Branża

Jak uniknąć syndromu Zosi Samosi

Zdzisław Sobierajski.

Jak uniknąć syndromu Zosi Samosi

Kompetentny dizajner do pracy przychodzi przygotowany. Gdy o tym aspekcie rozmawiałem w Designaffairs, jednym z największych biur projektowych w Europie, moi rozmówcy wyraźnie podkreślali, że w Niemczech biznes wymaga od dizajnera gotowych rozwiązań i tylko za takie płaci.

Reklama
Banner reklamowy reklamuj się w BIZNES.meble.pl listopad 2024 750x200

We wrześniowym felietonie napisałem, że inwestycja w nowy produkt jest dla wszystkich stron procesu projektowo-wdrożeniowego zadaniem wysokiego ryzyka. Inwestor musi mieć 100% pewności, że inwestuje w pracę dizajnera, która spełni jego oczekiwania, a jej efekt przyniesie zyski dla firmy. Inwestujmy mądrze. Nawet najlepszy dizajn, nie jest wart utraty choćby jednego miejsca pracy w przemyśle. Z dbałości o los naszych firm, pojawia się nieokiełznana potrzeba dopilnowywania każdego szczegółu procesu projektowania nowych produktów. Wtedy ochoczo wyręczmy dizajnerów w ich pracy. Z drugiej strony, aplikujący o pracę dizajnerzy, mają często nikłe doświadczenia w naszej branży. Wymagają opieki. Rzadko dostajemy ofertę projektanta pracującego razem z konstruktorem i technologiem.

W Polsce mamy płytki, wschodzący rynek. Siedem akademii i ponad dwadzieścia uczelni, wypuszcza rocznie ponad pół tysiąca magistrów wzornictwa. Dizajnerzy są kiepsko przygotowani do zawodu. Mają cienkie portfolia. Zatrudniając ich musimy osobiście wszystkiego dopilnować. Mimowolnie, zostajemy przysłowiową „Zosią Samosią”. Dzieje się tak z bardzo prozaicznego powodu. Nie mamy dość czasu na to, by wdrożyć dizajnera w specyfikę naszej firmy i branży. A, przy tym nie chcemy dizajnerowi płacić za studiowanie i analizę rynku na którym działamy. Kompetentny dizajner do pracy przychodzi przygotowany.

Czego biznes chce od dizajnera?

Gdy o tym aspekcie rozmawiałem w Designaffairs, jednym z największych biur projektowych w Europie, moi rozmówcy wyraźnie podkreślali, że w Niemczech biznes wymaga od dizajnera gotowych rozwiązań i tylko za takie płaci. W Polsce jest inaczej. Dizajnerzy oczekują często zapłaty z góry za ofertowe koncepty oraz za to, że rozpoznają rynek klienta i uczą się jego procesów technologicznych. Inwestując we wdrożenie nowego produktu musimy spełnić kryteria ekonomiczne. Dizajnerzy, którzy nie mają propozycji i nie znają naszej branży, projektują długo i drogo.

Reklama
Banne 300x250 px Furniture Romania ZHali Imre

W Polskich warunkach mamy mały wybór. Albo sami zaprojektujemy swoje produkty, albo włączymy dizajnera do asystowania w naszym zespole. I tu znowu pojawia się zagrożenie „syndromem Zosi Samosi”. Brakuje nam dostępnych na rynku specjalistów, których możemy wynająć, by profesjonalnie kierowali zespołem projektowo-wdrożeniowym. Jest bardzo dużo teoretyków Design Management’u, którzy po kursach podyplomowych, zaczynają dopiero zdobywać pierwsze doświadczenia. Z konieczności, większość projektów prowadzona jest osobiście przez właścicieli firm metodą „na żywioł”, a improwizacja jest podstawą ich innowacyjności. Kolejną przyczyną „syndromu Zosi Samosi”, jest brak standaryzacji pojęć związanych z procesem projektowym. Nie ma rzetelnych reguł klasyfikacji dizajnerów według ich kompetencji i dorobku.

Polski inwestor, nie posiada żadnych narzędzi do weryfikacji jakości oferty dizajnera. Praktyczne kryteria oceny, to wyczucie, rekomendacje od znajomych, lub niekwestionowany dorobek wdrożonych produktów u naszej konkurencji. Właściciel firmy osobiście kierujący zespołem, powinien przede wszystkim słuchać, a zaraz potem policzyć koszty proponowanych rozwiązań. Narzucanie własnych pomysłów, zawsze obróci się przeciw niemu. Otoczy się ludźmi oczekującymi na dyspozycje, co i jak mają wykonać. Zespół kierowany przez „Zosię Samosię”, wymyśli tylko to, co już wcześniej wykombinował jego szef.

Ryzyko inwestora

Ryzyko negatywnych skutków powierzania projektowania w nieodpowiednie ręce, ponosi zawsze inwestor-zleceniodawca. Dizajner, za źle zrobiony projekt najwyżej nie otrzyma wynagrodzenia. Inwestor ryzykuje stabilnością firmy oraz miejscami pracy ludzi w niej zatrudnionych. Ta asymetria, jest kolejną przyczyną powszechnego braku zaufania do efektów pracy dizajnerów. W Polsce nie rozwinęliśmy systemu gwarancyjno-partycypacyjnego przy takiej współpracy. Polscy dizajnerzy nie oferują gwarancji na sukcesy rynkowe swoich projektów, a inwestorzy zwykle przesadzają w minimalizowaniu wydatków na projekty i wdrożenia, choć dobrze wiedzą, że prawdziwe oszczędności są dopiero w dobrze zaprojektowanej, efektywnej produkcji seryjnej.  Tego, tani dizajner-amator nie zapewni.

Z mojego doświadczenia wiem, że jeśli już sami musimy kierować procesem projektowym, to najlepiej zatrudniajmy stażystów. Przy nas nabędą doświadczenia, a my od nich też wiele się nauczymy. To będzie powolny proces, ale dla obu stron pożyteczny. Jednak zawsze pamiętajmy, że dizajnerzy z dorobkiem pracują szybciej, a ich projekty są rynkowe. Mają doświadczenie, wiedzę o rynku, oraz gotowe rozwiązania z wielu przepracowanych wcześniej projektów. Wnosząc swoje know-how, oszczędzą nam wiele kosztownych wydatków. Zatrudniając ich nie musimy już być przysłowiową „Zosią Samosią”. Oni odciążą nas w pracy, oraz w podejmowaniu trudnych wyborów. W Polsce, mamy niewielu takich dizajnerów. Ale będzie ich przybywało.

A jak ich wyszukać? O tym, w następnym felietonie.

TEKST: Zdzisław Sobierajski