Branża

Wszystko jest do zrobienia

Jan Lenart, założyciel i właściciel firmy Dig-Net Lenart.

Wszystko jest do zrobienia

Rozmowa z Janem Lenartem, współwłaścicielem rodzinnej firmy Dig-Net Lenart założonej w 1992 r.

Rozmawiamy w momencie, kiedy przygotowują Państwo nową edycję katalogu firmowego.

Reklama
Banner All4Wood 2024 - 750x100

Kiedy tylko zauważamy potrzebę uzupełnienia katalogu o nową ofertę, reagujemy bardzo szybko.

Co jest bodźcem do zmian?

Obecnie obsługujemy zarówno pojedynczych dystrybutorów, jak też sieci handlowe. Stawiamy na partnerstwo.

W jaki sposób wyglądają proporcje między sprzedażą krajową a eksportem?

Procentowy udział eksportu w naszej sprzedaży ciągle się zwiększa. Wybudowaliśmy nową fabrykę, trwa proces jej uruchamiania. Daje nam to duże możliwości rozwoju.

Czują się Państwo na tyle bezpiecznie, aby inwestować?

To nieustanny rozwój daje poczucie bezpieczeństwa. Zdecydowaliśmy się na inwestycję, bo z parkiem maszynowym, którym dysponowaliśmy możliwości rozwoju były bardzo ograniczone.

Był wyraźny impuls z rynku, że warto zaryzykować?

Jesteśmy mocno zakorzenieni w rynku krajowym. 5 lat temu nawiązaliśmy współpracę z jedną z polskich sieci handlowych, która z roku na rok zwiększa udziały w rynku. Żeby dobrze ją obsłużyć musieliśmy zwiększyć moce produkcyjne. Meble mają tę specyfikę, że potrzebują miejsca, czy to na produkcję czy prezentację. Do montażu nowej linii potrzebowaliśmy nowej hali. Musieliśmy wybudować wszystko od nowa. Dzięki temu mamy nowe perspektywy rozwojowe, co jest ważne szczególnie dla firmy rodzinnej. W odpowiednim czasie planujemy zmianę pokoleniową. Syn jest po studiach, od jakiegoś czasu pracuje z nami i widzimy go w roli następcy.

Dig-Net jest przykładem firmy, która wzorowo reprezentuje polskie meblarstwo. Jest spółką rodzinną, z polskim kapitałem, założoną ponad 20 lat temu. W jaki sposób udało się Państwu wyjść z kryzysu, z którym nie poradziło sobie wiele firm?

Rynek potrafi bardzo zaskakiwać. Zawsze staraliśmy się mieć dobre relacje z wszystkimi klientami. Oprócz sieci handlowych współpracujemy z 500 dystrybutorami na terenie całego kraju. Zapewnienie wszystkim obsługi na właściwym poziomie wymaga sporej pracy. Nie jest to łatwa ścieżka, jednak dywersyfikacja ryzyka związana z takim rozdrobnieniem rynku pozwoliła nam przetrwać ciężkie lata.

Nie idą Państwo najprostszą drogą…

Naszym atutem jest elastyczność, umiejętność dostosowywania się do potrzeb klientów. Zawsze wybieraliśmy rzeczy trudniejsze, także pod względem technologicznym.

Co to znaczy: trudniejsze technologicznie?

Mówiąc w skrócie: najprościej jest pociąć, okleić, wysłać. My stawiamy na bardziej ambitne technologie. Chodzi o to, żeby mebel miał też jakąś wartość dodaną.

Z czego to wynika?

Z natury, lubię spojrzeć na rzeczy inaczej, z niekonwencjonalnej, bardziej artystycznej perspektywy. Jeśli pozwoli mi na to czas, chciałbym kiedyś móc rozwijać swoją pasję, jaką jest malarstwo. Lata działalności w tej branży sprawiły, że meble również stały się naszą pasją. Jesteśmy dumni z naszych projektów.

Takie spojrzenie okazało się trafne, bo rynek bardzo dobrze odebrał również propozycje nietypowe.

Nigdy nie oglądam się za siebie, ani nie oglądam się na konkurencję. Nasza oferta jest wynikiem wiedzy i doświadczenia oraz obserwacji światowych trendów. Dodajemy do tego szczyptę naszej kreatywności i entuzjazmu, co jak widać bardzo podoba się klientom.

Wśród Państwa mebli pojawiają się propozycje niestandardowe, co nie znaczy, że niekomercyjne.

Tak. To właśnie sztuka, której każdy przedsiębiorca musi się nauczyć.

Jak to się stało, że zdecydował się Pan na produkcję mebli?

To był przypadek. Z zawodu jestem elektronikiem.

Gdzie ten przypadek miał miejsce?

Pierwsza firma, w której pracowałem zajmowała się produkcją mebli. Myślę, że już tam złapałem bakcyla związanego z meblarstwem. Pewnego dnia właśnie przy pracy nad jakimś meblem uszkodziłem sobie palec, ale jak widać nawet to nie powstrzymało mnie przed pójściem tą drogą (śmiech).

Był Pan otwarty na świat?

Jako 15-latek po raz pierwszy wyjechałem za granicę. Tam zobaczyłem, że świat może być inaczej poukładany. Być może właśnie to spowodowało, że byłem bardziej otwarty. Nigdy nie bałem się nowych wyzwań. Nasza firma na początku była manufakturą. Robiliśmy listewki i meble drewniane.  Pierwszą maszynę spłacaliśmy w ratach, bo nie było nas stać na kredyt. Następną kupiliśmy już za gotówkę. Tak to się rozkręcało. Dzięki ostatnim inwestycjom wartość firmy wzrosła 3-krotnie. Mówię o wartości księgowej. To jest efekt naszej ciężkiej pracy, działań partnerskich oraz tego, że nie baliśmy się innowacyjnych projektów.

Są Państwo aktywnym wystawcą?

Tak, prezentujemy nasze produkty na targach od początku działalności. Kontrahentów poszukujemy również poza Europą. W ubiegłym roku udało nam się wziąć udział w targach meblowych. Dzięki temu nasze produkty są dzisiaj sprzedawane np. w Pakistanie.

Czy marka jest rozpoznawalna na rynku krajowym? Pytam szczególnie w kontekście współpracy z siecią Agata, gdzie meble sprzedawane są pod marką handlową.

Cieszy nas partnerska współpraca z Agatą. Jednak póki co staramy się bardziej skupić na produktach niż na samej marce. Doświadczenie nauczyło mnie, że w branży meblowej sama marka nie wystarczy. Co nie oznacza, że nie pracujemy nad zwiększeniem rozpoznawalności.

Wracając na chwilę do Pakistanu, musiało to być dla Państwa niezwykłe doświadczenie.

W to, co robimy wkładamy dużo wysiłku i szukamy takich odbiorców, którzy to docenią. Nie chcemy być tanim wytwórcą, chcemy się rozwijać. Powoli sprawdzamy nowe możliwości. Przesiewamy piasek i sprawdzamy, czy jest tam złoto. Jesteśmy przekonani, że damy sobie radę. Z ludźmi trzeba normalnie rozmawiać, nie bać się, nie uciekać. Wszystko jest do zrobienia. Najważniejsze, żeby dwoje chciało na raz. Jeśli jest ktoś, kto chce sprzedać i ktoś kto chce kupić, to jest już podstawa sukcesu. A jeśli obie strony chcą to zrobić dobrze, szanse na sukces rosną.

Czego wynikiem jest Pana postawa? Systemu wartości?

Jesteśmy pokoleniem 0, które wszystko zaczynało od nowa. Ze względu na uwarunkowania gospodarcze, nie mieliśmy wzorców w poprzednich pokoleniach. Dlatego cieszę się, że mamy komu przekazać firmę, że jest młode pokolenie. To zmienia perspektywę prowadzenia spółki.

Czym klient na początku trzeciej dekady funkcjonowania firmy Dig-Net Lenart różni się od odbiorcy z początków działalności?

Klient jest bardziej otwarty na rzeczy innowacyjne, a nie tylko takie, jakie ma sąsiad. Świat się skurczył. Młodzi ludzie wyjeżdżają i wracają odmienieni tym, co przeżyli i zobaczyli. Inni zarażają się ich entuzjazmem. Budują przekonanie, że ciężko pracując można fajnie żyć. Jeśli jest optymizm, to fantastycznie. Są do niego podstawy, bo ludzie żyją na coraz wyższym poziomie. Nie trzeba się bać. Strach jest bardzo destrukcyjny.

Czy są Państwo dużym pracodawcą?

Zatrudniamy około stu pracowników. Być może zwiększymy zatrudnienie w związku z nową inwestycją. Problemem jest brak wykwalifikowanych pracowników. To jest również jeden z powodów, dla którego inwestujemy w automatyzację.

Czy inwestycja zmieni coś w produkcie finalnym?

Nowe technologie niosą nowe rozwiązania. Jednym z nich jest nowy węzeł konstrukcyjny, dzięki któremu będziemy mogli tworzyć ażurowe konstrukcje o zmniejszonej masie.

Co jest szczególnym wyzwaniem?

Zatrudnienie odpowiednich fachowców. Brakuje nam technologów. Wdrożenie nowego produktu wymaga sporo czasu a brak właściwych ludzi opóźnia ten proces.

Ważne, żeby chciało się tworzyć.

Tak, chęci i zaangażowanie to podstawa.

Klienci z zagranicy bardzo różnią się od Polaków?

Wymagania klienta nieważne czy pochodzi z Polski stale rosną, dlatego musimy oferować coraz lepszą jakość. Korzystamy z bardzo dobrych materiałów. Stawiamy na nowoczesną technologię i ekologię.

Komunikują Państwo o tym na profilu na Facebooku. Czy social media są skuteczne i potrzebne?

Uważam, że najważniejszy jest kontakt bezpośredni. Ludzie, w większości przypadków, chcą na mebel spojrzeć i go dotknąć. Oczywiście, biorę pod uwagę to, jak ważnym narzędziem komunikacji z młodymi ludźmi jest dziś Internet.

Czy jest taka technologia, w której chciałby Pan wyprodukować meble?

Jest kilka rzeczy, o które chciałbym poszerzyć ofertę firmy.

Jak widać, na razie malarstwo ma małe szanse…

(śmiech) Muszę działać. Działanie to życie. W dodatku, to co robię musi być zrobione solidnie. Jak buduję halę, to musi to być hala w której ludzie będą czuli się dobrze. Ma być dobrze ocieplona, odpowiednio wyciszona. Czy Pani wie, że u nas przy maszynach można rozmawiać szept? To ma bardzo pragmatyczne przełożenie, bo w dłuższej perspektywie czasowej pracownik zmęczony byłby nieefektywny.

Zadowolenie jest bardzo ważne.

Myślę, że społeczeństwo jest coraz bardziej zadowolone. Branża budowlana jest w coraz lepszej kondycji. Ludzie coraz chętniej kupują meble. Przestali postrzegać je jako przedmioty kultu a zaczęli traktować jako normalne rzeczy użytkowe. Coraz częściej szukają czegoś nieszablonowego. Z przyjemnością inwestują w dzieci, co widać na przykładzie rozwoju sektora mebli młodzieżowych.

ZOBACZ TAKŻE: Z kuźni na kolej

Tworzenie tego typu produktów jest bardzo inspirujące i rozwojowe. Staramy się nie osiadać na mieliznach. Z resztą, klienci by nam na to nie pozwolili. Oni cały czas poszukują. Działamy i nie robimy tego dla siebie, tylko dla klientów. Pracujemy dla nich przez cały rok. Chociaż staramy się zastrzegać jak najwięcej wzorów, docierają do nas sygnały, że są kopiowane.

Jest na to sposób?

Najlepszym sposobem jest ucieczka do przodu.

Dziękuję za rozmowę.

ROZMAWIAŁA: Diana Nachiło

Wywiad został opublikowany w miesięczniku BIZNES.meble.pl, nr 3/2015