Czyńmy dobro
20 grudnia, 2022 2023-03-10 23:42Czyńmy dobro
Czy warto czynić dobro? O tym, czym jest dobroczynność, jak pomagać i czy mówić o tym głośno, mówią przedstawiciele kościołów chrześcijańskich.
Ks. Prot. Marek Wawreniuk, proboszcz prawosławnej parafii św. Jana Teologa w Białystoku oraz duszpasterz pracodawców i przedsiębiorców Prawosławnej Diecezji Białostocko-Gdańskiej zaznacza, że wezwanie do miłosierdzia wynika z Ewangelii, z zawołania Chrystusa: „Bądźcie miłosierni jak i Ojciec wasz miłosierny jest”. (Luk. 6,36). Tak naprawdę fundament chrześcijaństwa opiera się na miłości do Boga i na miłości do bliźniego. Stanowi to całość. Bez miłości do bliźniego nie ma miłości do Boga i odwrotnie. Miłość do Boga, u człowieka wierzącego, urzeczywistnia się w miłości do bliźniego w naszej prozie życia codziennego – mówi.
Czym jest dobroczynność?
Ks. Przemysław Król, duszpasterz z katolickiego Duszpasterstwa Przedsiębiorców Talent definiuje dobroczynność. Jego zdaniem to są trzy ważne punkty. Pierwszym jest wymiar duchowy. Patrzymy na wartości materialne, jako dar od Boga. Nie jesteśmy właścicielami, a zarządcami bożego majątku. Co więcej, zdamy z tego relację. Nasze duszpasterstwo nieprzypadkowo nazywa się Talent. Nawiązuje do przypowieści o talentach, w której Pan daje swoim sługom majątek. Potem wraca i pyta, czy go pomnożyli. Patrzymy w kategorii zarządcy, a nie właściciela. Musimy mądrze zarządzać darowanymi talentami i majątkiem. W innym fragmencie Ewangelii Jezus mówi nam, żebyśmy gromadzili skarby w niebie. Dobroczynność przynosi podwójną korzyść. Temu, któremu jest świadczona, a w perspektywie życia wiecznego temu, który udziela pomocy. To jest wymiar duchowy – podkreśla ks. Król. Zwracamy uwagę, aby pomagać w sposób mądry. Oznacza to, że nie tylko patrzymy na skuteczność pomocy, ale też na wymiar personalny. Rozróżniamy jałmużnę od uczynków miłosierdzia. Jałmużną będzie przekazanie pieniędzy. Znacznie trudniejsze jest zrobienie uczynku miłosierdzia, który wymaga osobistego zaangażowania. Trzeba poświęcić swój czas, umiejętności, kreatywność. Powoduje to, że uczynek miłosierdzia ma w tym znaczeniu większą wartość. Pomocą materialną zajmuje się pomoc społeczna. My mamy pomagać nie tylko materialnie, ale w ogóle – pomagać człowiekowi. Może się okazać, że on ma ważniejsze i większe potrzeby niż tylko materialne – dodaje.
Czy przedsiębiorca jest zobowiązany bardziej?
Zapytaliśmy, czy przedsiębiorcy są w szczególny sposób zobowiązani, aby czynić dobro? Ks. Przemysław Król, katolicki duszpasterz przedsiębiorców, odpowiada bez wahania: Bez wątpienia. Jest powiedziane „Komu więcej dano, od tego więcej wymagać się będzie”. Przedsiębiorcy mają możliwość większego działania. To nie działa w sposób zerojedynkowy. Firmy są na różnym etapie rozwoju, bywają w złożonych sytuacjach. Przedsiębiorcy przez swoją kreatywność, pomysłowość, doświadczenie mogą wspomóc organizację swoją wiedzą fachową, kontaktami, umiejętnościami. Zazwyczaj jest to trudniejsze od wykonania przelewu, bo wymaga czasu. Zachęcamy przedsiębiorców, aby rozpoznawali te potrzeby i w miarę możliwości na nie odpowiadali.
Prawosławny ks. prot. Marek Wawreniuk zaznacza: Czas przynosi różne wyzwania. Środowisko przedsiębiorców i pracodawców stara się im sprostać. Dzisiaj bycie przedsiębiorcą, pracodawcą wymaga wiele determinacji i wysiłku. Dobra, które Bóg im daje wykorzystują nie tylko dla siebie, ale starają się też nimi dzielić. W spektrum ogólnym widzimy, że jest dużo działań filantropijnych ludzi, którym Bóg pobłogosławił, aby wzięli odpowiedzialność nie tylko za swoją rodzinę, ale też szerszą społeczność. Nie jest kwestią wyznanie, tylko głębokie zakorzenienie w religijności. Jeśli człowiek jest zakorzeniony w swojej religijności, to stara się tę religijność urzeczywistniać codziennie. Jeśli człowiek jest niewierzący, to też funkcjonuje w ramach pewnych wartości moralnych wynikających z faktu bycia człowiekiem. On też bardzo często dokonuje dobrych uczynków. Pomaga. Bycie osobą niewierzącą nie ogranicza w czynieniu dobra – mówi.
Ks. Tomasz Wigłasz, proboszcz-administrator Parafii Ewangelicko-Augsburskiej w Białymstoku na pytanie, czy chrześcijanin ma obowiązek czynienia dobra odpowiada: Jest takie określenie z języka niemieckiego „jein”. Łączy „tak” i „nie”. „Nie” dla formalnego wymogu, obowiązku, a z drugiej strony „tak”, dobro powinno być czynione. Porównałbym to do jabłoni. Nie można powiedzieć, że jabłoń powinna rodzić jabłka, a mimo wszystko owocuje. To jest takie naturalne. Powinno być. Wyjaśnia, że paradygmat ewangelicki zakłada, że nie ma listy rzeczy do zrobienia, które przybliżają do Boga. Czynię dobrze, bo zostałem zbawiony, a nie dlatego, żeby zbawionym zostać. Taka jest istota teologii ewangelickiej, która się przekłada na kwestię dobroczynności, ale też wielu innych rzeczy. Czymś naturalnym jest, że chcę się dzielić tym, co mam a nie dlatego, że mam mieć z tego korzyść w niebie. Trzeba żyć tak, aby śmierć na krzyżu miała sens – mówi ks. Tomasz Wigłasz. Zwraca również uwagę, że w rozumieniu ewangelickim praca nie jest karą za grzechy. W etycznej przesłance, praca nie jest wynikiem grzechu, tylko zadaniem, które Pan Bóg nam daje. Marcin Luter stworzył teorię zawodu i powołania. Każda praca, każdy zawód jest takim samym powołaniem danym przez Boga. W pracy mogę się realizować jako wierzący człowiek. Jest akcent na to, że jak coś robisz, to rób to dobrze. Nieprzypadkowo, w krajach protestanckich kapitalizm był łatwy do przyjęcia – wyjaśnia.
Komu pomóc?
Na to pytanie ks. Prot. Marek Wawreniuk odpowiada: Każdy podchodzi do tego według własnego doświadczenia i według własnych kryteriów. Zdaniem Ks. Tomasza Wigłasza, zasady, którymi pomagający powinni się kierować to po pierwsze, nie szkodzić. Zwraca też uwagę, że pomóc można tylko tym, którzy chcą pomocy. Nie można nikogo zmusić do tego, żeby przyjął pomoc, bo wtedy stawiam się w pozycji osoby mądrzejszej, która wie lepiej. Chodzi o to, żeby osoba czuła się podmiotem, a nie przedmiotem, któremu się pomaga. Warto też zwrócić uwagę, żeby pomoc nie zwalniała nikogo z aktywności. Wtedy bardziej się szkodzi niż pomaga. Mieliśmy uchodźców z Ukrainy. U parafian znaleźli mieszkanie i zatrudnienie. Chodzi o to, aby zaktywizować, dać coś na start, ale nie rezygnować z aktywności – zaznacza.
Ks. Przemysław Król mówi, że w tej kwestii należy kierować się swoim własnym sumieniem. Nieraz trzeba tę decyzję podjąć na modlitwie. Przychodzi jakaś myśl, prośba, natchnienie. Jedni przedsiębiorcy mają takie zasady i fundusze, że w jednym momencie pomaga się trochę więcej, albo trochę mniej. Warto mieć odłożoną pewną pulę środków. Na tym polega bogactwo kościoła, że mamy bardzo różne wrażliwości. Jedni będą wspomagać misje, inni klasztory klauzulowe, inni będą wspomagać dzieła bardziej charytatywne. Boża opatrzność tym kieruje. Myślę, że tu nie ma jakichś kryteriów, ale co mi serce podpowiada. Z tym zastrzeżeniem, że najpierw warto jest dostrzec to, co jest bliżej mojego podwórka czy mojej miejscowości, a dopiero potem wychodzić na świat – zaznacza. Dodaje: Przedsiębiorcy to są ci, co mają bardzo wiele możliwości do działania. Dostają wiele próśb i powinni na te prośby odpowiadać. Trzeba rozpoznać potrzeby w swoim środowisku, w społeczności lokalnej i podjąć stosowne działania. Jeden ze średnich przedsiębiorców wprowadził w swojej firmie stanowisko pośrednik dobra. To jest pracownik zajmujący się prośbami dotyczącymi pomocy. Firma wspiera różnego rodzaju stowarzyszenia, organizacje, fundacje, ale nie materialnie w sensie bezpośrednich przelewów, tylko merytorycznie. Angażuje pracowników, częściowo w ramach ich zadań zawodowych, żeby pomóc w organizacji danej fundacji, w marketingu, w reklamie, żeby podnieść umiejętności. Ten przedsiębiorca rozpoznał, że korzystając z zasobów firmy może innym pomóc jak coś robić lepiej. Tak rozpoznał swoją misję wśród innych organizacji. To jest to, co Jan Paweł II nazywał wyobraźnią miłosierdzia.
Jak pomagać?
Również ks. Tomasz Wigłasz jest zdania: To nie jest kwestia, żeby coś dać, ale żeby zmotywować. Informuje, że w kościele ewangelickim nie ma duszpasterza przedsiębiorców, ale przedstawiciele środowisk biznesowych spotykają się i komunikują ze sobą.
Przedstawiciele kościołów informują, że przedsiębiorcy chętnie włączają się w działania organizacji takich jak ewangelicka Diakonia czy prawosławny Eleos. Niezależnie od tego, każda parafia ma komisję diakonijną, która lokalnie próbuje wybadać, co trzeba i można zrobić. To nie jest tylko pomoc charytatywna, bo nie chodzi tylko o to, aby nakarmić głodnego, ale idzie za tym wsparcie duszpasterskie. Kościół rozumie, że to musi iść w parze, bo w przeciwnym razie nigdy nie będziemy się różnić od jakiejkolwiek organizacji charytatywnej – opowiada ks. Wigłasz. Informuje o instytucjonalnej pomocy osobom prześladowanym, np. organizacji kas pomocowych, wysyłce maszyn do szycia do Tanzanii czy bezpośredniej pomocy uchodźcom z Ukrainy.
Ks. prot. Marek Wawreniuk informuje, że w kościele prawosławnym w skali ogólnopolskiej działa Eleos. Jest to organizacja bardzo podobna do rzymskokatolickiego Caritasu i protestanckiej Diakonii. W ramach Eleosu są realizowane różne projekty pomocowe: świetlice socjoterapeutyczne, domy opieki. Są działania skierowane do poszczególnych grup – do uchodźców, do ludzi z różnymi uzależnieniami. W organizowaną w Wielkim Poście charytatywną zbiórkę żywności, chętnie włącza się Bractwo Młodzieży Prawosławnej. Problemy społeczne, socjalne, bytowe to są nasze problemy. My jako ludzie mieszkający w danym kraju czy miejscowości musimy wspólnie, podkreślam wspólnie, starać się rozwiązywać te problemy. Mamy w tym wspólny mianownik z innymi kościołami i związkami religijnymi – zaznacza. Podkreśla też, że przedsiębiorcy są zrzeszeni w różnych świeckich organizacjach, które też pomagają. Jako przykład podaje m.in. Podlaską Izbę Przemysłowo-Handlową zaangażowaną w pomoc Ukrainie, pomoc społeczności lokalnej w zakupie ambulansu, pomoc instytucjom kultury w organizacji stypendiów dla uzdolnionej młodzieży czy też wsparcie szpitali w pierwszym roku pandemii.
Jak wpływa na firmę?
Jak dobroczynność oddziałuje na firmę? Intuicyjnie, myślę, że zmienia ją na plus – mówi ks. Prot. Marek Wawreniuk.
Zdaniem ks. Przemysława Króla, zaangażowanie w dobroczynność w wymiarze duchowym pokazuje, że nie liczy się dla nas tylko pogoń za zyskiem, ale również, że jesteśmy ludźmi wrażliwymi. Nie tylko zwracamy uwagę na sam zysk, ale myślimy o firmie jako o podmiocie prawnym, który ma możliwość czynić dobro dla innych. Firmy zwracają uwagę nie tylko na podmioty zewnętrzne, ale też na to, co jest ich pierwszą odpowiedzialnością, na pracowników. Spotkałem się z przykładem, kiedy pracodawca dbał o edukację pracowników. Osoby, które pracowały w magazynie podnosiły kompetencje i poszukiwały pracy na wyższym stanowisku. W pewnym sensie było to działanie na szkodę firmy, bo pracodawca tracił pracowników. Jednak w działaniu długofalowym nie tylko buduje to reputację firmy, zaufanie ludzi, którzy się wykształcili dzięki tej firmie, ale też dobro w wymiarze duchowym. Dobro świadczone dla innych wewnętrznie buduje firmę i wartości w tej firmie. To nie są tylko puste deklaracje, które sobie napiszemy jako misja, wizja firmy, ale realne działania – mówi ks. Przemysław Król.
Czy wolno się chwalić?
Zapytaliśmy duchownych o to, czy przedsiębiorcy mogą głośno mówić o działaniach dobroczynnych. Ks. Przemysław Król zaznacza: Jezus powiedział, że jeśli dajesz jałmużnę, niech nie wie twoja prawa ręka, co czyni lewa. Mamy też fragment Ewangelii o tych, którzy już odebrali swoją nagrodę na ziemi. Jeżeli informujemy o własnych działaniach, to nie po to, żeby się pochwalić, nie po to, żeby uzyskać prestiż, uznanie, tylko, żeby miało to taki aspekt zachęty do dobroczynności. Zwracamy ich uwagę, że są takie potrzeby. Informacja jest konieczna w bardzo wielu przypadkach. Właśnie po to, żeby innych mobilizować, a nie żeby się chwalić dla własnej próżności.
Ks. prot. Marek Wawreniuk mówi, że do informowania o dobroczynności należy pochodzić z rozwagą. Powołując się na Ewangelię, dobroczynnością nie należy się chwalić tak jak modlitwą. Aczkolwiek, trzeba dawać przykłady. Czasami pokazanie komuś dobrego przykładu też jest wartościowe – zaznacza.
Ks. Tomasz Wigłasz mówi: Sparafrazuję powiedzenie biblijne: grunt, żeby pomoc była niesiona. Jak mówi Ewangelia: „Niech nie wie lewica, co czyni prawica”. To byłoby idealne, ale nie żyjemy w idealnym świcie i nie ma idealnych rozwiązań. Wszystko zależy od tego, co jest priorytetem. Czy jest nim dobre samopoczucie tego, który pomaga, czy radość, że pomógł i chce się tym pochwalić. To są dwie rożne rzeczy, mimo, że patrząc z zewnątrz efekt jest identyczny. Chodzi o motywację.
TEKST: Diana Nachiło