Branża

Czas wyzwań dla polskiego meblarstwa

Prof. Jerzy Smardzewski o wyzwaniach polskiego meblarstwa.

Czas wyzwań dla polskiego meblarstwa

Prof. dr hab. inż. Jerzy Smardzewski, Kierownik Pracowni Projektowania Mebli, Wydział Leśny i Technologii Drewna, Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu o perspektywach dla polskiego meblarstwa i stojących przed nim wyzwaniach.

Stoi Pan z boku polskiego meblarstwa, bo nie jest Pan związany z żadną firmą, ale – z drugiej strony – problemy branży nie są Panu przecież obce. A zatem, gdy patrzy Pan na polskie meblarstwo na początku 2023 roku, to jakie myśli przychodzą Panu do głowy?

Reklama
Banner reklamowy reklamuj się w BIZNES.meble.pl listopad 2024 750x200

Przed branżą meblarską w Polsce okres wyzwań. Nawet targi, gdy się przejść po stoiskach (rozmowa odbyła się w trakcie trwania targów Meble Polska w Poznaniu, w lutym 2023 r. – red.), pokazują, które kategorie mebli rozwijają się lepiej, a które gorzej. Oznacza to, że nie tylko rok 2023, ale także kolejne, będą latami wyzwań dla polskiego meblarstwa. Będę pojawiały się nowe produkty, inne materiały, inne technologie. Dominacja na tegorocznych targach poznańskich mebli tapicerowanych jest miażdżąca. Dużych producentów mebli skrzyniowych można policzyć na palcach jednej ręki, może dwóch.

W meblach tapicerowanych jest więcej innowacji. Niektóre fabryki pokazują świetne produkty. I nie tylko dlatego, że te meble dobrze wyglądają, ale przede wszystkim ze względu na to, co jest w ich wnętrzu. Widać, że stoją za nimi ludzie, którzy mają świetne pomysły, wdrażają dużo ciekawych rozwiązań materiałowych, technologicznych i konstrukcyjnych.

Z kolei w meblach skrzyniowych widzę nieznaczną stagnację. Cały czas jesteśmy przywiązani do tradycyjnych materiałów, nie prowadzimy w przedsiębiorstwach badań, które mogłyby pchnąć firmy w kierunku chociażby poszukiwania materiałów łatwo separowalnych, elementów mebli montowanych bez użycia narzędzi, wyrobów o zmniejszonej masie. Patrząc przez pryzmat gospodarki cyrkularnej widać dosłownie kilka firm, które zaczynają podejmować w tym kierunku pierwsze kroki.

Reklama
Banne 300x250 px Furniture Romania ZHali Imre

Mówił Pan, że w meblach tapicerowanych widać więcej innowacyjnych pomysłów i rozwiązań niż w meblach skrzyniowych, ale – jak rozumiem – poziom innowacji w polskich meblach w ogóle mógłby być wyższy. Czy taki stan nie jest jednak naturalną konsekwencją modelu biznesowo-sprzedażowego polskiego meblarstwa, a przynajmniej zdecydowanej większość firm: robimy dobrej jakości niedrogie meble, a w przypadku mebli skrzyniowych – meble w paczkach, które następnie tonami eksportujemy. Z jednej strony – mamy zapewniony zbyt, z drogiej – niestety, niskie marże. W konsekwencji na badania nad produktem i jego rozwojem brakuje pieniędzy. Zresztą po co badania, skoro są zamówienia z Niemiec na ileś tysięcy mebli według specyfikacji, które doskonale znamy i bez problemu możemy sprostać ich wymaganiom?

Ma pan rację. Na rynkach DACh-u, czyli w państwach niemieckojęzycznych, doszło już do solidnej konsolidacji grup zakupowych handlujących meblami. W efekcie mamy kilka podmiotów, które narzucają pewien model współpracy z producentami mebli. Tymczasem w Polsce firmy nie podejmowały i nie podejmują działań integracyjnych, które stawiałyby pozycję negocjacyjną polskiego meblarstwa na zupełnie innym poziomie.
Pamiętam czasy, gdy 25 lat temu Prezes Wojtek Gieburowski stojący na czele bardzo dobrej Pomorskiej Fabryki Mebli „Klose”, która sprzedawała na rynek niemiecki ogromne ilości doskonałych mebli, mawiał, że problemem polskich producentów mebli jest to, że nie potrafią się porozumieć w obszarze sposobu prowadzenie negocjacji z zagranicznymi kupcami. To powoduje, że liczy się tylko cena: im niższa, tym większy jest wolumen zamówień i większe wykorzystanie mocy produkcyjnych. W konsekwencji – jak powiedział kiedyś Prezes Piotr Voelkel – sprzedajmy hektolitry polskiego potu i tony płyty wiórowej. To cały czas jest prawdą, takie właśnie są zaszłości polskiego meblarstwa.

W zdecydowanej większości tak wygląda obraz polskiego meblarstwa, chociaż zdarzają się wyjątki…

Oczywiście. Są młode firmy, wręcz niedawne start-upy, które patrzą na meblarstwo poprzez pryzmat komórek badawczo-rozwojowych. Czyli same coś proponują i rozwijają. W efekcie grono firm, które mają dobry design i technologię, co finalnie przekłada się na dobry produkt, chociaż nieśmiało, ale jednak poszerza się. W moim przekonaniu będziemy w stanie pokazać dobrą ofertę produktów, które będą charakteryzowały się na przykład odpowiednimi właściwościami materiałowymi i konstrukcyjnymi, co oznacza, że potrzebnych będzie mniej surowców i mniej energii do ich wykonania.

Z drugiej strony – jako branża meblarska – będziemy zaspokajali coraz więcej potrzeb użytkowników. Spójrzmy: mamy coraz mniejsze mieszkania, w związku z czym projektowanie choćby olbrzymich mebli kuchennych do pomieszczeń o powierzchni kilkudziesięciu metrów – chociaż oczywiście i na takie meble znajdą się amatorzy – mija się z celem. Mieszkania na całym świecie są raczej niezbyt wielkie i meble powinny być możliwie jak najbardziej multifunkcjonalne.

Takie firmy i takie postawy sprawiają, że przyszłość polskiego meblarstwa może okazać się imponująco interesująca.

Otoczenie polskiego meblarstwa wygląda następująco: po jednej stronie mamy monopol w postaci Lasów Państwowych, obok jest może nie monopol i nie duopol, ale bardzo niewielkie grono dostawców płyt drewnopochodnych, a po drugiej stronie mamy silnie skonsolidowany handel meblami, przede wszystkim w Europie Zachodniej. I w środku tego wszystkiego są setki, tysiące dużych, średnich i mniejszych producentów mebli w Polsce. Czy Pańskim zdaniem możliwe są jakieś kroki, które stawiałyby polskie fabryki mebli w bardziej uprzywilejowanej pozycji wobec dostawców i odbiorców?

W przeszłości było wiele prób konsolidacji polskiego meblarstwa. Ogólnopolska Izba Gospodarcza Producentów Mebli od zawsze dążyła, by tych producentów jednoczyć. Tematyka wspólnej polityki sprzedażowej producentów mebli w Polsce była wielokrotnie podejmowana i to od czasów, gdy prezesem OIGPM był Prezes Maciej Formanowicz. Dzisiaj, owszem, dochodzi do lokalnej współpracy, ale generalnie producenci konkurują między sobą.

Jeżeli słyszę, że jakiś niemiecki odbiorca nie podpisał kontraktu z polską firmą i przechodzi do innej polskiej firmy, bo tam dostaje jeszcze lepsze warunki cenowe, to zastanawiam się, czy to dobrze dla polskiego przemysłu. Bo przecież działając w ten sposób nie rozwijamy się. Każda firma patrzy przez pryzmat własnych interesów, ale o ile niemieccy kupcy mają zdolność do integrowania się, czyli stworzyli silny rynek zakupowy, a tyle my tej zdolności nie mamy.

W Polsce jest kilkadziesiąt bardzo dużych firm, zatrudniających ponad 500 osób, a znikomy odsetek z nich jest przygotowany do XXI wieku od strony cyfrowej. Naprawdę niewiele spośród nich ma zintegrowane, mikroserwisowe systemy informatyczne zarządzania, minimalizujące udział czynnika ludzkiego w projektowaniu konstrukcji, technologii, procesów produkcyjnych, logistycznych itp. Oczywiście technolodzy muszą „nakarmić” system danymi, ale nie muszą osobno tworzyć ścieżek technologicznych dla każdego nowego wyrobu. One powinny generować się automatycznie przez algorytmy optymalizacyjne. Liczba firm, które z taką świadomością wchodzą na rynek w trzeciej dekadzie XXI wieku jest jeszcze niewiele.

Konsolidacja i cyfryzacja jest konieczna, ponieważ nie można wyłącznie przez obniżenie technicznych kosztów walczyć o zachodnie rynki…

Zwłaszcza, że o to obniżanie kosztów jest coraz trudniej, bo coraz mniej jest obszarów – w takim tradycyjnym modelu biznesowym – gdzie tkwią jeszcze jakieś rezerwy.

Oczywiście. Spójrzmy na cenę płyty: w ostatnich latach zmieniała się dramatycznie. Był moment, że koszty poszły w górę, a znaczące podwyżki cen wyrobów były wręcz niemożliwe, bo nie zaakceptowali ich zachodni odbiorcy. Później, owszem, strony porozumiały się i były kilku-, kilkunastoprocentowe korekty, ale przecież płyta nie podrożała o kilkanaście procent.

Czy nie ma zatem obawy – pytam z perspektywy polskiego meblarstwa – że zawsze znajdzie się ktoś, czyli inny kraj, który zrobi taniej?

Zawsze tak jest. Powiem Panu pewną anegdotę. Oto producent sprężyn i ich odbiorca uzgodnili cenę jednostkową za jedną sprężynę. TIR był załadowany, miał już odjechać, a odbiorca powiedział: „To jeszcze poproszę o obniżkę ceny o pół grosza na sztuce”. Rozumie Pan? O pół grosza na sztuce! Sprzedający nie zgodził się i w odpowiedzi usłyszał: „To proszę rozładować pojazd, nie kupuję”. Zawsze znajdzie się ktoś, kto zrobi o te przysłowiowe pół grosza taniej, ktoś, kto nie zawsze poprawnie liczy koszty.

A gdy patrzy Pan na mapę Europy, to gdzie widzi Pan kraje, które mogłyby potencjalnie rywalizować o ten fragment tortu należący do polskiego meblarstwa?

Mogłyby to być kierunki wschodnie, czyli Ukraina czy Białoruś, bo – cokolwiek o tym by się nie mówiło – te kraje mają dobrą kulturę techniczną i produkują dobre produkty. Kupowaliśmy zresztą u nich mnóstwo sklejki, płyty wiórowej, innych surowców, a nawet mebli, ale dzisiaj oczywiście to już z oczywistych powodów przeszłość. Oczywiście, po wojnie Ukraina może być dużą konkurencją dla polskiego meblarstwa. Solidnym producentem mebli jest Litwa, ale to kraj o dużo mniejszych możliwościach.

A południe Europy? Bułgaria, Rumunia, Bałkany?

Turcja. Mamy dobre i częste kontakty z uniwersytetami z Turcji, organizujemy wspólne konferencje, mamy długoterminowe staże dla kolegów z Turcji, wizytujemy tureckie fabryki, stąd znamy dobrze tureckie realia. Turcja jest prawdziwym gigantem. Kiedyś zorganizowaliśmy konferencję w Ankarze i pani z tureckiego stowarzyszenia skupiającego producentów mebli powiedziała, że w samej Ankarze jest ponad 20 tysięcy podmiotów gospodarczych zajmujących się produkcją mebli. W Turcji są firmy o potencjale produkcyjnym porównywalnym chociażby z Black Red White. Ponadto Turcja jest największym producentem płyt MDF w Europie. Produkują też ogromne ilości płyty wiórowej. Tureckie firmy sprzedają meble właściwie na cały świat.
Dodajmy jeszcze odpowiedni potencjał intelektualny. Według mojej wiedzy w Turcji jest około 17 uniwersytetów, które kształcą w zakresie technologii drewna i meblarstwa.

A w Polsce – dwa, w Poznaniu i w Warszawie.

Tak, u nas tylko dwa. Oczywiście w omawianym zakresie, kształcenie na tureckich uniwersytetach występuje pod różnymi nazwami: „kształcenie techniczne”, „dekoracje”, „projektowanie sztuki użytkowej”, ale generalnie zajmują się technologią produkcji mebli. I nawet jeśli tylko połowa ze studentów tych uczelni trafia później do przemysłu, to jest to potężny zastrzyk zasobów ludzkich i wiedzy. A jeżeli chodzi o potencjał technologiczny, to Turcja nie ustępuje Polsce. Poza tym Turcja zaczyna produkować swoje maszyny i urządzenia do produkcji mbli..

Turcja nie jest członkiem Unii Europejskiej, tureckie zakłady nie mogły zatem liczyć na dofinansowanie, z którego korzystali polscy meblarze.

Tak. Pomimo tego, że nie należą do Unii – ja to zawsze podkreślam w rozmowach z kolegami z branży – i nie dostali dotacji, to jednak mają dobre drogi, dobrą infrastrukturę i rozwijają swój rynek. Oczywiście, teraz inflacja w Turcji jest kilkudziesięcio lub nawet stukilkudziesięcio procentowa, , pensje lecą w dół, spada siła nabywcza, ale to jest duży i młody kraj i na pewno polskie firmy mają się kogo obawiać.

Wspomniał Pan o innowacyjności i o polskich firmach – byłych start-upach, które poprzez działania B+R wdrażają nowe, ciekawe rozwiązania. Czy jednak nie jest tak, że polski producent mebli, nawet gdyby chciał, to nie może z nich skorzystać, bo zagraniczny odbiorca narzuca mu pewne rozwiązania i pewne produkty, np. niemiecka grupa zakupowa – okucia niemieckiej firmy?

Bardzo często tak jest. Produkty zagraniczne, nawet mniej konkurencyjne od naszych, są często bardziej szanowane. Decyduje o tym marka producenta i pozycja międzynarodowa kraju. Szkoda, bo przecież inwestujemy w naszą myśl techniczną, w naszą technologię.

Jak Pan widzi przyszłość polskiego meblarstwa – zarówno w perspektywie bliższej, jak i dalszej?

Jest jeszcze duże pole do innowacji, nie tylko na zasadzie „kupię tańszą płytę” czy zastąpię pracownika robotem. Zgoda – to kroki w dobrą stronę, ale nadal robimy takie same meble. Może te meble będą grosz, dwa czy pięć groszy tańsze, ale to nadal takie same meble. A przecież konkurencja z innych krajów, mając identyczne technologie, może produkować w podobnej jakości, ale jeszcze taniej. Powinniśmy konkurować jakością produktu, jego dopasowaniem do potrzeb użytkowników, funkcjonalnością, wymienialnością części, samonaprawialnością, separowalnością surowców, łatwością montażu, małą masą itp.

A co Pańskim zdaniem mogłoby być wartością dodaną dla polskiego meblarstwa? Do tej pory tą wartością była cena: produkowaliśmy tanie meble przyzwoitej jakości.

Taką wartością dodaną mogą być choćby dodatkowe funkcje, nie zawsze oczywiste, gdy mówimy o konkretnych meblach. W historii meblarstwa projektowano meble jednofunkcyjne, np. stolik do gry w karty, stolik do gry w szachy, stolik do picia kawy itp. Każdy stolik był jednofunkcyjny, dopiero z czasem to się zmieniło. W PRL wielofunkcyjność była bardzo powszechna, np. półkotapczany, rozkładane fotele. Dzisiaj mamy coraz mniejsze mieszkania, a społeczeństwa są bardziej mobilne, częściej zmieniają miejsce zamieszkania – zaspokojenie tych zmieniających się potrzeb będzie z jednej strony wyzwaniem, ale z drugiej szansą dla polskiego meblarstwa.

Dziękuję za rozmowę.

Wywiad został opublikowany w miesięczniku BIZNES.meble.pl, nr 5/2023