Tak i nie
6 lipca, 2012 2024-02-06 11:31Tak i nie
Minęło zaledwie 5 lat od jego pierwszej indywidualnej wystawy i założenia własnego projektowego studia, a Benjamin Hubert, młody angielski projektant, jest już na ustach wszystkich zajmujących się designem. Był niewątpliwie jedną z najjaśniejszych wschodzących gwiazd tegorocznych targów w Mediolanie, choć postawa gwiazdora jest mu zdecydowanie obca.
Projekty mebli dla Capellini, Casamania, zwycięstwo w jubileuszowym konkursie Poltrona Frau i wdrożenie nagrodzonego projektu… Te mediolańskie targi Benjamin Hubert może zaliczyć z pewnością do udanych. Choć do fenomenu „największych światowych targów” ma ogromny dystans i powściągliwie tłumaczy w wywiadach, że nad wieloma produktami pracował od dłuższego czasu, a ostatecznie o ich przedstawieniu światu w danym momencie decydują producenci, to i tak trudno uciec od wrażenia, że jego talent gwałtownie eksplodował w tajemniczy sposób.
Wiele osób dziwi się temu, że osiągnąłem tak wiele w tak krótkim czasie, ale to była naprawdę ciężka robota. 12-godzinny dzień pracy, wiele podróży i mnóstwo trudnych projektów. Nie ma nic za darmo. Nie było żadnych grantów, tylko nieustanna harówka. Pewnie jestem pracoholikiem, ale kocham to, co robię.
Gdyby jeszcze tego zachęcającego opisu osiągania projektowych sukcesów było mało, dodaje dobrą radę dla młodych adeptów wzornictwa. Wielu studentów projektowania myśli, że to taka niesamowicie „glamour” branża. Widzą wywiady w gazetach, wystawy i myślą: „ja też tak chcę”. W rzeczywistości to bardzo ciężki zawód, czasochłonny i stresujący. Jeśli zamierzasz pracować w tej branży, musisz być przygotowany na to, że zajmie ci wiele czasu zdobycie pewnej pozycji i zarobienie pieniędzy. Nie chcę, by zabrzmiało to cynicznie, ale nie wybierajcie tej drogi powodowani złudzeniami błyskawicznej kariery.
Benjamin Hubert i przepis na sukces
Choć w ustach obsypanego nagrodami (m.in. Design of the year – British Design awards 2010, Best Product – 100% design/Blueprint awards 2009, Homes and Gardens Young Designer of the Year – Design Classic Awards 2010, EDIDA International Young Designer of the Year 2010 i A+W Audi Mentorpreis 2012) i rozpieszczanego nieustającym zainteresowaniem mediów Benjamina Huberta faktycznie może to nie brzmieć szczerze, chyba wie, o czym mówi znacznie lepiej, niż może się na pierwszy rzut oka wydawać. Urodzony w 1984 roku Brytyjczyk nie ukończył żadnej z „właściwych” uczelni. Studiował wzornictwo przemysłowe i technologię na Loughborough University, ale po obronie dyplomu w 2006 roku wcale nie miał ochoty zakładać własnego studia i budować nazwiska.
Zawsze chciałem projektować, ale na studiach najwłaściwszą ścieżką kariery wydawało mi się zostanie dyrektorem w dużym studiu prowadzącym konsultacje projektowe dla różnych firm. Wydawało mi się, że to prestiżowe i opłacalne. Dopiero prezentacja naszych prac dyplomowych w Londynie otworzyła mi oczy – wcześniej nie miałem pojęcia, jak działa branża wnętrzarska. Zaprojektowałem kilka lamp, ale one były raczej oparte na rozwiązaniach technicznych niż formalnych. Potem faktycznie pracowałem w studiu konsultingowym, ale wieczorami i w weekendy tworzyłem własne projekty, robiłem właśnie to, co zawsze chciałem robić!
Zaczęło się w 2007 roku
W 2007 roku miałem pierwszą wystawę, która była koszmarna, bo nigdy wcześniej nic podobnego nie robiłem. Ale pojawiło się jakieś zainteresowanie moimi projektami, wiec zacząłem uczestniczyć w kolejnych wystawach, m.in. w 100% Design w 2009 roku. Tam pokazałem ekspozycję „A year in the making” – 7 czy 8 produktów stworzonych przeze mnie z różnymi markami w ciągu jednego roku. Dopiero o niej mogę powiedzieć, że była sukcesem i spotkała się ze znakomitym przyjęciem.
Ale czym innym są artykuły w prasie i obecność na wystawach, a czym innym biznesowy sukces w branży projektowej. Doszedłem do punktu, kiedy pomyślałem: po co to właściwie robię? Praca nad własnymi projektami po 8 godzinach w biurze była zabójcza. Więc rzuciłem pracę w biurze, zdobyłem jeszcze więcej zamówień i zacząłem pracę na własny rachunek. To było trochę ryzykowne, ale pomyślałem: jeśli nie zrobię tego teraz, nie zrobię tego nigdy.
Benjamin Hubert tworzy rzeczy dla ludzi
Benjamin Hubert szybko wyspecjalizował się w projektach oświetlenia i mebli. Jego praktyczny, racjonalny punkt widzenia na projektowanie skłania go do tworzenia rzeczy, „z których korzystają ludzie”. Gdyby próbować doszukiwać się jakichś charakterystycznych cech jego projektowania, zaskakująco często sięga po rozwiązania bardzo „low-tech” . Być może to chęć oderwania się od uniwersyteckiej teorii i swoich zawodowych początków, gdy często opracowywał rozwiązania dla wielkoprzemysłowej, maszynowej produkcji nie mając w zasadzie kontaktu z materiałem.
Tam było wiele maszyn, wtryskowo formowanego plastiku, a ja chcę badać materiały własnoręcznie. To mnie nakręca do projektowania. Lubię tkaniny, wzory 3D, różnorodne faktury, materiały surowe w dotyku.
Hubert lubi też zaskakiwać swoim podejściem do materiałów – korek w jego interpretacji może być toczony. Poliester – tkany trójwymiarowo i ręcznie wyszywany. Beton – walcowany i odlewany. Aluminium – toczone i lakierowane. W tym nurcie mieści się także ręcznie toczona na kole z gliny lampa „Chimney”. W ubiegłym roku mogliśmy ją oglądać na jednej z wystaw festiwalu Łódź Design.
Ceramika jest tanim materiałem, z którego robi się zwykłe przedmioty: naczynia, doniczki – rzeczy niedoprojektowane. Ja chciałem jej nadać bardziej wyrafinowaną formę, bardziej minimalistyczną i geometryczną, połączyć ją z technicznymi detalami, tak by wyglądała na produkt przemysłowy, a nie rzemieślniczy.
By uniknąć nieświadomego powielania cudzych pomysłów (co – jak twierdzi – jest grzechem powszednim współczesnego designu) unika śledzenia tego, co robią inni projektanci i szuka inspiracji w nieoczywistych rzeczach. Fascynują go maszyny, narzędzia, konstrukcje – rzeczy nie tworzone z myślą o pięknym wyglądzie, ale o funkcjonalności. To dlatego jedno z jego krzeseł („Maritime” dla firmy Casamania) przypomina szkielet łodzi, a w swoich lampach wykorzystał m.in. zasadę działania dźwigu i układania dachówek (lampy „Crane” i „Roofer”).
Krawiectwo
W nurt poszukiwań Huberta wpisują się także jego tegoroczne projekty mebli dla Capellini i Poltrona Frau. Fotel „Garment” to wygodny, klubowy fotel wyróżniający się unikalną konstrukcją tapicerki. To studium „ubierania” mebla, odrzucające konwencjonalne metody tapicerowania.
Płachta tkaniny jest luźno poskładana wokół geometrycznego, piankowego „rdzenia” mebla, właściwie jest on owinięty tkaniną, a nie tapicerowany. Takie „bezszwowe”, mocowane na rzepy rozwiązanie, nieodparcie kojarzy się z ubraniem i daje wrażenie przytulności, miękkości. Pokrowiec można z łatwością zdjąć i uprać lub zamienić na inny.
Benjamin Hubert i „Julia”
Jeszcze wyraźniejsze krawieckie konotacje ma fotel „Julia”, zaprojektowany na konkurs z okazji stulecia marki Poltrona Frau. Tu warto może jeszcze zaznaczyć, że Hubert pokonał w nim takich rywali, jak Nendo czy Nika Zupanc. Brytyjski projektant zainspirował się światem bardzo bliskim tradycji Poltrona Frau – modą z okresu włoskiego Renesansu. To właśnie przetworzony detal rękawa – misternie marszczona pufka – stał się podstawą do stworzenia koncepcji całego mebla, nazwanego na cześć słynnej szekspirowskiej bohaterki.
Zbudowany na drewnianej ramie fotel jest wąski u podstawy i rozszerza się w kielichowate siedzisko pokryte bogato udrapowaną tapicerką. Nawet ozdobne szwy przypominają te z kobiecych sukni. Ten skomplikowany projekt wymaga mistrzowskich umiejętności od tapicerów i sporo czasu – samo szycie jednego fotela zajmuje 16 godzin. Ponadto potrzebne jest 13 m2 skóry, 600 metrów nici i 12 kg drewna bukowego. Efekt to niezwykły i bardzo wygodny mebel.
„Julia” to także znakomity przykład tego, jak Hubert swoimi projektami potrafi wpisać się w potencjał, w know-how danej firmy. Jedną z rzeczy, której się nauczyłem, jest to, że warto wykorzystywać siłę producenta: maszyny, wiedzę inżynierów, konstruktorów. To zawsze nadaje projektowi dobry kierunek. Łatwiej wtedy spośród kilku koncepcji wybrać tę najlepszą, najbardziej dopasowaną do specyfiki firmy, jej ducha. Mimo to projektant twierdzi, że najbardziej czasochłonna częścią pracy jest przekonywanie klienta do zainwestowania w dany pomysł. To zawsze jest wyzwaniem, gdy prosisz kogoś, by wydał dziesiątki tysięcy funtów na twój projekt. Design jest subiektywny. Najpierw musisz uwierzyć w siebie.
Konstruktywne „nie”
Huberta spośród wielu projektantów wyróżnia też z pewnością stosunek do dwóch „gorących” tematów współczesnego wzornictwa: nowych technologii i zrównoważonego projektowania. Wobec zachwytów nad technologicznymi nowinkami jest bardzo powściągliwy.
Jeśli technologia przynosi coś nowego i korzystnego, wtedy jej stosowanie jest uzasadnione. Jeśli skutkuje obniżeniem wagi, mniejszym zużyciem materiału, możliwością sztaplowania, wykorzystania recyklingowego tworzywa, powstaniem nowej funkcji, wtedy ma to sens. W innym przypadku to tylko bardziej zawoalowana forma stylizacji.
Strategiczne wybory
Z kolei zwolennikom zrównoważonego wzornictwa zarzuca, że traktują to raczej jako modny slogan, niż jako sposób myślenia i działania, a w praktyce ograniczają ją do recyklingu lub upcyklingu, nie myśląc o takich aspektach istnienia produktu, jak transport, montaż, sprzedaż, proces produkcji. Jego zdaniem produkty nienadające się do powtórnego przetworzenia lub powodujące nadmierną emisję CO2 powinny być po prostu wyżej opodatkowane. Takie rozwiązanie szybko nauczyłoby ludzi pro środowiskowego myślenia. Jako projektant zdaje sobie sprawę z tego, że jest częścią machiny nakręcającej nadmierną konsumpcję, ale równocześnie wie, że może już sobie pozwolić na bardziej przemyślaną realizację kolejnych projektów, na staranniejsze wybieranie zawodowych propozycji: tych innowacyjnych, przyjaznych środowisku, zgodnych z własnymi zasadami i światopoglądem.
Zgłasza się do mnie coraz więcej dobrych marek, dlatego staram się myśleć bardziej strategicznie o wyborze projektów, w które się zaangażuję. Chcę, by były to długofalowe kooperacje, chcę móc koncentrować się na kilku znaczących przedsięwzięciach zamiast rozpraszać się w dziesiątkach drobnych spraw. Jeśli pracujesz z mniejszą grupą ludzi możesz być bardziej skupiony na tym, co robisz. Moje studio jest jeszcze młode i potrafię być obiektywny w krytycznej ocenie wielu rzeczy, które zrobiłem, ale traktuję to jako niezbędne doświadczenie. Wiem już, że „nie” bywa czasem równie konstruktywne, co „tak” i wiem, że jeśli czasem coś nie działa, to korzyść z tego może być równie duża, jak wtedy, gdy działa znakomicie.
TEKST: Wanda Modzelewska
Artykuł został opublikowany w miesięczniku BIZNES.meble.pl, nr 6-7/2012