Ich życie „kręci się” wokół mebli
24 maja, 2024 2024-05-24 10:00Ich życie „kręci się” wokół mebli
Prywatnie – małżeństwo, zawodowo – ścisłe kierownictwo firmy Meble Wójcik. Oto Katarzyna Wójcik-Borsukowicz i Maciej Borsukowicz.
Jak to jest przebywać ze sobą właściwie 24 godziny na dobę, przez 7 dni w tygodniu? Cudownie, naprawdę – odpowiada bez chwili namysłu Katarzyna Wójcik-Borsukowicz.
Wbrew pozorom, my aż tak dużo w pracy się nie widzimy. A to z tego względu, że każde z nas ma swoje obszary, którymi się zajmuje. Oczywiście są styki – wiadomo – jak to w firmie, ale nie ma ich aż tak wiele – dodaje Maciej Borsukowicz.
Szefowa jest jedna
W strukturze firmy Katarzyna Wójcik-Borsukowicz jest wiceprezesem i członkiem Zarządu. Podlegają jej działy finansowe i personalne: HR, kadry, płace, księgowość, a także controlling. Z kolei Maciej Borsukowicz odpowiada za zakupy, czyli wszystkie materiały produkcyjne i okołoprodukcyjne. Ale nie jestem członkiem Zarządu. Kasia to zatem moja szefowa, w strukturze firmy jest nade mną, więc jej podlegam – śmieje się Maciej Borsukowicz.
Meble Wójcik to firma rodzinna. A w takich firmach kluczowa umiejętność to umiejętność dogadania się. Wiadomo – zdania czasami są różne, różne są też punkty widzenia, ale na koniec dnia trzeba dojść do jednej, wspólnej wersji. To warunek konieczny, aby firma mogła normalnie funkcjonować i rozwijać się. Tym bardziej, że Zarząd Mebli Wójcik to połączenie profesjonalnych menedżerów, a także przedstawicieli rodziny Wójcik. Niezależnie od prywatnych i rodzinnych relacji, w tym co się robi trzeba być profesjonalistą.
Zdarza się, że nasze zespoły nie mogą sobie poradzić ze swoimi problemami, dlatego wówczas my musimy trochę ponegocjować. Nie zawsze jest łatwo, bo każdy ma swoje racje – mówi Katarzyna Wójcik-Borsukowicz. W pracy staramy się być nastawieni profesjonalnie do wszystkich spraw, natomiast w domu… Cóż, czasami bywa ciężko, mieliśmy kilka sytuacji konfliktowych, ale można policzyć je dosłownie na palcach jednej ręki – dodaje.
Nie przepychamy się na przekonania, ale na argumenty merytoryczne. I nigdy nie odchodzimy od stołu. Jeżeli mamy rozbieżne zdania, to siedzimy tak długo, aż w końcu znajdziemy wspólne rozwiązanie – wyjaśnia Maciej Borsukowicz.
Niedoszły mistrz Europy
Mało kto w branży wie, że Maciej Borsukowicz przez wiele lat z powodzeniem grał w piłkę ręczną. Jako absolwent Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Gdańsku, a – później – Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie nastawiał się nawet na profesjonalne granie. Występował w zawodowych zespołach na poziomie Superligi, czyli najwyższej klasy rozgrywkowej, a to oznaczało już jakieś pieniądze.
Zapytany o sportowe sukcesy odpowiada: na pewno awans z moimi drużynami do Superligi. Początkowo to był AZS AWF Warszawa, natomiast później Meble Wójcik Elbląg. Tak się bowiem złożyło, że po studiach wróciłem do Elbląga i do Superligi wprowadziliśmy właśnie elbląską drużynę.
Natomiast na poziomie młodzieżowym w 2002 roku byliśmy mistrzami Europy. Niestety, dosłownie tydzień przed Mistrzostwami Europy doznałem kontuzji – pękła mi stopa. I chociaż byłem w ścisłej kadrze, to na samych mistrzostwach już nie wystąpiłem. Ale moja drużyna – bo w końcu czułem się i byłem jej częścią – zdobyła mistrzostwo Europy – wspomina Maciej Borsukowicz.
Wojciech Nowiński, ówczesny trener polskiej młodzieżówki, zabrał na ten turniej bardzo mocny skład. Patryk Kuchczyński, Mariusz Jurkiewicz, Rafał Gliński, Daniel Żółtak, a przede wszystkim Krzysztof Lijewski czy Karol Bielecki to szczypiorniści, którzy kilka lat później dzielili i rządzili w seniorskiej piłce ręcznej. To oni byli współautorami największych sukcesów reprezentacji Polski na arenie międzynarodowej. Ochrzczony przez kibiców mianem Orłów Wenty zespół zdobył srebrny medal Mistrzostw Świata w 2007 roku i brązowy w 2009 roku.
Wcześniej reprezentacja Polski to był zespół, który czasami awansował do Mistrzostw Świata. Awansował, rozegrał kilka meczy i wracał do domu. A za Bogdana Wenty stał się drużyną, która mogła zdobyć mistrzostwo świata! To był absolutny przeskok. Później, w 2015 roku, był jeszcze brązowy medal Mistrzostw Świata z trenerem Michaelem Bieglerem – ekscytuje się Maciej Borsukowicz.
Na początku był Ricky Martin
Krzysztof Lijewski czy Karol Bielecki to piłkarze, z którymi Maciej Borsukowicz występował razem od młodzika do juniora, a później młodzieżowca. Grali razem na poziomie reprezentacji Polski. Ale z boiska pamięta oczywiście wielu innych zawodników, choćby braci Jureckich, Grzegorza Tkaczyka czy Mariusza Jurasika. Graliśmy nieraz przeciwko sobie w rozgrywkach ligowych. Świat polskiej piłki ręcznej nigdy nie był zbyt duży, dlatego znaliśmy się doskonale – wspomina.
Czy gdyby nie kontuzja, to też przebiłby się do drużyny Bogdana Wenty? Raczej: gdyby nie Kasia… – śmieje się Maciej Borsukowicz. – Postanowiliśmy z Kasią związać się na całe życie. I zapadła decyzja, że piłka ręczna odchodzi na bok. Pozostanie bardziej już jako hobby, natomiast ja angażuję się w sprawy firmowe.
Znajomość z Katarzyną Wójcik sięga czasów szkolnych, oboje wychowali się bowiem na tej samej dzielnicy. Maciej Borsukowicz przyjaźnił się też z Piotrem Wójcikiem, bratem Katarzyny, z którym razem trenowali piłkę ręczną. Ja zresztą też grałam w piłkę ręczną, ale swoją przygodę z tą dyscypliną zakończyłam na początku liceum. Chodziliśmy z Maćkiem do innych szkół, ale braliśmy udział w różnego rodzaju rozgrywkach międzyszkolnych. Wtedy to właściwie bardziej mijaliśmy się, ale później, już w czasach licealnych mieliśmy wspólne towarzystwo – mówi Katarzyna Wójcik-Borsukowicz.
Maciek jest ode mnie o rok starszy. Tak się złożyło, że mieliśmy „osiemnastkę” koleżanki, on przyjechał z Gdańska, bo wtedy jeszcze uczył się w Szkole Mistrzostwa Sportowego. Przyjechał do klubu, w którym odbywała się ta „osiemnastka” już pod jej koniec i wtedy jakoś tak… zaiskrzyło na parkiecie. Pamiętam, że akurat śpiewał Ricky Martin. Ja miałam wtedy 17 lat, Maciek był jeszcze przed swoimi 18 urodzinami. Wtedy zaczęła się nasza prywatna przygoda… – dodaje.
Z boiskowego parkietu do fabryki mebli
Ja jestem trochę staroświecki – mówi o sobie Maciej Borsukowicz. – Zanim wzięliśmy ślub, poszedłem do Kasi taty, czyli Leszka Wójcika. Powiedziałem mu, jakie mam zamiary i że chciałbym ożenić się z jego córką. Otrzymałem jego zgodę, ale dał mi jeden warunek. Powiedział: „wiem, że kochasz piłkę ręczną, że grasz, bardzo Ci kibicuję, ale chciałbym, byś dołączył do naszego rodzinnego zespołu meblarskiego”. Ja to potraktowałem jako szansę, bo firma już wtedy bardzo dynamicznie się rozwijała. To był rok 2007, a rok później wzięliśmy z Kasią ślub.
Dla miłośników piłki ręcznej rok 2007 to wyjątkowy czas. To właśnie wtedy drużyna prowadzona przez Bogdana Wentę sięgnęła po srebrny medal Mistrzostw Świata. Pamiętam, jak Maciek oglądał w telewizji te mistrzostwa i jak bardzo je przeżywał. Na pewno decyzja o rzuceniu piłki ręcznej nie była dla niego łatwą decyzją – mówi Katarzyna Wójcik-Borsukowicz.
Nie była łatwa, ale doszedłem do wniosku, że piłka ręczna jest do czasu. Natomiast ja uznałem wtedy, że zaangażowanie się w sprawy firmowe to dla mnie ogromna szansa. Poza tym ja byłem przy piłce ręcznej cały czas. Mieliśmy przecież klub w najwyższej klasie rozgrywkowej, trochę zresztą też grałem. Oczywiście, to nie było takie zaangażowanie, jak wcześniej. Bardziej bawiłem się grą. Piłka ręczna stała się dla mnie bardziej hobby, zabawą niż sposobem na życie – mówi Maciej Borsukowicz.
I tak zamiast do drużyny Bogdana Wenty dołączył do teamu Meble Wójcik. W firmie wtedy dużo się działo: od roku działała już druga fabryka. Po Fabryce Mebli Stolpłyt w 2006 roku rozpoczęła funkcjonowanie także Wójcik Fabryka Mebli. W obu zakładach produkcyjnych pracowało wtedy już kilkaset osób.
Start od zera
Jako pierwsza pracę w Meblach Wójcik rozpoczęła Katarzyna Wójcik-Borsukowicz. Stało się to zaraz po studiach na kierunku Finanse i Rachunkowość na Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie. Gdy tylko się obroniła, trafiła do firmy, do działu księgowości.
Z kolei Maciej Borsukowicz w firmie znalazł mentora w osobie Adama Bartysia. Gdy wchodziłem na halę produkcyjną, gdzie m.in. składowano płyty wiórowe, to dla mnie wszystkie te płyty wyglądały tak samo. Nie potrafiłem ich w ogóle odróżnić – wspomina ze śmiechem. Pamiętam, jak to wtedy przeżywał: tyle kolorów białego – wtóruje mu Katarzyna Wójcik-Borsukowicz.
Oboje rozpoczęli pracę w firmie od najniższych jej szczebli. Katarzyna Wójcik-Borsukowicz nie ma wątpliwości, że ta decyzja ojca, Leszka Wójcika, była słuszna. Ani bowiem ona, ani małżonek nie mieli żadnych doświadczeń zawodowych, bowiem Meble Wójcik były ich pierwszą pracą.
Nie wyobrażam sobie, bym mogła wtedy kierować kimś, kto ma większe doświadczenie ode mnie. Oczywiście – studia dały mi bardzo dużo, ale teoria i doświadczenie to zupełnie inne sprawy. Zresztą Maciek pewnie też nie czułby się komfortowo, gdyby tata powiedział: „masz tutaj swój zespół i kieruj nim”. Żadne z nas nie miało pokus i ambicji, aby pierwszą pracę zaczynać od kierowniczych stanowisk. Dla mnie to, że poznałam wszystkie procesy w dziale księgowym, bo tam zaczynałam, było bardzo cennym doświadczeniem. I do tej pory je wykorzystuję. Dzisiaj, jako lider zespołu mogę z pracownikami rozmawiać o wszystkim, bo mam odpowiednią wiedzę – wylicza Katarzyna Wójcik-Borsukowicz.
Można powiedzieć, że firma rozwijała się wraz z nimi. W 2014 r. otworzyła trzeci zakład, Żuławską Fabrykę Mebli, a niedługo później – centrum logistyczne. Z kolei w 2017 r. trzy fabryki połączono w jeden wspólny organizm, czyli Meble Wójcik.
Marzenia się spełniają
Zakładając rodzinę chcieliśmy jak najszybciej mieć dzieci, zawsze było to naszym marzeniem. Ja też wiedziałam, że będę musiała zrobić w pracy przynajmniej te dwie przerwy. To że byłam na różnych stanowiskach, na jednym – dłużej, na innym – krócej, pomogło mi zrealizować się prywatne jako matka – wylicza Katarzyna Wójcik-Borsukowicz.
Początki nie były problemem. Katarzyna Wójcik-Borsukowicz pracowała wtedy na niższych stanowiskach, od 7 do 15, dlatego mogła resztę dnia poświęcić dziecku. Gorzej było później, gdy oboje z mężem objęli bardziej odpowiedzialne stanowiska. Ta praca nie polegała już tylko na operacjach, ale raczej na analizach, koncepcjach, zarządzaniu zespołem i całą firmą.
Myślę, że dla każdej kobiety, która mocno realizuje się zawodowo, to na pewno trudniejsze chwile. Gdy siedzę dłużej w pracy, mam wyrzuty sumienia, zwłaszcza, że dzieci potrafią napisać smsa: „mamo, kiedy wrócisz?”. Odpisuję, że za pół godziny, po czym po 2 godzinach piszę, że już zaraz wychodzę… Z drugiej strony, gdy wyjdę z pracy wcześniej, to towarzyszy mi niedosyt, że nie zrobiłam tego czy tamtego. To działa w dwie strony. Ale – o ile w firmie nie dzieje się nic nadzwyczajnego – staram się weekendy w pełni poświęcać dzieciom i rodzinie – opisuje.
Odskocznię od codziennej pracy znajduje także w hobby z dzieciństwa, czyli tańcu. Gdy tylko czas pozwoli stara się 2-3 razy w tygodniu wyskoczyć na trening. A jeżeli chodzi o dłuższe urlopy, to uwielbiamy podróżować. Gdy dzieciaki były młodsze i mniej rzeczy mogliśmy aktywnie z nimi zrobić, to na wakacje jeździliśmy w odludne miejsca. To nie były wielkie hotele z masą ludzi, raczej dzika plaża i mały domek. Dzisiaj dzieci są starsze, mają 12 i 15 lat, dlatego urlopy są bardzo urozmaicone. Są wtedy i narty, i nurkowanie, i windsurfing – podsumowuje Katarzyna Wójcik-Borsukowicz.
TEKST: Marek Hryniewicki
Artykuł został opublikowany w miesięczniku BIZNES.meble.pl, nr 5/2024.