Branża

Lokalsi czy globalsi?

Anna Gąsiorowska, właścicielka firmy Negocjator.

Lokalsi czy globalsi?

Pandemia zachwiała łańcuchami dostaw i międzynarodowymi kanałami sprzedaży, pozrywała zagraniczne sieci kontaktów. Nie ma prostej odpowiedzi: kto więcej zyskał, czy mniej stracił.

Reklama
Banner All4Wood 2024 - 750x100

W jednej strony – firmy działające na lokalnych rynkach muszą się dostosować „tylko” do lokalnych obostrzeń. Choć i te są często zróżnicowane, nawet w przypadku Polski, łatwiej jest zapanować nad tym biznesowo. A jeśli na dodatek lokalna firma korzysta z lokalnych półproduktów i dostawców – może być pewna ciągłości produkcji (o ile można być czegoś pewnym w dzisiejszych czasach), o ile firmy współpracujące z nią nie muszą sprowadzać surowców z zagranicy.

Przed firmami globalnymi stoją inne wyzwania – łatwo się pogubić w gąszczu miejscowych przepisów, ograniczeń, a do tego dochodzą też różne zasady przekraczania granic. Zarówno w przypadku wysyłki towarów za granicę, jak i przyjazdu towarów do Polski. Bilans zysków i strat mamy na razie częściowy. Lockdowny i ograniczenia dopiero wystawią nam rachunek.

Do niedawna w ogóle nikt z nas nie rozważał, czy lepiej działać lokalnie, czy globalnie. Popularnym powiedzeniem było hasło: Myśl lokalnie, działaj globalnie. I zapewne w pierwszym etapie pandemii – wielu przedsiębiorców słysząc to hasło, kiwało z ironicznym uśmiechem głową.

Cała światowa gospodarka musi na nowo przemodelować swoje myślenie o globalizacji. Dotyczy to zarówno branży meblarskiej, windykacyjnej, w której działam, ale też i wszystkich innych. Nawet choćby branży gastronomicznej – przecież w wielu miejscowościach restauracje i bary utrzymywały się przede wszystkim z obsługi grup zorganizowanych. I ich sytuacja finansowa nie uległaby wielkiej poprawy, nawet przy pełnym ich otwarciu. Do wyjścia choćby na zero potrzebowaliby też otwarcia granic i odmrożenia turystyki.

Z moich obserwacji wynika, że mamy obecnie czas wielkiego wyczekiwania – wstrzymujemy się z inwestycjami, szkoleniami. I obserwuję to, co potwierdzają dane różnych instytucji – zarówno osoby prywatne, jak i firmy, jeśli mają jakąkolwiek gotówkę, wolą ją trzymać przy sobie. Nawet, jeśli miałoby to oznaczać nieopłacenie faktury na czas, przegapienie „okazji”. Zarówno lokalsi, jak i globalsi. Wielcy i mali.

Powoli kończy się nam też motywacja – pamiętacie jeszcze początki pandemii w Polsce, ile mieliśmy energii do stawiania czoła sytuacji, do wymyślania rozwiązań, które miałyby nam pomóc normalnie funkcjonować w nienormalnych czasach? Co z niej zostało?

Musimy na nowo obudzić w sobie tą chęć do działania. Bez względu na branżę i skalę działania. Nie możemy wiecznie trwać w zawieszeniu, czekając, aż wiatr historii przestanie wiać. Życzę tego zarówno sobie, jak i Wam, choć same dobre słowa to za mało – musi za nim iść konkretne działanie… Dopóki pędzimy każdy kolejny metr, kilometr nie mają dla nas większego znaczenia. Gdy się zatrzymamy potrzebujemy sporo silnej woli, by znowu zrobić krok w dobrą stronę.

TEKST: Anna Gąsiorowska