Branża

Sowieckie zegarki chodzą najszybciej

Ryszard Rychlik z projektantem kolekcji „Pelikan” Przemysławem Mac Stopą, nagroda Red Dot Award 2015.

Sowieckie zegarki chodzą najszybciej

Rozmowa z Ryszardem Rychlikiem, współzałożycielem i wieloletnim prezesem Zarządu firmy Profim.

Reklama
Banner All4Wood 2024 - 750x100

Rozmowa opublikowana została w książce „Wizjonerzy i biznesmeni” (t. 2), wydanej przez Wydawnictwo meble.pl w 2018 r. Poniżej trzeci rozdział tego wywiadu. Drugi rozdział można przeczytać tutaj: Trzynasta księga pana Tadeusza

Przyznam szczerze, że nie rozumiem: krytykuje Pan PRL-owską rzeczywistość, a jednocześnie uważa się Pan za dziecko epoki Gierka; mówi Pan o politycznym dojrzewaniu, dodając, że ukształtowała Pana wymiana studentów do ZSRR…

Po  trzecim i po czwartym roku wyjeżdżaliśmy do ZSRR na wymianę studentów, razem z ludźmi z Uniwersytetu Wrocławskiego. I ci ludzie z Uniwerku bardzo dużo nam dali, ponieważ oni znakomicie znali historię. Ja wówczas po raz pierwszy dowiedziałem się i o Katyniu, i o wielu, wielu rzeczach, o których nie miałem pojęcia. Powiem szczerze, że wtedy otworzyły mi się oczy. Bo wśród tych ludzi był na przykład kolega, którego dziadek zginął w Katyniu. Był człowiek z historii, bardzo dobry, który prowadził nam edukację historyczną.

Student?

Tak, student. Pamiętam, że któregoś razu po pracy mieliśmy mieć wywiad w telewizji o przyjaźni polsko-radzieckiej, jak to fajnie jest u nich. Ale ponieważ w trakcie pobytu zaczęliśmy coraz częściej śpiewać piosenki Wysockiego, Okudżawy i inne, które im się niespecjalnie podobały – a oni mieli najwyraźniej pełno szpicli w tej naszej grupie – to jak doszło już do nagrania, wytypowali trzech czy czterech z nas, w tym mnie, mówiąc, że nie mamy wstępu do studia telewizyjnego.

Czyli wszyscy pozostali mogli wejść na nagranie, tylko nie ta trójka-czwórka?

Tak. Ale cała grupa się zbuntowała i powiedziała, że bez nas nie wchodzą. Widzi Pan, ja wtedy, na tych wyjazdach stałem się – nie powiem, że opozycjonistą – raczej człowiekiem, który zaczął inaczej patrzeć na pewne rzeczy. Natomiast w tym, co powiedziałem, że byłem dzieckiem epoki gierkowskiej, nie chodziło mi, że uwierzyłem w propagandę, tylko o to, że ja byłem człowiekiem ambitnym i – tak mi się wydaje – prawym. Uważałem, że jeżeli skończyłem studia, to powinienem robić to, do czego byłem przygotowany. Jeżeli pracuję, to pracuję jak najlepiej. Owszem, system nie jest taki, jaki bym chciał, ale co miałem robić? Wysadzać w powietrze ośrodki obliczeniowe? Ja dlatego się buntowałem, bo chciałem pracować w zawodzie, do którego przygotowała mnie uczelnia, a państwo mi to uniemożliwiało.

A proszę powiedzieć, na czym polegała ta wymiana  studentów do ZSRR?

Byliśmy na przykład na praktyce w Kijowie, w zakładzie produkującym komputery. Oni się nawet specjalnie nie kryli z tym, że to były kopie IBM-ów, że Riady i cała ta architektura była skopiowana. Myśmy musieli po czwartym roku odbyć praktykę i najlepsi studenci zostali skierowani właśnie tam. Przy okazji zwiedziłem wtedy i Leningrad, i Moskwę, tak że wtedy znałem lepiej topografię ulic i zabytki tych miast niż Warszawy, bo – przy okazji praktyki – spędziliśmy tam dużo czasu.

Jak wspomina Pan gospodarzy tych wyjazdów?

Pierwszy wyjazd, po trzecim roku, był do Zaporoża i tam pracowaliśmy na budowie: robiliśmy szalunki i takie tam rzeczy. Rosjanie, z którymi tam się stykaliśmy – szalenie sympatyczni skądinąd ludzie – uważali, że oni robią wszystko najlepiej na świecie. Wszystko. Nie ma samochodów lepszych niż rosyjskie, nie ma… Jedno co przyznawali, to to, że szwajcarskie zegarki są trochę lepsze niż ich.

A to dziwne, bo jak wiadomo z propagandowych przekazów sowieckie zegarki chodziły najszybciej.

No tak, tak, ale traktujmy to raczej w kategoriach kawału. Ja pamiętam, że zażartowałem z tych zegarków i powiedziałem do tych naszych Rosjan, że w Polsce i na świecie nosi się zegarki nie na ręku, ale na szyi. Jeden Rosjanin nie odzywał się ani słowem, ale następnego dnia, rano przyszedł do mnie i pyta: U tiebia jest takije czasy? Dawaj, budiem mieniat.

Żartuje Pan. Uwierzył Panu?

Tak, przemyślał przez noc i doszedł do wniosku, że chciałby taki zegarek zobaczyć i mieć. Śmialiśmy się wtedy do rozpuku, że zajęło mu to całą noc, ale jednak była pokusa, żeby spróbować tego czegoś niby lepszego. Oczywiście takiego zegarka nie miałem.

ROZMAWIAŁ: Marek Hryniewicki

Ciąg dalszy wywiadu z Ryszardem Rychlikiem w rozdziale: Między Ostrowcem a Skarżyskiem