Być takim, jakim chce się być, żyć normalnie
11 lipca, 2011 2023-11-30 10:11Być takim, jakim chce się być, żyć normalnie
Choć czuje się zawodowo spełniona, to ciągle stawia sobie jakieś nowe wyzwania. Wielbicielka dobrej kuchni, teatru, ale też żagli i… motocykli. Zwolenniczka tradycyjnych wartości, choć – jak zastrzega – nie jest wrogiem nowoczesnych technologii. Wiesława Ryznar-Wojak, właścicielka firmy TCo. Trading Company.
Wiesława Ryznar-Wojak nie ukrywa, że na udział w kalendarzu i poprzedzającej go sesji zdjęciowej zgodziła się przede wszystkim ze względu na osobę Ewy Błaszczyk i jej projekt. Aktorkę podziwia za hart ducha, za inicjatywę i działania, które nie są działaniami „pod publiczkę”. Ma też do niej ogromny sentyment jako aktorki. Ważne jest, aby żyć normalnie, tak, jak się chce, nie być pod presją, ulegać. Żeby nie kreować się, tylko być takim, jakim chce się być. A Ewa Błaszczyk jest taką osobą. Nie musi się kreować, nie musi niczego robić, by imponować. To co robi, robi z własnego wyboru, a przy tym jej społeczne działanie jest tak bardzo ważne – wyjaśnia.
Świat się zmienia
Niektóre zawody ciągle jeszcze blokują się na kobiety, ale jest już sporo pań w naszej branży szczególnie na stanowiskach menedżerskich. Parę lat temu miałam okazję prowadzić kilka wykładów na Uniwersytecie Przyrodniczym w Poznaniu na Wydziale Technologii Drewna i tam było wiele studentek – wspomina. Mam jednak wrażenie, że niewiele z nich pozostaje w zawodzie. Mnie to cieszy – fakt, że panie są na stanowiskach menedżerskich oznacza, że są bardzo dobrze wykształcone. Na początku swojej drogi zawodowej często spotykałam się z postawą: „Co kobieta może wiedzieć o akcesoriach?!”. Ale zdarzyło mi się także wiele razy, że kontrahenci, po tym, jak pomagałam im rozwiązać jakieś problemy, głównie dzięki wiedzy uzyskanej od naszych dostawców i doświadczeniu, nabierali szacunku, zmieniali postawę. Wśród ludzi młodszego pokolenia w zasadzie nie stykam się z negatywnym postrzeganiem kobiety w branży meblarskiej.
Wiesława Ryznar-Wojak lubi swój zawód. Jako handlowiec jest raczej partnerem do współpracy i pomocy w rozwiązywaniu różnych problemów swoich kontrahentów. Bo – jak mówi – produktów naprawdę dobrych, charakteryzujących się nowatorskimi rozwiązaniami, nie da się sprzedawać biorąc po uwagę wyłącznie cenę.
Odczuwam ogromną satysfakcję, gdy dzięki naszym produktom klienci odnoszą sukces rynkowy, a ja mam jakiś udział w tym sukcesie – mówi.
Wiesława Ryznar-Wojak, czyli handlowiec-menedżer
Firma TCo. Trading Company istnieje już prawie 20 lat. Tak, czuję się zawodowo spełniona – podsumowuje te dwie dekady. – Cały czas stawiam sobie nowe cele, nowe wyzwania. Robię to, co lubię i robię to, do czego zostałam przygotowana, czyli jestem handlowcem. Miałam to szczęście, że na swojej zawodowej drodze spotkałam ludzi, od których mogłam się wiele nauczyć. Do dzisiaj zresztą cały czas uczę się i staram się tę wiedzę przekazywać innym. Nawet bardziej odpowiada mi praca handlowca niż zarządzanie firmą, dlatego bez żalu przekazuję pałeczkę następnemu pokoleniu.
Za największą wartość firmy bez wahania uznaje pracowników, z których spora część pracuje od początku istnienia TCo., a najkrótsi stażem – 7-8 lat. Chyba zatem jestem szefem, z którym lubią pracować – śmieje się. Gdy dobieramy nową osobę do pracy, to staramy się, by ta osoba dobrze się u nas czuła, a my z nią. Jestem szefem wymagającym, ale ludzkim. Przy czym, empatia jest wrodzona, a asertywności musiałam się nauczyć.
Zatrudnia 13 osób. Zespół uzupełniają przedstawiciele handlowi, z którymi podpisane zostały umowy agencyjne. Razem tworzą zgrany, 20-osobowy team. W firmie zdecydowanie dominują panie, w terenie – panowie. Moim życiowym mottem jest, by postępować etycznie – wobec ludzi, moich pracowników, rodziny, dostawców, klientów, żeby móc wieczorem spojrzeć sobie w twarz – mówi. Nie jestem pazerna na władzę i obowiązki, chętnie się nimi dzielę, szczególnie, kiedy ktoś jest lepszy ode mnie. Jedna z moich życiowych dewiz brzmi: „Właściwi ludzie, we właściwym czasie i we właściwym miejscu”. Doceniam profesjonalizm, zbiegi okoliczności i spostrzegawczość. Swoim handlowcom powtarzam, że słuchają klientów, ale nie słyszą tego, co mówią. Czasami się irytuję, ale pracuję nad tym.
Branżowe przyjaźnie
W branży meblarskiej fascynuje ją to, że jest ona, poza może firmami z zagranicznym kapitałem, branżą bardzo rodzinną. Podobnie jest w przypadku firm oferujących akcesoria – też związane są głównie z rodzinami. Wśród reprezentowanych firm na pewno jestem szczególnie związana z firmą Elektra, z którą od wielu lat współpracuję – odpowiada zapytana o branżowe przyjaźnie.
I poza zawodowymi kontaktami te nasze relacje są głębsze. To była firma, która bardzo mi pomogła w moich trudnych chwilach życiowych, wspierała mnie, kiedy mąż zmarł, gdy tymczasem niektórzy w branży puścili plotkę, że na pewno sobie nie poradzę. Na ludzi z Elektry zawsze mogę liczyć, zarówno w wymiarze zawodowym, jak i czysto ludzkim. Jako jedyni zadzwonili i zapytali, w czym mi mogą pomóc. W zasadzie w każdej firmie po wieloletniej współpracy zawiązują się przyjaźnie, czasami nawet poza pracą. To nie jest łatwa branża, by zawierać przyjaźnie, ale z dostawcami i klientami mamy dobre lub nawet bardzo dobre relacje, które dają ogromny komfort w codziennym wykonywaniu obowiązków. Z wieloma kontrahentami współpracujemy od początku istnienia firmy. I tu chciałabym podziękować firmie Meblobuk. Praca jest dla mnie ważna, jednak jest tylko częścią mojego życia – mówi Wiesława Ryznar-Wojak.
Nie tylko praca
Za najważniejsze uznaje zdrowie. Gdy się jest zdrowym, to można sobie wszystko w życiu poukładać: i te dobre sprawy, i te złe. Jestem po takich przejściach życiowych, że już przewartościowałam to, co jest ważne i co jest mniej ważne. Praca jest bardzo ważna i może stanowić dużą część życia, ale trzeba też myśleć o rodzinie, o wypoczynku, o realizacji jakichś innych pasji życiowych. Sami nadajemy sens własnemu życiu. Praca nie jest jedynym sensem mojego życia – mówi. – Jestem osobą towarzyską, bardzo lubię ludzi i lubię być z ludźmi.
Nie ukrywa, że pozwala sobie na dłuższe, nawet 3-, 4-tygodniowe urlopy. Jak sama przyznaje – ma bardzo dużo przyjaciół i znajomych z różnych środowisk i różnych miejsc, z którymi w różny sposób spędza wolny czas: w teatrze, na nartach (choć z tego sportu, po poważnym wypadku w 2005 r. musiała zrezygnować), na łódce, na motocyklu.
Ale wyłącznie jako pasażer – od razu zastrzega. – Od dziecka marzyłam, aby być nie kierowcą, ale pasażerką motocykla. Może to wspomnienia z dzieciństwa, bo jeździłam z tatą motorem. Z kolei na łódce – jak mawiają przyjaciele – mam tylko siedzieć i pachnieć. To także konsekwencja wypadku, dzisiaj nie mogę na łódce ciągnąć linek i jestem nieprzydatna, zatem wymyślili mi nową funkcję – dodaje żartobliwie.
W zeszłym roku spędziła urlop na motocyklu – przejechała prawie 3 tysiące kilometrów – od Szwecji, przez Danię, do Niemiec i z powrotem. W Niemczech spotkaliśmy rodzinę: motocykl BMW z koszem, a w tym koszu dwie dziewczynki 8-10 lat i pies – wspomina. – Od dzieciństwa dzieci dzielą zainteresowania rodziców. Niestety w Polsce bezpieczna jazda motorem jest niemożliwa, ze względu na stan dróg i kulturę jazdy kierowców. Obserwuję to w czasie swoich służbowych podróży.
Wiesława Ryznar-Wojak kocha Polskę, uwielbia Europę
Gdy jedzie w delegację, to zawsze stara się tak zorganizować swój czas, aby starczyło go też na spacer po jakimś uroczym zakątku czy wizytę w teatrze. Kocha Polskę, polskie zabytki i krajobrazy, ale uwielbia też Europę, zwłaszcza Włochy. Dlaczego? Ponieważ bardzo lubię dobrze zjeść – odpowiada bez wahania. – I lubię wracać do tych miejsc, w których jest dobre jedzenie.
Ciekawość świata zapędziła ją do tak odległych miejsc, jak Alaska, Kuba, Kambodża czy Laos. Jak wypoczywać – to w Europie, jak zwiedzać – to cały świat – to podróżnicze credo Wiesławy Ryznar-Wojak. Najbliższy urlop spędzę w Kalifornii, podróż motorem. Taka forma wypoczynku bardzo mi dopowiada; kontakt z naturą i odmiana od codziennych standardów.
Wiesława Ryznar-Wojak i jej pasje
Jest zodiakalnym bliźniakiem, stąd – jak mówi – ma w głowie mnóstwo różnych rzeczy i nigdy się nad jednym zainteresowaniem do końca nie skupia. Był na przykład okres, kiedy dużo wyszywałam – uchyla rąbka tajemnicy. Podobno dobrze mi wychodzi gotowanie, ale zdecydowanie wolę się delektować niż sama to przygotowywać – śmieje się. – Jeżeli coś mam przygotować, to preferuję polską kuchnię. Jestem patriotką – zawsze lansuję Polskę gdziekolwiek jestem i z kimkolwiek rozmawiam. Nie zdarzyło mi się, aby osoby z zagranicy, którym pokazuję Polskę taką, jaka jest, zarówno z pozytywnymi, jak i negatywnymi cechami, nie polubiły Polski i tu nie wracały.
Zbiera obrazy, ale – jak dodaje – nie kolekcjonuje. Zbieram obrazy, bo mi się podobają, a nie dlatego, że są cenne. Przedmioty są tylko przedmiotami. Znajduję przyjemność w tym, że patrzę na nie i wzbudzają we mnie pozytywne emocje. Na pewno nie kupiłabym żadnego obrazu smutnego, ciężkiego, który by mnie przerażał tylko dlatego, by go posiadać, bo jest wiele wart – wyjaśnia.
Miłośniczka Zafona i Larssona
Ceni książki Carlosa Ruiza Zafona. Bardzo odpowiada mi literatura pisana pięknym językiem, pełnymi zdaniami. Wulgaryzmy bardzo mnie męczą i nie mogę przebrnąć przez żadną książkę, która jest nasycona wulgaryzmami. Na ogół, jeśli wypatrzę jakąś książkę, o której wcześniej nie czytałam żadnej recenzji, a zainteresuje mnie, to przerzucam, kartkuję, patrzę, czy ten styl mi odpowiada. Ale czytałam też kryminały Stiega Larssona – dodaje z uśmiechem.
Ulubiony film? „Frida” z Salmą Hayek, bo nasycany pasją. Poza tym raczej filmy obyczajowe, zdecydowanie mniej thrillery czy horrory. Nie odnajduję się w nowoczesnej technologii, jaką widziałam choćby w filmie „300”. Z animacji to najbardziej kreskówki z wnuczką lub w 3D. Ostatni film, który zrobił wrażenie to nagrodzony „Jak zostać królem” – rewelacja, świetny film. Oglądałam go z przyjemnością. Wychodziłam z kina z fantastycznymi wrażeniami. Jest tam jedna fantastyczna scena, którą każdy polityk powinien rano oglądać: kiedy to brytyjski premier przychodzi do króla i mówi, że podaje się do dymisji, bo nie przewidział zagrożeń, bo się pomylił. Dla mnie to zaprzeczenie wszechobecnego w dzisiejszych czasach braku etyki, kłamstw, wprowadzania ludzi w błąd, manipulacji. Chętnie włączyłaby się w politykę, bo ma zapędy edukacyjne, gdyby – jak mówi –polityka była służbą, a nie sposobem na życie.
Menedżer z edukacyjnym zapędem
Lubi pisać, lubi dotyk papieru. Jestem wzrokowcem – mówi o sobie. –Nawet, jak mam przeczytać ważną treść z komputera, to muszę ją najpierw wydrukować. Nie ukrywa, że woli kupować w małym sklepie niż w hipermarkecie. Z pierwszego wyjazdu do Stanów Zjednoczonych zapamiętała m.in., że wszystko było na tuziny, niczego nie można było kupić na sztuki. To nie jest mój świat. Idę z duchem czasu, wykorzystuję zdobycze techniki, bo one wiele ułatwiają, ale nie podporządkowuję się bezkrytycznie, nie daję się ubezwłasnowolnić – dodaje.
Nie jest wrogiem technologii, ale nie uważa, że trzeba ją tak nadmiernie wykorzystywać. Nie czuję potrzeby obecności w Internecie, odkrywania się ze wszystkiego. Jak chcę rozmawiać ze znajomymi ze szkoły czy ze studiów, to po prostu do nich zadzwonię albo pojadę – tłumaczy. – Internet często propaguje negatywne postawy.
Etyki jest coraz mniej w naszym życiu publicznym, zawodowym. Nie mogę tego zaakceptować i pewnie w branży się niektórym narażam – za stan akcesoriów i za to, co mamy w meblach winni są importerzy, którzy sprowadzają produkty głównie tanie, a w zasadzie coś, co do niczego się nie nadaje i na dodatek jest niebezpieczne. Te produkty nigdy nie powinny przekroczyć granicy. Dodatkowo my musimy ponosić koszty za utylizację i wyższe opłaty za emisję szkodliwych substancji itd. Tutaj władze powinny podjąć zdecydowane działania. Ja na swój sposób, choć w ograniczonym zakresie, podejmuję takie działania – poprzez edukację naszych klientów.
Kiedyś, jak byłam w ogólniaku, to nauczycielka z angielskiego, poirytowana, że jakaś klasa się nie przygotowała do zajęć powiedziała: „Nie będę rzucać pereł między wieprze”. W następnym wydaniu „Gazety Jeleniogórskiej”, bo ja jestem z Jeleniej Góry, ukazał się taki aforyzm: „Lepiej rzucać perły między wieprze, niż nic nie robić”. Ja przekładam na swoje działania – robię tyle ile mogę – tłumaczy.
Wiesława Ryznar-Wojak i Stowarzyszenie Pracodawców
Należy do Stowarzyszenia Pracodawców w Starogardzie. Z pozycji pracodawcy widzi wiele absurdów obecnych w polskim prawodawstwie. Rządzący manipulują przy różnych sprawach, a na przykład w Kodeksie Pracy nie potrafią załatwić jednej prostej rzeczy, która się nazywa „urlop od urlopu”. Nie mogę tego w żaden sposób pojąć. Jeżeli ktoś idzie na 3 miesiące „na chorobowe”, a później wraca do pracy, to za te 3 miesiące, podczas których mu Państwo zapłaciło wynagrodzenie i objęło go opieką społeczną, my mu jeszcze dajemy urlop lub musimy zapłacić ekwiwalent gdyby się zwalniał. Kodeks Pracy powinien takie rzeczy wyeliminować. Osoba, która jest „na chorobowych” powinna tracić prawo do urlopu za okres przebywania „na chorobowym”, bo nie jest gotowa do pracy, w przeciwieństwie do urlopu, kiedy – teoretycznie – można ją ściągnąć do pracy – wyjaśnia.
A drugie kuriozum to urlop macierzyński. Kobiecie należy się urlop za okres przebywania na urlopie macierzyńskim. Oceniam to w kategoriach absurdu. Przecież w określeniu „urlop macierzyński” jest już słowo „urlop”. To jak można udzielać urlopu od urlopu?! Nie mogę tego pojąć. To jakieś zaszłości jeszcze z poprzedniej epoki, zarazem bardzo niepopularny temat i kolejne ekipy polityczne boją się go „ruszać”. Państwo jest zobowiązane prowadzić politykę prorodzinną i jestem absolutnie po stronie matek, ale nie tymi metodami. Matkom jest potrzebne wsparcie w postaci żłobków, przedszkoli, bezpiecznych placów zabaw dla dzieci czy nowoczesnego kodeksu pracy, który umożliwi im aktywność zawodową w zgodzie z macierzyństwem. Są kraje w UE, które wprowadziły skuteczne rozwiązania – mówi Wiesława Ryznar-Wojak.
Tradycyjne wartości
Szczególnie ważna jest dla mnie moja mama (tata nie żyje). Jest dla mnie największym autorytetem życiowym. To, jaka jestem zawdzięczam głównie rodzicom: że miałam cudowne dzieciństwo, że rodzice bardzo o nas dbali, byli odpowiedzialni, że poświęcali nam wiele czasu, że nas uczyli, że zawsze otaczali opieką, miłością, że nie unikali żadnych trudnych tematów, że uczyli nas, co jest dobre, a co złe, że nie czekali aż ktoś za nich wychowa ich dzieci. Urodziłam syna gdy miałam 21 lat. Moja mama stwierdziła, że nie będzie mojego dziecka wychowywać, pomimo tego, że byłam na studiach dziennych, tylko mi powiedziała: musisz je sama wychować, bo jak go nie wychowasz, to nie będziesz go wystarczająco kochała. Poza tym stracisz część życia bezpowrotnie. I ja zrozumiałam to przesłanie – mówi.
Mama jest osobą ciepłą, towarzyską, chętnie zawsze bezinteresownie pomaga ludziom. Myślę, że ludzie, którymi otaczam się na co dzień, przyjaciele to też są tacy ludzie. A to, jacy jesteśmy zależy od tego, jak nas rodzice wychowali. Nie – jak nas szkoła wychowała, nie – jak nas wychował Internet, ale jak nas wychowali rodzice. Starałam się to też potem przełożyć na wychowanie swojego syna, chociaż byłam bardziej wymagająca wobec mojego syna niż moi rodzice wobec mnie. Wyżej stawiałam mu poprzeczkę, ale może wynikało to także z tego, że świat się zmienił – opowiada. Życie? Trzeba godnie to życie przeżyć dla siebie, ale i dla innych, żeby nas dobrze wspominali – kończy swoją opowieść Wiesława Ryznar-Wojak.
TEKST: Marek Hryniewicki
Fot. Jacek Szewczyk, archiwum Wiesławy Ryznar-Wojak
Artykuł został opublikowany w miesięczniku BIZNES.meble.pl, nr 6-7/2011