Branża

Spadki sprzedaży są dla nas dobre

Krzysztof Rykowski, CEO Imos Polska.

Spadki sprzedaży są dla nas dobre

Krzysztof Rykowski, CEO Imos Polska, o automatyzacji i informatyzacji w branży meblarskiej, aktualnej jej kondycji, a także o perspektywach rozwoju.

Jak ważnym klientem dla Imos Polska jest branża meblarska? Czy to jest jedyny Wasz klient, czy też obsługujecie i inne branże?

Reklama
Banner reklamowy reklamuj się w BIZNES.meble.pl listopad 2024 750x200

Nie obsługujemy innych branż. Sektor meblarski to nasz jedyny klient.

Od pewnego czasu mamy do czynienia ze spadkami przychodów branży meblarskiej. Rozumiem, że takie firmy, jak Imos Polska, które obsługują tę branżę, też to odczuwają?

Cały czas analizujemy rynek, nie tylko polski, ale też europejski. Mamy bowiem klientów poza Polską, w ramach Unii Europejskiej, choć nie tylko, bo też m.in. na Wschodzie. Wschód jednak, ze względu na wojnę, to osobny temat. Oczywiście, obserwujemy spadki sprzedaży mebli. Widzimy też wyraźną różnicę pomiędzy zasobami i możliwościami inwestycyjnymi klientów, a tym, co się dzieje na rynku. To jest przeogromna przepaść.

W sytuacji gdy następują spadki sprzedaży firmy zastanawiają się nad redukcją kosztów. Jednym z pomysłów na zmniejszenie kosztów jest choćby automatyzacja i cyfryzacja procesów. W tym momencie firmy oferujące takie rozwiązania mają pole do popisu.

Owszem. Takie spadki sprzedaży są dla nas – paradoksalnie – dobre. Wiadomo, że z części kosztów, nawet w sytuacjach kryzysowych, firmy nie mogą zejść. Szukają więc oszczędności gdzie indziej, przede wszystkim w zasobach ludzkich, a wtedy do głosu dochodzi często automatyzacja i informatyzacja. Chodzi tutaj o rozwiązanie informatyczne, czyli kwestie systemów B2C, a także B2B. Mówimy tutaj o systemach ERP i systemach do planowania, żeby lepiej liczyć, a także sprawniej i taniej produkować. To jest główną przyczyną tego, że nawet przy tych spadkach w produkcji mebli, my mamy zawsze ręce pełne roboty.

Reklama
Banne 300x250 px Furniture Romania ZHali Imre

A czy są to nowe wdrożenia, czy ulepszanie systemów już funkcjonujących w firmach?

I to, i to. Nowi klienci szukają kompleksowych rozwiązań, bo na przykład automatyczne linie produkcyjne wymagają bardzo dużo informacji już na samym początku. I ta cała automatyzacja polega właśnie na tym, by zasilić w te dane maszyny i linie. Czyli, automatyzując pewne procesy, muszę podać komplet informacji i to na samym początku, już w momencie projektowania. Kluczowy przy przejściu od projektu do produkcji jest czas. Jeśli nie chcę stracić klienta, to muszę szybko zrealizować zlecenie, a jednocześnie szybko dostarczyć produkt. Ponieważ inni już to robią, zatem – jeśli chcę przeżyć – muszę zrobić to taniej i oczywiście lepiej. Temu służy automatyzacja, a z drugiej strony automatyzacja i informatyzacja idą ze samą mocno w parze.

A na ile te systemy, o których tutaj rozmawiamy, są uniwersalne? Firmy mają różne profile produkcji, zróżnicowany park maszynowy i linie produkcyjne, ponadto maszyny co jakiś czas się wymienia. Czy te systemy trzeba w takich sytuacjach modyfikować?

Systemy trzeba modyfikować. Wprowadzając nową linię czy rozbudowując produkcję, z zasady potrzebujemy więcej informacji. Mam tu na myśli przede wszystkim nowe dane produkcyjne. Dotyczy to zwłaszcza sytuacji, w których część prac wykonywano ręcznie i te prace mają zostać zautomatyzowane.

Dla nas najważniejszym punktem wyjścia jest produkt. Powiedzmy, że ktoś produkuje np. kuchnie i chce zmodernizować park maszynowy. Do całego procesu wprowadza zatem nową jakość maszyny, która jest bardziej uniwersalna, bardziej dokładna, szybsza. Tych parametrów jest dużo, ale zawsze chodzi o to, żeby wyprodukować taniej. Wstawienie maszyny to jedno, ale nie można zapomnieć, że do tych operacji potrzeba ogromu danych. Tymczasem inwestorzy często zapominają, że taka linia produkcyjna potrzebuje dokładnych informacji.

Te informacje – jak wspomniałem – są potrzebne na samym początku i muszą być bardzo dokładne. Maszyny CNC, mówiąc obrazowo, nie wybaczają błędów. W przypadku błędnych danych może dojść do jakiejś kolizji czy uszkodzenia. Owszem, obrabiarki mają mechanizmy kontrolne, ale błąd może kosztować bardzo dużo.

Wspomniałeś na początku, że Imos Polska działa także poza naszym krajem. Jak to możliwe, skoro istnieje również firma Imos, czyli spółka-matka polskiego przedstawicielstwa?

Ze względu na jakość. Wiem, że to może trochę nieskromnie zabrzmi, ale faktycznie staraliśmy się od początku budować firmę tak, aby zapewnić jak najlepszą jakość. Chodzi tutaj o jakość produktu, jakim jest Imos, bo to faktycznie produkt z górnej półki, ale także – o wysoką jakość serwisu. Nie ukrywam, że nam się to udało, a zawdzięczamy to zespołowi, ludziom z ogromnym doświadczeniem. Są to ludzie, którzy znają branżę meblarską, orientują się jeśli chodzi o systemy produkcyjne i projektowe, czyli systemy CAD/CAM. Dzisiaj ten zespół jest rozchwytywany – mam tu na myśli wdrożenia w bardzo dużych firmach za granicami Polski.

Bo to są tak naprawdę unikalne kompetencje. Trzeba znać się na kwestiach związanych z szeroko rozumianą informatyką, ale też mieć niemałe pojęcie na temat technologii drewna.

Powiedziałbym, że odwrotnie: trzeba mieć większe pojęcie o technologii drewna, wiedzieć, co się dzieje na produkcji. Oczywiście, trzeba znać też narzędzia informatyczne i nie bać się informatyzacji. Bardzo często informatyka kojarzy się z programowaniem. A od tego są właśnie narzędzia, od tego jest system Imos, żeby te programy generować z automatu. Tylko trzeba mu powiedzieć, jak ma to robić, żeby faktycznie ta linia produkcyjna to zrozumiała. Ale zrozumiała w sposób informatyczny, czyli w formie np. plików albo jakichś danych, które są zapisywane w bazach SQL.

A wracając jeszcze do wątku działalności Imos Polska, to o jakich krajach, poza Polską, mówimy tutaj?

Z zasady Europa, cała Europa, bowiem wdrożenia mamy właściwie w całej Europie. Są to między innymi takie kraje, jak Austria, Niemcy, Skandynawia, czyli Finlandia, Dania, Szwecja. Jeśli chodzi o naszych bezpośrednich sąsiadów, to mamy wdrożenia w Czechach i Słowacji, chociaż – nie ukrywam – jest ich mniej. W Europie Wschodniej – oczywiście Ukraina, w której przed wojną mieliśmy sporo wdrożeń. Dużo klientów było też z Białorusi. Teraz, z racji wojny i wprowadzonych sankcji, te kontakty się uwały, ale działamy także na bardziej odległych rynkach. Dużo wdrożeń mieliśmy i aktualnie mamy na przykład w Korei Południowej.

W Korei?

Dokładnie tak. Realizujemy teraz duży projekt właśnie w Korei Południowej. Wcześniej robiliśmy wdrożenia w największych fabrykach mebli produkujących meble kuchenne w Korei. A poza tym – jeśli chodzi o rynki pozaeuropejskie – też Stany Zjednoczone, Indie, Chiny.

Trochę trudno mi wyobrazić sobie taką sytuację, że firma Imos Polska robi wdrożenie gdzieś na drugiej półkuli. Bo jak później wygląda kwestia serwisu? Czy macie w Korei swojego przedstawiciela?

Tak, mamy przedstawiciela. Oczywiście, współpracujemy z firmami zagranicznymi i świadczymy im różne usługi. To są usługi uruchomienia linii produkcyjnych, i faktycznie tak się dzieje w Europie, ale też we wspomnianej Korei Południowej. Z drugiej strony są to też na przykład usługi tworzenia konfiguratorów.

Dodatkowo oczywiście świadczymy usługi szkoleniowe, jeśli chodzi o wdrożenia takich systemów podstawowych, jak CAD, CAM. No i szeroko pojęte doradztwo, czyli jak ustawiać, jak skonfigurować, jak zoptymalizować na przykład proces produkcyjny mebli. Krótko mówiąc: jak wdrożyć procesy i odzwierciedlić je w systemach informatycznych, żeby to wszystko działało lepiej, sprawniej, wydajniej.

Ale czy to nie jest trochę tak, że działając na rynkach poza Polską, konkurujecie ze swoją spółką-matką czyli z firmą Imos?

Nie, wręcz przeciwnie, bo im więcej będzie zadowolonych klientów, tym więcej będą kupować. Nie chodzi tutaj o konkurencję na poziomie szukania klientów. Jeśli chodzi o szukanie klientów, to każdy dba o swój rynek.

Imos jest firmą niemiecką…

Tak.

…czyli gdy wchodzicie na rynek niemiecki, to jesteście na rynku, na którym działa wasza spółka-matka…

Ale z innymi produktami. Pamiętaj, że sprzedaż systemu to dopiero mała, drobna część całości projektu. Owszem, z jednej strony sprzedajesz system, ale później ten system musisz wdrożyć. Musisz go uzbroić w dane. Załóżmy, że jest jakiś projekt w firmie w Niemczech. Doszło do umowy, jest plan wdrożenia, sprzedawane są licencje. Teraz przechodzimy do kolejnego etapu, czyli analizy całego projektu. Czyli: co trzeba wdrożyć i w jaki sposób, żeby ten system zadziałał w kontekście automatyzacji, o której wcześniej mówiliśmy. By tak się stało, na tym właśnie etapie trzeba stworzyć w systemie odpowiednia dane.

Samochód może być piękny, ale jeżeli coś się stanie z komputerem sterującym, to jest on bezużyteczny. Podobnie rzecz się ma z maszyną, z tym, że ogrom prac przy wdrożeniu jest nieporównywalny. Liczba potrzebnych danych jest ogromna: co klient produkuje, jakie meble, co się w nich zmienia, w jaki sposób, z jakich materiałów. Te dane trzeba wprowadzić do systemu i jeszcze wyszkolić kadrę, więc jest to przeogromny proces, który może trwać wiele, wiele miesięcy.

Z tego całego projektu my bierzemy pewien wycinek, ale najczęściej ten najgorszy, bo wymagający głębokiej analizy. Trzeba dobrze ustawić te dane tak, żeby maszyny rozumiały i wykorzystać narzędzia, które w danym momencie mamy. Mam na myśli system CAD/CAM, a z drugiej strony jest system ERP, który też potrzebuje danych. Musimy zatem myśleć, że tak powiem bardzo kontekstowo, po to, żeby całość zafunkcjonowała.

Jak powiedziałeś, firma Imos Polska działa na różnych rynkach, nie tylko europejskich, ale i poza Europą. Jak oceniasz stopnień automatyzacji, informatyzacji branży meblarskiej w Polsce na tle branż meblarskich w innych krajach?

Z tym jest różnie, bo zależy, do którego kraju się porównujemy. Jeśli chodzi o Europę Zachodnią, to ją gonimy, a w niektórych aspektach żeśmy ich nawet przegonili. Jest wiele firm w Polsce, znaczących firm, które mają postawione systemy na bardzo wysokim poziomie i to naprawdę znakomicie działa. Jeśli chodzi o Ukrainę, to – pamiętając o toczącej się wojnie – tam też są firmy, które miały automatyzację na wysokim poziomie. Na pewno polska branża meblarska pod względem automatyzacji i informatyzacji jest w ścisłej czołówce.

Ale nie ukrywam, że brakuje trochę świadomości. Znam klientów, którzy obkupili się w maszyny CNC, ale wszystko robią na piechotę i są zdumieni, że można inaczej. Ja z kolei jestem zdumiony z ich zdumienia, że nie wiedzą, że są takie systemy, które potrafią w sposób automatyczny wygenerować dane tak, by maszyna to zrozumiała i by można było wykonać pracę w sposób szybki i optymalny. Będąc tyle lat na rynku naprawdę nie mogę się nadziwić, że tak się jeszcze dzieje.

Skoro Twoja ocena polskiej branży meblarskiej pod kątem automatyzacji i informatyzacji jest dobra, to można powiedzieć, że gdy już dekoniunktura się skończy, to zapewne branża z kopyta ruszy z produkcją i znowu będziemy mogli pisać i mówić o wzrostach. Podstawy są.

No tak, podstawy technologiczne mamy. I to, jak wspomniałem wcześniej, bardzo dobre. O ile pamiętam, w statystykach jeśli chodzi o automatyzację i zakup parku maszynowego jesteśmy w czołówce światowej. Niestety, jest tak, że my produkujemy nie pod swoimi markami, ale pod czyjeś zamówienia. Czyli nasza informatyzacja koncentruje się na części produkcyjnej, ale nie wychodzi na zewnątrz, do klienta. To nie jest cały proces: od złożenie zamówienia przez klienta aż po maszynę CNC.

W efekcie, jeśli na przykład jakiejś firmie w Niemczech spada sprzedaż, to z racji powiązań odczuje to polski producent. Bo nie potrafi wyjść ze swoimi produktami na rynek lokalny albo na inne rynki Europy. Dzieje się tak dlatego, że polskie firmy mają automatyzację na wysokim poziomie, ale jeśli chodzi o sprzedaż – niestety nie. Taki model biznesowy mają choćby producenci mebli z Kępna i okolic. Dzisiaj nie potrafią się przebranżowić albo szukać rynków zbytu w innych krajach, na innych kontynentach nawet. Co z tego, że mieli perfekcyjną automatyzację na poziomie produkcji. Wszystko działało, ale gdy sprzedaż zawiodła, to nie potrafią jej odbudować. Próbują, ale to wymaga czasu, zbudowania własnej marki, zbudowania całej sieci sprzedaży. Dla wielu jest to wręcz niewykonalne, dlatego firmy upadają.

Owszem, ale zawsze jest tak, że ktoś w takich czasach kryzysowych traci dużo, a ktoś inny zyskuje.

Moim zdaniem w czasach kryzysowych pojawia się szansa dla mniejszych film. Mniejsze firmy są bardziej elastyczne. One jakby nie było działają bardziej lokalnie, docierają do klientów lokalnych, poza tym potrafią szybciej zmienić produkt. A posiadając jakiś wydajny system potrafią te procesy przyspieszyć. Nie mówię tu koniecznie o Imosie, mówię o jakichkolwiek innych systemach. Mniejsze firmy uderzają lokalnie, starają się obcinać koszty, zresztą nie mają takich dużych kosztów. Nie muszą utrzymywać tej całej infrastruktury, bo to te wszystkie koszty stałe zabijają nasze firmy. Owszem, także w nich dochodzi do zwolnień pracowników, ale nie są one tak spektakularne, jak w przypadku dużych firm. Mniejsze firmy bardzo szybko dopasowują się do rynku.

ZOBACZ TAKŻE: Warto myśleć o automatyzacji i digitalizacji

Rozumiem zatem, że przez pryzmat firmy Imos Polska patrzysz w przyszłość optymistycznie?

Tak, zdecydowanie tak. Może dla niektórych wyda się to dziwne, ale cały czas szukamy nowych pracowników. Cały czas mamy otwarty nabór, ponieważ mamy bardzo dużo zapytań z rynku. Klienci oczekują fachowej, szybkiej realizacji zamówień, a sam tego nie zrobię, potrzebuję do tego ludzi. Firmy szukają oszczędności, starają się zoptymalizować swoje procesy. Nie mają doświadczenia, zatem starają się to scedować na kogoś innego, kogoś, kto już ma doświadczenie. I tutaj jesteśmy my.

I tego się trzymajmy. Dziękuję za rozmowę.

ROZMAWIAŁ: Marek Hryniewicki

Wywiad został opublikowany w miesięczniku BIZNES.meble.pl, nr 12/2023.