Branża

Zaufać, czy nie zaufać?

Zdzisław Sobierajski.

Zaufać, czy nie zaufać?

Designer, strażak, lekarz, to zawody zaufania społecznego. Ale czy wszystkie?

Reklama
Banner All4Wood 2024 - 750x100

W relacjach z designerami, wielu polskich przedsiębiorców staje przed dylematem. Zaufać, czy nie zaufać? Hmm? Jeśli już zaufam, to jakie dostanę w zamian korzyści? Jak designer zrobi kiepski projekt, to księgowa nie zostawi na mnie suchej nitki. A jeśli mu nie zaufam, to projekt będę musiał zrobić sam. Ale ja nie mam czasu, wiec chyba jednak muszę zaufać. I wtedy przychodzi olśnienie! – Dobrze. Zatrudnię skubańca, ale będę mu „patrzył na ręce”. Znacie to uczucie?

Wiele razy zastanawiałem się w jaki sposób środowisko kreatywne komunikuje ekonomiczne korzyści wynikające z kompetentnego projektowania produktów? Obserwując próżny trud promotorów designu, z biegiem czasu byłem coraz bardziej sceptyczny co do skuteczności stosowanych metod. Gdy sięgam pamięcią wstecz, przypominam sobie debaty o zbawiennej roli designu dla rozwoju gospodarki w których uczestniczyli akademicy, promotorzy designu, designerzy bez dorobku i bardzo nieliczni przedsiębiorcy. Z braku polskich przykładów, często opowiadano jak Anglicy wyciągali 40 funtów zysku z jednego funta zainwestowanego w design. Po kilku latach, takie debaty przestały na mnie robić wrażenie. Stały się zwyczajnym konferencyjnym ględzeniem.

Opowiadać o zbawiennej roli designu, czy design thinkingu dla rozwoju gospodarki może kto chce. Ale przedsiębiorca, dla własnego bezpieczeństwa, powinien rozumieć, dlaczego ktoś mu takie treści wciska. Ślepo podążający za narracją „konferencyjnych promotorów designu” przedsiębiorca, ryzykuje stabilność firmy i miejsca pracy ludzi. W przypadku projektowania graficznego, ryzyko jest mniejsze. Zakup kiepskiej oprawy graficznej, skutkuje chwilowym spadkiem obrotów spowodowanym zmniejszeniem popytu. Inaczej jest przy wdrażaniu produktu. Tu, nakłady inwestycyjne na wdrożenie są tak duże, że nietrafione projekty mogą zachwiać ekonomią całej firmy.

Uważam, że kompetentny designer potrafi gwarantować inwestorowi wzrost dochodów z zaprojektowanych przez siebie produktów. To się czasem dzieje. Wie o tym jedna fabryka grzejników z Pomorza. Od wielu lat regularnie wypłaca swojemu holenderskiemu projektantowi wysokie tantiemy, bo dzięki wdrożeniu jego projektu, zyskała duży kanał dystrybucyjny do Włoch i Europy. Tyle, że to jest typowy przykład, nie potwierdzający polskiej reguły.

Gwarancja skuteczności nie występuje w ofertach polskich designerów. Młodzież opuszczająca uczelnie z tytułem „magistra wzornictwa” musi wiele lat terminować, zanim cokolwiek będzie mogła zagwarantować. Praktykujący dizajnerzy stronią od konkretnych zobowiązań. Designerzy akademiccy też nie praktykują takich obietnic. Można odnieść wrażenie, że im wyższy stopień naukowy designera, tym gwarancji na powodzenie inwestycji w jego design jest jakby mniej.

Od wielu lat komunikaty medialne o sukcesach designerów są co najmniej dziwne. W czasach, w których nasza lodówka dogaduje się z siecią handlową w sprawie uzupełniania swojej zawartości, słuchanie medialnego ględzenia o designie objawiającym się w uślicznieniu wyglądu produktu, bez oglądania się na biznesowy model jego produkcji, nie jest dla inwestorów pociągające.

Jednak z drugiej strony, liczne konferencje, centra designu i festiwale, są bardzo potrzebne. Studenci pokażą tam swój naukowy dorobek projektowy zrealizowany pod okiem promotorów. Bezrobotni magistrowie wzornictwa przyjdą poszukać inspiracji i wysłuchać debat o zbawiennej roli designu dla rozwoju gospodarki. Designerzy pracujący jako asystenci na uczelniach, zrobią swoje autorskie wystawy, konieczne do uzyskania doktoratów. Profesorowie zasiądą w gronie jurorów oceniających prace swoich studentów w konkursach na „najlepszy polski” design. Przy okazji występów w debatach, akademicy zdobędą też kilka „punktów edukacyjnych” koniecznych do utrzymania etatu na uczelni. By zyskać kolejne punkty edukacyjne, napiszą „analizy” rynku designu w Polsce i inne prace „naukowe”.

W kuluarach podsłuchamy rozmowy dizajnerów: – Co tam u ciebie? Robotę masz? – No mam, wiesz, robię teraz świetny projekt. Ale lojalkę musiałem podpisać, to nie mogę nic powiedzieć… A u ciebie? – No wiesz coś tam się szykuje na horyzoncie.

Od wielu lat słyszę, że design w Polsce ma się świetnie, ale nie rozumiem dlaczego przedsiębiorca nadal musi patrzeć designerowi na ręce?

Teoretycznie można przyjąć założenie że designer, powinien być zawodem zaufania społecznego. A czy tak jest? Może wreszcie zapytajmy o to przedsiębiorców. Promotorzy designu wszystko co wiedzieli, to już chyba powiedzieli. Osobiście od dawna wyczekuję tego dnia, gdy przestaną ględzić o sobie, a wreszcie zaczną słuchać przedsiębiorców. W końcu, skuteczni designerzy są polskim inwestorom naprawdę bardzo, bardzo potrzebni. Ale gdzie inwestor ma ich szukać?

TEKST: Zdzisław Sobierajski