Branża

Trzeba mieć świadomość nieprzewidywalności zdarzeń

Dariusz Świątek, sales manager w Impress Decor Polska.

Trzeba mieć świadomość nieprzewidywalności zdarzeń

Dariusz Świątek, sales manager w Impress Decor Polska, zdobywca 3. miejsca w plebiscycie Człowiek Dekady BIZNES.meble.pl, o budowaniu relacji i wyzwaniach ostatniego roku.

Gratuluję Ci znalezienia się w pierwszej trójce rankingu Człowiek Dekady BIZNES.meble.pl. Czy ktoś z duszą sportowca traktuje taki plebiscyt jako pewnego rodzaju wyzwanie?

Reklama
Banner All4Wood 2024 - 750x100

Bardzo dziękuję. Sport kocham od zawsze. Nawet jakiś czas temu udało mi się, jak wiesz, dzięki moim córkom, wystartować w rodzinnym triatlonie. Jednak wraz z upływem lat coraz bardziej postrzegam rywalizację jako rywalizowanie z samym sobą. Bardziej mnie cieszy i motywuje chęć bycia lepszym każdego dnia od siebie z wczoraj, niż bycie lepszym od kogoś innego. To jest to, co mnie teraz najmocniej dopinguje.

Plebiscyt rzeczywiście był dużym wyzwaniem, a to dlatego, że nie miałem, tak jak przy triatlonie, czasu na przygotowanie, trening i zabłyśnięcie dobrą formą, bo tu oceniano lata pracy. Nie będę ukrywał – zależało mi na dobrej ocenie i na pewno nie sądziłem, że znajdę się tak wysoko. Co prawda moja rodzina mi powtarzała: dream big!, gdy usłyszała, że taki plebiscyt się pojawił i mnie wspierała, ale oni na pewno bardziej wierzyli we mnie, niż ja wierzyłem w siebie.

Czy to, że za Tobą są ponad trzy dekady pracy w branży, miało i ma w tym przypadku znaczenie?

Ma bardzo duże znaczenie. Jest to, przynajmniej dla mnie, potwierdzenie i uhonorowanie pracy, tego, że to, co robiłem przez wiele lat, na różnych stanowiskach, głównie w jednej firmie, zyskało uznanie branży i właśnie dlatego znalazłem się na tym trzecim miejscu. Tak wysoka lokata to była dla mnie olbrzymia niespodzianka i nadal jest to dla mnie olbrzymia niespodzianka, ale też bardzo się z tego cieszę.

Jesteś związany z branżą od ponad 30 lat. Historię pojawienia się w branży i przebieg swojej kariery opisywałeś w wywiadach, które publikowaliśmy na naszych łamach. Czy przez te 33 lata droga Twojej kariery zawodowej wiodła tylko i wyłącznie przez branżę meblarską?

Zgadza się – nie było żadnej przerwy. Wręcz mogę się pochwalić, że nie było żadnego dnia zwolnienia lekarskiego.

Naprawdę? Przez 33 lata? Niesamowite…

Tak jest – 33 lata bez dnia zwolnienia lekarskiego. Pierwsze lata w IKEA, kilka miesięcy na początku w centrali w Älmhult, później krótko grupa Schieder, a teraz już 27 rok – najpierw Masa Decor, a po połączeniu z Letronem i zmianie nazwy – Impress.

Zacząłem swoją karierę w branży jeszcze przed obroną pracy dyplomowej na Wydziale Mechaniki Precyzyjnej w 1988 r. i już wtedy jeździłem w delegacje do dostawców IKEA, a wkrótce po obronie poszedłem do pracy, więc nie bardzo miałem szanse na odpoczynek (śmiech).

Twój staż pracy powoduje, że chcę Cię zapytać o to, co jest tym magnesem, który sprawia, że gdy się już zacznie przygodę z branżą meblarską, to trudno się z nią rozstać? Co spowodowało, że to właśnie z tą branżą związałeś swoje życie?

Magnesem są dla mnie ludzie i obserwowanie rozwoju firm, które znam od tylu lat. Przykładowo, gdy odwiedzam Leszka Wójcika w Elblągu, to zawsze czuję się częścią rodziny Wójcików i tak samo będąc na targach i odwiedzając stoiska innych producentów mebli. To poczucie więzi jest każdorazowo wzmacniane.

A czy oprócz ludzi, jest w tej branży jeszcze coś, co Cię do niej przyciągnęło i zatrzymało w niej na ponad 30 lat?

Myślę, że jest to jej rozwój. Niezmiernie ciekawe jest przyglądanie się temu, jak z takiej małej firmy, jak Stolpłyt, wyrosła firma Meble Wójcik. Obserwowałem ten piękny rozwój przez 30 lat i obserwuję nadal. Analogicznie jest choćby z Grupą Szynaka. Jestem bardzo przywiązany do rodziny i chyba najbardziej z naszej branży do firm rodzinnych, dlatego z przyjemnością patrzę na to, co się w nich dzieje, jak te firmy rozrosły się do olbrzymich koncernów, które mają wielki potencjał w branży meblarskiej i liczą się nie tylko w Polsce.

A co uznajesz za największą zmianę, jaka się dokonała w ciągu tych trzech dekad w branży meblarskiej?

Za największą zmianę w ciągu tych trzech dekad uważam awans Polski w rankingu producentów i eksporterów mebli w Europie i na świecie. Z pozycji kraju, którego główną przewagą konkurencyjną była tania siła robocza, staliśmy się potentatem i już nie tylko poddostawcą. Fakt, że nasze stoisko pojawiło się na targach w USA, również świadczy o tym, że jesteśmy globalnym dostawcą mebli.

High Point, o którym wspomniałeś, był jednym z nielicznych wyjątków w 2020 roku. Za nami przecież rok właściwie bez targów. Ograniczamy też spotkania biznesowe, a nieraz kontakty w ogóle. Jak Ty, jako człowiek, który był do tej pory ciągle w podróży, na targach, spotkaniach, znosisz ten czas? Czy długo Ci zajęło przyzwyczajenie się do ograniczeń i co w tej rzeczywistości stanowi największe wyzwanie?

To wszystko jest olbrzymim wyzwaniem. Nie przyzwyczaiłem się do tej pory. Nadal brak mi kontaktów osobistych i nie wiem, czy się przyzwyczaję, jeżeli potrwa to jeszcze parę miesięcy, czy dłużej. Przestawienie się na prezentacje i spotkania online jest alternatywą, ale według mnie nie zastąpi kontaktów bezpośrednich. Są dni, kiedy wiele godzin upływa mi na uczestniczeniu w wideokonferencjach i wiem, że podobnie wygląda to u części klientów, z którymi się kontaktuję. Czasem po prostu mówimy sobie – dziś nie porozmawiamy, bo ilość czasu spędzanego przed komputerem i to głównie siedzenia przed monitorem i patrzenia w ekran, jest zbyt duża. To jest coś, co pozostaje dla mnie wyzwaniem i w żadnym stopniu nie zastępuje tego, co było wcześniej. Prezentacje hybrydowe są lepszym rozwiązaniem od samych prezentacji online, ale to też nie jest do końca to, co było i to za czym tęsknię. A tęsknię za osobistymi spotkaniami i wiem, że na niektóre jeszcze przyjdzie mi poczekać. Brak tych możliwości jest dla mnie na tę chwilę największym wyzwaniem.

A jak trudne warunki stawia pandemia w obszarze sprzedaży?

Pandemia spowodowała zmianę zasad gry. W naszej branży nie wszystko da się pokazać online. Inaczej ogląda się layout dekoru podłogowego w skali 1:1, a inaczej jako obrazek na ekranie komputera, ale nasi klienci to profesjonaliści i wspólnie podejmujemy każde wyzwanie.

Na szczęście Impress jest firmą globalną, a sytuacja na różnych rynkach jest różna. Mimo wprowadzenia wielu ograniczeń, jeśli chodzi o podróżowanie i kontakty z klientami, nie zostało to jednak sprowadzone do całkowitego zakazu i nie dotyczy wszystkich państw. Są kraje, w których nadal możliwe są spotkania z klientami. W minionym roku, nawet w Polsce były różne okresy, lepsze i gorsze – takie, kiedy jest luźniej i wizyty u klientów są możliwe i takie, kiedy mamy lockdown i pracujemy głównie z domów. Ta różnorodność i to, że Impress jest firmą globalną, pozwala na kompensowanie tych różnic na innych rynkach, na których obostrzenia nie są aż tak mocno odczuwalne, jak to, co jest naszą codziennością w Europie.

Czy masz porównanie z innymi rynkami?

Jeśli chodzi o moje osobiste zaangażowanie, to w tej chwili najbardziej mogę to porównać do sytuacji w Turcji. Na rynku tureckim zmiany następują dynamicznie i reakcje rządu na rozwój pandemii nie zawsze są przewidywalne, zwłaszcza gdy dotyczą ograniczeń w przemieszczaniu się i w odbywaniu spotkań. Natomiast mimo wszystko, patrząc na ten rynek, to nadal możliwości jest tam więcej niż w Polsce czy w Niemczech.

A co masz konkretnie na myśli?

Spotkania z klientami, odwiedzanie ich – oczywiście z zachowaniem wszelkich rygorów. Natomiast nie ma czegoś takiego, jak długotrwały okres, w którym zabronione jest przemieszczanie się.

Wyczuwam w Twoim głosie, że pandemia to trudny temat, ale chciałabym Cię jeszcze zapytać o to, co ten rok Twoim zdaniem zmienił i zmieni w polskiej branży meblarskiej. Czy przez ten rok zaobserwowałeś coś, co Twoim zdaniem może wprowadzić zmiany?

Odpowiem tak – uwielbiam książkę Nassima Nicholasa Taleba – „Czarny łabędź. Jak nieprzewidywalne zdarzenia rządzą naszym życiem”, która mówi o skutkach nieprzewidywalnych zdarzeń. Ostatnio pojawiła się też na rynku polskim nowa pozycja Pawła Motyla – „Świat Schrödingera. Kronika nieprzewidywalnej przyszłości”, którą wszystkim polecam. Pandemia to właśnie taki czarny łabędź, coś czego nie dało się przewidzieć, zaplanować, a ma olbrzymie znaczenie dla nas wszystkich i spowodowało wiele zmian w naszych firmach. Mam nadzieję, że wyjdziemy z tego jako branża silniejsi i z większą rezerwą będziemy przyjmować to, że jeśli dziś jest dobrze, to jutro też będzie dobrze. Oprócz normalnych, cyklicznych zmian, trzeba mieć świadomość nieprzewidywalności zdarzeń, tego, że wśród białych łabędzi może pojawić się jakiś czarny.

Jakie plany i priorytety ma obecnie Grupa Impress, jeśli chodzi o prezentacje dla klientów, czy udział w tegorocznych targach?

Jako firma traktujemy priorytetowo zdrowie klientów i pracowników. Ono jest dla nas najważniejsze, dlatego respektujemy wprowadzane ograniczenia. Nie będę ukrywał, że przygotowujemy kilka niespodzianek, ale nie chcę zdradzać żadnych tajemnic. Wierzę, że koncepcja którą zaprezentujemy spotka się z uznaniem klientów. Oczywiście, jeżeli pojawi się możliwość osobistych spotkań na targach, na pewno tam będziemy, obojętnie czy ze stoiskiem, czy też jako odwiedzający, żeby towarzyszyć naszym odbiorcom. W tej chwili przygotowujemy się głównie do imprez targowych online. Pomaga nam w tym technologia, a jak wiemy sytuacja wymaga by być innowacyjnym i dostosować się do tych możliwości, które mamy na ten moment. Cały czas marzymy o tym, by powróciły targi, na których będziemy mogli się spotkać. Jednak dopóki nie będzie potwierdzenia, że targi wchodzą w tę nową erę i będziemy mogli uczestniczyć w nich osobiście, to koncentrujemy się na zastąpieniu tego dobrym serwisem online. Zdecydowaliśmy się na przedstawienie naszych możliwości w formie cyfrowej. Oczywiście tam, gdzie tylko jest to możliwe, odwiedzamy klientów, a takich możliwości na szczęście ciągle jest wiele.

Rzeczywiście, wszystkim nam najbardziej brakuje spotkań, bezpośrednich kontaktów. Czy na Twojej drodze zawodowej stanął taki człowiek, który do tej pory jest dla Ciebie inspirujący, ktoś niezwykle ważny dla rozwoju Twojej kariery?

Na początku mojej pracy bardzo ważne dla mnie były spotkania, które pomogły mi w starcie, z osobami, które przyjęły mnie do branży: z Ingvarem Kampradem, Ullrichem Penndorfem, Janem Kowalskim, Ryszardem Słotwińskim, Mariolą Wegner, Romanem Jańczakiem, Janem Szynaką czy Leszkiem Wójcikiem. Mógłbym wymienić jeszcze wiele nazwisk i przepraszam, że wybrałem tych klika, ale spotkania z tymi osobami wpłynęły na mnie najbardziej. Zawsze przy takim wymienianiu ktoś może poczuć się pominięty. Część z tych osób spotykam nadal, części nie ma już z nami, ale to te osoby wpłynęły na mnie najmocniej, jak również na moją pracę.

Czego nauczyła Cię praca w tej branży? A czego ostatni rok, który z pewnością zredefiniował Twoją rzeczywistość, zmienił spojrzenie na branżę, na pracę, ale i relacje z bliskimi? Co dobrego z tego roku w Tobie pozostanie?

Najważniejsze czego nauczyła mnie praca w tej branży to poczucie wspólnoty i budowanie długotrwałych relacji, bez względu na to, w której firmie się pracuje. Bardzo się ucieszyłem z ostatniej okładki BIZNES.meble.pl, na której jest zdjęcie Jurka Szejwiana, z którym współpracowaliśmy w pierwszych latach istnienia zakładu w Ełku – razem z Wojtkiem Kujawskim, wspomnianym Jurkiem Szejwianem, jego żoną Olgą. Uważam, że to olbrzymi sukces, że Jurek doszedł do stanowiska prezesa w firmie Schattdecor Polska.

Nasza branża jest mimo wszystko kompaktowa i z upływem lat poczucie wspólnoty uświadomiło mi, jak ważna dla rozwoju jest właściwa relacja między pracą, a życiem prywatnym. Na początku swojej kariery byłem ponad 200 dni w roku w podróży. Teraz, korzystając z częstszego niż do tej pory przebywania w domu, staram się więcej czasu po pracy poświęcać rodzinie.

Home office ma też jasną stronę. Praca w takim właśnie trybie, właściwie praca zdalna, była czymś od czego, można powiedzieć, że zaczynałem, a teraz do tego wróciłem, więc z mojego punktu widzenia nie jest to jakimś szczególnym ograniczeniem.

Praca zdalna wtedy, a teraz, to jednak dwie różne kwestie…

Zgadza się. Wtedy ta praca zdalna była pracą zdalną w stosunku do pracodawcy – centrali w Niemczech, to bardziej na tym polegało, natomiast nie było tych ograniczeń jeśli chodzi o wyjazdy. To było to, co najbardziej kocham, czyli kilka godzin, czy kilka dni za biurkiem, a później zmiana – kilka godzin, czy dni, a raczej na pewno dni, za kierownicą i u klientów, na spotkaniach, na rozmowach. To był zdrowy mix, w tej chwili bardzo mi tego brakuje, bo te proporcje zostały mocno zaburzone.

To, co określasz jako zdrowy mix, ja nazywam różnorodnością i myślę, że ona też działa w naszej branży jak magnes.

Też uważam, że nasza branża oferuje różnorodność, zwłaszcza w czasach pozacovidowych. Daje olbrzymie możliwości i pozwala zapomnieć o monotonii. W tej chwili mamy to szczęście, że jako branża radzimy sobie świetnie. Oczywiście pomaga nam rynek. Okazuje się, że naszą konkurencją jest obecnie turystyka. Na pewno jeszcze nie teraz, ale w momencie, gdy będą luzowane restrykcje, środki na cele remontowe, czy wymianę mebli, mogą być przeznaczane na wyjazdy. To jest coś, co zapewne spowoduje, że w branży zmniejszy się obrót, który jest w tej chwili na niespodziewanie wysokim poziomie.

ROZMAWIAŁA: Anna Szypulska

Wyniki plebiscytu Człowiek Dekady BIZNES.meble.pl możesz poznać tutaj: Adam i Jerzy Krzanowscy: zwycięzcy plebiscytu Człowiek Dekady

Wywiad opublikowany został w miesięczniku BIZNES.meble.pl, nr 4/2021