Déja vu, czyli węgiel a sprawa polska
2 października, 2022 2024-02-07 13:27Déja vu, czyli węgiel a sprawa polska
Mam takie wrażenie, graniczące z pewnością, że od jakiegoś czasu, ze szczególnym uwzględnieniem ostatnich miesięcy, przeżywam swoiste déja vu.
Ekscytacja statkami, którymi z drugiej półkuli płynie do Polski węgiel (mniejsza o jego jakość, choć podobno jest ona, przynajmniej w niektórych przypadkach, co najmniej wątpliwa) jako żywo przypomina mi emocje towarzyszące statkom wiozącym w latach osiemdziesiątych do Polski banany, pomarańcze czy mandarynki. Lata osiemdziesiąte – to uwaga dla osób, które nie pamiętają tamtych czasów – charakteryzowały się m.in. tym, że półki w sklepach ważyły z reguły więcej niż wyeksponowany na nich towar. To akurat nie powinno dziwić, bo nawet najlżejsza półka waży więcej niż powietrze. Cały naród za pośrednictwem Dziennika Telewizyjnego śledził z zapartym tchem podróż egzotycznych owoców. Już statek minął Wyspy Zielonego Przylądka, już jest na wysokości Portugalii, już jest w Kanale La Manche. Wreszcie wypłynął na Bałtyk. I wreszcie chwila triumfu: telewizyjny spiker oznajmiał, że statek jest w polskim porcie, portowcy już wyładowują towar, na święta będą banany, mandarynki, pomarańcze…
Dzisiaj minister z miną mroczną jak antracyt mówi, że węgiel jeszcze do nas nie dotarł, ale dotrze w październiku. Czyli, uwzględniając możliwe poślizgi, na święta będzie. Można będzie wtedy triumfalnie obwieścić kolejny sukces.
Wielodniowe kolejki za węglem, którego jak Państwo zapewne pamiętają miało nam wystarczyć bodaj na dwieście lat, to też podróż cztery dekady wstecz. Z kolei rady by ci, którzy chcą kupić trzy tony kupili teraz półtorej tony, a pozostałe półtorej za jakiś czas, jako żywo pachną reglamentacją, której kwintesencją był system kartkowy.
Kabaretowe déja vu
Z kupnem naszego czarnego złota jest jeszcze jeden problem, bo węgiel to nie zawsze węgiel. Być może słyszeli Państwo o kliencie, który kupił węgiel i jakież przeżył zdziwienie, gdy spadł deszcz, czarna farba spłynęła, a węgiel zamienił się w… kamienie. Oj, ktoś chyba nasłuchał się kabaretu Tey i programu „Z tyłu sklepu”. Szło to mniej więcej tak:
Smoleń: Ty nie marudź, tylko chodź tu ze mną obieraj. Za chwilę przyjdą ci, co mają talony na pomidory.
Laskowik: Bolek przynieś olejną, będziemy robić pomidory. Ładnie się obierze, pociągnie olejną i pójdą po sto złotych za kilo.
Smoleń: Sto pięćdziesiąt, bo to będzie sprzedaż ekspresowa.
Laskowik: A jak pójdziemy na giełdę, to dwieście.
Smoleń: A miały być po sześćdziesiąt siedem.
A po chwili:
Smoleń: Ty, a co się z nami stanie, jak się ludzie zorientują, że to nie pomidory, tylko zwykły ziemniak malowany?
Laskowik: Jak co się stanie? Nic.
I tu znowu przeżyłem déja vu: znowu jest niby śmiesznie, ale jednak trochę strasznie…
TEKST: Marek Hryniewicki
Wstępniak redaktora naczelnego został opublikowany w miesięczniku BIZNES.meble.pl, nr 10/2022