Branża

Ratunek w hiperinflacji

Leszek Wójcik – pierwsze meble kuchenne, 1988 r.

Ratunek w hiperinflacji

Rozmowa z Leszkiem Wójcikiem, właścicielem Fabryki Mebli Stolpłyt, Wójcik Fabryki Mebli i Żuławskiej Fabryki Mebli, właścicielem marki Meble Wójcik.

Reklama
Banner All4Wood 2024 - 750x100

Rozmowa opublikowana została w książce „Wizjonerzy i biznesmeni” (t. 1), wydanym przez Wydawnictwo meble.pl w 2015 r. Poniżej piąty rozdział tego wywiadu. Czwarty rozdział można przeczytać tutaj: Zakład na polu kapusty

Pamiętasz inflację na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych?

Pamiętam, że była ogromna, ale ile konkretnie wynosiła – nie pamiętam.

W 1990 roku sięgała sześciuset procent. Mocno dało Ci się to we znaki?

I widzisz, to jest bardzo dobre pytanie. Wiesz, że to mnie uratowało.

Żartujesz. Uratowała Cię hiperinflacja? W jaki sposób?

Tak było. Dlatego, że ja nie miałem ani złotówki w kieszeni, wszystko miałem w materiałach i w maszynach – jakie by nie były, ale już były – i wtedy dostałem niesamowitego kopa, od razu ruszyłem. Niektórzy ludzie wtedy potracili, a myśmy zaczęli od razu ostro iść do przodu. Tempo ogromne. Jak ja bym został z pieniędzmi i zżarłaby mi je inflacja, to bym nic nie zbudował, bo bym nie miał pieniędzy, a ja przecież za swoje budowałem cały czas.

Kredytów nie brałeś, bałeś się?

Bałem się. Kiedyś, za komuny ciężko było je dostać. Później można było brać, ale bardzo duże były odsetki.

I na tych odsetkach niektórzy się zdrowo przejechali.

A ja właśnie: zero kredytu, budowałem za własne i to mi dało dużego kopa. Wszystko miałem w inwestycjach, zresztą tak jak dzisiaj, też wszystko mam w inwestycjach. Mi się wydaje, że ten pierwszy rok był najważniejszy dla zbudowania tego wszystkiego. To był okres takiego hartowania się, bo już później, to ja świadomie wszystko robiłem, wiedziałem już, co zrobić.

Powiedziałeś, że ze zbytem – jeśli chodzi o Wschód – nie miałeś w latach dziewięćdziesiątych poważniejszych problemów. A jak radziłeś sobie wtedy w kraju. Wspominałeś wcześniej o sklepie w Ełku.

Wtedy w kraju były tylko targowiska i małe sklepy prywatne, takie jak ja miałem w Ełku. Przy czym ja ten sklep oddałem komuś innemu, ale nadal woziłem tam meble. Tylko że wtedy ja już robiłem się stricte producentem.

Zakład stolarski Leszka Wójcika – montaż mebli do paczek, 1988 r.
Zakład stolarski Leszka Wójcika – montaż mebli do paczek, 1988 r.

Ale ciągle jeszcze też woziłeś meble po targowiskach?

Tak, woziłem, jeszcze może z rok, może ze dwa lata. Jak tam się jechało z meblami, to stało się dzień-dwa, jedną noc się przespało, a w kolejny dzień wracało. Marzłem w tym moim starze okrutnie. Jeden kolega zaczadził się, bo sobie włączył kuchenkę gazową. Zresztą powroty z kasą, bo przecież płatności były gotówkowe, też były ryzykowne.

A wtedy sprzedawaliście jeszcze meble gotowe czy już w paczkach?

Gotowe, tak. W paczkach – to później.

I sprzedawaliście je tutaj, w regionie?

W regionie, ale mnie też cały czas ciągnęło na wschodnie tereny Polski. I jak zaczęły tam powstawać sklepy meblowe, to mi się to podobało, że ja do tych sklepów stawiałem meble i nie musiałem stać na targu. Tylko wiesz co, oni nie byli jeszcze tacy mocni, oni się zwijali, otwierali, zamykali, uciekali, nie płacili na czas albo wcale. Niektórzy nie mieli jeszcze kasy, inni się zachłysnęli kasą. W taki sposób odeszło mi zaufanie do rynku polskiego i mocno wtedy ruszyłem z eksportem na Wschód.

Powiedz, a dużo było takich przypadków, że Ci nie zapłacili na czas albo nie zapłacili w ogóle?

Dużo. Bardzo dużo.

Targi meblowe w Poznaniu – Leszek Wójcik z synem Piotrem, 1994 r.
Targi meblowe w Poznaniu – Leszek Wójcik z synem Piotrem, 1994 r.

Wiesz, zaciekawiły mnie te małe, prywatne sklepy, o których wspomniałeś przed momentem. Powiedz, czy woziłeś im gotowe meble w ciemno, czy może najpierw zawoziłeś jakieś swoje foldery, katalogi, zdjęcia?

Tam się jeździło i robiło rekonesans, mówiło się, że ma się takie to a takie meble. Żadnych folderów czy katalogów wtedy jeszcze nie miałem, woziłem natomiast plik zdjęć swoich mebli. Kiedyś byłem na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie, a ja nie dawałem tam swoich mebli, ale przyjeżdżam, patrzę: stoją moje meble, u mnie zrobione.

Skąd się tam wzięły? Ktoś Cię podrobił?

Nie, po prostu u nas w tym czasie działało sporo różnych handlarzy. I to oni jeździli do Warszawy na to targowisko.

Jak rozumiem, mechanizm był następujący: taki handlarz – przykładowo – przyjechał do Ciebie, kupił pięć kompletów Twoich mebli i pojechał z nimi do Warszawy?

Wiesz, mnie tak naprawdę nie interesowało, gdzie on z tymi meblami pojedzie i gdzie sprzeda. Moje handlowe obowiązki przechodziły na tych handlarzy, ja mogłem zająć się tylko produkcją. To było dobre.

Czyli co, przyjechał jakimś starem czy czymś podobnym, z gotówką, zapłacił, wziął meble i pojechał? On zadowolony i Ty zadowolony.

To był fajny okres, bo ci handlarze mieli takie ssanie na dobre meble, że myśmy w ogóle nie zajmowali się wtedy jeżdżeniem. Z nimi było też dobrze dlatego, że oni nawet płytę nam przywozili.

No, ale chyba nie przywoził jej z targowiska?

No nie, nie. Niektórzy wyrobili sobie wejścia w takim na przykład Grajewie i odbierali od nas meble, a później jechali do Grajewa po płytę i przyjeżdżali do nas z płytą. Żeby powrót nie był pustym przelotem. Jak była dobra cena, to braliśmy. Też byłem zadowolony, bo czasami trudno było wtedy jeszcze załatwić płytę, bo nie było jeszcze takiej ilości. I ja tę płytę kroiłem…

Budowa domu mieszkalnego koło warsztatu stolarskiego Leszek Wójcik oraz wykonawca – Mieczysław Żak, 1996 r.
Budowa domu mieszkalnego koło warsztatu stolarskiego Leszek Wójcik oraz wykonawca – Mieczysław Żak, 1996 r.

A firma się rozwijała, czego dowodem było chociażby to, w jaki sposób zmieniała się jej nazwa: najpierw był to Warsztat Stolarski Leszek Wójcik, później Przedsiębiorstwo Produkcyjno-Handlowe Stolpłyt Leszek Wójcik, a później Fabryka Mebli Stolpłyt Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością.

Nazwa Stolpłyt powstała stąd, że kupiłem sobie prasę do oklejania płyt folią finish i chciałem, żeby w nazwie było i stolarstwo, i płyty. Początkowo to oklejanie płyt dobrze prosperowało, ale później, jak już fabryki miały więcej pras, to przestało nam się opłacać oklejanie.

To były prasy membranowe?

Tak, ale to były prasy przelotowe, nie na membranie. Membrana jest do krzywych rzeczy stosowana, a to były proste płyty: sto osiemdziesiąt na dwieście czterdzieści cztery – taki format się robiło.

Mówiłeś, że to był taki dobry biznes?

Dużą kasę na tym zarobiłem, bo to była dodatkowa produkcja. Później miałem taką produkcję mebli, że był problem z tym oklejaniem. Żona sprzedawała te płyty. Szuflady były pełne pieniędzy, bo przyjeżdżali – jeden za drugim, kupowali i płacili gotówką. Ale ja mówię: „Aniu, już nie sprzedawaj, bo nam już brakuje tej płyty”. No i skończyło się, i myśmy praktycznie oklejali już tylko dla siebie. Wtedy zaczęli też Rosjanie przyjeżdżać.

A Ty i firma Stolpłyt praktycznie zniknęliście z rynku polskiego. Dopiero w 2006 roku, gdy otwarta została Fabryka Mebli Wójcik, a dwa lata później  powstała marka Meble Wójcik, w jakimś stopniu z myślą o rynku polskim, zacząłeś stopniowo wracać na ten krajowy rynek.

Tak, od 2008 roku wracaliśmy na polski rynek z marką Meble Wójcik. Najpierw powoli, po trochu, ale później to poszło bardzo szybko.

ROZMAWIAŁ: Marek Hryniewicki

Ciąg dalszy wywiadu z Leszkiem Wójcikiem w rozdziale: „Leszek, pa pałam?”