Branża

Rok obowiązywania moratorium to rok strat i chaosu

Natalia Wysocka, liderka Protestu Branży Drzewnej.

Rok obowiązywania moratorium to rok strat i chaosu

Natalia Wysocka, liderka Protestu Branży Drzewnej o Proteście Branży Drzewnej i aktualnej sytuacji w sektorze drzewnym, konsekwencjach wprowadzenie moratorium na pozyskanie drewna, a także ochronie lasów.

Czym jest, kiedy i dlaczego powstał Protest Branży Drzewnej?

Reklama
Banner reklamowy reklamuj się w BIZNES.meble.pl listopad 2024 750x200

Protest Branży Drzewnej powstał na początku 2024 r. w reakcji na wprowadzenie moratorium na wycinkę lasów. Lasów, które nazwano „najcenniejszymi przyrodniczo”. Problem w tym, że to pojęcie nie ma żadnej formalnej definicji. Nikt nie przedstawił jasnych kryteriów, na podstawie których wytypowano konkretne obszary. Decyzja ta objęła 100 tys. hektarów lasów w Polsce z których ponad połowa jest w woj. podlaskim. Wnioskujemy więc, że lokalizacja wyłączeń została wybrana na „chybił trafił” – wylosowało im się Podlasie i tyle. No chyba, że celowo wybrano jeden z najbiedniejszych regionów w Polsce.

Ministerstwo podjęło decyzję nagle, nie przejmując się ani konsultacjami społecznymi, ani skutkami gospodarczymi, przy okazji pomijając całą procedurę ustawodawczą, ale przecież kto by się tym przejmował? Najwyraźniej w Ministerstwie Klimatu uznano, że cały proces legislacyjny to zbędna biurokracja i szybciej będzie po prostu przyklepać moratorium jednym podpisem.

Gdyby rzeczywiście chodziło o ochronę przyrody, sprawa wyglądałaby zupełnie inaczej. Przede wszystkim, ochrona przyrody wymaga planowania, wiedzy i rozmów z ekspertami, leśnikami i naukowcami, którzy potrafią ocenić, które lasy wymagają ochrony i jak najlepiej to zrobić. Zamiast tego mamy chaotyczne i szkodliwe decyzje polityczne, podejmowane na szybko.

Decyzje, o czym już Pani wspomniała, dotyczące w większości lasów zlokalizowanych na Podlasiu. Podlasie to specyficzny region, w którym nie ma dużego przemysłu…

Podlasie to region, w którym gospodarka leśna jest fundamentem wielu rodzinnych firm, tartaków i zakładów usług leśnych. A decyzje o „ochronie” podejmują osoby z Warszawy i innych wielkich miast, które nagle stwierdziły, że będą „ratować” lasy Podlasia – te same lasy, które od pokoleń są użytkowane, odnawiane i zarządzane przez lokalnych leśników i przedsiębiorców. To my dbaliśmy o te lasy, to my zapewnialiśmy im trwałość, to dzięki naszej pracy są w tak dobrym stanie.

A teraz przychodzą „wielcy obrońcy”, którzy nie rozróżniają sosny od świerka, ale chcą nam mówić, co możemy robić, a czego nie. Nie przeprowadzili żadnych analiz, nie sprawdzili, jakie gatunki rzeczywiście wymagają ochrony, nie ocenili konsekwencji swojej decyzji. Po prostu postanowili, że Podlasie będzie poligonem dla ich eksperymentów. Tylko że my nie jesteśmy królikiem doświadczalnym. Jesteśmy karani za to, że nasza praca przyniosła tak dobre efekty. Najwidoczniej nasze lasy stały się zbyt cenne…

Czy Protest Branży Drzewnej jest w jakiś sposób sformalizowany (np. jako stowarzyszenie), czy też jest to ciało zupełnie nieformalne?

Protest Branży Drzewnej narodził się spontanicznie w odpowiedzi na wprowadzone nagle moratorium. To oddolna inicjatywa, w wyniku której zrzeszamy głównie podlaskich przedsiębiorców – właścicieli tartaków, transportowców, zakładów usług leśnych, firm zajmujących się przetwórstwem drewna i wszystkich innych podmiotów, których dotknęło moratorium. Obecnie jesteśmy w trakcie przygotowań do rejestracji stowarzyszenia. Na początku działaliśmy jako luźna grupa ludzi połączonych wspólnym celem. Teraz, widząc skalę problemu i rosnące zainteresowanie naszym protestem, formalizujemy nasze działania, aby walczyć mądrzej i skuteczniej, a stowarzyszenie daje nam większe możliwości działania i sprawia, że nikt nie będzie mógł udawać, że nasz protest to tylko chwilowe niezadowolenie.

Jak liczny jest Protest Branży Drzewnej? Kogo skupia (czy tylko firmy, czy też np. samorządy lub inne organizacje). Czy ma jakieś władze (np. zarząd)?

Protest Branży Drzewnej to nie tylko lokalna inicjatywa – to ruch, który zyskał poparcie w całej Polsce. Lokalnie skupiamy kilkadziesiąt przedsiębiorstw bezpośrednio i pośrednio związanych z branżą leśno-drzewną, które dotknęła nagła i szkodliwa decyzja Ministerstwa Klimatu. Ale nasz protest nie zatrzymał się tylko na Podlasiu. Wspierają nas ludzie z całego kraju, którzy udostępniają nasze treści.

Bardzo często dostajemy wiadomości od osób z różnych części Polski, którzy dziękują nam za naszą działalność, która nabrała tempa głównie dzięki internetowi. Zaczęłam nagrywać TikToki o moratorium i samej gospodarce leśnej, które zdobyły popularność i pomogły nam dotrzeć do szerszej publiczności, a osoba profesjonalnie wspierająca nas w komunikacji z kolei świetnie opisuje i podsumowuje aktualną sytuację w postach na Facebooku. Obecni jesteśmy także na Instagramie i LinkedInie.

Popierają nas również pracownicy Lasów Państwowych, choć nieoficjalnie – rzecz jasna. Ministerstwo Klimatu odebrało im autonomię, a klimat strachu sprawia, że nikt nie chce wychylać się publicznie. W końcu dwóch dyrektorów regionalnych zostało już odwołanych. Każdy boi się o swoją posadę.

Jeśli chodzi o zarząd Protestu, nie mamy klasycznej struktury organizacyjnej, ale działa u nas kilku-kilkunastu liderów. To właśnie my reprezentujemy Protest w mediach, organizujemy działania, spotykamy się z politykami i decydujemy o kolejnych krokach. Działamy wspólnie.

Od wprowadzenia przez Rząd moratorium na pozyskanie drewna na wybranych terenach minął już ponad rok. Czy mogłaby Pani podsumować, jakie były konsekwencje tej decyzji dla sektora drzewnego?

Podsumowanie mogłoby brzmieć: moratorium miało chronić lasy, ale w praktyce jedynie osłabia gospodarkę. To rok strat i chaosu.

Brak lokalnego surowca oznacza, że przedsiębiorcy muszą po niego jeździć czasem kilkaset kilometrów, albo sprowadzać go z zagranicy. To naprawdę zabawne – mamy pod nosem lasy, które do tej pory były zarządzane wzorowo, z poszanowaniem przyrody, a teraz minister Dorożała wraz z aktywistami ekologicznymi zmuszają nas do kupowania drewna z krajów, gdzie o zrównoważonej gospodarce leśnej nikt nawet nie słyszał. Większy import drewna to również większy ślad węglowy. Pod pretekstem ochrony przyrody wprowadza się rozwiązania, które sprawiają, że transportujemy drewno przez pół Europy, zamiast korzystać z surowca rosnącego u nas. Gdzie tu logika?

Z kolei zakłady usług leśnych stanęły na skraju bankructwa. Dochody ZUL-i, które wygrały przetargi drastycznie spadły, a wiele firm straciło całkowicie pracę na rok 2025. Mniej drewna do pozyskania to mniej pracy. ZUL-owcy, żeby przetrwać, zaczęli walczyć między sobą na głodowych stawkach, byle tylko załapać się na jakiekolwiek zlecenia. Lata inwestowania w przedsiębiorstwa zostały przekreślone jednym podpisem, a w całej branży posypały się zwolnienia.

Lasy Państwowe również odczuwają skutki tej decyzji. Ich głównym źródłem dochodu jest sprzedaż drewna – teraz, gdy nie mogą prowadzić pozyskania, nie mają pieniędzy na prowadzenie działań ochronnych i pielęgnacyjnych.

Jeśli to jest sposób rządu na ochronę przyrody, to może powinniśmy się zacząć martwić, co jeszcze zamierzają „uratować” – bo przy takim podejściu długo nic nie zostanie.

Moratorium oprotestowały m.in. sektory: drzewny, meblarski, papierniczy. Z drugiej strony bez entuzjazmu przyjęły je organizacje ekologiczne, które z pozyskania drewna chciałyby wyłączyć jeszcze więcej lasów. Czy widzi Pani w ogóle jakieś szanse na rozmowy z ekologami i jakiś kompromis?

Mam wrażenie, że ci ludzie nie zdają sobie sprawy, że sami codziennie korzystają z drewna i papieru. Chcieliby wyłączyć kolejne lasy z użytkowania, ale nie zastanawiają się, czym to się skończy. Bez cięć sanitarnych grzyby i pasożyty błyskawicznie niszczą drzewostany. W efekcie drzewa gniją, zamiast zostać wykorzystane – a przecież drewno to najbardziej ekologiczny surowiec, jaki mamy. Wszystkim nam zależy na ochronie środowiska, ale to trzeba robić rozważnie. Nasza gospodarka leśna działa świetnie, jest wzorem w Europie. A tak nagłych zmian nie można wprowadzać z dnia na dzień, i to bez żadnego planu.

Czy jest szansa na kompromis? Trudno powiedzieć, bo aktywiści nie chcą dyskusji – chcą narzucać swoje wizje. Już teraz zajmują kluczowe stanowiska w Ministerstwie Klimatu i RDOŚ-ach, więc nie muszą już protestować – teraz po prostu wydają decyzje.

Co więcej, niedawno wyszło na jaw, że UE płaciła aktywistom za lobbowanie posłów Parlamentu Europejskiego w sprawie Zielonego Ładu. Wśród lobbystów były także polskie organizacje „ekologiczne”. To utwierdza nas w przekonaniu, że nie chodzi tu o żadną ochronę przyrody – to polityczna gra, w której lasy są tylko narzędziem do realizacji interesów.

Ale my nie przestaniemy mówić o faktach, bo to nie ideologia powinna decydować o przyszłości polskich lasów.

Przeciętny Polak chyba niespecjalnie zna cały kontekst związany z moratorium. Raczej otrzymuje krótki komunikat: oto drzewiarze chcą wycinać polskie lasy, a ekolodzy chcą je chronić. To jednak nie jest zgodne z faktami…

Dokładnie, rzeczywistość jest o wiele bardziej skomplikowana niż prosty podział na złych leśników i drzewiarzy oraz wielkodusznych aktywistów. Lasy gospodarcze to przestrzeń dla ludzi i zwierząt – i to właśnie dzięki pracy leśników możemy w nich swobodnie spacerować, zbierać grzyby i jagody. To tutaj sarny, jelenie i łosie znajdują najlepsze warunki do życia, bo mają dostęp do młodych liści i kory, za to w rezerwatach nie dość, że nie mają bazy pokarmowej, to jeszcze nie mogą się poruszać, ponieważ na ostrych krzewach, gałęziach i powalonych pniach ranią sobie nogi, albo co gorsza – je łamią. Tak więc rezerwaty to martwa i uboga biologicznie strefa.

Gospodarka leśna nie oznacza wycinania bez kontroli – wszystko odbywa się na podstawie Planów Urządzania Lasu, które regulują gospodarkę na 10 lat do przodu. A jedną z najważniejszych zasad w PUL-ach jest to, że pozyskanie MUSI być mniejsze niż przyrost. Dzięki temu mamy gwarancję, że lasów nam nie ubywa, tylko przybywa. Leśnicy poprzez zabiegi pielęgnacyjne sterują konkurencją – wspierają gatunki rzadsze, które w naturalnych warunkach zostałyby wyparte przez pospolitą roślinność. Bez tej ingerencji lasy stałyby się jednorodne i ubogie w bioróżnorodność – zdominowane przez najszybciej rosnące, ekspansywne gatunki, które tłumią rozwój bardziej wymagających roślin. To właśnie mądra gospodarka leśna sprawia, że nasze lasy są tak różnorodne i bogate. Bez niej szybko zamieniłyby się w gęste zarośla, a wiele cennych gatunków roślin i zwierząt po prostu by z nich zniknęło.

Moratorium z założenia miało chronić polskie lasy…

Moratorium nie chroni niczego – nie ustanowiono nawet obiektu ochrony. Nie wiadomo, czy chodzi o drzewostany, czy o naturalne procesy. Wiemy, jak lasy objęte moratorium będą wyglądać za kilkanaście lat, bo obserwujemy to w rezerwatach, które kiedyś były lasami gospodarczymi. Trzeba będzie zamknąć je dla ludzi, bo przewracające się drzewa będą stanowić zagrożenie. Gdy drzewa zaczną masowo zamierać, ich martwe pnie zajmą ogromną powierzchnię gleby – nie będzie miejsca na nowe pokolenie drzew, a odnowienie ograniczy się do krzewów i nielicznych, słabych siewek. Dokładnie to obserwujemy w Puszczy Białowieskiej – tam, gdzie kiedyś rósł zdrowy las gospodarczy, teraz leży masa martwego drewna, a odnowienia, z którego mógłby powstać prawdziwy las, praktycznie nie ma. Aktywiści blokowali usuwanie drzew porażonych przez kornika i w efekcie straciliśmy ogromne połacie lasu. Można było wyciąć kilkanaście drzew, by ocalić cały ekosystem, ale ideologia zwyciężyła nad rozsądkiem.

Rozpad drzewostanów iglastych to także ogromne ryzyko pożaru. Martwe, suche świerki w końcu staną się idealnym paliwem. W przyrodzie ten proces zawsze kończy się tak samo – gdy zbierze się wystarczająca ilość suchej biomasy, wystarczy iskra.

Wstrzymanie prac leśnych nie zwiększa bioróżnorodności – wręcz przeciwnie, prowadzi do jej zubożenia i degradacji ekosystemu. To leśnicy naprawdę chronią lasy.

W sprawie moratorium odbyły się – już po jego wprowadzeniu – konsultacje społeczne. Zdecydowana większość uczestników powiedziała „nie” moratorium. Domyślam się, że Ministerstwo Klimatu i Środowiska poznało wyniki konsultacji, ale czy w jakikolwiek sposób się do nich odniosło?

Konsultacje odbyły się w czterech dyrekcjach Lasów Państwowych, na terenie których wprowadzono moratorium. Wyniki były jednoznaczne – aż 90% uczestników opowiedziało się przeciwko moratorium. Społeczeństwo jasno dało do zrozumienia, że nie chce tej decyzji, ale Ministerstwo Klimatu i Środowiska miało inne oczekiwania.

Ministerstwo najwyraźniej liczyło na inny wynik, więc kiedy rzeczywistość okazała się niewygodna, postanowiło udawać, że konsultacje się nie odbyły. Minister Hennig-Kloska nazwała je wręcz „plebiscytem”, co doskonale pokazuje, jak rządzący traktują zdanie obywateli – jeśli im pasuje, to się na nie powołują, a jeśli nie, to po prostu je lekceważą. Wynik był niewygodny, więc po prostu uznali, że nie ma znaczenia.

Protest Branży Drzewnej brał udział – już po tych konsultacjach – w posiedzeniu sejmowej Komisji Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa. Czy coś z tego uczestnictwa wynikło?

Wynikło tyle, że członkowie partii Polska 2050, do której należy Ministerstwo Klimatu, nie mają argumentów, aby się bronić. Tak jak mówiłam – 90% społeczeństwa sprzeciwiło się moratorium, a zamiast rzeczowej dyskusji zaczęto nas nazywać trollami i spamem.

Konsultacje społeczne, w których jasno pokazano, że moratorium nie ma poparcia, porównano do wyborów na Białorusi. Zamiast słuchać głosu ludzi, rządzący postanowili go zignorować. Jestem wstrząśnięta, że demokratyczne państwo może funkcjonować w ten sposób – że kiedy wynik nie pasuje do założonej narracji, po prostu uznaje się go za nieważny.

My nie przyszliśmy tam walczyć politycznie – chcieliśmy jedynie bronić naszego regionu i tysięcy miejsc pracy przed absurdalnymi decyzjami. Zamiast otwartej debaty otrzymaliśmy lekceważenie i próby ośmieszenia naszego Protestu.

Pod koniec października ubiegłego roku przeciwko moratorium wypowiedział się także Sejmik Województwa Podlaskiego. Rozumiem, że ministerstwo przeszło do porządku dziennego także wobec tego faktu?…

Dokładnie tak. Sejmik Województwa Podlaskiego jasno sprzeciwił się moratorium – wynik głosowania to 27:1. Jedynie pan Nazarko, oczywiście wiadomo z jakiej partii, zagłosował inaczej. Cała reszta, niezależnie od przynależności politycznej – czy to z opozycji, czy z koalicji rządzącej – przemówiła jednym głosem: moratorium to zła decyzja. A ministerstwo? Zignorowało ten wynik tak samo, jak konsultacje społeczne i głos branży drzewnej.

Na wzór Sejmiku, również gminy z terenów objętych moratorium zaczęły podejmować uchwały wyrażające sprzeciw wobec tej decyzji. Lokalne samorządy chciały pokazać, że moratorium uderza w mieszkańców i lokalną gospodarkę. Ale ministerstwo, kiedy rzeczywistość nie pasuje do jego narracji, po prostu udaje, że jej nie ma. To pokazuje, że ta decyzja nigdy nie miała nic wspólnego ani z dialogiem, ani z rzeczywistą ochroną przyrody.

Czy Protest Branży Drzewnej uczestniczył w Ogólnopolskiej Naradzie o Lasach?

Nie, nie uczestniczyliśmy, bo nas po prostu nie zaproszono.

Nikt z woj. podlaskiego, nikt reprezentujący przedsiębiorców z regionu, który najmocniej ucierpiał przez moratorium, nie dostał możliwości zabrania głosu. ONOL wcale nie była otwartą debatą – zaproszono tylko tych, którzy pasowali do narracji ministerstwa. Co więcej, jeden z naszych liderów miał zakaz wejścia, nałożony bezpośrednio przez ministra. Powód? Zawsze, gdy zabierał głos, mówił konkretnie, rzeczowo i przedstawiał fakty. Mówił prawdę, a prawda w tej sprawie jest niewygodna dla MKiŚ.

Jest Pani zawodowo, ale i rodzinnie związana z branżą drzewną. Jaką widzi Pani przed nią przyszłość?

Rodzinnie – tak, ponieważ moi rodzice to ZUL-owcy. Zawodowo – nie do końca. Jestem po studiach inżynierskich na kierunku leśnictwo i obecnie piszę pracę magisterską. Nie pracuję w zawodzie, choć wiele osób myśli, że jestem związana z Lasami Państwowymi – pewnie dlatego, że bronię dobrego imienia polskiej gospodarki leśnej.

ZOBACZ TAKŻE: Rok od moratorium: branża drzewna walczy o przetrwanie

A jak widzę przyszłość branży? Szczerze mówiąc – nie wiem. Na razie wszystko idzie w złą stronę. Decyzje ministerstwa destabilizują rynek, zmuszają firmy do walki o przetrwanie, a Polska traci kontrolę nad własnym surowcem. Jeśli ta polityka się nie zmieni, zamiast silnej branży drzewnej będziemy mieli drogi import, zamykające się biznesy, a kraj będzie biednieć, bo trudno rozwijać gospodarkę, kiedy rząd świadomie podcina gałąź, na której siedzimy.

Dziękuję za rozmowę.

ROZMAWIAŁ: Marek Hryniewicki,