Branża

Przez grzeczność nie zaprzeczę

Artur Wasążnik, dyrektor ds. handlu i marketingu firmy Meble Marzenie, autor powieści „Przemienienie”.

Przez grzeczność nie zaprzeczę

Rozmowa z Arturem Wasążnikiem, dyrektorem ds. handlu i marketingu firmy Meble Marzenie i autorem powieści „Przemienienie”.

Skąd wzięło się u Pana zainteresowanie pisaniem? Czy w rodzinie były zainteresowania literackie?

Reklama
Banner All4Wood 2024 - 750x100

Nie mam pojęcia jak to przyszło. W moim otoczeniu nie było skąd czerpać wzorców literackich. Wywodzę się z rodziny, środowiska i miasta, gdzie sztuki bynajmniej nie stawiano na piedestale. Ceniło się raczej ciężką pracę w przedsiębiorstwie, ewentualnie zdolności biznesowe. Ale też przypominam sobie takie zdarzenia z dzieciństwa, które mogły stać się zarzewiem mojej późniejszej fascynacji. Weźmy choćby pierwszą bajkę, którą napisał za mnie mój starszy brat. Chodziło o zadanie domowe z języka polskiego. Brat pokazał mi jak ją mam efektownie przeczytać przed klasą i dzięki temu całość wyszła przezabawnie. Może to był ten moment, kiedy stwierdziłem, że po prostu podoba mi się to i ja sam mógłbym napisać coś równie śmiesznego – albo nawet lepszego?

Artur Wasążnik, dyrektor ds. handlu i marketingu firmy Meble Marzenie, autor powieści „Przemienienie”, podczas promocji książki.
Artur Wasążnik, dyrektor ds. handlu i marketingu firmy Meble Marzenie, autor powieści „Przemienienie”, podczas promocji książki.

Czy pamięta Pan swoje pierwsze teksty? O czym były? Czy próbował je Pan „wydawać” w formie książeczek?

Były to głównie opowiastki i wiersze, które służyły do rozśmieszania moich kolegów. I jak na mój wiek (czwarta – szósta klasa szkoły podstawowej) wychodziło mi to całkiem nieźle. Ale potem (o zgrozo) ubzdurałem sobie, że „prawdziwa sztuka” powinna być niesłychanie poważna. No i „trzasnąłem” swoją pierwszą powieść. Wyszło koszmarnie. Nawet mój najlepszy kolega, z którym wspólnie i po kryjomu rozwijaliśmy różne pasje artystyczne – po kryjomu, bo nasi rodzice uważali to za stratę czasu, który lepiej poświęcić na naukę – również on nie miał dla tego dziełka litości.

Po tej porażce podkuliłem ogon pod siebie i choć dalej próbowałem sił w prozie, a jeszcze więcej w poezji, to nawet nie śmiałem pokazywać tego więcej niż dwóm, trzem osobom. A co tu mówić o wydawaniu! Może nawet i dobrze się stało, bo nauczyło mnie to, że powieść jest dla ludzi, a nie dla sztuki. Ma ciekawie opowiadać o interesujących sprawach, podpowiadać niebanalne przemyślenia, a przede wszystkim: nie nudzić i nie pouczać. Lepiej poczekać kilka lat i wydać coś naprawdę dobrego, niż pospieszyć się z byle czym.

Jaki bohater literacki był Pana idolem w dzieciństwie?

Mówmy raczej o kilku bohaterach. Tomek Wilmowski z cyklu powieści przygodowo-podróżniczych Alfreda Szklarskiego. Staś Tarkowski z sienkiewiczowskiego „W pustyni i w puszczy”. Młody Sat Okh z ponoć autobiograficznej książki „Ziemia Słonych Skał”. Jak widać fascynowała mnie głównie egzotyka, ale zdarzały się też rodzime klimaty – choćby Zbyszko z Bogdańca z „Krzyżaków”.

Tworzył pan teksty dla kapel punkowych? O czym one były?

Pewnie Panią zdziwię, ale w dużej mierze wyrażały bunt przeciwko samemu środowisku punkowemu. A właściwie przeciwko niefajnym zmianom, jakie zachodziły w tzw. „podziemiu”. Subkultura punkowa, która zaimponowała mi we wczesnej młodości swoją otwartością, wszechstronnością, wesołym i inteligentnym kontestowaniem systemu totalitarnego – w latach 90. sama zaczęła przypominać monolityczny, smutny i bezrefleksyjny obóz totalitarny. Wszelkie „niepoprawne” teksty, style muzyki punkowej, wypowiedzi, czy nawet wygląd, były marginalizowane i deprecjonowane – choćby poprzez usuwanie niewygodnych kapel z koncertów, odmawianie im wywiadów, odgórne wyznaczanie „właściwych” poglądów przez tzw „prasę podziemną”.

Środowisko punkowe przeobrażało się we własną karykaturę… a moje teksty z roku na rok nabierały coraz bardziej charakteru refleksyjnego, krytycznego, oraz wolnościowego. Paradoks, prawda? Domaganie się wolności słowa i poglądów w ramach subkultury, która sama siebie często określała mianem „wolnościowców”.  Ale niestety ruch punkowy staczał się wtedy w dolinę paradoksów.

Autor i książka.
Autor i książka.

Proszę opowiedzieć o swojej pierwszej publikacji. Kiedy została napisana? O czym była?

To było podczas moich studiów w Toruniu. Tym razem to ja pisałem dla mojego brata humorystyczne, purnonsensowe opowiastki, które on następnie czytał w studenckim radio, gdzie prowadził audycje. Był dobry odzew na to i później znajomy zaproponował mi przygotowanie kilku śmiesznych tekstów do nowotworzonego magazynu studenckiego „Qriozum”. Ukazał się tylko jeden z nich, pt. „Kombajnowa 44”, bo magazyn dość szybko upadł.

Kombajnowa, Gazowa, Elektryczna, Tramwajowa… to były nazwy ulic w okolicy, gdzie wynajmowałem stancję. Urocze, prawda? Aż się prosi o jakiś utwór z nawarstwiającym się absurdem o kuriozalnych problemach życia studenckiego.

Jakich autorów lubi Pan czytać najbardziej?

Obecnie to George RR Martin za jego znakomity styl, lekkość pióra, plastyczność opisów, ale też za dziesiątki, o ile nie setki podtekstów względem naszego, realnego świata. Uwielbiam, kiedy pisarz prezentuje mi drobiazgowo przemyślane tematy i sytuacje, a to wszystko odnajduję u Martina.

Autor z Arkoną w tle.
Autor z Arkoną w tle.

Czy powieści przygodowo-historyczne są Panu najbliższe?

Tak – oraz ich substytuty w postaci fantastyki. Lubię patrzeć na sprawy w szerszym kontekście społecznym. Bo ten kontekst ma przecież znaczenie w życiu każdego z nas. Bez niego każda opowieść staje się mało wiarygodna. Jak wiadomo: nic nie dzieje się w próżni. Pewne rzeczy człowiek robi, bo „musi”, bo „powinien”, bo otoczenie zwyczajnie nie pozwoli mu postąpić inaczej. I jeśli bohater jakiejś książki – kryminału, sensacji, romansu… obojętnie! – zupełnie nie przejmuje się realiami otaczającego go świata, to gdzie tu wiarygodność takiej powieści? Myślę, że właśnie książki przygodowo-historyczne, a nawet fantastyka wychodzą na tym tle najlepiej i najrzetelniej. Co jednocześnie nie oznacza, że nie sięgam po inne gatunki literackie. W każdym z nich może znaleźć się coś zaskakująco dobrego.

Dlaczego zdecydował się Pan studiować socjologię? Jak trafił Pan do branży meblarskiej?

Od wczesnych lat ciekawiło mnie co sprawia, że ludzie postępują w ten czy inny sposób, dlaczego podejmują takie, a nie inne decyzje. W naukach ścisłych (fizyce, chemii, matematyce itd.) jest to bardzo proste. Są konkretne czynniki, które w określonych warunkach zawsze powodują dany wynik. W naukach społecznych nic nie jest takie oczywiste. A jednak mamy do czynienia z pojęciami, jak choćby „dar przekonywania” czy „porywanie tłumów”.  Te i wiele innych przykładów świadczy o tym, że istnieją pewne schematy zachowań dla grup społecznych, albo całych społeczeństw. Może są one trudne do zdefiniowania, może są skomplikowane, ale jednak są! Dla mnie to niezwykle fascynujące zagadnienie. A proszę przy tym zauważyć, że tu jest właśnie punkt styczny dla socjologii i handlu czy nawet biznesu w ogóle.

Pracę w handlu i promocji zacząłem po studiach w rodzinnej firmie prowadzonej przez mojego ojca. Później miałem okazję kontynuować ją na emigracji w wielokulturowym Londynie. Do branży meblarskiej (najpierw: materacowej) trafiłem zaraz po powrocie z Anglii, czyli ponad dwanaście lat temu. Szybko nauczyłem się nowych rzeczy, a kontakt z klientami zawsze był moją mocną stroną. Wkrótce na horyzoncie pojawił się też mój obecny pracodawca, który dostrzegł nie tylko mój potencjał handlowy, ale również umiejętności i doświadczenie menadżerskie. Tym sposobem znalazłem się tu, gdzie obecnie jestem.

Artur Wasążnik, firma Meble Marzenie, na Rugii.
Artur Wasążnik, firma Meble Marzenie, na Rugii.

Jakie cechy humanisty przydają się Panu w pracy w branży meblarskiej? Czy mamy w niej wielu artystów?

Humanista to przede wszystkim człowiek ciekawy świata, a zwłaszcza ludzi. Ta ciekawość nieuchronnie wymusza na humaniście wielotorowość zainteresowań, bo nie sposób zrozumieć jednego aspektu życia ludzkiego bez uwzględnienia innych. Dla przykładu: aby zrozumieć decyzje zakupowe klienta, trzeba mieć na uwadze wiele kontekstów: osobisty, środowiskowy, finansowy, zawodowy… i jeszcze więcej. Każdy z tych kontekstów wymaga dodatkowego pogłębienia, np. finansowy zmusza nas do zainteresowania się ekonomią, matematyką, itd.

Ale będę z panią szczery: humanistów sensu stricte mamy w Polsce tyle, co kot napłakał. Broń Boże nie możemy twierdzić, że człowiek ze świadectwem ukończenia humanistycznego kierunku studiów jest humanistą. Studia dostarczają narzędzia pozwalające na ukształtowanie w człowieku humanisty, ale nie dają gwarancji, że tak się stanie.

A więc po tym krótkim, ale istotnym zastrzeżeniu mogę odpowiedzieć na drugą część Pani pytania: nie wiem, czy humaniści pracujący w branży meblarskiej (a na pewno tacy są) zajmują się jednocześnie twórczością artystyczną (bo nie każdy musi mieć takie zdolności), ale jestem absolutnie pewien, że jako ludzie ciekawi świata posiadają i rozwijają mnóstwo innych pasji.

Czy rzeczywistość branżowa ma swoje odbicie w „Przemienieniu”?

Ubawiła mnie pani tym pytaniem! Nie pisałem „Przemienienia” z taką intencją. Jednak z drugiej strony, gdyby się nad tym zastanowić… i gdyby popuścić wodze wyobraźni, to pewnie można by znaleźć wiele podobieństw między rywalizacją plemion połabskich o palmę pierwszeństwa, a konkurowaniem różnych firm na naszym rynku meblarskim. Mogłyby z tego wyjść całkiem zabawne porównania. Kto wie, może kiedyś się skuszę i sam napiszę taką auto-satyrę?

Artur Wasążnik, firma Meble Marzenie, na klifie Rugii.
Artur Wasążnik, firma Meble Marzenie, na klifie Rugii.

Napisana przez Pana powieść pokazuje zdolność do kreatywności, ale też ogromnej pracy, ambicji i wytrwałości. Czy są to Pana cechy charakteru?

Przez grzeczność nie zaprzeczę.

Jakie są plany wydawnicze związane z „Przemienieniem”?

Na razie książka jest w początkowej fazie promocji. W tym względzie jeszcze sporo ciężkiej pracy przede mną. Chyba każdy, kto prowadzi własną firmę zgodzi się ze mną, że budowa własnej marki wymaga czasu i wysiłku. Ale cóż, debiutant zawsze ma pod górkę.

Wkrótce ukończę drugi tom „Przemienienia”. Akcja tam zdecydowanie przyspiesza, dochodzi do spektakularnych bitew, intrygi komplikują się, a wątki miłosne powoli wychodzą z cienia. Generalnie jestem dobrej myśli co do wzrostu zainteresowania całym cyklem. Zwłaszcza, że na razie opinie o pierwszym tomie są bardzo obiecujące. Jednak jak już mówiłem: czeka mnie dużo ciężkiej pracy. Nie tylko literackiej, ale też marketingowej.

Dlaczego warto realizować własne pasje?

Bo życie bez pasji z roku na rok staje się coraz większym ciężarem dla człowieka. Bo dzięki spełnianiu się we własnych pasjach świat nabiera zupełnie innych barw, a my sami stajemy się lepszymi ludźmi.

Dziękuję za rozmowę.

ROZMAWIAŁA: Diana Nachiło

Wywiad został opublikowany w miesięczniku BIZNES.meble.pl, nr 11/2018