Branża

Jeździectwo wydobywa ze mnie to, co najlepsze

Aleksandra Skowrońska, Bakata Design.

Jeździectwo wydobywa ze mnie to, co najlepsze

Koń bardzo dużo daje człowiekowi i ta wzajemna relacja potrafi być naprawdę niezwykła, ale człowiek też musi się w nią zaangażować, poświęcić czas, a przede wszystkim szanować konia i jego potrzeby.

Reklama
Banner reklamowy reklamuj się w BIZNES.meble.pl listopad 2024 750x200

Jeździec musi wiedzieć czego chce, wykazać się stanowczością, konsekwencją, siłą charakteru, opanowaniem – koń powinien czuć, że ma w jeźdźcu prawdziwego przewodnika.

Choć na co dzień pracuję w Bakata Design, rodzinnej firmie zajmującej się wyposażeniem powierzchni biurowych, wraz z prezesem – moim tatą Tomaszem Lampką oraz Piotrem Skowrońskim – moim mężem, każdą wolną chwilę poświęcam jeździectwu. Z zawodu jestem architektem wnętrz. W firmie dbam o selekcję i wysoki poziom produktów w naszym portfolio, odpowiadam też za  wizerunek firmy m. in. poprzez aranżacje showroomów we Wrocławiu i Warszawie, promocję oraz aktywność w mediach. Jestem szczęśliwa, bo robię to, co lubię, jednak moje serce jest gdzie indziej.

Od rana mam dobry humor

Jeździectwo wydobywa ze mnie to, co najlepsze, napełnia mnie pozytywną energią. Mój mąż Piotr żartuje, że łatwo poznać, czy w danym dniu jadę do stajni: od rana mam świetny humor, widzę tylko same pozytywy. Ten stan ducha przekłada się oczywiście na inne obszary mojego życia. Problemy w mojej pracy zawodowej odbieram jak wyzwania, z którymi trzeba się zmierzyć, żadne nie urastają do rangi nierozwiązywalnych.

Reklama
Banne 300x250 px Furniture Romania ZHali Imre

Czas spędzony z końmi, na łonie natury pomaga mi się skoncentrować, „wyczyścić” głowę z negatywnych emocji. Choć z natury jestem raczej „sową” i moją porą aktywności jest wieczór, do koni chętnie wstanę nawet i o świcie. Nie ma złego czasu na konie! Ale moja pasja to nie tylko przyjemność, to także okazja do szlifowania charakteru i pokonywania własnych słabości.

Nigdy nie byłam specjalnie typem sportowca, tymczasem zgranie się z koniem, podążanie za jego ruchem to naprawdę intensywny wysiłek fizyczny. Spotykałam się z takimi opiniami, że jazda konna sprowadza się do siedzenia na końskim grzbiecie i jedynie mięśnie czworonoga pracują w tym duecie. Takie teorie wywołują uśmiech na mojej twarzy, zapraszam wtedy takich dyletantów do stajni i zachęcam do weryfikacji swoich poglądów.

Jeździectwo wymaga też ogromnej cierpliwości. Praca z koniem nie jest prosta, wykonuje się setki powtórzeń, każdy element, każdy krok trzeba sumiennie przepracować. Droga na skróty nie jest wskazana, więcej można w ten sposób zepsuć niż zyskać. Te zwierzęta uczą nas empatii, to żywe stworzenia, tak jak my mają różne charaktery, temperamenty, przeżywają różne emocje. Jeździec musi to respektować, nie tylko dlatego że to duże, silne zwierzę, które człowiekowi może wyrządzić krzywdę, ale przede wszystkim dlatego, że to człowiek postanowił jeździć na koniu, a nie on zamarzył go nosić.

Moja firma, mój koń

Ludzie często pytają mnie co oznacza nazwa firmy Bakata i skąd się wzięła. Gdy dowiadują się, że nazwałam naszą rodzinną firmę imieniem mojego ukochanego konia są zaskoczeni. Co wyposażanie biur i innych wnętrz publicznych ma wspólnego z końmi? Na pewno chciałam w ten sposób uhonorować mojego wyjątkowego towarzysza, ale też podkreślić, że swoją pracę, projektowanie wnętrz, dobry design lubię równie mocno, co jeździectwo; że to także moja pasja. Jestem też głęboko przekonana, że wiele rzeczy, których nauczyłam się w siodle, przydaje się także na niwie zawodowej. Wytrwałość, zdecydowanie, zaangażowanie, umiejętność budowania relacji i szybkiego podejmowania decyzji – to wszystko uważam za swoje atuty, bardzo przydatne w codziennym prowadzeniu firmy, biznesowych negocjacjach, współpracy i kontaktach z naszymi partnerami i klientami.

Jeździectwo to wspaniałe, wciągające hobby, takie na całe życie. W swojej pracy poznaję wiele osób, wśród nich spotykam też pasjonatów jeździectwa. Muszę przyznać, że od razu nawiązuje się nić porozumienia, a nasza relacja biznesowa, i nie tylko, automatycznie wchodzi na wyższy poziom. Pasje łączą ludzi, sprawiają, że chcą sobie pomagać, wymieniają się informacjami, wspierają się. Doświadczyłam tego zarówno w Polsce, jak i wśród naszych międzynarodowych partnerów – poznałam w ten sposób wiele ciekawych osób, włącznie z prawdziwymi gwiazdami światowego jeździectwa jak Denis Nielsen, który jest synem Larsa Nielsena – do niedawna przedstawiciela marki +Halle.

Pamiętam bardzo dobrze nasze pierwsze spotkanie. Przyjechałam do biura prosto z treningu, nie miałam czasu przebrać się ze stroju jeździeckiego. Nasi goście już czekali w sali konferencyjnej, przeprosiłam i powiedziałam, że za chwilę dołączę do spotkania stosownie ubrana, na co rozbawiony Lars odpowiedział, że mój strój w niczym mu nie przeszkadza, a konie dla niego i całej jego rodziny są wielką pasją, wręcz zawodem. Łatwo sobie wyobrazić w jakim kierunku potoczyła się rozmowa. Oczywiście taki wstęp pozwolił nam gładko przejść do owocnej współpracy biznesowej.

Historie zasłyszane od dziadka

Od wczesnego dzieciństwa kochałam zwierzęta, nie miałam jednak łatwo będąc małym alergikiem. Posiadanie własnego pupila długo nie wchodziło w grę. Miałam „hypoalergiczne” rybki, żółwia, papugi i chomika, które niestety musiałam oddać kuzynce. Udało mi się nawet w końcu wybłagać u rodziców psa, ale najbardziej marzyłam o własnym koniu. Podczas gdy moi rówieśnicy dekorowali ściany swoich pokoi plakatami gwiazd muzyki czy filmu, ja miałam je wręcz wytapetowane zdjęciami koni.

Z trenerką Joanną nazywaną przez wszystkich w stajni Janką.
Z trenerką Joanną nazywaną przez wszystkich w stajni Janką.

Myślę, że duży wpływ na moje zainteresowanie końmi miał mój dziadek. Jako młody chłopak trafił podczas II wojny światowej do Niemiec na roboty przymusowe i choć nie miał doświadczenia w pracy z końmi, został skierowany do pracy w wielkiej stadninie. Pokochał całym sercem swoich podopiecznych: klacze i ich źrebaki – jego opowieści o tych latach słuchałam zawsze z dużym zaciekawieniem, a opowiadał o tym z pasją. Po wojnie, gdy wrócił do Polski, chciał mieć kontakt z jeździectwem, przez jakiś czas miał nawet własnego konia wierzchowego, ale takie pasje nie były dobrze widziane w tamtym czasie, szczególnie, że pracował jako urzędnik.

Elegancki upadek

Okazja by zrealizować moje marzenia zdarzyła się przypadkowo w siódmej klasie szkoły podstawowej. Koleżanka powiedziała, że wybiera się z rodzicami do stajni i zapytała czy nie mam ochoty wybrać się z nimi. Oczywiście, że chciałam! Ale rzeczywistość okazała się na początku dość bolesna – obie przy nauce galopu zaliczyłyśmy upadek z konia (pamiętam do dziś, że koń nazywał się Elegant) i obie – jeździeckim zwyczajem – musiałyśmy na niego wsiąść ponownie by pokonać strach. Ja wsiadłam i połknęłam bakcyla, ona nie i skutecznie zraziła się do koni. Mimo, że na początku naprawdę się bałam, nie odpuszczałam.

Moim ulubieńcem stał się jeden z największych koni w stajni, aby wsiąść na jego grzbiet pomagałam sobie wchodząc na metalowe wiaderko – popularne dzisiaj schodki wówczas nie były w użyciu. Zaczęły się wizyty w stajni, a potem regularne treningi. Z dnia na dzień czułam się coraz pewniej, moje umiejętności rosły, a jeździecka pasja pogłębiała. Choć sportowe współzawodnictwo nie jest tym co przyciąga mnie do koni, mam ukończonych kilka parkurów w zawodach skokowych.

Bakata i ja

Oczywiście jak każda amazonka marzyłam o własnym koniu. To marzenie spełniło się dzięki moim rodzicom, gdy miałam 17 lat – w moim życiu pojawiła się klacz Bakata. Nasza relacja była naprawdę wyjątkowa. Choć Bakata w momencie, gdy ją kupiłam była „surowym”, młodym koniem, nie zrobiła nigdy nic takiego co naruszyłoby moje zaufanie. Przy żadnym z koni, na których miałam okazję jeździć nie czułam się tak pewnie. Spokojna, zrównoważona, uważna na swojego jeźdźca. Dzięki tej relacji i poczuciu bezpieczeństwa jakie mi dawała, śmiało decydowałam się samotnie jeździć w teren, choć najrozsądniej jest wybierać się w towarzystwie na takie przejażdżki. Miałyśmy do siebie ogromne zaufanie, stanowiłyśmy partnerski duet. Byłam przygnębiona, gdy ze względu na problemy zdrowotne musiała iść na wcześniejszą końską emeryturę.

Powrót do jeździectwa

Spróbowałam kilku konkurencji z wachlarza dyscyplin jeździeckich. Zaczynałam od skoków przez przeszkody, jeździłam na rajdy terenowe, miałam nawet krótką przygodę z wyścigami, ale szybko z nich zrezygnowałam, bo nie odpowiadało mi to, że konie są tam mocno eksploatowane i często ulegają kontuzjom. Od czasu, gdy wróciłam do jazdy konnej po przerwie spowodowanej narastającą ilością obowiązków na studiach i urodzeniem mojego syna Andrzeja, postawiłam spróbować swoich sił w ujeżdżeniu. Powrót do mojej pasji był równie spontaniczny jak jej początek.

Zawsze chciałam wybrać się do Janowa Podlaskiego i zobaczyć słynną aukcję koni arabskich „Pride of Poland”. Trafiłam na obchody 200-lecia stadniny, na ostatnią stosunkowo udaną aukcję, zapowiadającą niestety schyłek świetności janowskiej hodowli arabów. Odbywała się ona w wakacje, więc potraktowaliśmy ten wyjazd z mężem jako pomysł na fajny wakacyjny wypad. Pomimo głośnych wówczas kontrowersji, związanych ze zwolnieniem wieloletniego, wybitnego dyrektora stadniny, Marka Treli, przeżyliśmy w Janowie niezapomniane chwile.  Przede wszystkim piękne konie, urokliwe miejsce, międzynarodowe towarzystwo, dodatkowe atrakcje związane z jubileuszem, takie jak koncert filharmonii lubelskiej czy wystawa sztuki z pracami wyjątkowego Bogusława Lustyka czy rzeźbami najsłynniejszej polskiej animalistki, Anny Dębskiej.

Najlepszy duet na świecie z ukochanym koniem Bakatą.
Najlepszy duet na świecie z ukochanym koniem Bakatą.

Tęsknota za jeździectwem dopadła mnie natychmiast, a mój mąż, widząc te emocje i pamiętając, że zbliża się 10 rocznica naszego ślubu, zaproponował od razu, że kupi mi z tej okazji konia. Obecnie trenuję w stajni Godnowa koło Milicza pod okiem Joanny Borzymowskiej – medalistki mistrzostw Polski w ujeżdżeniu, medalistki mistrzostw Polski w jeździe bez ogłowia, byłej członkini kadry narodowej. Staram się trenować przynajmniej trzy razy w tygodniu – to naprawdę niewiele w porównaniu z czasami licealnymi, gdy trenowałam nawet sześć razy tygodniowo! Dojeżdżam na treningi z Joanną prawie 100 km – dużo, ale przejechane kilometry przestają mieć znaczenie, gdy równoważy je to wszystko, co dostaję w zamian. Mówię o wyjątkowym, indywidualnym podejściu zarówno do jeźdźca, jak i konia, o wielkiej wiedzy i pasji mojej trenerki. U Janki (bo tak mówią na Joannę w stajni) po prostu wszyscy czują się dobrze.

Rodzinna pasja

Mogę śmiało powiedzieć, że teraz konie to nasza rodzinna pasja, bo dzielę ją z moim synem Andrzejem. Mąż, jak każdy chyba aktywny ojciec, gdy pojawił się na świecie syn, chciał go „zarazić” swoimi ulubionymi dyscyplinami sportu. Był etap tenisa ziemnego (wieloletnia pasja męża), potem wybór samodzielny Andrzeja – piłki nożnej, ale w obu dyscyplinach syn nie mógł się jakoś odnaleźć. Za to konie pokochał podobnie jak ja. Pierwszym, na którym miał okazję jeździć była moja Bakata – trafił wtedy do stajni ze swoją trochę starszą kuzynką. Ona wsiadła na konia, odważnie próbując swoich sił, więc i on chciał pokazać, że się nie boi i wsiadł na Bakatę. Dziś regularnie jeździ na treningi do Kaszyc Wielkich, gdzie trenuje skoki przez przeszkody pod okiem Piotra Morsztyna, dwukrotnego mistrza Polski w tej dyscyplinie. Uczy się techniki, pracy z wierzchowcem. Zaczynał na kucykach, tak jak ja pierwszego konia – pięknego kuca klasy D – dostał od moich rodziców, a swoich dziadków. Niedawno przesiadł się na duże konie. Jestem z niego dumna i cieszę się, że sprawia mu to podobną radość jak mi.

Wakacje z koniem

Nasze życie kręci się wokół koni. Poświęcamy im wiele czasu: treningi, zawody, wyjazdy, imprezy. Nawet nasze wakacje są końskie. W 2018 roku mieliśmy okazję uczestniczyć jako kibice w finale mistrzostw świata w Paryżu, w 2019 w finale Nation Cup w Barcelonie. Imprezy tej rangi to niesamowite przeżycie: świetni jeźdźcy, znakomite konie, niesamowite sportowe duety i ich rywalizacja. Podziwianie tego z trybun, niemal na wyciągnięcie ręki to zupełnie inna sytuacja niż oglądanie takich zawodów w telewizji. Brakuje mi teraz bardzo tych wyjazdów.

Syn Andrzej ze swoim trenerem Piotrem Morsztynem.
Syn Andrzej ze swoim trenerem Piotrem Morsztynem.

W Polsce lubimy uczestniczyć w Cavaliadach w Warszawie i w Poznaniu, a od dwóch lat łączymy wakacyjny wypoczynek z wizytami w Ciekocinku – pięknym miejscu niedaleko Łeby, gdzie odbywają się drugie co do wielkości jeździeckie zawody w Polsce, Spring Tour i Summer Tour. Przez dwa tygodnie na dwóch arenach, międzynarodowe grono jeźdźców rywalizuje o naprawdę wysokie nagrody. Do tego wszystkiego dochodzi bliskość morza, urokliwe otoczenie: pięknie utrzymany pałac, rozległy stary park. Można tam nawet przyjechać na wakacje z własnym koniem! Na pewno nie raz tam się jeszcze wybierzemy.

Elegancki sport

Lubię modę, amatorsko projektuję dla siebie ubrania. Jeździectwo i konie często mnie inspirują – szukam tkanin w „końskie” motywy, kolekcjonuję tematyczne apaszki, lubię torebki i akcesoria np. z motywem wędzidła. Nawet na co dzień często zdarza mi się nosić buty stylizowane na jeździeckie oficerki, sztyblety, bryczesy, kraciaste marynarki w angielskim stylu. Podoba mi się, że jeździectwo jest takim stylowym sportem. W czasie zawodów w ujeżdżeniu zawodnicy noszą fraki, białe rękawiczki i bryczesy, eleganckie kaski. W naszym domu też nie brakuje hippicznych motywów: mamy m. in. całkiem sporą kolekcję sztuki o tematyce hippicznej.

Klucz do sukcesu

Czy mam jakieś marzenia związane ze swoją pasją? Oczywiście i to niejedno! Chyba najbardziej ze wszystkiego chciałabym znaleźć dla siebie kolejnego konia, z którym stworzę taki duet jak z moją Bakatą. Bo w jeździectwie to właśnie ta więź, ta współpraca człowieka i konia, to nadawanie na tej samej fali jest kluczem do sukcesu i tym, co stanowi o pięknie tego sportu. Często wspaniałe, utytułowane sportowe konie, które sprzedaje się za wysokie sumy, z innym jeźdźcem w siodle nie osiągają już takich znakomitych wyników. Budowane przez lata zaufanie i porozumienie nie dają się przeliczyć na żadną walutę. Szukam więc cierpliwie, odwiedzam stajnie i hodowców, liczę na to, że znajdziemy się wzajemnie w tym roku.

TEKST: Aleksandra Skowrońska

Artykuł opublikowany został w miesięczniku BIZNES.meble.pl, nr 5/2021