Sukcesja to czas ogromnej próby
13 listopada, 2024 2024-11-13 10:33Sukcesja to czas ogromnej próby
Przy przekształceniu, które miało miejsce 3 lata temu, zostałem formalnie wpisany do KRS jako prezes, ale była to wyłącznie formalność. Natomiast tata jest członkiem Zarządu firmy – tak o sukcesji mówi Kamil Lenart, prezes firmy Dig-Net, właściciela marki Lenart.
Nauczyliśmy się ze sobą współpracować, co – jak sądzę – było najtrudniejsze, bo poznawaliśmy się z ojcem właściwie dopiero w firmie. Gdy ja byłem dzieckiem, to on zakładał i prowadził firmę. Cały wolny czas poświęcał na myślenie o niej i o tym, jak ją rozwijać. Tak naprawdę, to nasze relacje zaczęły nabierać rozpędu dopiero w firmie. I chociaż – mówię tu o latach dziecięcych – mimo że ja raczej widziałem, że go nie ma przy mnie, to myślę, że on bardzo świadomie podchodził do wychowania mnie. Zauważał, w jakim kierunki idą moje zainteresowania i w jakim kierunku się uczę. I zawsze jakąś dobrą myśl, dobry pomysł potrafił mi podsunąć. Te jego najważniejsze zasady i reguły mam do dziś w swoim DNA. Dzisiaj to fundament, na którym budujemy i współpracę, i rozwój firmy.
Tata nakierował mnie też na wybór studiów. Byłem przygotowany do pójścia na ASP, natomiast on zastosował pewien wybieg. Zawiózł mnie do mojego kuzyna, który studiował na Politechnice Wrocławskiej, na Wydziale Mechanicznym i bardzo entuzjastycznie opowiadał mi, o tym, co tam się dzieje. Zasiał wtedy takie ziarno, które potem bardzo szybko urosło i faktycznie, ukończyłem na Politechnice Wrocławskiej Zarządzanie i Inżynierię Produkcji.
Od ucznia do partnera
Po skończeniu studiów zacząłem pracę w firmie. Miałem okazję poznać wszystkie przysłowiowe jej zakamarki. Właśnie wtedy nasze drogi – moje i taty – zaczęły się mocniej przecinać. To były lata, w których kształtował się mój charakter, natomiast jego – musiał zostać wystawiony na próbę. Była to niełatwa próba, ale – jak sądzę – potrzebna każdej tego typu firmie. To moment, w którym każda ze stron próbuje siebie nawzajem. Jeśli ojciec nie potrafi odpuścić, to znaczy, że jest coś nie tak, natomiast jeśli syn nie chce się wystawić na nadmierny stres i odpuści, to też o czymś świadczy. U nas to był faktycznie bardzo trudny okres, kształtujący nasze relacje i współpracę. Ale na tej bazie zbudowaliśmy niesamowitą więź, która powoduje, że dzisiaj jesteśmy dla siebie partnerami.
Dla mnie na tym właśnie polega sukcesja: to przejście z traktowania dziecka jak ucznia do traktowania go jak partnera. Oczywiście, po drodze są jeszcze różne etapy, ale nigdy sukcesja nie zostanie dokończona, gdy nie nastąpi to wspomniane przejście.
Pewnie w dużej części, może nawet w większości firm rodzinnych, pokolenia nigdy nie dochodzą do porozumienia. U nas – na szczęście – te lata próby zakończyły się sukcesem i aktualnie jesteśmy fantastycznym rodzinnym teamem. Bardzo się cieszę, że nam się udało, bo uważam partnerstwo, które zbudowaliśmy, za jeden z naszych głównych zasobów.
Każdy ma swój ogródek
Dzisiaj każdy nas ma swój przysłowiowy ogródek, którym się zajmuje. Ja jestem odpowiedzialny za zarządzanie operacyjne firmą, natomiast tata – za inwestycje i prace związane z inwestycjami, a także planami inwestycyjnymi.
W firmie pracuje także moja mama, która pełni nadzór nad całą administracją, a także załatwia różne sprawy formalne. Ale – już nieformalnie – jest też takim dobrym duchem firmy, który zawsze widzi, gdzie jest coś nie tak i reaguje. Prawie dwa temu dołączyła do firmy także moja siostra, aktualnie szkoli się w tematyce związanej z zaopatrzeniem. Z kolei moja żona do tej pory pełniła funkcję merchandisera. Do jej obowiązków należało dbanie o to, jak wyglądamy w sklepach stacjonarnych i na wystawach targowych. Obecnie coraz mocniej wchodzi w produkt i zarządzanie koszykiem produktu, a także projektowanie tego produktu.
Opinia ukazała się w miesięczniku BIZNES.meble.pl, nr 11/2024.