Artur Wasążnik, dyrektor ds. handlu i marketingu w firmie Meble Marzenie, o tym, jakie są plusy i minusy targów „Meble Polska”.

Reklama

Zmiany w kalendarium idą w dobrym kierunku. Zwłaszcza targi „Meble Polska” znacznie zyskały w naszym odczuciu, dzięki przesunięciu terminu z lutego, kiedy większość firm meblarskich ma wciąż mnóstwo zamówień do wykonania, na nieco spokojniejszy marzec. Najlepszy termin dla dużej, dobrze nagłośnionej imprezy targowej w temacie mebli, to nawet maj. W ten sposób częściowo zniwelowanoby sezonowość naszej branży. A to zwykle jest niemałym utrudnieniem dla przedsiębiorców.

Póki co największą imprezą targową dla meblarstwa są właśnie targi w Poznaniu, ale może byłby czas na zaistnienie dla nich solidnej konkurencji? Trzeba ze smutkiem przyznać, że choć organizatorzy MTP przykładają wiele starań, to jednak nie udaje się im zapanować nad szeregiem problemów organizacyjnych. Mówię choćby o sprawach logistycznych. Centrum wielkiego miasta to nie jest w obecnych czasach najlepsze miejsce do odbywania targów, a w dodatku generuje to bardzo duże koszty na różnych polach.

Biorąc pod uwagę przyszłość wydarzeń targowych musimy mieć na uwadze przede wszystkim rozwijającą się motoryzację, coraz większe korki, zakazy wjazdów dla samochodów ciężarowych czy też rosnące ceny gruntów i podatków. Dlatego najważniejsze (choć nie jedyne) kierunki ewolucji streściłbym w kilku punktach. Bliskość wielkiego miasta – tak, ale umieszczanie targów w jego centrum – zdecydowanie nie. Targi poza miastem – jak najbardziej tak, ale tylko przy zapewnieniu wystarczającej, bliskiej i różnorodnej bazy restauracyjno-hotelowej. Do tego jeszcze konieczny jest bardzo sprawny, szybki, publiczny transport do śródmieścia z bogatą ofertą kulturalno-kulinarną.

Jestem przekonany, że kto w udany sposób wprowadzi te idee w życie (nie zapominając o ich przełożeniu na cenę powierzchni targowej, o jak największej promocji itp., itd.) w niedługim czasie i na wiele lat stałby się liderem tego rodzaju imprez.