąc tu i teraz nie podejmujemy odpowiednich reform i inwestycji. Zatem warto dobrze wykorzystać w biznesie te dwa tłuste lata, żeby przygotować się na kilka chudszych.

Dziękuję za rozmowę

ROZMAWIAŁ: Marek Hryniewicki

Wywiad został opublikowany w miesięczniku BIZNES.meble.pl, nr 2/2011