Branża

Na początku był strach… i 500 pożyczonych marek niemieckich

Dariusz Wilk, prezes Zarządu firmy Bejot.

Na początku był strach… i 500 pożyczonych marek niemieckich

Dariusz Wilk, prezes Zarządu firmy Bejot, o historii i rozwoju firmy, dbałości o środowisko oraz targach Orgatec.

Historia firmy Bejot sięga początku lat 80. XX wieku, a jej rozwój jest dość spektakularny – z małego zakładu stolarskiego przekształciła się w dużego producenta krzeseł i foteli biurowych, obecnie jednego z większych w Polsce. Jakie czynniki zdecydowały o tym sukcesie?

Reklama
Banner All4Wood 2024 - 750x100

Na początku był strach, jak zapewnić rodzinie środki do życia. Klasyczna piramida Maslowa, w której najpierw trzeba zaspokoić podstawowe, niezbędne potrzeby. Później pojawiła się chęć pokonania wyzwań związanych z rozwojem rynków. Zaczęliśmy współpracę z projektantami, szukaliśmy odpowiedzi na potrzeby klientów i w efekcie zaczęliśmy produkować ciekawe wzorniczo formy.

Przełomowym momentem było nawiązanie współpracy z uniwersytetami. Dyskusje z kadrą naukową wiele nas nauczyły oraz wielokrotnie stanowiły źródło inspiracji. Moją ambicją stało się tworzenie rozwiązań, które miałyby naukowo potwierdzone podstawy. Byłem dumny, że nasze idee i produkty są z dużym zaciekawieniem przyjmowane przez rynki europejskie. Czułem satysfakcję, że nie jesteśmy odtwórcami, a tworzymy nowe koncepcje, równolegle do fali trendów.

W jednym z wywiadów powiedział Pan, że gdy w 1991 r. przejmował  zarządzanie firmą, włożył w nią „pomysł, zapał, pracę i 500 pożyczonych marek niemieckich”. Spodziewał się Pan wtedy, jak firma będzie wyglądała ponad ćwierć wieku później?

Nie, oczywiście nie spodziewałem się, że Bejot jako w 100% polska firma będzie kiedyś dorównywała fabrykom z Niemiec, Danii czy Włoch, z którymi współpracowałem na początku. Kiedyś mocno zazdrościłem im wszystkiego: budynków, maszyn, technologii, rynków zbytu itd. Dziś wiem, że marzenia się spełniły. Nasz sukces jest wynikiem ciężkiej pracy i niestrudzonego dążenia do wyznaczonych celów przez cały zespół Bejotu.

Jak już wspomniałem na początku, rodzina to ogromny czynnik motywujący. Na piątym roku studiów zostałem ojcem. Musiałem szybko zacząć zarabiać. Faktycznie, za pożyczone 500 niemieckich marek wyprodukowałem w wynajętej starej pieczarkarni pierwszą partię foteli – z giętych rur w czarnych kolorach. Niestety, wówczas tylko takich biurowych foteli potrzebował rynek.

Przez kilkanaście lat firma reinwestowała 100% własnych środków w nowe linie produkcyjne, logistykę, badania i rozwój. Ku mojej uciesze, w międzyczasie czerń przestała dominować. Dziś paleta kolorów i rodzajów stosowanych przez nas tkanin liczy sobie setki wzorów. Modułowe niskie siedziska do przestrzeni publicznych można układać w niezliczone kombinacje. Tworzą dla nas uznani projektanci z Polski, Niemiec, Włoch i Singapuru. Rozwiązania techniczne opracowujemy wespół z moją rodzimą uczelnią – Uniwersytetem Przyrodniczym w Poznaniu oraz z Akademią Górniczo-Hutniczą w Krakowie, a powstałe produkty testujemy w różnych laboratoriach badawczych.

Liczę się z tym, że nasz kraj nie wyznacza trendów w świecie mody czy designu. Dziś to domena Skandynawów, Francuzów, Włochów czy Hiszpanów. Niemniej, marzy mi się, by Polska wykreowała własną szkołę wzornictwa, rozpoznawalną i cenioną na świecie. Nasze wzornictwo przemysłowe dynamicznie się zmienia. Wyższe uczelnie i dobre grupy projektowe tworzą fantastyczne przedmioty. Bejot chce być częścią tego procesu.

W naszej najnowszej  „Złotej 200”, czyli zestawieniu największych producentów mebli w Polsce, Bejot zajął 115. miejsce. Tym samym zanotował wprawdzie spadek o 12 miejsc w porównaniu do poprzedniego zestawienia, ale też jednocześnie zwiększenie przychodów o ok. 5% (przychody firmy netto w 2016 r. wyniosły ok. 48,31 mln zł). Analizując jednak Państwa wyniki z ostatnich lat trzeba zauważyć, że firma sukcesywnie pnie się w górę – od roku 2012 praktycznie podwoiła nie tylko przychody, ale także zysk netto. Jaka jest Państwa recepta na tak dynamiczny, a jednocześnie stabilny wzrost?

Recepta – po poznańsku – jest tylko jedna: praca, praca i jeszcze raz praca. W dodatku z dużym zaangażowaniem. Siłą Bejotu jest połączenie wiedzy, wzornictwa i jakości. W tym tryptyku za wszystko odpowiadają ludzie – to zespół buduje sukces.

Od kilku lat dynamicznie zwiększamy udział eksportu w ogólnej sprzedaży. Obecnie co drugie nasze siedzisko trafia za granicę, w tym do krajów uważanych za ojczyzny ikon designu i funkcjonalności. Przełomem był duży, realizowany do dziś projekt dla duńskich szkół. Rząd Danii, poszukując sposobu na pobudzenie gospodarki, uznał, że warto postawić na odbudowę relacji w komunikacji zespołowej nastolatków. Kreatywność duńskiej młodzieży potraktowano jako czynnik stymulujący przyszłą gospodarkę. Zainwestowano ogromne kwoty w odpowiednie wyposażenie szkół, umożliwiające uczniom tworzenie zespołów, w których odbywałyby się werbalne dyskusje – bo to one są podstawą pracy zespołowej. Zasadą było przeciwstawienie się pladze komunikacji instrumentalnej. W wielu z tych szkół są właśnie nasze krzesła i siedziska. Dla Bejotu to była i nadal jest potężna inspiracja do zagłębienia się w zagadnienia związane z taką formą kreowania przestrzeni publicznych, w tym biur i szkół. Stale rozszerzamy wiedzę o budowaniu zespołów i pobudzaniu kreatywności. To zwiększa konkurencyjność naszych produktów poprzez wartości dodane i pozwala rozpowszechniać naszą wiedzę w Polsce i Europie.

Wiemy, że nasze produkty mogą konkurować z innymi na świecie. Dajemy sobie i produktom szansę, nie czekając na czasy, gdy etykieta „made in Poland” stanie się magnesem samym w sobie. Targi „Orgatec 2016” były dla nas potwierdzeniem, że wiedza o efektywnych formach wymiany informacji jest cenna. My, Polacy, zaskoczyliśmy naszych partnerów sposobem, w jaki zastosowaliśmy ją w praktyce.

Trzeba też uzbroić się w cierpliwość i walczyć o zaufanie klienta, a potem kolejnych, aż eksportowa „kula śniegowa” nabierze rozpędu. Dla tych, którzy się wahają, czy wejść na rynki zachodnie, mam jedną radę – po prostu to zróbcie.

Jakim przychodem zamknęli Państwo rok 2017? Czy był to dla Państwa dobry rok?

Sprzedaż wzrosła o ponad 30% licząc rok do roku. Rok 2017 zamknęliśmy wynikiem 64 mln zł.

Nawiążę jeszcze do wspomnianego rankingu producentów mebli, czyli „Złotej 200”. Obejmuje on wszystkich producentów mebli, jednak biorąc pod uwagę tylko wytwórców siedzisk do przestrzeni publicznej, pozycja firmy Bejot wygląda inaczej – jesteśmy trzecim producentem tych produktów w Polsce.

Z raportu firmy KPMG pt. „Rynek meblarski w Polsce”, który ukazał się w czerwcu br. wynika, że aż 64% badanych firm pozytywnie ocenia obecną sytuację na rynku meblarskim w Polsce. A jak ocenia ją prezes Bejot?

Potwierdzam, że Polska jako jeden z głównych producentów mebli na świecie utrzymuje swą pozycję. Jesteśmy atrakcyjnym partnerem. Mamy doskonały park maszynowy i wykształconą kadrę. Potrafimy wykonać meble lepiej od innych.

Początek nowego roku to zawsze otwarcie jakiegoś nowego rozdziału i wytyczanie nowych celów. Jakie są Państwa plany na ten rok?

Nasze cele na 2018 rok to przede wszystkim kontynuacja rozpoczętych procesów. Zależy nam szczególnie na rozwijaniu naszych autorskich idei w zakresie promocji mniej formalnych miejsc pracy w biurach.

W ostatnim czasie rozwój Państwa oferty koncentruje się na trzech obszarach. Pierwszy to biodynamiczne siedzenie, drugi to akustyka, a trzeci to meble do mniej formalnych spotkań. Dlaczego zdecydowali się Państwo postawić przede wszystkim na te obszary? Czy ten kierunek będzie kontynuowany w najbliższej przyszłości?

Z globalnych wyzwań wybraliśmy dwa: bóle pleców i hałas. Od lat – w ramach dwóch konsorcjów naukowych zawiązanych z Wydziałem Technologii Drewna Uniwersytetu Przyrodniczego – szukamy sposobów na zminimalizowanie negatywnych skutków siedzącego trybu życia. W nienaturalnej dla nas (z  punktu widzenia ewolucji) pozycji spędzamy po 12 godzin dziennie, czyli łącznie przez cały okres pracy zawodowej około 80 tys. godzin. Między innymi z tego powodu aż 80% Polaków cierpi na schorzenia kręgosłupa. Wystarczy zaledwie kilkuminutowy bezruch przed komputerem, aby narazić kręgosłup na silne przeciążenia. Dlatego krzesło powinno być nie tylko wygodne, ale powinno również odgrywać aktywną rolę w terapii schorzeń pleców. Produkowane przez nas siedziska zmuszają do biodynamicznego siedzenia, poprzez specjalną konstrukcję. Użytkownik wykonuje ciągłe, bezwiedne mikroruchy na kilku płaszczyznach i dzięki zmianie pozycji, odciąża mięśnie stabilizujące kręgosłup. Tego rodzaju rozwiązania to standard w większości naszych foteli. My, ludzie, zapominamy, że jesteśmy częścią świata zwierząt, a posiadany przez nas garnitur mięśniowy wraz z układem kostnym jest ukształtowany przez ewolucję do ruchu, ciągłego ruchu. Bezruch nas niszczy.

W ramach walki z hałasem zrealizowaliśmy razem z Uniwersytetem Przyrodniczym i Akademią Górniczo-Hutniczą oraz dwoma polskimi partnerami, projekt poświęcony akustyce otwartych przestrzeni – w biurach, szkołach i na lotniskach. Wyniki pozwoliły opatentować rozwiązania akustyczne i stworzyć m.in. linię ścianek działowych oraz wysoko zabudowanych foteli i sof, sprzyjających pracy, odpoczynkowi lub rozmowie i efektywnie tłumiących hałas.

Wierzę też, że fotele mogą leczyć nie tylko plecy, ale również relacje międzyludzkie. Mobilne technologie zmieniły sposób przebywania w przestrzeni publicznej. Zamiast rozmawiać, siedzimy wpatrzeni w ekrany. Projektanci mają świadomość zamierania relacji, dlatego szukają mebli, które „wymuszają” kontakt z drugim człowiekiem. Zarówno w kontaktach formalnych, podczas pracy czy poza nią.

Podobno jest Pan zwolennikiem „kaizen”, czyli japońskiej filozofii biznesowej, oznaczającej ciągłe ulepszanie procesów zarządzania i produkcji. Jak w praktyce wygląda jej stosowanie w firmie Bejot? Czy przekonali się do niej także pracownicy?

Tak. Na tę dziedzinę wiedzy musimy poświęcić znacznie więcej czasu. Zespół się dynamicznie rozwija i istnieje konieczność ciągłej pracy nad tym systemem.

Jak już Pan wspomniał, Bejot od dawna aktywnie współpracuje ze środowiskiem naukowym, m.in. z Wydziałem Technologii Drewna Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu oraz Katedrą Mechaniki i Wibroakustyki Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. To dobry przykład udanego mariażu świata biznesu i nauki. Dlaczego warto się na taką współpracę zdecydować?

Wiedza jest materią nad wyraz dynamiczną. Fabryki nie mają zaawansowanych laboratoriów i kadry naukowej śledzącej w sposób ciągły badania światowe. Jestem przekonany, że każda minuta poświęcona na kontakty z uczelniami wpłynęła pozytywnie na Bejot. Szczególnie cenię sobie relacje z prof. Jerzym Smardzewskim z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu oraz prof. Tadeuszem Kalisińskim z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Panowie, jesteście współtwórcami sukcesu firmy Bejot, za co dziękuję.

Jest Pan człowiekiem, dla którego niezmiernie istotna jest ekologia. Jak dba o środowisko fabryka Bejot?

Ekologia to proces złożony, dlatego staramy się działać na wielu płaszczyznach. Eliminujemy energochłonne procesy produkcyjne. Zwracamy uwagę na dostawców, aby nasze źródła były proekologiczne – wybieramy tylko tych dostawców, którzy przestrzegają naszych standardów ekologicznych. Obniżamy koszty funkcjonowania fabryki w zakresie naszej własnej konsumpcji energii. Zamontowaliśmy systemy pomp cieplnych dla hal o powierzchni 4 tys. m2. Wykorzystujemy tylko oświetlenie LED. Studiujemy rozwiązania fotowoltaiczne, aby w niedalekiej przyszłości zyskać pełną niezależność energetyczną. Zamawiamy nowe linie produkcyjne, aby wyeliminować gniazda produkcyjne niezgodne z naszymi standardami.

Zdaję sobie sprawę, że społeczna odpowiedzialność biznesu to dziś bardzo modne hasło, jednak często o fasadowym charakterze. Nie lubię fikcji i fałszu. Decydując się na własną firmę wiedziałem, że albo będę ją budował w zgodzie ze sobą i nie będę nikomu szkodził albo wcale jej nie zbuduję. Dowodzimy, że nie trzeba prowadzić rabunkowej – względem ludzi i środowiska – działalności, żeby dynamicznie rosnąć i osiągać satysfakcjonującą rentowność. Moje podejście wzmacnia również zaangażowanie pracowników. Ponad kilkanaście osób ma już staż pracy przekraczający 20 lat – to ludzie, którzy budują Bejot. Co roku ta liczba wzrasta. Jestem z tego dumny.

Od wielu lat główną imprezą wystawienniczą, w której biorą Państwo udział są kolońskie targi „Orgatec”. Ich najbliższa edycja odbędzie się w październiku br. Czy może Pan już uchylić rąbka tajemnicy i zdradzić, czym zaskoczy swoich klientów firma Bejot?

To trudne pytanie. Staramy się nie ujawniać naszych działań związanych z tą ważną imprezą wystawienniczą. Będziemy wystawcami targów „Orgatec 2018” i na pewno zaskoczymy nowymi pomysłami. Już nad nimi pracujemy. Zapraszam w październiku do Kolonii.

W Polsce nie ma imprezy porównywalnej z targami „Orgatec”, a firmy z branży mebli biurowych rzadko pokazują się na ogólnomeblowych targach, np. w Poznaniu. Jeśli już to wybierają raczej „Arenę Design”, a nie „Meble Polska”. Tymczasem dość licznie wzięły udział w drugiej edycji targów „Warsaw Home” w Nadarzynie. Dlaczego dla firm takich jak Bejot udział w „Warsaw Home” był istotny? Jak ocenia Pan perspektywy rozwoju tej imprezy w przyszłości, zwłaszcza w odniesieniu do branży mebli biurowych?

Jestem Poznaniakiem i mieszkam w Wielkopolsce. Dla mnie najważniejsze są imprezy targowe w Poznaniu. Międzynarodowe Targi Poznańskie to największe centrum targowe w Polsce, z długą tradycją wystawienniczą. Będziemy wystawcą na „Arenie Design” w tym roku. Interesują nas idee i możliwość dyskusji o trendach, a ta impreza to dobre forum do dyskusji. Życzę sobie i „Arenie Design”, żeby formy kontaktów były zbliżone do targów w Sztokholmie i Mediolanie. 

„Warsaw Home” jest alternatywą dla MTP, ale dla Bejotu to będzie zawsze tylko dodatkowa opcja. To dobre miejsce do prezentowania naszych produktów na najważniejszym rynku sprzedażowym w Polsce, czyli Warszawy.

Dziękuję za rozmowę.

ROZMAWIAŁA: Anna Żamojda.

Artykuł opublikowany został w miesięczniku BIZNES.meble.pl, nr 2/2018